Witam Was na moim blogu
- niegdyś - story-the-wanted.blogspot.com !
W archiwum znajdziecie opowiadanie o The Wanted (rozdziały 1-59).
Zapraszam do czytania i komentowania!
Claudia Xyz

poniedziałek, 25 lutego 2013

36


Razem z Amy postanowiłyśmy wybrać się do sklepu z artykułami dziecięcymi i kupić coś dla dzieciaczka Thoma jako taki symbol tego, że akceptujemy całą tą sytuację. Wybrałyśmy śpioszki w beżowym kolorze i kilka grzechotek, i gryzaczków. Wróciłyśmy do domu. Chłopaki właśnie wrócili ze studia.
-Jak na próbie? -pocałowałam Max'a.
-Spoczko na maroczko. -Siva objął Amy w pasie.
-Thomas, to dla ciebie, to znaczy dla … twojego dziecka. -przełknęłam głośno ślinę. Sama nie wierzyłam w to wszystko.
-Nie trzeba było. -chłopak zabrał torbę, wyjął z lodówki zgrzewkę piwa i poszedł do swojego pokoju. Wszyscy popatrzeliśmy po sobie, przecież powinien się cieszyć.

Leżałam na łóżku wtulona w Max'a, ale żadne z nas nie mogło usnąć, bo po całym domu roznosiła się głośna muzyka. Wyszłam na korytarz. Okazało się, że to z pokoju Thomasa. Pukanie nie miało najmniejszego sensu, weszłam i zobaczyłam chłopaka, leżącego na łóżku z butelką wódki w ręce.
-Coś ty z siebie zrobił. -powiedziałam, odstawiając flaszkę na komodę. Przykrywałam go kocem, gdy na podłogę spadło zdjęcie usg. Podniosłam je i jeszcze raz przyjrzałam się danym wypisanym w rogu kartki. Imię, nazwisko...itp. -Zaraz, zaraz...- powiedziałam sama do siebie. Wyłączyłam muzykę i po cichu wyszłam z pokoju.
-Max, kiedy poznaliśmy Lily i Sharlotte? -weszłam do pokoju i od razu zaczęłam szukać w tablecie mojego terminarza.
-No to było... w drugi dzień pobytu na wyspach? Jakoś tak... -chłopak zaspany usiłował przypomnieć sobie.
-Mam cię... -powiedziałam sama do siebie.
-A co?
-Jutro zobaczysz. -schowałam usg do kieszeni spodni, które wisiały na krześle i położyłam się do łóżka. Kamień spadł mi z serca!

-Moi drodzy parafianie! -stanęłam na pufie w salonie, gdzie zebrała się cała nasza gromadka. -Proszę o skupienie! Szczególnie ty się powinieneś ogarnąć. -wskazałam na brata, który skacowany leżał na oparciu kanapy. -Ostatnimi czasy okazało się, że nasz BigBrother zostanie ojcem. I cóż, no jakoś się pogodziliśmy, nieprawdaż? -spojrzałam na resztę zainteresowanych, którzy przytaknęli.- Niestety jak widać, a może było słychać dzisiejszej nocy, sam zainteresowany czyli Thom z tego „entuzjazmu” postanowił utopić swoje szczęście w wódce. Dlatego też wczoraj poszłam do niego, by go jakoś ogarnąć i przez przypadek to dostało się w moje ręce. -wyciągnęłam z kieszeni usg. -Powiecie, hmmm usg jak usg, no nie? Ale, ale! -trycnęłam brata nogą. -tutaj pisze imię i nazwisko pacjentki oraz tydzień ciąży. I co? 8 tydzień... Ha! -stałam tryumfalnie nad całą gromadką.
-Czyli co? Bo ja nic nie kumam. -Jay zabrał mi kartkę.
-Czyli to nie jego dziecko. - powiedziałam schodząc z podwyższenia.
-Jak nie moje, jak moje, no co jest, teraz to już moje, no nie?! -Thomas zerwał się na równe nogi.
-Ej, faktycznie. Przecież 8 tygodni temu to my jej jeszcze nie znaliśmy. -Max błyskotliwie zauważył.
-Mówiłam wam, że z nią są zawsze same kłopoty? -Sharl zawstydzona siedziała obok Jay'a.
-Thomas! -wrzasnęłam na brata. -To nie jest twoje dziecko! Rozumiesz to?! -złapałam go za ramiona.
-Moje, nie moje... ja już ku.wa chyba wariuję. -usiadł na fotelu, łapiąc się za głowę. -Nie moje... -ciągnął pod nosem.
-Nie -twoje. -powiedziałam jeszcze raz.
-Napijmy się z tej podniosłej okazji! -Thomas pobiegł do kuchni po piwo.
-Ty powinieneś TERAZ z nią porozmawiać. -odwróciłam chłopaka w stronę drzwi i wcisnęłam kluczyki od auta w jego dłoń. -Boże, dom wariatów. -zakręciłam się na nodze i usiadłam na oparciu kanapy.
-A gdybyśmy my może tak...-Max usiadł obok mnie i uścisnął moją dłoń. -O takiego małego dzieciaczka...
-A w mordę to ty chcesz? -spojrzałam w jego czekoladowe oczyska.
-No, ale skarbie!
-Śpisz na kanapie. -powiedziałam i poszłam do kuchni.

Następnego dnia obudziłam się sama w łóżku. Zeszłam na dół i zobaczyłam jak Max śpi na kanapie. Uśmiechnęłam się pod nosem. Wślizgnęłam się pod koc, pod którym spał chłopak i włączyłam telewizor.
-Cześć królewno. -powiedział pod nosem.
-No hej Łysol. -poklepałam go po tyłku. Chłopak usiadł, spojrzał na mnie złowieszczo i zaczął mnie całować. Jego ręce bardzo szybko znalazły się pod moją koszulką.
-Już nie macie, gdzie się kokosić... - z góry zeszła Amy. Odepchnęłam chłopaka, poprawiłam koszulkę i wróciłam do oglądania porannych wydarzeń.
-Świeże gazetki! -do domu wpadł zdyszany Siva i Nathan. Rzucili na kanapę stertę kolorowych pisemek. Właśnie dzisiaj miała się odbyć premiera ich nowego singla. Ja niestety byłam odsunięta od tych spraw z wiadomych powodów, od teraz zajmowałam się bardziej formalnymi kwestiami. Z zaciekawieniem przeglądałam pisemka. Jak zwykle tysiące plotek, ploteczek. Nie chciało mi się nawet wierzyć. Moją uwagę przykuł artykuł o Sivie i jakiejś modelce. Nie znałam tej dziewczyny, ale rzekomo gra w nowym teledysku chłopaków. Max nie mówił nic o jakiejś nowej znajomej, ale cóż... ze wszystkiego spowiadać mi się nie musi. Były tam różne zdjęcia zespołu z restauracji i studia, gdzie Siva i owa laska stoją obok siebie, uśmiechają się, a nawet tańczą razem. Ileż to można wyssać domysłów z głupich zdjęć. Przejrzałam resztę pisemek, tematy w sumie się powielały.
O 10.15 wszyscy zebraliśmy się przed telewizorem, gdzie za 5 minut miał zostać puszczony premierowo teledysk The Wanted. Wszyscy z niecierpliwością oczekiwaliśmy na zapowiedź prezentera.
-Jest! -Jay wydał z siebie pisk jak mała dziewczynka. Przyglądaliśmy się z zapartym tchem. Chłopaki nucili sobie swoje kwestie pod nosem. Sceneria była dosyć prosta. Panowie byli ubrani w ciuchy w stylu retro. Wszystko odbywało się na czarnym tle. Każdy z nich odgrywał krótką scenkę z ową dziewczyną, jak wyczytałam miała na imię Tina. Była to wysoka blondynka, z nogami niemalże do szyi. No fakt, piękna to ona była. Dobra, chodzący ósmy cud świata.
-I jak się podoba? -Nathan stanął przed plazmą.
-Megaaa. Kawał dobrej roboty! -powiedziałam.
-Musimy to oblać! -Max zerwał się z kanapy i popędził do telefonu. Zadzwonił do klubu i zarezerwował dla nas logie.

Byłam już ubrana w sukienkę, ale w mojej głowie zrodziły się pewne wątpliwości, czy to nie za wcześnie imprezować po śmierci przyjaciela. Usiadłam na podłodze, opierając się o łóżko, wszystko wróciło. Z szafki wyciągnęłam tabletki i połknęłam podwójną dawkę. Siedziałam z głową uniesioną do góry i czekałam aż leki mnie uspokoją.
-Wychodzimy. -Amy weszła do pokoju, dopinając pełną torebkę.
-Idę, idę... -podniosłam się z podłogi. Zakręciło mi się w głowie, ale szybko złapałam równowagę. -Wszystko w porządku? -zapytałam przyjaciółki, która miała czerwone oczy, jakby płakała.
-Jasne. Chodźmy. -szybko zbiegła ze schodów.

W klubie było mnóstwo ludzi. Siedzieliśmy w zarezerwowanej loggi i wszyscy pochłaniali ogromne ilości alkoholu, ale oczywiście tylko ja siedziałam o soczku. Byłam poirytowana faktem, że wszyscy świetnie się bawią i co najlepsze, swoich wygłupów jutro rano nie będą pamiętać, a ja z niesmakiem muszę na to wszystko patrzeć. Nie wiadomo skąd, w klubie pojawił się Eric z producentami i całą resztą ludzi odpowiedzialnych za klip. Pośród nich była Tina. Szczerze powiedziawszy bardzo fajna dziewczyna. Polubiłyśmy się jakby od pierwszego wejrzenia. Hm, może tak bardzo mi przypadła do gustu, ponieważ ona tylko wypiła jednego drinka, więc jakby nie patrzeć również była trzeźwa jak ja.
-Widziałaś gdzieś Amy? -Siva przysiadł się do mnie i do Tiny.
-Nie... -przeciągnęłam, przyglądając się jego błędnym oczom. -Stało się coś?
-Yh, pokłóciliśmy się... no nie ważne. -chłopak machnął ręką i chwiejnym krokiem opuścił klub w poszukiwaniu dziewczyny.
-Oni i kłótnia? -zakręciłam szklanką z sokiem po swoim kolanie. -Dziwne...

Dochodziła jakaś 3.30, gdy opuściliśmy klub. Szczerze powiedziawszy bardzo fajnie spędziłam te kilka godzin w towarzystwie Tiny. Na nikogo innego nie mogłam liczyć. Nawet Max nie był w stanie odpowiedzieć mi na pytanie typu: ile masz lat. Wróciliśmy do domu i jak małe dzieci bardzo szybko usnęliśmy.
____________________________________________
Jutro się wszystko okaże. Aż dziw bierze, że jedno spotkanie może zadecydować o całej Twojej przyszłości. Czuję się jakbym miała poznać swój dalszy los w kryształowej kuli... Coś mi się wydaje, że tysiące pytań tej nocy nie dadzą mi zasnąć. To będzie jedyna korzyść dla ponad 100 czasowników z angielskiego, sprawdzianu z niemieckiego i zadań z fizyki.

czwartek, 21 lutego 2013

35


Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy. Tematami numer jeden jak dla mnie okazały się dwie rzeczy. Po pierwsze, Jay i Sharlotte są razem. Rzekomo to po prostu przyjaźń, ale trzymanie się za ręce, czułe pocałunki raczej nie mieszczą się w granicach przyjaźni. Po drugie, Natalia musi wracać do Polski za kilka dni, a to oznacza jakby koniec realnego związku z Nathan'em.

Wieczorem siedziałam na balkonie i usiłowałam skupić się nad książką. Nagle pojawił się Thom.
-Mogę?
-No, jak już jesteś to chodź.
-Chciałem cię przeprosić.
-Mnie, za co?
-Bo... miałaś rację. -usiadłam wyprostowana i zaczęłam przysłuchiwać się temu wszystkiemu. -Lily jest … no tą, za którą ją uważałaś. Dopiero kilka dni temu się wydało. Jaki ja byłem głupi. -chłopak zakrył twarz w dłoniach.
-Powiedziała ci?
-Eh, nie. To wyszło przez przypadek. Odczytałem jej sms'y od jakiegoś gościa, to znaczy od jej klienta. Później znalazłem jeszcze więcej różnych podejrzanych kontaktów. Poszperałem w necie i znalazłem ją w różnych agencjach i na różnych portalach. Kretyn ze mnie.
-I co teraz?
-Nic. Rozstaliśmy się. Ale najgorsze jest to, że nie posłuchałem się ciebie. No i jeszcze ta akcja na jachcie.
-Daj spokój. Dobrze, że to się tylko tak skończyło.
-A co to za ploteczki? -Max wszedł na balkon.
-Obgadujemy cię. -powiedziałam.
-Dobra, ty już do łóżka, proszę. -chłopak wręczył mi kilka tabletek. Niechętnie połknęłam je wszystkie.
-Po takiej dawce to lepiej już ze mną nie rozmawiać. -uśmiechnęłam się do nich i poszłam do pokoju.

Całą noc przeleżałam. Nie mogłam zasnąć, bo za każdym razem, gdy zamykałam oczy widziałam Anthonego. Max najpierw leżał i czuwał nade mną, ale ja zawzięcie udawałam, że śpię. Dopiero koło 4 nad ranem zdrzemnęłam się na dwie godziny. W końcu zeszłam do kuchni.
-Matko, wystraszyłaś mnie! -krzyknęłam, gdy przy wysepce zobaczyłam Natalię. -Co jest?
-Jutro mam samolot do Polski. Claudia, ja nie wiem co mam robić!
-Myślisz, że ja ci powiem?
-Ja go kocham, ja... ja nie wytrzymam bez niego. Co, będziemy się spotykać tylko na święta?! To chore! -dziewczyna zaczęła krążyć po kuchni. Nie wiedziałam jak jej pomóc, co jej doradzić, to była naprawdę trudna sytuacja.
-Cześć... -do kuchni wszedł zaspany Nathan. Złapał Natalię w pasie i pocałował ją w policzek. -Nie mogę spać przez to wszystko. -wymamrotał i usiadł przy stole, kładąc głowę na blat. Siedzieliśmy tak do 8 i myśleliśmy, ale wszystkie pomysły były dobre, dopóki nie zaczęliśmy obmyślać ich wykonania. Z każdą minutą co raz bardziej uświadamialiśmy sobie, że Natalia będzie musiała wrócić do Polski.
Po kilku minutach wszyscy domownicy byli już na dole. Dopiero teraz zauważyłam, że Sharlotte z nami mieszka, albo pomieszkuje, bo zeszła z Jay'em i była ubrana w koszulkę chłopaka, i jego spodnie. Zaraz po śniadaniu chłopaki pojechali na próbę, a my z dziewczynami posprzątałyśmy w domu.

-Natalia szybko, bo się zaraz spóźnimy! -stoję w drzwiach, podrzucając kluczykami od auta.
-Chyba żartujesz, że ty prowadzisz. -Max zabiera mi kluczyki i idzie do samochodu, obok którego jest Nath.
-Ale dlaczego?! -stoję naburmuszona, ale dobrze zdaję sobie sprawę, że przy takiej ilości leków antydepresyjnych to nawet na trzeźwo herbaty nie mogę sobie zrobić. Po kilku minutach dziewczyna schodzi z ostatnią torbą. Przed wyjściem żegna się ze wszystkimi. Jedziemy na lotnisko. Max prowadzi, ja siedzę obok niego, a z tyłu Natalia i Nath, trzymają się za ręce i oboje patrzą w inną stronę. Po kilkunastu minutach jesteśmy już na terminalu.
-Bilet mam, wszystko mam. Do odprawy. -dziewczyna sprawdza czy zabrała to, co jest jej potrzebne. Spogląda na mnie i po chwili przytula się do mnie. -Trzymaj się siostra. -mówi ocierając łzę. Teraz podchodzi do Max'a.
-Darek! -nagle zauważam brata, udającego się do odprawy.
-Łoo! Myślałem, że was tu nie spotkam. -chłopak wita się z Nathan'em.
-Dzięki za wszystko. -przytulam się do Darka i przypominam sobie te godziny w szpitalu.
-Teraz to już będzie tylko lepiej. -chłopak mówi mi, a ja jakoś w to nie wierzę. Natalia przytula się do Nath'a. Stoją tak i nic nie mówią. Widzę tylko, spływające łzy dziewczyny. Ściskam mocniej dłoń Max'a, by upewnić się, że on nigdzie się nie wybiera. Nathan wyjmuje z kieszeni małe pudełeczko i daje dziewczynie. Trzęsącymi się rękami Natalia otwiera je. Okazuje się, że to łańcuszek w kształcie serca. Chłopak zakłada jej ozdobę na szyję. To powoduje, że siostra zaczyna jeszcze bardziej płakać.
-Dobra, zbierajmy się. -Darek zabiera torbę Natalii i swoją, i kieruje się w stronę odpraw. Nathan odprowadza ich pod same bramki, gdzie jeszcze raz całuje dziewczynę. Po chwili rodzeństwo znika w tłumie ludzi, a my udajemy się do samochodu.

W domu wszystko wydaje się być inne. Nathan zamyka się na cały wieczór w pokoju, cała reszta domowników obija się przed telewizorem i w kuchni. Nasz spokój przerywa dzwonek do drzwi. No cóż, idę otworzyć.
-Co ty tu robisz? -w drzwiach widzę Lily.
-Jest Thomas? -stoję, nie wiem czy mam skłamać, że brata nie ma, czy mam jej przywalić, czy może po prostu ją wpuścić.
-Czego chcesz? -za moimi plecami pojawia się Thom. Odchodzę w głąb pomieszczenia i bacznie obserwuję tą dwójkę. Po chwili znikają na schodach, słyszę tylko zamykające się drzwi pokoju.
Mija kilka minut. Wszyscy siedzimy i oglądamy Władcę Pierścienia. Po schodach zbiega Lily, rzuca nam tylko „cześć” i wychodzi z domu. Nikt nie zwraca na nią uwagi. Na schodach pojawia się Thomas. Jest blady i ledwo co trzyma się na nogach.
-Co tam szanowny Thomasie?! Wróciliście do siebie? -Siv'a robi miejsce koledze na kanapie.
-Ducha zobaczyłeś?! -Jay macha chłopakowi przed oczami.
-Hah, wygląda jakby się dowiedział, że ojcem zostanie. -Max rzuca w Thoma poduszką. Wszyscy milkniemy.
-Ona jest w ciąży... -Thomas wstaje i otwiera puszkę piwa. -Ze mną. Ja – ojcem. Czaicie?
-NIE! -wszyscy krzyknęliśmy. W sumie powinniśmy się cieszyć, w końcu nasz Thomas zostanie tatusiem, ale hm... to było wszystko takie dziwne. Chłopaki w ramach niejakiej „solidarności” wypili ze świeżo upieczonym tatkiem piwo i wszyscy rozeszli się do pokoi.
-Siostra. -Thom zaciągnął mnie do swojego pokoju. -To nie może być moje dziecko.
-Sam przecież powiedziałeś...
-My się zabezpieczaliśmy. No ja wiem, że czasem to się na nic zdaje, ale... -chłopak wyciągnął spod poduszki kopertę. Otworzyłam ją i zobaczyłam usg.
-Thom, ale to jest widocznie jej usg. -pokazałam mu imię i nazwisko dziewczyny napisane na zdjęciu. -Chyba musisz się oswoić z tym wszystkim. Zobaczysz, jutro będzie lepiej.
Sama chyba się pogodziłam, że ta dziewczyna już na zawsze będzie nam zatruwała życie. Gdzieś w środku miałam nadzieję, że ona się zmieni. Wiecie, hormony i te sprawy. Jednak było mi żal brata, że będzie wychowywał dziecko z kimś takim.  
_____________________________________________
Kurcze, nie wiem co się ze mną dzieje. Życie się o mnie upomniało. Znowu same problemy, jakbym wystarczająco dużo nie przeszła. Przez ten chol.erny realizm nie jestem w stanie pisać dalej tych rozdziałów, nie mogę sobie niczego wyobrazić, bo rzeczywistość tak bardzo mnie teraz "przygniotła". Jak na razie zapas rozdziałów mam, ale co będzie dalej - nie wiem. Czytajcie i komentujcie, mam jeszcze to pisać ? 

niedziela, 17 lutego 2013

34


Zakładam czarną sukienkę do kolan. Jest na szerokich ramiączkach z paskiem w talii. Do tego wybieram czarne szpilki i torebkę w rękę. Decyduję się na srebrną bransoletkę i delikatny makijaż. Włosy upinam i tylko kilka pokręconych kosmyków puszczam swobodnie. Schodzę powoli po schodach. Tup, tup... Wszyscy już czekają przed domem. Tata podaje mi rękę i podtrzymuje mnie. Wychodzimy na parking. Nie, tym razem nie powiem wam jak pięknie wygląda fontanna przed domem i jak równo ostrzyżony jest żywopłot wokół domu. Nie tym razem. Siadam do samochodu z mamą i ojcem. Jedziemy do cmentarnej kaplicy. Ludzie. Dziesiątki ludzi. Setki ludzi. Wchodzę do kaplicy. Chłopaki z zespołu zajmują miejsca z tyłu, Amy, Natalia i Darek również. Czuję jak ojciec Anthonego bierze mnie pod rękę i prowadzi mnie do pierwszej ławki. Przez chwilę bronię się, bo tam powinien siedzieć tylko on z żoną, ale nie. Ludzie odwracają się i patrzą na mnie. Nie płaczę, nie mam już na to siły. Siadam i wbijam wzrok w dębową trumnę przed ołtarzem. Podczas mszy nie wstaję, nie klęczę, nie podchodzę do Komunii, nie zabieram głosu. Wychodzimy. Znów idę na pierwszym miejscu. Tuż za samochodem idę pod rękę z jego matką. Tuż za nami jego dziadkowie i moi rodzice. Po raz tysięczny czytam tabliczkę na trumnie. Idziemy uliczkami do wyznaczonego miejsca. Droga wydaje się nie mieć końca. W końcu zatrzymujemy się . Stoję tuż obok księdza, patrzę w wykopany dół i odczuwam paniczny strach. Nie wiem co mówi ksiądz, ale panuje taka cisza...
-Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz. -jedyne co usłyszałam. Mam ochotę pogonić tych wszystkich ludzi stąd, ale to tylko moje wewnętrzne odczucie. W rzeczywistości jestem słaba. Codziennie przyjeżdża do mnie psycholog, ha, kto, by pomyślał. Wciska mi kilkanaście tabletek, po których śpię jak zabita i gada ze mną. Mam ochotę spuścić mu łomot, ale tego nie zrobię. Udaję, że wszystko jest ok. Im szybciej on stwierdzi, że już się podniosłam po śmierci Anthonego, tym szybciej ten pieprzony lekarz da mi spokój. Stoję teraz i wpatruję się tępym wzrokiem na trumnę, którą teraz spuszczają do dołu. Po cmentarzu zaczyna rozchodzić się płacz. Pośród tych wszystkich ludzi tylko spokojnie stoję ja, jego matka i ojciec. Widocznie mamy tego samego psychologa. Hm, pewnie pomyślicie, że plotę teraz bzdury, że nie zachowuję się poważnie, ale … ja nie czuję się już poważnie. Jestem zjarana prochami i … dochodzę do wniosku, że już wszystkie łzy wylałam. Chyba zaraz zemdleję. Nastaje moment, by powiedzieć kilka słów o zmarłym. Cóż ja mam powiedzieć. Nie. To raczej nie bezpieczne. Nikt nie decyduje się, aby wystąpić, bo co można powiedzieć? Że taki młody, a taka tragedia? To jest oczywiste, nie ma co rozdrapywać tych trudno gojących się ran. Jeden z jego kolegów ze studiów ma przygotowane przemówienie. Sypie jakimiś cytatami, które jeszcze bardziej roztapiają nasze serca. Nie słucham go, chociaż wiem, że to co mówi jest piękne, ale nie. Ja chcę go zapamiętać nie z wyidealizowanych wspomnień, tylko z życia codziennego. Nastaje cisza. 
Zabieram długą, czerwoną różę od Max'a, który stoi dwa kroki dalej. Wszyscy teraz skupiają wzrok na mnie. Zbliżam się do dołu. Zebrani chyba mają nadzieję, że powiem coś o chłopaku, może liczą na to, że opowiem im te kilkanaście dni w szpitalu. Nie, niczego się nie dowiecie. Kucam, czynię znak krzyża i rzucam kwiat na trumnę. Max podchodzi i pomaga mi się podnieść. Ludzie odprowadzają mnie wzrokiem. Już się nie zatrzymuję. Z Max'em udajemy się do samochodu i jedziemy do domu. Gdy tylko wchodzę ściągam sukienkę i buty. Zbiegam szybko po schodach do salonu. Wrzucam drewno do kominka, kilka gazet i zapalam ogień. Max stoi i mi się przygląda. Po chwili w pokoju robi się gorąco od paleniska. Spoglądam w tańczące płomienie. Zwijam sukienkę, buty i torebkę w jeden prowizoryczny pakunek i rzucam w ogień. Max przytula mnie. To wszystko.

Przez ponad tydzień siedziałam w rodzinnym domu. Jak już wspomniałam codziennie spotykałam się z tym doktorkiem. Dwie godzinny paplania z takim czubem, który, czasami odnosiłam takie wrażenie, ma większe problemy ze sobą niż ja. Max musiał wracać do Londynu. Została tylko Natalia. W końcu przekonałam rodziców i psychologa, że lepiej będzie, gdy wrócę do miasta i zajmę się pracą. Wtedy w pełni będę mogła odzyskać normalne życie. Zgodzili się.

-Wróciłyśmy. -Natalia wysiadła z samochodu. Zapłaciłyśmy za taksówkę i skierowałyśmy się do domu. Otworzyłam drzwi. Było cicho. Udałam się do pokoju.
-Max... -rzuciłam się chłopakowi na szyję. -Przepraszam cię za wszystko.
-Za co?
-Ja... przepraszam. Mogłeś się poczuć...
-Claudia. Ja cię rozumiem. To ja cię powinienem przeprosić, że nie dałem ci wystarczającego wsparcia. Teraz już będzie wszystko dobrze, rozumiesz? -chłopak chwycił moją głowę w swoje dłonie.
-Daj mi pół godziny. -powiedziałam i udałam się do szafy po ubrania na zmianę. Wzięłam prysznic, zrobiłam sobie makijaż, wyprostowałam włosy, włożyłam ubrania. Przed wyjściem z pokoju połknęłam jeszcze tabletki, tak dla pewności. Zeszłam na dół. Wszystko wraca do normy.
-Opowiadajcie, co tu się działo? -usiadłam na kanapie obok Jay'a i Sharlotte. -Musimy to wszystko nadrobić.
________________________________________________________
Muszę się zebrać do napisania kolejnych 7 faktów o mnie. 
Obiecuję, że już kończy się ten okres 'żałobny' i zaczną się nowe problemy ;) 
Komentujcie ! ! ! 

czwartek, 14 lutego 2013

33

Siedzę na krześle, w swoich dłoniach mam wplątaną dłoń Anthone'go. W uszach mam słuchawki i na chwilę chcę zapomnieć o wszystkim wokół. Jest jeszcze mrok, bo na zegarku dopiero dochodzi 6.15. Chłopak rozgląda się po pomieszczeniu, które tak dobrze zna. Jego oczy są puste, ciemne i zapadnięte.
- Jeszcze noc się wokół tli, a już wiem, że dzień jest zły,
zdjęcia gwiazd w gazecie, chleb
i jak zwykle moja twarz byle jaki wygląd ma,
a na włosach jakiś spray...”- wsłuchuję się w tekst piosenki, która brzmi w polskim języku. Czuję, że chłopak ściska mocniej moją dłoń. Wyciągam jedną ze słuchawek i spoglądam na niego wysilając się na uśmiech.
-Bądź taka jak wcześniej. -Anth mówi prawie bez głosu.
-Czyli jaka?
-Uśmiechnij się jak dawniej, chcę zobaczyć dołeczki w kącikach twoich ust. -dłoń chłopaka wędruje na mój policzek. -”Palę w piecu, ciepło jest, moje wiersze – trochę wstyd...”- Anth zaczyna nucić piosenkę, którą dobrze zna. Ze swoim brytyjskim akcentem mówi tekst.
-”Gdzieś na ścianie dyplom mam – trzecie miejsce w skoku w dal.” - dokańczam. Czuję jego chłodną dłoń, która bezwładnie opada na moje ręce.
-”Znowu na nic przydam się, lepiej chyba pójdę spać...”-szepcze. -Kocham Cię... zawsze będę.
-Anth, co ty mówisz? -siadam na łóżku i głaszczę jego twarz.
-Gwiazdko moja... ja... -przez chwilę wsłuchujemy się w dalszy tekst piosenki, dobiegającej ze słuchawek.
Nie oglądaj moich zdjęć.
Bo nie ma we mnie nic i nic nie jestem wart,
a czerwień mojej krwi to tylko jakiś żart
i zapominać chcę tak często jak się da,
że nie ma we mnie nic i nic nie jestem wart.”
-Mogę Panią na chwilę prosić? -lekarz staje w drzwiach i spogląda na nas. Szybko wstaję i udaję się do doktora. -My już nic więcej nie możemy zrobić. Zawiadomiliśmy już jego rodzinę. -nic do mnie nie dociera. Stoję jak jakiś kołek i tylko wsłuchuję się w tą beznadziejną melodię! Mężczyzna odwraca się i idzie z powrotem do swojego gabinetu. Hm, wzruszam ramionami i mijam się z pielęgniarką w drzwiach sali 123. Cała aparatura jest odłączona, w pomieszczeniu panuje cisza, cisza tak cicha, że nawet zegarek na ścianie nie jest tak głośny jak kilka minut temu. Kładę się obok chłopaka i wsłuchuję się w jego oddech.
-Anth... kocham Cię. -mówię mu do ucha. Czuję jak moje serce rozdziera się z bólu.
-Gwiazdko, ja Ciebie też. Wezmę tą miłość do grobu, rozumiesz? Jak w bajce „aż po grób”. -nawet nie zauważyłam, że odtwarzacz muzyki zatrzymał się. Anth włącza go i znów słyszymy melodię.
-”Ty pilnuj moich snów i przychodź kiedy chcesz
Te chwile z moich dni do jednej dłoni zbierz”-nucę pod nosem, łzy spływają mi po policzkach, a potem na szpitalną koszulkę chłopaka. To ciche łzy, takie, których nikt nie zobaczy, takie łzy wstydliwe...
-”I nie pocieszaj mnie i tak tu będę stał,
Bo nie ma we mnie nic i nic nie jestem wart.” Będę twoim aniołem, nie opuszczę cię ani na chwilę. Będę twoją najjaśniejszą gwiazdą na niebie. -chłopak zamyka oczy.
-Anth... jeszcze chwile. Nie teraz...
-Powiedz mojej mamie, że za wszystko jej dziękuję. -spoglądam w drzwi. W nich stoją jego rodzice, oni wydają się być spokojni, pogodzeni? Nie, to nie możliwe, by pogodzić się ze śmiercią jedynego syna. -Powiedz ojcu, że go przepraszam, że nie dałem rady w kancelarii.
-Synu, dałeś radę. Jestem z ciebie dumny. -ojciec podchodzi do niego i całuje w czoło. -Kocham cię Anth. -mężczyzna wraca do żony. Na korytarzu dostrzegam moich rodziców, Darka, Amy, Natalię i cały zespół. Wtulam się w ramiona chłopaka, zamykam oczy. Jego oddech jest płytki i krótki.
-Kocham Cię. -chłopak całuje mnie chłodnymi ustami w moje spierzchnięte usta.
-Anth nie zostawiaj mnie. -mówię cicho, ale zdaję sobie sprawę, że już za późno.
-Cześć wam. -chłopak unosi rękę w stronę drzwi, gdzie stoi zespół i dziewczyny. -Do zobaczenia. Ty … -chłopak wskazał na Max'a. -masz się nią zająć, bo jak nie to ja cię odwiedzę. -obaj się uśmiechnęli. -Do widzenia. -Anth zamknął oczy i przechylił głowę w moją stronę. Przez chwilę czuję jego oddech. Nagle cały świat zastyga. Mam zamknięte oczy, chcę to przeczekać. Moja lewa ręka leży na klatce chłopaka. Czuję jego serce. Odliczam sekundy pomiędzy biciami.
„-Jeden, dwa.”-mówię w myślach. „-Jeden, dwa, trzy”, „Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, o...” -dalej już nie ma sensu, jego już tu nie ma. Czuję jak jego ciało staje się co raz chłodniejsze. Z korytarza słyszę płacz mamy chłopaka. Ściskam mocniej oczy, jakby to miało mnie uchronić przed tym wszystkim.
-Claudia...-Max dotyka mojego ramienia.
-Ja tu zostaje. -mówię z zamkniętymi oczami.
Czas mija, minuta po minucie. Nie słyszę już płaczu, krzyku rozpaczy. Leżę koło mojego przyjaciela, który teraz prawdopodobnie wstępuje do najpiękniejszej krainy wszechświata. W głowie mówię modlitwę. Pierwszy raz od pamiętnych czasów składam słowa „Zdrowaś Maryjo...”. Z każdą linijką mimowolnie przypominam sobie dalsze słowa, jakby jakaś magiczna siła podpowiadała mi je z tyłu głowy. Dopiero po jakiś 2 godzinach otwieram oczy. Koniec. Moja siła ulatnia się jak gaz z niedokręconej butli. Koniec. Widzę twarz chłopaka. Koniec. Sine usta, blada twarz, sine oczy. Koniec. Moje serce bije jak oszalałe. Teraz dociera do mnie to wszystko. Duszę się łzami i płaczem, chcę krzyczeć, ale nie mogę wydobyć z siebie głosu. Stoję nad łóżkiem, gdzie Anthony i szpitalne prześcieradło już niczym się nie różnią. Do sali wchodzi Darek. Mocno chwyta mnie za ramiona, a ja szarpię się na wszystkie strony, usiłując wykrzyczeć cholerne NIE! Dławię się łzami, łapię powietrze jak ryba wyciągnięta z wody. Nagle do pokoju wchodzi lekarz i pielęgniarka. Kobieta zakrywa twarz zmarłego, a ja jeszcze bardziej chcę się wyswobodzić z uścisku Darka i przytulić Anthonego. Darek i doktor zabierają mnie do zabiegowego. Dostaje maskę z tlenem i jakiś zastrzyk na uspokojenie. Siedzę otępiała i wpatruję się w krzyż, który wisi na ścianie. Nagle z korytarza dochodzi do mnie dźwięk toczących się kółek. Widzę łóżko, na którym przez tyle godzin leżałam, teraz pchane przez pielęgniarzy. Koniec. Nie mam siły wyrwać się i zatrzymać ich, jeszcze raz pocałować chłopaka w zimne usta. Koniec.
_____________________________________________
Taaa, uśmierciłam go. No, bywa. 


niedziela, 10 lutego 2013

32


Alicee_ - dziewczyno, zszokowałaś mnie! 
Jak przeczytałam Twój komentarz, że nadrobiłaś rozdziały od 18 to prawie się popłakałam! Nie zdaję sobie sprawy, że może aż tak podobać się komuś to, co piszę. Jestem w wielkim szoku. 
Wgl chcę Wam bardzo podziękować za te komentarze, w których wyrażacie swoją opinię. Uwielbiam czytać, gdy jesteście zbulwersowane zachowaniem, któregoś z bohaterów, mówicie bym kogoś z kimś związała, albo zabiła lub też uratowała. DZIĘKUJĘ !
__________________________________________

To jest już druga, trzecia, czwarta? doba w szpitalu. Sama już nie wiem. Każdy dzień zlewa się w jeden. Wszystko jest takie samo, rutynowe, codzienne. To wygląda tak: o 6 rano budzą nas pielęgniarki, które zabierają Anthonego na badania i zabiegi, wraca o 9.30, wtedy jemy śniadanie. Zazwyczaj są kanapki albo owsianka, wtedy piszemy sms'a do Max'a albo Darka, aby kupili nam coś dobrego. Potem siedzimy razem jakąś godzinę. Albo śpimy, albo po prostu rozmawiamy. Koło 11 zawsze przyjeżdża Max, który teraz mieszka u moich rodziców z racji, że jest bliżej i Darek. Znów siedzimy. Wtedy jest zdecydowanie weselej. Przez kilka godzin zapominamy o całej tej sytuacji. Śmiejemy się, żartujemy, gramy w Scrable albo Monopol, rozwiązujemy krzyżówki... Potem jemy obiad punktualnie o 13.30. Chłopaki zostają do jakiejś 14. Następnie przyjeżdżają rodzice Anthonego i zazwyczaj moi. Siedzą około godziny, bo zawsze po tym czasie kończą się tematy do rozmów i zaczyna panować niezręczna cisza, którą przerywa płacz obu mam. O 15.30 jest podwieczorek. Jedyna nadzieja na coś słodkiego. Koło 16.15 Anthony znów idzie na zabieg, badanie, wraca około 17.30. Potem to już z górki. O 19 jest kolacja. Zaraz po niej przychodzi Max i Darek. Siedzimy tak w czwórkę i rozrabiamy do 21. Chłopaki muszą opuścić oddział. Ja zostaję na noc. Śpimy czasem razem na tym niewygodnym łóżku, czasem ja na krześle z głową na łóżku. Taki jest nasz dzień. Kolejny...
Siedzę właśnie na korytarzu i piję kawę z automatu. Max przysypia na krześle obok. Nagle widzę jak z dyżurki wychodzi pielęgniarka z kilkoma fartuchami w ręku. Widocznie jakaś rodzina przyszła w odwiedziny. Po chwili widzę resztę zespołu i dziewczyny. Nie, nie mam ochoty z nikim rozmawiać. W sumie cieszę się, że przyszli, bo wcale nie musieli, chyba wczoraj wieczorem dopiero wrócili z wysp. Widzę ich opalone sylwetki i rozpromienione twarze. Dostrzegam Amy i Natalię. Teraz mi lepiej, lżej. Niestety, dostrzegam w tym tłumie Lily... Sharlotte też jest. Czuję się źle z tym, że one tu przyszły. Po co? Gdyby była sama Sharlotte jeszcze jakoś bym to zniosła. Ale co ja widzę? Sharl idzie, trzymając Jay'a za rękę. Coś się musiało wydarzyć przez te kilka dni... Lily idzie z tyłu razem z Thomas'em. Nie, nie będę z nimi rozmawiała. Amy i Natalia podchodzą do mnie i mnie przytulają...
-Cii...-Amy mocno mnie przytula i ociera łzy z policzków. Teraz czuję jak jestem słaba i wykończona tym wszystkim. Mam dosyć czekania na najgorsze, chcę, by Anth wstał i wyszedł z tego cholernego miejsca!
-Przepraszam Państwa. -obok nas pojawił się lekarz. -Miałbym do Państwa pewną prośbę. Anthony potrzebuje kilka litrów krwi na wzmocnienie. Gdyby może ktoś z Państwa miał grupę Brh+ to może zgłosić się do pielęgniarki. -wszyscy rozejrzeli się po sobie.
-Ja mam Brh+! -powiedziałam, wycierając łzy z policzka.
-Hm, pani to może lepiej nie.
-Ale dlaczego?
-Jest pani za słaba, te kilka litrów osłabiają organizm, a pani już wystarczająco jest zmęczona. -lekarz spojrzał na resztę.
-Ja mam Brh+. -Lily stanęła przed lekarzem. Jeżeli ta dziewczyna myśli, że jeśli odda trochę krwi to będzie moją best friend, to się grubo myli!
-Ja też mam Brh+. -Nathan wyjął małą plakietkę z portfela.
-W takim razie chcą Państwo oddać krew? -oboje przytaknęli.-Zapraszam do zabiegowego. -z powrotem usiadłam na fotel.
Wszyscy plączą się po korytarzu, czekamy aż Anth wróci z badań. Nikt się nie odzywa. Wszystko jest takie obce, odległe... W końcu pojawia się pielęgniarka, pchająca wózek inwalidzki, na którym siedzi Anth. Wygląda trochę lepiej, moje serce szybciej bije, nawet się cieszę, że chodź minimalnie się poprawiło. Chłopak uśmiecha się do wszystkich. Znika za drzwiami sali, a my zaraz do niej wchodzimy. Poprawiam mu poduszkę, przykrywam kocem i zajmuję miejsce przy łóżku.
-Fajnie, że przyszliście. -Anth zaczyna rozmawiać, śmieje się, wszyscy żartują, a ja siedzę i wpatruję się w białe prześcieradło na łóżku. Nagle Nath bierze mnie za rękę i wychodzimy. Nie sprzeciwiam się. Idziemy długim korytarzem, mijamy pielęgniarki, które z politowaniem przyglądają mi się. Nawet nie zauważam, gdy dochodzimy do wyjścia z budynku. Zatrzymujemy się już na dworze. Prawie duszę się świeżym powietrzem, przymykam oczy od słońca i zieleni wokół. Spoglądam na swoje odbicie w drzwiach wejściowych. Włosy splątane w kok, spodnie dresowe i sportowa koszulka. Na ręce dwie bransoletki z rzemyka. Wyciągam z kieszeni telefon, by zobaczyć godzinę. W odbiciu matrycy widzę podkrążone oczy i opuchnięte z lekka policzki. Spoglądam na wyświetlacz. Kilkanaście nieodebranych połączeń, sms'ów i terminarz, który przypomina od kilkunastu dni o urodzinach Thoma.
-Jak było na wyspach? -oparłam się o barierkę obok Nath'a.
-Dobrze, ale brakowało ciebie i Max'a. -Nathan bawi się swoją grzywką, którą układa na wszystkie strony. Nagle obok nas pojawia się Thom.
-Wszystkiego najlepszego, spóźnione ale zawsze. -spojrzałam na brata. Wciąż nie mam ochoty z nim rozmawiać.
-Dzięki... Claudia... -nie słyszę już nic. Wracam do budynku. Winda. Drzwi oddziału. Sala 123. Moje krzesło. Jest wszystko tak, jak zawsze.
____________________________________________
Trochę krótki, ale co tam. 

poniedziałek, 4 lutego 2013

31


Poczułam, że upadam na podłogę, zakręciło mi się w głowie. Po chwili zrozumiałam, że dostałam w twarz od tej lafiryndy. Szybko się pozbierałam i rzuciłam się na Lily. Przez dobrą chwilę tłukłyśmy się, za nim nas nie rozdzielili. Z mojego nosa sączyła się krew, miałam też rozwaloną brew. Moja przeciwniczka została przyozdobiona w wielkie limo pod okiem i rozwaloną wargę. Max zabrał mnie do pokoju i bez słowa poszedł po apteczkę. Siedziałam cała obolała i miałam ochotę się rozpłakać. Nie wiedziałam jak mam przekonać brata, że ta dziewczyna to same problemy.
-Ała! -krzyknęłam, gdy Max bez zbędnej delikatności opatrywał mi ranę. Chłopak spojrzał na mnie złowieszczo i dalej robił swoje.
-Jak tylko wrócimy do hotelu pakujemy się i wracamy do Londynu. Mam dosyć całej tej chorej sytuacji! Sami lepiej odpoczniemy w domu niż tu, ze wszystkimi. -Max wyszedł, zatrzaskując drzwi. Położyłam się na łóżku i myślałam nad tym wszystkim. Przecież Thomas nie zasługuje na jakąś dziwkę! To nie może się tak skończyć, że ona będzie z nim... Byłam tak wyczerpana, że zasnęłam.

Z samego rana przycumowaliśmy do wyspy. Można byłoby powiedzieć, że jest ona bezludna, wszędzie dżungla, piasek i woda. Na tym terenie znajduje się tylko 9 prywatnych posiadłości, w jednej mieliśmy zostać na noc. Praktycznie nikt nie odzywał się do mnie. Byłam tym zdziwiona, bo Lily stała się numerem jeden. Nawet Max zostawił mnie w pokoju i poleciał na plażę.
-Możemy? -drzwi pokoju uchyliły się i zobaczyłam Natalię, Amy i Sharlotte.
-Chodźcie. -powiedziałam, siadając na łóżku.
-Oni zwariowali na punkcie Lily. -Natalia usiadła koło mnie i oparła głowę o moje ramię.
-Ja cię muszę przeprosić za Lily. -Sharlotte stała oparta o drzwi.
-Nawet mnie nie przepraszaj. -powiedziałam, rysując palcem na pościeli szlaczki.
-Musimy udowodnić chłopakom, że ona … no jest kim jest. -Amy wyglądała przez okno.
-Oni nas nie chcą słuchać. -opadłam bezsilnie na łóżko. -Ja się poddaje, niech się aby trzyma z daleka od Max'a.
-Nathan zidiociał do reszty! -Natalia siedziała naburmuszona. -Cały czas Lily to, Lily tamto! Rzygam tęczą!
-Myślisz, że Siv'a nie zgłupiał?! Ja nie wiem, niby Lily to laska Thoma i wszyscy to wiedzą, a cała reszta garnie do niej jak muchy do g.wna! -Amy chodziła w te i z powrotem.
-To wszystko moja wina. Jak mnie tu nie będzie to wszystko wróci do normy. - leżałam z głową pod poduszką.
-Daj spokój, to wina Lily, nie twoja. Z resztą, to ona cie pierwsza uderzyła.
Siedziałyśmy tak kilka godzin, ale żadna z nas nie wpadła na jakiś pomysł, by wyjawić chłopakom prawdę tak, aby nam uwierzyli. Poddałyśmy się. Dziewczyny po południu poszły na plażę, a ja w samotności siedziałam w domu. Byłam wściekła na Max'a, że nawet nie zajrzał do mnie na kilka minut. Byłam co raz bardziej pewna tego, aby wyjechać z wysp wcześniej niż planowaliśmy. Chłopaki wrócili do domu grubo po północy. Od Max'a wyczułam oczywiście alkohol, więc spał na kanapie.

Obudziłam się o 5.40. Spakowałam się szybko i poszłam na jacht, gdzie czekałam na resztę.
-Cześć. -Max wszedł do pokoju i chciał mnie pocałować, ale ja go ominęłam i usiadłam na kanapie. -Co jest? -stał zdziwiony.
-Nie no nic. -powiedziałam wściekła, miałam ochotę wyskoczyć przez okno wprost do wody. -Nadal chcesz wrócić wcześniej do Londynu? Może zostaniesz tutaj z Lily, hmm?
-Skarbie! Wczoraj trochę przyszaleliśmy i to wszystko. Wrócimy zaraz do hotelu, spakujemy się i wrócimy do domu. Tam sami sobie odpoczniemy i już. -chłopak odgarnął moją grzywkę i pocałował mnie. Uff, odetchnęłam z ulgą, jednak Lily aż tak mu w głowie nie nakręciła. Rejs do hotelu trwał kilka godzin. Spędziłam go z Natalią, Amy i Sharlotte na jednym z tarasów. Cała reszta bawiła się w barze.

-Na reszcie. -Max otworzył drzwi hotelowego pokoju. Ja od razu rzuciłam się do komputera, by zarezerwować najbliższy lot do Londynu.
-Za 2 godziny mamy lot.
-Tak szybko?
-W klasie biznes zawsze znajdzie się jakieś miejsce. -szybko się spakowaliśmy i zamówiliśmy taksówkę. Przed odjazdem pożegnałam się z Natalią, Amy i Sharl, i pojechaliśmy na lotnisko. Po kilkunastu godzinach byliśmy w domu.

-Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. -Max usiadł i włączył sekretarkę przy telefonie.
„-Tutaj Eric, jak wrócicie dajcie znać, kiedy pojawicie się w studio. -Piiip. -Tu mama Jay'a, synku przyjedź do nas na kilka dni. Oddzwoń. -Piiip. -Cześć, jak tam u was? Kiedy wracacie z wysp? Przyleciałem do Londynu, czekam na was. Mówił jedyny i niepowtarzalny brat Natalii -Daro! -Piip. -Claudia, tutaj mama, nie mogę dodzwonić się na twoją komórkę, jak tylko wrócisz przyjedź jak najszybciej do szpitala Hanxbon, chodzi o Anthony'ego. -Piiip. -Claudia, tutaj Darek, pakuj się szybko i przyjeżdżaj do Hanxbon, Anth chce cię zobaczyć.” - tutaj rozległo się głośne „piiip”. Patrzyłam na Max'a, a nogi ugięły się pode mną. Wszystkie wiadomości były sprzed dwóch dni. Włączyłam swojego smartfona, którego dopiero teraz sprawdziłam od wylotu na wyspy. Było tam ponad 120 nieodebranych połączeń i równe 215 sms. Nie miałam czasu, by to wszystko teraz odczytać. Wybrałam numer do mamy.
-Mamo, co się dzieje?
-Anthony jest w szpitalu.
-Jak to? Co się stało?
-To... już.
-Jak JUŻ?! -nie wiedziałam co się dzieje wokół mnie.
-Claudia, on miał tylko niecałe 2 miesiące...-rozłączyłam się. Jak mógł mnie tak okłamać?! Rozpłakałam się jak małe dziecko. Max mocno trzymał mnie w swoich ramionach i uspokajał, ale to na nic się zdawało.
-Jedźmy do Hanxbon. -powiedziałam przez łzy. Spakowałam kilka rzeczy na zmianę i ruszyliśmy w drogę. Uświadomiłam sobie, że gdyby nie ta cała afera z Lily mogłabym nie zdążyć, by zobaczyć się z Athony'm. Podróż trwała ponad godzinę, nie mogłam wysiedzieć w fotelu. 
W końcu zatrzymaliśmy się pod potężnym budynkiem szpitala. Skierowaliśmy się do głównego wejścia. Z tablic informacyjnych wyczytałam, że musimy udać się na 4 piętro. Tam, pustymi, zimnymi korytarzami dotarliśmy do szklanych drzwi oddziału. Zadzwoniłam domofonem. Po chwili w drzwiach pojawiła się pielęgniarka, która dała mi i Max'owi zielone fartuchy. Kobieta zaprowadziła nas do sali 123. Drzwi były uchylone, zobaczyłam tam mojego ciotecznego brata Darka, który siedział przy łóżku. Teraz z sali dobiegał głośny śmiech mężczyzn, nie mogłam dostrzec Anth'onego. Otworzyłam drzwi i powoli weszłam do środka.
-Claudia. -Darek rzucił się na mnie i zaczął mnie obściskiwać. Ja jak zahipnotyzowana wpatrywałam się w roześmiane oczy Anthonego. -Może nas przedstawisz? -brat spojrzał na Max'a.
-To Max. -powiedziałam i jak gdyby nigdy nic zbliżyłam się do łóżka. Chłopaki wyszli, a ja zostałam z Anthonym sam na sam. Teraz wyglądał zupełnie inaczej niż kilka tygodni temu na licytacji. Był o wiele chudszy, bladszy... Jego oczy były teraz roześmiane, ale nie widziałam w nich tej łobuzerskiej iskierki, którą pamiętam z dziecięcych lat.
-Jak mogłeś mnie okłamać? -po moich policzkach spływały łzy. -Jak mogłeś?
-Claudia... siedziałabyś przy mnie zamiast pływać w oceanie i po co? Po co użalać się na de mną? Widzisz i tak przyjechałaś, i tak.
-Głupku ty! Jak mogłeś... -usiadłam na krzesło i ścisnęłam dłoń chłopaka, on nie miał siły nawet podnieść ją do góry. Wysilił się na uśmiech. Po chwili do sali wszedł Max i Darek. Siedzieliśmy tak cały dzień... całą noc...
_____________________________________________________
Uwaga, teraz będę narzekała!
Mało komentarzy w porównaniu z liczbą osób, które tutaj zaglądają - nie ładnie. Jeżeli całej reszcie się nie podoba, to niech również wyrazi swoją opinię w komentarzu. Krytyki się nie boję ;)
Ciao! 

niedziela, 3 lutego 2013

7 faktów o mnie - nie czytajcie ;)


Jesteście niesamowite ! Dostałam aż 5 nominacji z serii „The Versatile Blogger Award”. Bardzo dziękuję za takie „odznaczenia”: Milka, Invincible., thewanted, patrycja i zuza11.

Każdy nominowany blogger powinien wykonać kilka rzeczy:
  • podziękować nominującemu na jego blogu
  • pokazać nagrodę VB u siebie
  • ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie
  • nominować 10 blogów, które jego zdaniem na to zasługują
  • poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów.

Z racji tego, że jestem nie kulturalna i dla mnie zasady są po to, by je łamać nie podziękuję nominującemu na jego blogu, tylko (nawet już to zrobiłam kilka linijek wcześniej) podziękuję na swoim blogu.

Nagrodę pokazuję – włala !

Teraz muszę ujawnić 7 faktów o sobie, dlaczego kurcze 7, a nie tak 10, żeby parzyście było, albo 5, bo połowicznie ?! Zaznaczam, że nie będę ujawniała 35 faktów o sobie, bo poznacie całe moje życie! No dobra, nie czepiam się tylko „ujawniam”.
  1. Gdy jestem ze znajomymi non stop sypię sucharami i ludzie uważają mnie za osobę z poczuciem humoru, chociaż jestem bardzo poważna i „dojrzała” (buhahaha – zdycham ze śmiechu w tym momencie), dlatego powierzane mi są odpowiedzialne prace (kiedyś rozmawiałam z menedżerem hotelu, bo organizowałam romantico kolację rodzicom i gościówa stwierdziła, że pewnie jestem pełnoletnia, nastała długa cisza w słuchawce, gdy jej powiedziałam, że mam 16 lat).
  2. Gdy nikogo nie ma w domu bawię się w zabawy typu „sklep” itp. albo śpiewam.
  3. Wymarzonym prezentem pod choinkę było radio pod prysznic ;)
  4. Jadąc podmiejskim nigdy nie siadam, nawet jeśli cały „trajtek” jest pusty.
  5. Gdy siedzę w domu i oglądam Vivę, i nastaje czas reklam włączam radio, a gdy w radiu puszczają reklamy, włączam Vivę.
  6. Podczas, gdy gotuję gadam sama do siebie, udając, że prowadzę program kulinarny.
  7. Jestem normalna, ale inna.

Dobra, jakoś przez to przebrnęłam, nie wiem czemu zawsze się tak rozpisuję. Teraz powinnam nominować 10 blogów. Jak nie nominowałam przy LA i nikt nie płakał z tego powodu, teraz też nikt nominacji nie dostanie. Tak, tak, myślcie sobie, że jestem zadufaną s.czką. Jak to brzmi.

No i nikogo nie będę informowała, bo co Wam napiszę: „Informuję Cię, że mogłam Cię nominować, ale Cię nie nominuję.” ? Dobra, zmywam się i moją porypaną psychikę, biorę się za dalsze pisanie rozdziałów.

sobota, 2 lutego 2013

30


Z samego rana udaliśmy się do portu, gdzie czekał już na nas jacht. Był to bardzo nowoczesny statek
z ponad 20 sypialniami, kuchnią, 2 salami bankietowymi, barem i 2 tarasami.
-Claudia! -na jachcie stał mężczyzna. Miał około 45 lat, był ubrany w siwe spodnie na kant do kolan oraz w białą koszulę z siwym kołnierzykiem
i mankietami.
-Pan Radcliff! -krzyknęłam na jego widok, gdy zadarłam głowę do góry, by móc lepiej przyjrzeć się jego sylwetce. Wszyscy weszliśmy na pokład. Od razu skierowałam się do odwiecznego przyjaciela mojego ojca.
-Gdy cię ostatnio widziałem, byłaś taka mała -mężczyzna przyłożył rękę do bioder, kreśląc poziomą linię.
 -A teraz... proszę, proszę. Jesteś podobna do mamy. -przymrużył oczy, jakby chciał wyobrazić sobie moją rodzicielkę. -No, ale co tam! Już stary piernik się zabiera, w domu wszystko jest gotowe na wasz przyjazd, więc udanej zabawy Wam życzę! - Radcliff założył okulary przeciwsłoneczne i zszedł z jachtu. Pomachał nam i odszedł. Wszyscy stali i rozglądali się. Czekał nas luksusowy rejs.
-Witam Państwa! -naszym oczom ukazał się mężczyzna w mundurze i czarnych okularach. -Będę miał przyjemność prowadzić nasz rejs, mam nadzieję, że mile spędzimy tych kilka dni razrem. -kapitan jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął.
-Matko jedyna... musimy sobie taki załatwić do teledysku! -Thomas stał na samym dziobie jachtu.
-Ufasz mi?! -Thomas zasłonił sobie oczy dłońmi -Ufam! Dobrze, otwórz oczy! - w tym momencie rozłożył ręce -Ja frunę, Jack! -zaczął się drzeć, a my turlaliśmy się ze śmiechu, przypominając sobie moment z Titanic'a.
-Płynę do Ameryki! -Jay podbiegł do Thoma wskazując „coś” palcem na horyzoncie.
-Nie! To Titanic płynie do Ameryki, i to za pięć minut! - naszym oczom ukazał się barman z tacą w ręku. Zamarliśmy, dokładnie tak samo wyglądało to w filmie. -Zaraz ruszamy, jakieś zamówienie? -uśmiechnął się, gdy zorientował się, że śmiertelnie nas wystraszył.
-Yy, może... później. -Natalia siedziała przestraszona na baranach u Nath'a.
-Obyśmy nie skończyli jak oni... - mężczyzna postawił na stoliku butelki z sokami i szklanki, i odszedł -góra lodowa, kto, by pomyślał... -wszyscy popatrzeliśmy po sobie. Postanowiliśmy wybrać sobie pokoje, a może kajuty, w których mieliśmy spędzić noc.
-Bagażowy, co się wleczesz?! -podążałam dosyć wąskim korytarzem, mijając kolejne numerki pokoi. Przede mną szła Amy i Siva, którzy mieli mieć sypialnię zaledwie dwa pokoje dalej.
-No idę. -Max wlekł się z torbą na samym końcu. -Ja ci dam BAGAŻOWY! -krzyknął w moją stronę. -Jeszcze się pol...- i wtedy Max zamilkł, słychać było tylko huk otwierających się drzwi i moment upadku mojego bagażowego na podłogę, który dostał w twarz owymi drzwiami.
-Zabiłeś mi Łysola! -wrzasnęłam na Jay'a. -Łysolku, nic ci skarbie nie jest?! -podbiegłam do, leżącego pod walizką chłopaka. -Nie żyje! - był blady, tylko na jego czole zaczynał malować się czerwony ślad wzorka z drzwi.
-E, stary! -Jay i Siva podeszli do nas.
-Ja was ku.wa pozabijam! -Max zerwał się na równe nogi i zaczął gonić Jay'a, krzycząc coś w stylu: ja ci dam Titanic'a bez góry lodowej! No nie ważne.
-Jak zwykle, wszystko muszę robić sama! -zabrałam torbę i udałam się do pokoju.

Na wprost drzwi stała kanapa i mały stolik przyozdobiony różowymi, i białymi oleandrami. Całe pomieszczenie było bardzo jasne za sprawą cielistych ścian i dużych okien. Po prawej stronie znajdowało nieco mniejsze pomieszczenie z potężnym łóżkiem małżeńskim, na jednej ze ścian stała duża szafa z lustrem. Z tego pokoju można było przejść do łazienki. Znajdował się tam prysznic, wanna, toaleta i umywalka, w której misie była żywa rafa koralowa. Przebrałam się w strój kąpielowy i paero, i postanowiłam udać się do baru, by napić się czegoś mocniejszego.

-Hejo piękna! -przy barze siedziała Natalia.
-No cześć...
-Mamy chwilkę dla siebie. -powiedziałam rozglądając się czy nikt nas nie słyszy.
-Opowiadaj, jak tam z Max'em?
-Kochana u mnie jest wszystko ok! Lepiej mów jak u WAS. Grzeczni jesteście?
-Robiliśmy to tylko RAZ odkąd tutaj przyjechaliśmy. Ale słuchaj! On jest cudowny! Boże, mogłabym się wpatrywać w niego godzinami, mi nic więcej nie potrzeba! Przy nim to jest … inaczej. Rozumiesz? To jak magia, czysta magia! Ja chyba oszalałam, ale ja chce z nim być!
-Wy naprawdę do siebie pasujecie. Macie podobne style, ale jednocześnie jest między wami ogromna przepaść.
-Tak, ale ja będę musiała wrócić do Polski...
-Siostra, to jeszcze trochę... teraz się bawmy! Sharlotte idziemy! -zobaczyłam w drzwiach dziewczynę. Pociągnęłam Natalię i we trzy udałyśmy się na taras. Tam już trwała niezła impreza.
-Claudia...-Sharlotte zatrzymała mnie na chwilę. -ostrzeż swojego brata... ona jest nie bezpieczna, zrujnuje mu życie.
-On mnie nie słucha. Jest dorosły. -spojrzałam na Thoma, który tańczył, obściskując się z Lily. Udałam się do Max'a, który leżał na kanapie i miał przykrytą głowę.
-Ziemia do Łysej planety. - usiadłam na nim okrakiem i ściągnęłam z jego twarzy ręcznik. Miałam ochotę wybuchnąć dzikim śmiechem, gdy zobaczyłam, że ma na czole odciśnięty wzorek kotwicy. Zobaczyłam jego złość, więc powstrzymałam się. Pocałowałam go w jego „odznaczenie”. Zbliżało się południe, słońce piekło niesamowicie. Postanowiliśmy udać się do restauracji, by coś przekąsić.
Siedzieliśmy w przeszklonym pomieszczeniu przy dużym stole i objadaliśmy się morskimi owocami.
-No dobra! Zbieramy te grube tyłki! -wstałam dopijając wodę. -Niespodzianka! -wszyscy ruszyli za mną.
-Gdzie my idziemy? -Amy szła tuż za mną.
-Do garażu.
-Co? -blondynka popatrzyła na mnie jak na idiotkę, wcale się jej nie dziwie. Zeszliśmy pod pokład, gdzie było 8 wodnych skuterów. Wszyscy zaczęli krzyczeć z radości.
-Dobra, dobra! Wszyscy ogarniają temat? - popatrzyłam na rozradowane i jednocześnie przerażone miny. -Kto na tym jeździł? - w górze pojawiły się … dwie ręce – Amy i Natalii. Tak, przypomniałam sobie jak co roku pływałyśmy z Anthonym i szalałyśmy do upadłego – No dobra, w takim razie Sharlotte i Lily płyną z chłopakami, te modele maja ogromne przyspieszenie, laicy nie dadzą sobie sami rady.
-To Lily ze mną. -Thomas przyciągnął dziewczynę do siebie.
-No to Sharlotte płynie ze mną! -Jay krzyknął.
-Boże nie... -dziewczyna złapała się za głowę.
-Sharl, wydaje mi się, że to najodpowiedniejsza osoba, tak patrząc na cała resztę... -powiedziałam przez zęby. Wszyscy szybko włożyli kapoki i musieli przejść krótkie szkolenie w kwestii obsługi sprzętu. W końcu ja, Natalia i Amy jako pierwsze wypłynęłyśmy. Ocean był nasz! Na horyzoncie nie było nic, mogliśmy pływać gdzie i jak chcemy! Tylko my, woda i jacht. Ucieszyło mnie 230 km/h jakie mogłam osiągnąć.
-Dziewczyny... do horyzontu! - krzyknęłam. Tuż obok mnie podpłynął Max. -220 ?! -spojrzałam na Amy, która przytaknęła.
-200 ! -Natalia krzyknęła w moją stronę.
-Jaja sobie robisz?!- Jednocześnie Max i Thomas krzyknęli na mnie.
-Głupia, niech płynie. -Lily rzuciła mi złowieszcze spojrzenie. Pokazałam jej środkowy palec.
-Z tobą się jeszcze policzę.
-Claudia! -Max rozwścieczony krzyknął. Niestety, dokręciłam prawy uchwyt i skuter szarpnął, i popłynęłam. Wiatr dął mi w twarz, nie mogłam zbytnio nabrać powietrza. Spoglądałam na licznik, wskazówka szła jak szalona. Ledwo co trzymałam się siedzenia. Jeszcze kątem oka widziałam Amy, ale ona po chwili zniknęła, widocznie zrezygnowała. 200 km/h przekroczyła wskazówka, zaśmiałam się w duchu. Po chwili poczułam opór silnika, wciąż dociskałam, by jeszcze dłużej poczuć 230 km. Woda niemalże rozstępowała się jak tysiące lat temu morze. Po chwili powoli zwalniałam. Zatrzymałam się. Opadłam bezsilnie na skuter. W oddali widziałam jacht. Po chwili zobaczyłam Amy, która płynęła w moją stronę.
-Ale numer! Cel osiągnięty! -wrzasnęłam na cały głos.
-Max mało nie padł! Dawaj, płyniemy do nich. Ta twoja Lily uczy się sama pływać. - w mojej głowie zapaliła się lampka, szatański plan uknuty!
-Claudia! Claudia! -Amy za długo mnie zna, by nie wiedzieć co oznacza taki wyraz twarzy. Odpaliłam skuter i szybko powróciłam pod jacht. Już z daleka wiedziałam Lily, która sama śmigała. Thomas pływał na jednym skuterze z Max'em. Zwolniłam, bo Lily zaczęła oddalać się od reszty, to był idealny moment dla mnie. Zaczęłam krążyć wokół niej. Już nie raz miałam do czynienia z początkującymi pływakami i wiem jak to się robi. Szczerze powiedziawszy tak samo postąpił ze mną Anth, gdy ja pierwszy raz usiadłam za sterami sama. Robiłam już kolejne kółko koło dziewczyny, która wystraszona trzymała się kierownicy.
-Spie.dalaj! -wrzeszczała, myśląc, że odpłynę.
-To ty spiep..aj! - kółko zacieśniłam. Cały żart polega na tym, że im bliżej jesteś drugiego skutera, tym zwiększasz prędkość.
-Claudia, odpuść! - słyszałam krzyk Amy i Natalii, które przyglądały się temu wszystkiemu.
-Za cholerę! - hałas silnika był co raz większy. Dziewczyna musiała się czuć jak w jakimś ciasnym pomieszczeniu. We mnie wzbierała agresja, miałam ochotę ją zabić, po prostu utopić, ale wiedziałam, że to się nie uda, bo ma ten kapok.
-Ściągnie ją! -Amy krzyknęła do Natalii.
-Co zrobi? -Max i Thomas podpłynęli do dziewczyn.
-To polega na tym, że Lily i tak czy siak ma się wykręcić ze skuterem, rozumiesz... Jak Lily umie dobrze pływać to spoko, tylko, że skuter jest dosyć ciężki. -Natalia szybko tłumaczyła. Słyszałam tylko co drugie słowo. Ja wpadłam w trans i już byłam blisko mojego celu.
-Claudia, skończ! -obok mnie pojawił się Max i Thom. Nie słuchałam, miałam ochotę pokazać tej niuni kto tu rządzi. W pewnej chwili poczułam jak na mój skuter wskakuje Max. Jedną ręką splótł moje dłonie tak, bym nie mogła kierować, a druga sam przejął ster.
-Puść mnie! -szarpałam się, ale na nic. Odpłynęliśmy, a ja opadłam z sił.
-Oszalałaś?
-Wiesz kim ona jest?
-G.wno mnie to! Opanuj się! To laska Thoma, martw się o siebie! - Max był wściekły na mnie. -Mogłyście obie zginąć! Wiesz ile to waży!? -wróciliśmy na jacht. Wszyscy byli już na górze. Nieco się uspokoiłam. Weszłam na taras, gdzie wszyscy już widocznie zapomnieli o całym tym zdarzeniu, jednak przed oczami zrobiło mi się ciemno …  
_________________________________________________
No dobra, jakoś się zbieram do czytania Waszych blogów. Powoli nadrabiam zaległości ;)
Mam wrażenie, że co raz gorsze to rozdziały...