Nareszcie moje marzenia się spełniają,
nareszcie! Samolot wzbił się już w powietrze i opuszczam stolicę
naszego pięknego kraju i oczekuję nowego, nieznanego mi lądu.
Godziny mijają tak szybko, jak woda upływa w niejednym górskim
potoku. Gdzieś pomiędzy chmurami widzę zabudowania i...już
jesteśmy na miejscu. Moje wymarzone życie zaczyna się właśnie w
tym miejscu, w chwili posadzenia wielkiej maszyny na płycie
lotniska. Tak, mam zaledwie 19 lat, jestem świeżo upieczoną
maturzystką i wcale nie czekam na wynik z uczelni, wzięłam sprawy
w swoje ręce i właśnie w tym momencie wypatruję w tłumie ludzi
kogoś z agencji menadżerów, w której mam podjąć pracę na
stanowisku asystentki. Na chwilę zatrzymałam się, by wsłuchać
się w wielo narodowy tłum ludzi, który mówił jednym językiem –
angielskim, pierwsze wrażenie – ja nic nie rozumiem!, jednak
chwila opanowania, seria głębokich wdechów i zaczynam sobie zdawać
sprawę, że rozumiem, coś, ale jednak to już „coś”. Nagle
zauważyłam kobietę,blondynkę koło 30-stki, ubraną w ołówkową
spódnicę i elegancką bluzkę na ramiączkach oraz beżowe szpilki.
Trzymała kartkę z napisem: „Claudia Winslet”. Przez chwilę
przyglądałam się jej aż w końcu oprzytomniałam, że przecież
to o mnie chodzi i automatycznie „zarzucając” uśmiech na twarz,
podeszłam do niej i się przywitałam. Betti – tak jej było na
imię, moja szefowa, pojechałyśmy do mieszkania, w którym miałam
uwić sobie gniazdko. Okazało się to dosyć przytulne lokum blisko
centrum z dwoma pokojami, salonem oraz kuchnią i jadalnią.
Urządzone było w bardzo nowoczesny sposób, jednak ten styl mi
odpowiadał. Od razu się rozpakowałam, a Betti przekazała mi
zakres obowiązków jaki miał mnie obowiązywać już od następnego
dnia. Szczerze powiedziawszy nie mogłam się już doczekać
rozpoczęcia mojej pierwszej pracy w tej branży. Pierwsza noc w
nowym miejscu mogę uznać za udaną, wyspałam się.
Rano zadzwonił budzik i otworzyłam
oczy. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, jasne ściany i meble
wydały mi się jeszcze piękniejsze niż wczoraj. Okno było lekko
uchylone, więc mogłam usłyszeć jak życie budzi się na ulicach.
Trąbienie samochodów, rozmowy ludzi, muzyka dobiegająca z
kamienicy naprzeciwko, odgłos samochodowych silników i sygnał
dźwiękowy na przejściu, wszystko to mówiło mi, że ludzie wstają
tutaj jeszcze wcześniej niż ja. Zestresowana udałam się pod
prysznic, szybka kąpiel dobrze mi zrobiła. Wysuszyłam i
wymodelowałam moje krótkawe włosy, spięłam grzywkę, zrobiłam
lekki makijaż i stanęłam przed szafą. Sama nie wiedziałam co na
siebie włożyć. Przypomniałam sobie jak wczoraj na lotnisku
prezentowała się Betti, jednak ona jest nieco starsza ode mnie,
więc ja chyba mogę pozwolić sobie na nieco więcej luzu,
chociaż... to odpowiedzialna praca, będę reprezentowała i Bet, i
agencję. Znów stres powrócił. W końcu zdecydowałam się na
jeansowe rurki, białą koszulkę z niebieską aplikacją oraz siwą
marynarkę z niebieskimi mankietami. Do tego wybrałam balerinki, by
czuć się pewnie oraz wielką torbę, w której byłam w stanie
zmieścić cały „mój świat”.
Droga do firmy nie była zbyt daleka.
Kilka przecznic i już stałam pod nowoczesnym budynkiem. Wedle
instrukcji ochroniarza budynku, który mnie przeszukał, udałam się
na 8 piętro, gdzie przywitała mnie recepcjonistka, a ta skierowała
mnie do „drugich drzwi po lewej stronie”. Tam czekała już na
mnie Betti z prezesem firmy, który osobiście mnie powitał i życzył
owocnej pracy. Razem z kobietą od razu zabrałyśmy się do pracy.
Moim pierwszym zadaniem było naniesienie kilku poprawek na umowy i
uzupełnienie innych dokumentów. Godziny mijały bardzo szybko,
nawet nie wiem kiedy nastało południe i wszyscy udali się na
lunch.
-To jest szalone miasto. -kobieta
siedziała wygodnie na wiklinowym fotelu przed restauracją i
oczekiwała na zamówienie. -Tylko spójrz, tysiące ludzi, setki
kultur i wiele języków. Spójrz na tych ludzi. Każdy z nich jest
inny, prezentuje sobą zupełnie inny poziom, pogląd na świat,
wyznawane wierzenia. Tutaj każdy dzień jest
inny. Nie możesz się
nastawić na nic, bo ten świat, to otoczenie może cię zaskoczyć z
minuty na minutę. - kobieta spojrzała w stronę słońca i
przymknęła oczy. -Ale wiesz co, kocham to miasto. Uwielbiam tą
wielką niewiadomą, tą adrenalinę, gdy mijam jakiegoś człowieka
przebranego w znane marki czy takiego, który wygląda jak zlepek
ubrań ze starej szafy babci. Nie wiem czemu, ale dzięki temu
wszystkiemu czuję się jak bym wciąż miała te...19 lat.
-spojrzała na mnie. Wyglądała jak anioł w tych słonecznych
promieniach. Jej blond włosy dziś były lekko pofalowane, miała
delikatny makijaż, subtelne usta, wyglądała wspaniale.
-Co taka młoda osóbka robi tutaj?
Nie. Wiem. Musisz być cholernie zdeterminowana, pewna siebie i
zdecydowana skoro jesteś tutaj. -teraz wbiła swój wzrok w
szklankę, w której znajdował się sok ze świeżo wyciśniętych
owoców. -Znam cię. -spojrzałam na nią. Nie rozumiałam jej w tym
momencie. -Znam cię bardzo dobrze. Jesteś taka sama jak ja, gdy
byłam w twoim wieku. Bazowałam tylko na doświadczeniu, nie
ukończyłam żadnych studiów, a teraz, o ironio!, prowadzę
szkolenia z zakresu public relations, dałabyś wiarę? Cieszę się,
że to właśnie mi przypadł zaszczyt wprowadzenia cię w ten świat.
Jeżeli jesteś równie zdecydowana i gotowa poświęcić wszystko
tak jak ja kilkanaście lat temu, to osiągniesz jeszcze więcej niż
ja. Już ja się o to postaram. -na naszym stoliku pojawiły się dwa
talerze wypełnione przysmakami. -Eh, czuję się tak staro. Jeszcze
nie dawno to ja byłam asystentką. -westchnęła i nakłuła na
widelec kawałek sałaty, przyglądała się jej przez chwilę aż w
końcu ją zjadła. Delektując się kolejnym kawałkiem mięsa i
sałaty myślałam o tym, czy dobrze zrobiłam, wyjeżdżając tutaj,
zostawiając rodzinę, znajomych w Polsce, a przede wszystkim, nie
składając papierów na studia. Niby zawsze można wrócić, ale czy
chcę wracać? To oznaczałoby moją przegraną, porażkę. Muszę
zrobić wszystko, by tu zostać, muszę zdobyć jak najwięcej
doświadczenia, by (w razie czego) w Polsce być „pożądanym
towarem” na rynku pracy mimo braku jakiegoś papierku z uczelni. Po
wyśmienitej uczcie wróciłyśmy do biura, tam znów poniósł mnie
wir pracy i obowiązków.
Wracałam powoli i niespiesznie do
domu. Po drodze wstąpiłam do sklepu, gdzie przez długi czas
przemierzałam sklepowe półki i czytałam etykietki, by poznać to,
co jada się w Londynie. Zrobiłam trochę zapasów do lodówki i
udałam się w stronę mieszkania. Kamienica, w której się
osiedliłam była dosyć stara, jednak miała nową elewację i
wyglądała bardzo ciekawie. Do wielkich, drewnianych drzwi
prowadziły kamienne schody, a zaraz po wejściu do środka czuć
było zapach świeżych kwiatów, które stały na niewielkim stoliku
przy schodach. Weszłam po schodach na górę i skierowałam się
wprost do moich drzwi. Za nimi widok był mi już dobrze znany.
Przygotowałam sobie małą ucztę i usiadłam przed telewizorem. Noc
była dosyć ciepła. Otworzyłam okno od ulicy i usiadłam na
parapecie. Wszystko spowite było ciszą i spokojem, no może nie
wszystko. Mój wzrok przykuły okna jednego z mieszkań w kamienicy
naprzeciwko. Tam jakiś mężczyzna „ubrany” wyłącznie w
ręcznik, skakał po całym salonie, tańczył i śpiewał do
szczoteczki. Zaśmiałam się i usiłowałam nie patrzeć na jego
prywatny występ, jednak nie mogłam się powstrzymać. W końcu
zamknęłam okno, zasłoniłam rolety i poszłam wziąć kąpiel,
mimo to wciąż miałam przed oczami widok tego mężczyzny. Chociaż
było na co popatrzeć. Miał krótkie, czarne włosy i świetnie
zbudowaną klatę. Zanurzyłam się w wannie śmiejąc się z samej
siebie. Zapowiadało się bardzo ciekawie, bardzo.
Kolejny dzień w tym obcym mi jeszcze
miejscu, ale już pewniej udałam się do firmy i śmielej wjechałam
na 8 piętro. Betti powiadomiła mnie, że musimy jechać do jednego
z naszych klientów. Udałyśmy się do największej agencji
nagraniowej w całym mieście. Na ścianach wisiały całe setki
zdjęć znanych piosenkarzy i zespołów oraz ich autografy. Nie
dowierzałam, że ci wszyscy ludzie szli tym samym korytarzem co ja,
byli w tym samy miejscu. Weszłyśmy do jednego z pokoi nagrań, w
którym kilku mężczyzn siedziało przed wielkim blatem wypełniony
tysiącami przycisków i guziczków, a za szklaną ścianą śpiewała
jakaś dziewczyna. W pierwszej chwili jej nie poznałam, jednak
uświadomiłam sobie, że to przecież zespół, który już od kilku
dobrych tygodni znajduje się na pierwszym miejscu listy przebojów w
Europie i nie tylko. Nie wiedziałam jak się zachować i co mówić,
jednak jak się okazało – z „gwiazdami” rozmawia się
dokładnie tak samo jak z szefem czy współpracownikiem. Posypały
się zadania dla mnie. Musiałam pomóc w organizacji promocji
najnowszego utworu oraz zgrać terminy do nakręcenia klipu. Betti
pozwoliła mi na puszczenie mojej kreatywności i zgadzała się
niemal na wszystko, co zaproponowałam. Stwierdziła, że jestem
lepsza niż podejrzewała. Wtedy poczułam, że to, co czułam przez
tyle lat, chęć organizowania, zarządzania to jest właśnie to, co
chcę robić w życiu, można, by rzec – powołanie, ale czy da się
to określić po zaledwie jednym dniu pracy? Może to tylko
zauroczenie do tego zawodu? Oby było chwilowe i tylko szybko się z
tego otrząsnęła, bo inaczej będzie ze mną kiepsko, no chyba, że
to... prawdziwe powołanie.
__________________________________
Zaczynam od nowa, z czymś nowym.
Jak Wam się (nie)podoba?