Witam Was na moim blogu
- niegdyś - story-the-wanted.blogspot.com !
W archiwum znajdziecie opowiadanie o The Wanted (rozdziały 1-59).
Zapraszam do czytania i komentowania!
Claudia Xyz

wtorek, 29 stycznia 2013

29


Ten dzień był idealny do spacerowania po mieście i oglądania tych urokliwych uliczek i zakątków miasta. Po śniadaniu zebraliśmy się w recepcji, skąd wyruszyliśmy na zwiedzanie. Na śniadaniu była też Lily, Sharlotte przyszła nie co później. Thomas był bardzo zadowolony, wyglądał jakby dostał co najmniej gwiazdkę z nieba. Z lekką ironią patrzyłam na niego i Lily, no cóż nie przypadłyśmy sobie do gustów. Dziewczyna gdy tylko mnie zobaczyła, podeszła i chciała do mnie zagadać, ale ja ją spławiłam, zaczynając rozmowę z Natalią i Amy. W końcu udaliśmy się na miasto.
Spacerkiem przechodziliśmy przez piękne uliczki, które przepełnione były turystami. Dotarliśmy na brzeg oceanu. Szliśmy przyglądając się z wysokości na wzburzoną taflę wody. Mijając nowoczesne budynki hoteli, banków, kasyn i różnych klubów dotarliśmy jakby do odległego miejsca. Naszym oczom ukazało się skaliste wzgórze, na którym stał Kościół. Postanowiliśmy wspiąć się do Świątyni. Ukazał się nam niesamowity widok.
-Niebo... -Nathan z zadartą głową do góry przyglądał się smukłym wieżyczkom Kościoła zakończonymi krzyżami. Wszystko było zupełnie inne niż tam, na dole. Oderwane od rzeczywistości. Świątynia była cała biała, tylko drzwi i framugi okien pomalowane były na błękitny kolor. Weszliśmy do środka. Było tam bardzo skromnie, ołtarz przyozdobiony świeżymi kwiatami, w tle duży krzyż z Jezusem. Zaraz nad naszymi głowami znajdował się chór. Przy suficie wysiały ogromne żyrandole z kryształków. Usiedliśmy na chwilę. Uklęknęłam. Przeżegnałam się. Łokcie oparłam o ławkę przede mną, a głowę o dłonie. Zamknęłam oczy, tak było mi lepiej skupić się na swoich myślach. Bardzo rzadko odmawiam modlitwy, formułki. Po prostu mówię, mówię w duszy to, co czuję. W tedy wiem, że są to moje słowa, moja własna intencja i przemyślenia. W pamięci powróciłam do wszystkich wydarzeń z minionego czasu. Łzy same napłynęły mi do oczu. Jedna z nich spłynęła po moim policzku. Poczułam jak Max ociera ją. Objął mnie ramieniem i pocałował w policzek. Spojrzałam na niego i lekko się uśmiechnęłam.
-Kocham Cię... -powiedziałam prawie bez głosu w gardle. Chłopak tylko pogłaskał mój policzek. Nawet nie zauważyliśmy, że zostaliśmy sami. Właśnie wychodziliśmy z ławek, gdy przed nami stanął Ksiądz.
-Dzień dobry. -był to starszy mężczyzna, miał około 70 lat. Uśmiechnął się do nas. Lekko skinęliśmy głowami. -Chcecie się pobrać? -spojrzał na nas. Ja zerknęłam na Max'a. Chłopak stał lekko zszokowany.
-Ym, raczej... tak tylko... -chłopak sam nie wiedział co ma powiedzieć.
-Chcieliśmy tylko chwilę pomyśleć. -powiedziałam spoglądając na krzyż.
-Rozumiem. -ksiądz zaczął przeczesywać palcami swoją brodę. -Oj dzieci, jeszcze długa i kręta droga przed Wami, ale bądźcie dobrej myśli. On Ciebie zawsze obroni i nie pozwoli, by stała ci się jakaś krzywda. Ona będzie ci na zawsze zaprzątała głowę, nie pozwoli byś był smutny. Idźcie z Bogiem. Chłopcze... poradzisz sobie ze wszystkim, gdyby COŚ. -zamilkliśmy. Max uścisnął mocniej moją dłoń. Zastanawiałam się nad słowami Księdza, skąd on to może wiedzieć, jakie kłody będą nam rzucane pod nogi? Odeszliśmy w stronę wyjścia. Widziałam jak staruszek błogosławi nas, gdy mieliśmy za chwilę zniknąć za błękitnymi drzwiami. Staliśmy przez chwilę przed Kościołem. Wzięłam głęboki oddech. Czułam jak serce szybko mi biło. Czyżbyśmy właśnie mieli spotkać Proroka czy może kogoś więcej? W mojej głowie myśli kłębiły się, by odnaleźć odpowiedzi na tak wiele pytań, które teraz pojawiły się. Nie do końca docierało do mnie to wszystko.
-Wiecie co?! -nagle zza budynku wyszła nasza reszta wycieczki. -Tutaj jest taki Ksiądz, który przepowiada czy na przykład dany związek przetrwa, albo czy ktoś będzie na coś chory. -Siva i Nath z przejęciem przeglądali jakąś gazetkę.
-Ja to bym się chciał dowiedzieć czy mógłbym mieć wszystkie modele Nike. -Thomas spojrzał na swoje wypucowane buty. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. W zamyśleniu i zatrwożeniu udaliśmy się na obiad.

-Max, oddaj mi mój telefon. -siedziałam okrakiem na chłopaku, który leżał na łóżku z głową pod poduszką.
-Niee. -usłyszałam stłumiony głos.
-Max'iu! Chcę tylko zadzwonić. -nie miałam pojęcia, gdzie chłopak schował mojego smartfona. Musiałam go odzyskać.
-Po co?!
-Łysol, dawaj tego fona i już! Niespodzianka! -chłopak zerwał się i zaczął mnie łaskotać.
-Łysol, ja ci dam! -turlałam się ze śmiechu po całym łóżku, ledwo co wytrzymywałam.
-Ma..ma...ax! No...hahaha, Ma..hahaha...Max! -zleciałam na podłogę z hukiem. -Niespodzianka, no i już! -stanęłam, zakładając ręce na biodra. -Dawaj go na 10 minut!
-Niech ci będzie. -chłopak wyciągnął z kieszeni spodni komórkę. Nie sprawdzałam wiadomości i nieodebranych połączeń, tylko zadzwoniłam do ojca. Tata ma kilku znajomych, którzy mają swoje domki na wyspach i jachty. Postanowiłam, że możemy zorganizować sobie małą wycieczkę. George dał mi namiary na jednego z jego kolegów, który bez problemu użyczył nam jacht, a także zaprosił do domu na wyspie kilkanaście kilometrów od portu. Mogliśmy wypłynąć dopiero następnego dnia, bo kapitan dopiero wtedy miał wolny termin.

-To co gołąbeczki porabiamy?- siedzieliśmy przy hotelowym basenie.
-Dziewczyny na zakupy! -Natalia siedziała ze mną na leżaku i wiązałam jej kłosa.
-A my, panowie? -Siv'a spojrzał na kolegów.
-Tradycyjnie, skoczymy na siłkę i ruszymy w miacho. -Thom znad swoich przeciwsłonecznych okularów spojrzał na Lily, która siedziała obok niego, nie wtrącając się do rozmowy.
-Okiej! -klasnęłam w dłonie i ruszyłam do pokoju, by zanieść ręczniki.
-Yyy, a my, tzn, JA? -Lily odrzuciła swoją „szatyńską” czuprynę do tyłu.
-A to już jak chcesz! Ja, Natalia, Amy i Sharlotte idziemy, a ty … rób co chcesz. -miałam dość oglądania jej … mordy. Wybaczcie, ale ta dziewczyna doprowadza mnie do szału. Jak Sharlotte jest normalna, fajna i można z nią pogadać, tak z tą?! Skąd się tacy ludzie biorą! Lily obrażona wstała i ruszyła za nami.
-Siostra? -Thomas zatrzymał mnie i zaciągnął do baru.
-Mów szybko. -widziałam jego wściekłą minę, szykował się wielki opieprz.
-Nie podoba mi się twój stosunek do Lily.
-Coś jeszcze? -starałam się nie wsłuchiwać w jego paplaninę tylko rozglądałam się po pomieszczeniu.
-Posłuchaj. Lily będzie z nami spędzała czas i wszędzie z wami chodziła, bo ona teraz jest ze mną, rozumiesz?! Traktuj ją jak mojego gościa. I gwarantuję ci, że po powrocie do Londynu też będę się z nią spotykał.
-Co, dobrze ciągnie, nie? Widać, że wyszkolona. -na mojej twarzy pojawił się głupi uśmieszek. -Sory, ale ona wygląda jakbyś ją znalazł przy autostradzie. Ja ci mówię, że z tego będą same problemy!
-Trzymajcie mnie! -chłopak wrzasnął. -Lily to moja laska, rozumiesz, masz ją szanować tak jak Natalię, Amy czy Sharlote, tak jak ja szanuję i toleruję twoje kumpele, jasne?!
-No, laski to pewnie ona dobre robi. -mruknęłam pod nosem. Widziałam, że brat mało nie eksploduje ze złości. -Dobra, stary, daj na wstrzymanie. -poklepałam go po ramieniu. -Ja jej jeszcze pokażę... -mruknęłam, gdy wychodziłam z baru.
Przez kilka godzin szwędałyśmy po sklepach z różnymi pierdołami. W końcu znalazłyśmy sklep ze strojami kąpielowymi, koszulkami i innymi takimi szmatami. Jak to my, rzuciłyśmy się do przymierzalni, zapominając o kilku torbach przywiezionych ubrań z Londynu.
-Claudia, patrz! -Amy stała w przymierzalni, mając na sobie cudowny strój kąpielowy.
-Genialnie wyglądasz! Natalia, a ty jak tam? -zajrzałam do siostry, która wbijała się w jednoczęściowy, mocno skrojony strój.
-Gruba dupa ze mnie. -dziewczyna wyginała się, by zapiąć niewielki zameczek na karku.
-Co wy na to? -z przymierzalni wyszła Sharlotte w pięknym, zwiewnym paero.
-Muszę też takie mieć! -powiedziałam i od razu pobiegłam po chustę.
-Lily, a ty? -Sharlotte spojrzała na dziewczynę, która wciąż przeglądała koszulki. Nagle w sklepie pojawiło się trzech facetów.
-Lily! -jeden z nich podszedł do szatynki.
-Joseph, co ty robisz? -Lily zaczęła szeptać.
-No kochana, ileż można do ciebie dzwonić? Mieliśmy się spotykać dwa razy w tygodniu jak moja żonka biega na spa, a ty, co? Z góry zapłaciłem? Zapłaciłem. -facet wcale nie ściszył głosu. Wszystkie patrzyłyśmy po sobie. Czyżbym miała rację, oceniając Lily? Faktycznie, jest panną do towarzystwa?!
-Dobrze, Joseph. -dziewczyna zaciągnęła mężczyznę przed sklep. Udałam się do stoiska z torbami, bo ono znajdowało się najbliżej wyjścia i podsłuchiwałam ich rozmowę.
-Wpadnę dzisiaj do ciebie, dobrze? -dziewczyna bardzo spokojnie mówiła.
-O tej samo co ostatnio. A jutro?
-Jutro mam inne plany. Do zobaczenia.
Szybko skierowałam się do kasy, by dziewczyna się nie zorientowała, że podsłuchiwałam ich rozmowę. Tak, potwierdziły się moje podejrzenia. Wszystkie udawałyśmy, że nie przejęłyśmy się tym dziwnym spotkaniem.
Do samego popołudnia chodziłyśmy pomiędzy straganami i kupiłyśmy mnóstwo, różnych potrzebnych i niepotrzebnych rzeczy. Koło 17 zjawiłyśmy się w hotelu. Chłopaki już chlapali się w oceanie.
-No hejo panowie! -pomachałyśmy do nich torbami z zakupami.
-Chodźcie, woda jeszcze ciepła! -Jay pomachał do nas. Z racji, że wszystkie miałyśmy na sobie stroje kąpielowe dołączyłyśmy do naszych facetów.
-Idziemy do ciebie... czy do mnie? -właśnie Thomas i Lily zbierali swoje rzeczy. Wszyscy udaliśmy się w stronę hotelu. Szłam tuż za nimi.
-Yyy, muszę coś jeszcze załatwić. Spotkamy się jutro. -dziewczyna bardzo przekonująco powiedziała i pocałowała chłopaka w policzek. Zerknęłam na Amy, która pokiwała przecząco w moją stronę. Każdy rozszedł się do swojego pokoju.

-Na magicznej wyspie tylko ty i ja, tylko nasze serca dwa, nasza miłość aż po grób, która w blasku słońca mieni się, tylko splecione dłonie dwie, które idą przez całe życie swe. -wśród rożnych papierów, leżących na stoliku pod telewizorem, znalazłam świstek papieru, który pierwotnie chciałam wyrzucić, ale rozwinęłam go i przeczytałam. -Łysol, co to? -pomachałam do niego zmiętą kartką.
-A daj spokój, miałem napisać tekst do nowego singla i jakoś... nie idzie. -podrapał się po głowie.
-Ja się na tym nie znam, ale … chyba nie jest taki zły …
-Coś jeszcze wymyślę … Chodźmy spać, bo jutro dzień pełen wrażeń.
-Tak spać? Tak normalnie?! Jesteś chory?! -dotknęłam czoła chłopaka.
-Spać! -złapał mnie w pasie, przerzucił przez ramię i bez żadnych skrupułów rzucił mnie na łóżko.
-Brutal! -krzyknęłam i uderzyłam w niego poduszką.
-Ja?! -chłopak usiadł na mnie okrakiem. -Ja? -teraz pochylił się na de mną i przygryzł moją wargę.
-Spać... -powiedziałam cicho i zamknęłam oczy.
________________________________________________________________
Ah wzięłam się za pisanie tego opowiadania. Tkwię gdzieś przy 44 rozdziale ;) 
Przyznaję się, że nie komentuję Waszych opowiadań, bo najnormalniej nie mam czasu. Hah na zwolnieniu, ale na nic nie starcza mi czasu. Siedzę non stop na fbl i próbuję się jakoś w to wszytko wciągnąć. Najbardziej irytuje mnie to, że opuszczę 3 warsztaty fotograficzne i nie będę miała żadnych fot, a na sesję też nie pójdę... uh! 
Jak tam u Was?

piątek, 25 stycznia 2013

28


Obudził nas budzik o 24.30. Ubraliśmy się w dresy i zeszliśmy na dół. Musieliśmy czekać na Jay'a i Thomas'a. Wreszcie ruszyliśmy na plażę. Przodem szła Natalia i Nath. Trzymali się za ręce. Uśmiech sam pojawiał się na twarzy, patrząc na zakochaną parę nastolatków. Obok nich, w pewnej odległości szła nasza druga para. Siva i Amy. Oni też wyglądali jak wyrwani z jakiejś bajki. Co chwilę przystawali, by pocałować się. Za nimi szedł Thomas i Jay. Oni upojeni romantyczną atmosferą podskakiwali, trzymając się za ręce. To był komiczny widok. Na samym końcu szliśmy my. Max mocno trzymał moją dłoń, nie pozwalając mi oddalić się od niego nawet o krok. Co jakiś czas Thom i Jay zatrzymywali się, by zamienić z nami kilka zdań, a potem znów gnali do przodu. Jak wielka rodzina szliśmy po plaży, która teraz była pusta, szara i momentami straszna. Zbliżała się 2. Zatrzymaliśmy się w miejscu, gdzie zaczynało się skaliste wybrzeże. Wspięliśmy się na skałki i usiedliśmy w dogodnym miejscu do obserwacji horyzontu. Siedziałam wtulona w Max'a. Niebo z każdą minutą przybierało inny odcień pomarańczu.
-Cudownie. -szepnęłam, gdy było już nieco jaśniejsze.
-Claudia...-Max włożył rękę do kieszeni spodni. Po chwili poczułam coś zimnego na dekolcie. Było to małe serduszko z wygrawerowanym: „C&M”. Chłopak zapiął łańcuszek i pocałował mnie w kark. -Kocham Cię. -położył głowę na moim ramieniu.
-Ja też Cię kocham. -pogłaskałam go po policzku. Łzy napłynęły mi do oczu. Siedzieliśmy tak i obserwowaliśmy niebo. 
Koło 3.15 słonce ukazało się nam już w całej okazałości, chociaż panował jeszcze zmierzch. Wszyscy udali się do hotelu, a ja i Max wciąż siedzieliśmy i wpatrywaliśmy się w ognistą kulę.
-Chodźmy, może jeszcze zdrzemniemy się na chwilę. -Max pomógł mi zejść. Szliśmy brzegiem oceanu, od czasu do czasu woda obmywała nasze stopy. Zaczynało się robić co raz cieplej.
-No Max! -krzyknęłam gdy chłopak lekko pchnął mnie do wody. Na całe szczęście nie wywinęłam epickiego orła prosto do wody.
-No Max! -przegrzeźnił mnie. Złapał mnie, wziął na ręce i zaniósł do wody. Szarpałam się i usiłowałam się wyrwać, ale to skończyło się tym, że z wielkim pluskiem wpadłam do wody.
-Cudownie... -powiedziałam zaczesując włosy. Wyszłam naburmuszona na brzeg, zrobiło mi się zimno. -Jak będę chora to... -pogroziłam mu palcem. On był tylko mokry do … kolan. No sory, ze mnie po prostu woda spływała jak po kaczce, nie owijajmy w bawełnę.
-No nie wściekaj się. -chłopak złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Pocałował mnie namiętnie i po raz kolejny pchnął mnie … na piasek. Do mojego mokrego dresu teraz przyczepiony był piach.
-Max! Cholera! -ściągnęłam bluzę, koszulkę i spodnie zostając w samej bieliźnie. -Dawaj mi to! -rozpięłam jego bluzę.
-Oooo skarbie, w samolocie było świetnie, ale na plaży... -i znów wylądowaliśmy na pisaku obściskując się. Jak szaleńcy całowaliśmy się. Chłopak włożył jedną rękę za moją koronkową bieliznę. Po chwili opanowaliśmy się uświadamiając sobie gdzie jesteśmy. Max dał mi swoją bluzę, która lekko zakrywała mi tyłek, on niósł moje mokre ubrania i tak dotarliśmy do hotelu. Nie zauważeni weszliśmy do pokoju.

Tego dnia postanowiliśmy pójść na plażę. Tuż przed południem zajęliśmy strategiczne miejsce na piasku, z którego wszędzie było blisko. Nasz hotel posiadał własną plażę z dostępem do wody, więc mieliśmy o tyle dobrze, że nie przedzieraliśmy się przez tłumy turystów. Byłam bardzo śpiąca po tej nocy, więc rozścieliłam swój duży ręcznik, położyłam się na plecach i zasnęłam. Było cudownie tak leżeć i bez żadnych myśli w głowie odpoczywać. Koło mnie leżała Amy, która szperała coś w telefonie. Reszta od razu weszła do wody. Natalia co raz piszczała i krzyczała, gdy chłopaki ją podtapiali.
-Claudia, chodź! -Jay podbiegł do nas, by zabrać piłkę do gry.
-Nic z tego. -przekręciłam się na plecy i dalej drzemałam. Niestety, nie dane mi było długo nacieszyć się spokojem.
-Do wody...-Thomas złapał mnie za nogi i pociągnął w stronę oceanu. Zaczęłam drzeć się i wyrywać, jednak do niego dołączył Max, który złapał mnie za ręce, w ten o to sposób wrzucili mnie do wody. Skoro już byłam mokra, postanowiłam przyłączyć się do ich zabawy. Świetnie się bawiliśmy, Amy najpierw robiła nam zdjęcia, ale i ona po chwili przyłączyła się do nas. Wróciliśmy do hotelu na obiadokolację.

-Patrzcie, PalmClub! -Siva z recepcji przyniósł kilka ulotek.
-No to drogie panie, proszę się przygotować na … CHILLOUT ! -Jay zaczął tańczyć pomiędzy stolikami. Popatrzyłyśmy na siebie i wybuchnęłyśmy śmiechem. Mieliśmy spotkać się o 20 przed hotelem. Ze swojej torby wyciągnęłam obcisłą, beżową sukienkę bez ramiączek oraz blado różowe balerinki. Wzięłam też małą torebkę w kolorze podobnym do butów. Włosy spięłam w koka i tak o to byłam gotowa. Max postawił na spodnie ¾ i zwykły, porozciągany, siwy podkoszulek. Tak wystrojeni zeszliśmy na dół. Okazało się, ze wszyscy panowie mają siwe podkoszulki, jakby się zmówili.
-Panowie, to jest nasz T-SHIRT TIME !- Siva zawiesił ręce na szyi Thomasa i Jaya. -Wszyscy gotowi?! -spojrzał na resztę.
-Tak, jest! Kierunek PalmClub! -Max wziął mnie i Natalię za ręce i pociągnął w stronę promenady, gdzie właśnie znajdował się klub. Mieliśmy do niego wejście za darmo, ponieważ byliśmy gości hotelu, z którym współpracują. Było mnóstwo ludzi. Wszyscy tańczyli z drinkami w rękach. My udaliśmy się do wcześniej zarezerwowanej loży. Zamówiliśmy sobie po mocnym drinku, który miał rozpocząć nasz urlop na Bahamah. Z dziewczynami ruszyłyśmy na parkiet.
-Jak za starych, dobrych czasów! -krzyknęła mi do ucha Natalia.
-Ooo tak! -Amy potwierdziła wywijając. W pewnej chwili Max zaciągnął mnie w nieco luźniejsze miejsce na parkiecie.
-Oj skarbie...-obrócił mnie tak, że teraz stałam do niego tyłem, wciąż bujaliśmy się w rytm muzyki. On trzymał mnie za ręce i mocno przytulał do siebie. Przymknęłam oczy, było mi tak nieziemsko dobrze czuć jego zapach perfum, mocny i pewny uścisk, z którego nie chciałam się oswobodzić. Teraz mógł zrobić ze mną wszystko, co tylko chciał. Co chwilę całował moją szyję i ramię, na całym ciele czułam jak przeszywają mnie ciarki.
-Hej gołąbki, zmieniamy lokal! -Amy podbiegła do nas. Udaliśmy się do wyjścia, gdzie wszyscy już czekali. Pośród naszej zgrai zobaczyłam dwie dziewczyny.
-Cześć. -rzuciłam do nich i przyciągnęłam Max'a do siebie. Serce zaczęło mi szybciej bić, tak, byłam teraz zazdrosna i bałam się, aby mi jakieś laski nie odebrały „mojego Łysolka”. Skierowaliśmy się w stronę promenady.
-Lily. -długowłosa szatynka wyciągnęła do mnie rękę. Miała wysokie, czerwone szpilki i sukienkę, o ile można to tak nazwać, która zakrywała... niewiele. Szła u boku mojego brata. Nie spodobał mi się jej „szczery” uśmiech. Miałam w duchu nadzieję, że to tylko koleżanka na jedną noc.
-Sharlotte.-druga dziewczyna, brunetka, wyglądała zupełnie inaczej. Miała krótkie szorty i bluzkę z dekoltem na plecach. Do tego zwykłe, czerwone tenisówki. Nie była zainteresowana żadnym z chłopaków tylko szła pomiędzy mną a Lily. Nawet ją polubiłam. Dowiedziałam się, że obie są z Londynu i są siostrami. Wtedy doznałam szoku, bo nawet minimalnie nie były do siebie podobne. Powiedziała również, że przyjechały tutaj do pracy. Otrzymały ofertę od jednego z hoteli i przyjechały, jednak teraz już przebywają tutaj wyłącznie rekreacyjnie. Lily miała jakieś 22 lata i dumnie szła obok Thoma obdarzając go uśmiechem. Sharlotte była w moim wieku. Po kilkunastu minutach dotarliśmy do klubu Baham, gdzie spędziliśmy kilka godzin. Potem udaliśmy się do hotelu. Jak się okazało dziewczyny mieszkały niecałe 5 minut od naszego, więc rozstaliśmy się dopiero pod budynkiem.
-Może wejdziesz... -usłyszałam jak Thomas rozmawiał z Lily. Udałam, że nawet tego nie słyszałam, w końcu jest dorosły.
-Lily, zbieraj tyłek, idziemy! -Sharlotte zniecierpliwiona podeszła do siostry. Po krótkiej rozmowie brunetka sama udała się do hotelu. My wszyscy poszliśmy do swoich pokoi.

-Nie podoba mi się ta cała Lily. -siedziałam na łóżku po turecku i przyglądałam się jak Max'owi, który się przebierał.
-Daj spokój, Thomas jest dorosły nic nie poradzisz. -chłopak stał w samych bokserkach i szperał w torbie. Patrzyłam na jego sexowny tyłek, gdy zerknął na mnie. Uśmiechnęłam się i zaczerwieniłam.
-Będą problemy przez tą Lily, zobaczysz. -odwróciłam wzrok od chłopaka i położyłam się na poduszkach.
-Co cię jakaś Lily obchodzi? -Łysolek usiadł na mnie okrakiem. Spojrzał na mnie swoimi czekoladowymi oczami. Byłam zbyt zmęczona na jakieś pieszczoty, podniosłam się i pocałowałam go.
-Dobranoc. -powiedziałam i z powrotem położyłam się na łóżko.
_________________________________________________
Siedzę w domu i po prostu się nudzę. Masakra! Jeszcze cały następny tydzień w domu... uh!
Ah, za 32 dni urodziny... prezent od dziadków już spoczywa w portfelu hah, na nich zawsze można liczyć!
Co raz mniej podobają mi się te rozdziały, a Wam ?

środa, 23 stycznia 2013

27


Siedziałam patrząc na chłopaka, kiwał przecząco głową, jakby nie mógł pogodzić się z losem. Do sali wszedł lekarz.
-Przykro mi... -oparł się o barierkę łóżka. -okazało się, że jest gorzej niż przewidywaliśmy.
-Co to oznacza? -Natalia usiadła na brzegu łóżka wpatrując się w chłopaka.
-Będzie musiał przejść bardzo ciężką rehabilitację...
-On nie może mówić? -wstałam i zaczęłam przechadzać się po sali. Lekarz skierował się do wyjścia. Właśnie miał zamknąć drzwi, gdy odwrócił się i powiedział: „Dobrze to zagrałem?”. Nathan podniósł kciuka do góry. Razem z siostrą spojrzałyśmy na niego.
-Żebyście zobaczyły swoje miny! -chłopak położył się na poduszkę zakładając ręce pod głowę.-Będziecie musiały jeszcze ze mną jakoś wytrzymać.- Kamień spadł mi z serca! Natalia otarła łzy z policzka.
-Jak – mogłeś !-wstała i krzyknęła. Po chwili pochyliła się nad chłopakiem i pocałowała go. Wyszłam z sali, by zadzwonić do reszty i poinformować ich, że wszystko się udało.
-Jadę do domu. -powiedziałam wchodząc do sali po torebkę.
-Ja tu zostanę. -Natalia siedziała obok Natha i oglądali coś w telefonie.
-Jak coś to dzwońcie, przyjadę jutro rano. Lekarz powiedział, że może jutro wieczorem cię wypisze. -pomachałam im i wyszłam. Bardzo mi ulżyło, że ten zabieg się udał. Teraz mogliśmy zabrać się za pakowanie rzeczy. Mieliśmy wylatywać za dwa dni.

W domu jak zwykle coś się działo. Tom i Max już coś wykombinowali, bo na suficie w kuchni przyklejony był naleśnik. Amy i Siva pojechali na zakupy, a Jay bawił się z Tośkiem w ganianego. Weszłam do kuchni i zobaczyłam jak Max trzyma na baranach Tom'a, który zeskrobywał ciasto.
-Boże... -powiedziałam siadając przy stole.
-Jak tam z młodym? - Max chwiejąc się pod ciężarem chłopaka zapytał.
-Bardzo dobrze, jutro wieczorem mają go wypisać. -nalałam sobie wody. W pewnej chwili Thomas jakimś cudem z hukiem wylądował na podłodze. Max pokładał się ze śmiechu. -Tak, zabijcie się jeszcze. Jak to się tam znalazło? -podeszłam do Tom'a, by zobaczyć czy nie rozciął sobie głowy.
-No bo chcieliśmy nauczyć się podrzucać naleśniki i jakoś tak... -Thom pocierał ręką o głowę.
-Naleśniki! Zobacz Tosieńku, twoje ulubione! -Loczek wszedł z jaszczurką na ramieniu i podał jej kawałki zdrapanego ciasta, które leżały na blacie. Wszyscy wykrzywiliśmy się na ten widok.

Postanowiłam pójść do pokoju i się odświeżyć. Wyjęłam pierwszą lepszą bieliznę, koszulkę i jakieś spodnie. Poszłam pod prysznic. Chwila pod strumieniem wody i poczułam się jak nowo narodzona. Włożyłam koszulkę i spodnie, stanęłam przed lusterkiem i...
-Co jest, kurde? -spojrzałam, że koszulka była nieco za duża, spodnie zresztą też. Wyszłam z łazienki.
-No moja kochana koszulka... spodnie! No... Skarbie... -Max siedział przy biurku i szperał coś w laptopie.
-To twoje?! -zdziwiłam się. Dopiero teraz zauważyłam, że w pokoju pojawiły się jego rzeczy, a w szafie wszystkie jego ubrania.
-Ah no tak! -pacnęłam się ręką w głowę. Przypomniałam sobie, że Max miał się do mnie „wprowadzić”. Siedzieliśmy do samej północy i rozrabialiśmy w pokoju. Musiałam poprzekładać jego rzeczy, bo sory, ale moje muszą mieć odpowiednie miejsce! W końcu zasnęliśmy koło 1.30.

Rano pojechałam do szpitala. Weszłam do sali i zobaczyłam, że Nath i Natalia jeszcze śpią. Wyglądali uroczo, tak we dwoje na tym nie zbyt dużym łóżku.
-Wstawać leniuchy. Nathan pakuj się już. -powiedziałam wręczając mu wypis.
-Już?
-A no już! Lekarz powiedział, że wszystko jest już w porządku, zaraz przyjdzie jeszcze cię zobaczyć i możesz wychodzić.
-Moje plecy. -Natalia stała przed lusterkiem poprawiając włosy. Po jakiejś godzinie byliśmy już w drodze do domu.

-No hej! -Jay rzucił się na Młodego ściskając i całując niczym ciotka swojego bratanka.
-Fuuu ! -Nath wytarł wszystkie pocałunki Loczka.
-Uwaga! -z góry spadła walizka Thoma. -Ogłaszam czas pakowania! Jedziemy na wakacje! Aha, aha, aha! -brat zaczął śpiewać i tańczyć coś na rodzaj tańca brzucha. Wszyscy pobiegliśmy pakować walizki na jutrzejszy wyjazd. Po południu przy schodach stało mnóstwo bagaży. Wszyscy siedzieliśmy przed telewizorem i opychaliśmy się pizzą.
-Co oglądamy? -Siva wyjął płyty z różnymi filmami. Rzuciliśmy się i każdy chciał oglądać co innego. Dochodząc do jakiegoś kompromisu zdecydowaliśmy się na jakiś horror, coś w stylu „Szczęki”. Na początku było nudno... potem było jeszcze bardziej nudno... w końcu Jay i Thom zasnęli oparci o kanapę, Nath i Siva ulotnili się do pokoi, Max poszedł do kuchni, a ja z dziewczynami opychałyśmy się popcornem. Tak „rozbici” dotrwaliśmy do 1 w nocy, a potem wszyscy poszliśmy spać.

-Jakie mamy miejsca? -Nathan wyrwał mi bilety. -147, 150, ej no, a nie mamy czegoś koło siebie?! -czekaliśmy w kolejce na wejście do samolotu.
-Daj to profesjonalistom. -Siva zabrał mu dokumenty i rozdzielił miejsca. Po jakiś 30 minutach wszyscy byli na swoich miejscach. Lot oczywiście nie mógł nam minąć normalnie. Najpierw Jay i Thom budowali z kart wieże, wszyscy pasażerowie wkoło przyglądali się ich poczynaniom. Potem Max i Jay postanowili pośpiewać. Darmowy koncert w samolocie, fajnie, ale ileż można?! Potem Siva zatrzasnął się w łazience i aż dwie stewardessy usiłowały otworzyć zatrzaśnięte drzwi. Na końcu okazało się, że panie drzwi „pchały do środka”, a Siv na zewnątrz... no nie ważne. Nathan zaprzyjaźnił się z jakąś starszą kobietą, która siedziała obok niego i rozwiązywał z nią krzyżówki. Po 15 minutach owa babcia mówiła do niego „wnusiu”. Musiałam uspokoić Max'a i Thoma, bo ci dwaj kretyni zaczepiali jakieś dzieci z rzędu przed nami. Amy i Natalia siedziały ze słuchawkami w uszach tylko wybuchając śmiechem z wygłupów chłopaków.

-Max. -warknęłam gdy chłopak zaczął mnie całować i gładzić po udzie. -Dzieci patrzą. -powiedziałam przez zęby widząc dwie pary oczu wystających znad foteli.
-Chodź do łazienki. -wymamrotał mi do ucha. Hmm, kusząca propozycja. To takie podniecające, sex na wysokości 12 tys. km nad ziemią w małej, ciasnej łazience. Po chwili wstałam i udałam się do łazienki. Po chwili pojawił się i Max. Siedziałam na blacie koło umywalki wpatrując się w niego.
-I co teraz? -podszedł do mnie i zaczął całować mnie po szyi. Ponieśliśmy się chwili. Jak szaleńcy całowaliśmy się. Toalety w samolotach są naprawdę małe, więc tylko udało się nam ściągnąć koszulki. Napawaliśmy się każdym muśnięciem i co chwilę znów nasze usta się łączyły. Nie trwało to długo. Było dosyć niewygodnie... Rozbawieni tym faktem po kilkunastu minutach powróciliśmy na miejsca. Zdecydowana większość ludzi przyglądała się nam. Usiedliśmy jak gdyby nigdy nic. Po kilkunastu godzinach wylądowaliśmy.

Nassau to największe miasto z całego archipelagu wysp. Właśnie tutaj mieliśmy zarezerwowany hotel. Wsiedliśmy do tax'ówek i pojechaliśmy na wskazany adres. Wysiedliśmy przed potężnym, jasnożółtym budynkiem. Nie wyglądał jak większość mijanych hoteli w nowoczesnym stylu, ten był nieco stylizowany co dodawało mu jeszcze większego wrażenia luksusu. Weszliśmy do holu. Wszystko wyłożone było piaskowym marmurem, od którego emanował chłód, tak bardzo poszukiwany w upalne dni. Po środku była fontanna, kilka egzotycznych drzew, a gdzieniegdzie ustawione były kanapy i fotele. Udaliśmy się do recepcji.
-Dobra, wybaczcie moi mili, ale podział pokoi jest już ustalony. I to nie przypadkowo. -ja i Amy trzymałyśmy karty do pokoi. Wcześniej stwierdziłyśmy, aby dziewczyny były razem. Chciałyśmy mieć na oku Natalię.
-Tom z Jay'em, Nath z Max'em, ja z Natalią i Amy z Sivą. -wyrecytowałam. Jakoś nie zobaczyłam entuzjazmu, szczególnie u panów.
-Dobra, dobra. -Amy uniosła ręce jakby chciała się poddać. -Zrobimy tak, jak każdy, by chciał.
-Natalia. -zawołałam siostrę na stronę, gdy Amy rozdawała klucze. -Proszę cię, bez wygłupów. -mówiłam poważnym tonem.
-Spoko luzik. -dziewczyna przekręciła oczami.
-Siostra! Młoda jesteś, ja to kuźwa już co innego, idziesz na studia, rozumiesz? Co ja powiem twojej matce?! To, że wzięłam cię tutaj, że poznałaś chłopaków powinno wystarczyć z wakacyjnej przygody, dzieciak ci nie potrzebny, na razie. -wcisnęłam jej pudełko Durex'ów i opakowanie tabletek. -Codziennie bierz po śniadaniu. -dziewczyna odwróciła się i razem z Nath'em poszli do pokoju. Modliłam się w duchu, aby ten wyjazd nie zakończył się jakąś wpadką.

Nasz pokój był bardzo przestronny. Na wprost naszego łóżka było wyjście na taras. Całe pomieszczenie było niemalże przeszklone, a w potężnych oknach zawieszone były delikatne, przezroczyste, białe firanki. Na ścianie wisiał telewizor, tuż pod nim znajdował się stolik i krzesła. Przy wejściu do łazienki była ogromna szafa. Zabraliśmy się za prowizoryczne rozpakowanie. Właśnie wysłałam mamie sms, że wszystko jest w porządku, gdy Max zabrał mi telefon i wrzucił do torby.
-No ej! -krzyknęłam i chciałam go wyciągnąć, ale chłopak powstrzymał mnie.
-Teraz, tylko ty i ja. -chłopak pocałował mnie.
-Chodź, mieliśmy iść na kolację. -pociągnęłam go w stronę drzwi. Mój Łysolek nie był zbytnio zadowolony, że musimy zejść na dół, ale jakoś udało się go tam zaciągnąć.
-Jemy i co robimy? -Nath zajadał ananasa.
-To zależy na co mamy ochotę. -powiedziałam przeglądając foldery klubów, portów i różnych takich rzeczy.
-Może chodźmy na plażę nocą? Poczekamy na wschód słońca, co? Wyjdziemy koło 1? -Siva zaproponował. Wszyscy zgodziliśmy się. Jakby nie patrzeć byliśmy wyczerpani lotem, więc zaraz po posiłku wróciliśmy do pokoi. Szybka kąpiel i spanie.
________________________________________
Muszę Was jakoś zmotywować do komentowania. Komentujcie ! ! ! ;)
Nie ma to jak 2 tyg. zwolnienia lekarskiego, jeah ! 

niedziela, 20 stycznia 2013

26


Obudziłam się o 7.15. Głowa pękała mi w szwach. Spałam zaledwie 3 godziny, więc czemu się dziwić. Na fotelu leżał garnitur Max'a, ale jego nigdzie nie było. Zdziwiłam się nieco, gdzie on się mógł zapodziać, ale cóż, położyłam głowę na poduszkę i zasnęłam. Po chwili drzwi pokoju się otworzyły i Max wpadł zdyszany. Usiadł na łóżku głęboko oddychając. W ręku miał butelkę wody.
-Twój... ojciec...-mówił pomiędzy oddechami- ma... nie złą... krzepę...
-Co on ci zrobił? -otworzyłam jedno oko i spojrzałam na spoconego chłopaka.
-Wpadł... tu... o 5.40... jezuuu -Max wziął łyk wody -i powiedział, że … idziemy … biegać. No to... luz, nie? Ale... matko jedyna no! -tym razem przyssał się do butelki na dłużej.- 1,5 godziny sprintem, wkoło … tego... pieprzonego jeziorka.
-Test... -mruknęłam sama do siebie. Mogłam się spodziewać, że ojciec nie przepuści okazji, by przetestować mojego chłopaka. Max opadł na łóżko i jeszcze przez dłuższy czas nie mógł dojść do siebie po treningu. O 8.15 zeszliśmy na śniadanie. W kuchni jak nigdy panował chaos. Czwórka chłopaków wraz z Natalią i Amy na czele okupywali królestwo Han. I ona tego dnia zachowywała się zupełnie inaczej. Nie była wpatrzona w garnki i przepis tylko podśpiewywała sobie i zagadywała do chłopaków. Tuż za nami pojawiła się mama.
-Zdałeś kolego. -poklepała Max'a na powitanie. Chłopak zmizerniał gdy przypomniał sobie poranek z moim ojcem.
Wszyscy usadowiliśmy się przy kuchennym stole i zaczęliśmy smażyć gofry. Mieliśmy przy tym sporo radochy. Po zjedzonym posiłku udaliśmy się do pokoi, by się spakować. Musieliśmy wyjechać jeszcze przed obiadem, ponieważ następnego dnia z samego rana Nathan miał zostać przyjęty do szpitala. Han dała nam mnóstwo przysmaków, spakowaliśmy torby do bagażnika.
-Trzymajcie się. Jak będziecie już na wyspach to zadzwońcie. Natalia uważaj na siebie. -mama prawiła nam litanię przed odjazdem. W korytarzu pojawił się ojciec.
-Masz mi się nią opiekować. -od razu skierował się do Max'a.
-Oczywiście.
-No, i bez wygłupów mi tam! -George pogroził palcem w stronę reszty. Wszyscy załadowaliśmy się do samochodów i pojechaliśmy do Londynu.

Wieczorem atmosfera w domu stawała się co raz bardziej napięta. Każdy na swój sposób przeżywał jutrzejszy dzień. O 20 większość rozeszła się do swoich pokoi, nikt nie miał ochoty na zabawy i wygłupy. Siedziałam w pokoju przeglądając internet.
-Mogę? -zza lekko uchylonych drzwi wyjrzał Nath. Przytaknęłam i zrobiłam miejsce na łóżku. Chłopak był blady, nie wyglądał za dobrze. Siedział wpatrując się w zdjęcie moje i Max'a na wieży Eiffla. Chciałam powiedzieć mu, że wszystko będzie dobrze, ale powstrzymałam się. Chłopak oparł głowę na moim ramieniu. Siedzieliśmy tak w ciszy. Po jakiś 2 godzinach Nath poszedł do siebie. Nie wiedziałam co mam z sobą zrobić. Zeszłam do kuchni, było ciemno i dosyć chłodno.
-Nie śpisz jeszcze? -po ciemku siedział Max.
-A co ty tu robisz? -stanęłam jak wryta.
-Tak sobie tutaj... siedzę. -powiedział. Wstał i objął mnie w pasie. Położyłam głowę na jego ramieniu i zamknęłam oczy. Miałam ochotę rozpłakać się jak małe dziecko. Wokoło dzieje się tyle rzeczy. Nathan, Anthony … Chłopak zaczął coś nucić pod nosem.
-Chodźmy spać. -powiedział całując mnie w szyję.
-Yhym... -było mi tak dobrze w jego ramionach. Czułam, że mogę się na nim oprzeć, a on to wszystko zniesie, jakbym na chwilę przekazywała mu wszystkie moje problemy.

Staliśmy pomiędzy drzwiami do jego i mojej sypialni.
-Dobranoc. -powiedziałam kierując się do siebie.
-Może byśmy... -chłopak złapał mnie za rękę. -kto do kogo się przeprowadza?
-To jest bez znaczenia. -przewróciłam oczami uśmiechając się przy tym.
-Jutro się do ciebie wprowadzam. -Max pocałował mnie w policzek. W końcu rozstaliśmy się i każdy poszedł do swoich pokoi. Szybko zasnęłam.

Rano Nathan oznajmił, że nie chce, by wszyscy jechali z nim do szpitala. Ostatecznie pojechałam tylko ja. Chłopak przez całą drogę siedział z naciągniętą czapką na oczy i nie odzywał się. Po kilkunastu minutach dojechaliśmy do ogromnego budynku. Szliśmy korytarzami aż doszliśmy do odpowiedniego oddziału. Lekarz już na nas czekał. Nathan został zabrany na jakieś badanie, a ja siedziałam w sali i czekałam na niego. Nerwowo obracałam telefonem w ręku. Po jakiejś godzinie przyszedł.
-I jak? -zapytałam uśmiechając się przy tym tak prawdziwie jak tylko to było możliwe.
-Fantastycznie. -burknął przykrywając się kołdrą po same uszy. Rozumiałam go doskonale. Był wściekły i obrażony na wszystkich i na wszystko dlatego, że tutaj jest. Może nie wszyscy to rozumieją, ale ja sama tak się czułam leżąc w szpitalu.
-Mam dla pana świetną wiadomość. -do sali wszedł lekarz. Nathan usiadł na łóżku udając poważnego i bardzo zainteresowanego. -Wyniki będą za jakąś godzinę, więc zabieg możemy wykonać jeszcze dzisiaj po południu. Rewelacyjnie, prawda? -chłopak uśmiechnął się i poczekał aż doktor opuści salę, by móc znów zniknąć pod kołdrą. Siedzieliśmy tak w ciszy, ja kręciłam się na stołku, a on tylko co jakiś czas wyglądał spod kołdry.
-Głupia jesteś. -powiedział, gdy zobaczył jak odpycham się i unoszę nogi do góry, by nabrać prędkości. Uśmiechnęłam się pod nosem -udało mi się go rozbawić.
-Rzodkiewka! -pogroziłam mu palcem i dalej się bawiłam.
-Ej! Wiesz co by było, gdyby ta farba wtedy nie zeszła? -usiadł na łóżku i skrzyżował ręce.
-Byłbyś prawdziwą rzodkiewką! -”podjechałam” na krześle do niego. Atmosfera nieco się rozluźniła. Śmialiśmy się i na chwilę zapomnieliśmy o zabiegu, który zbliżał się wielkimi krokami. Po południu pielęgniarka przyszła, by zabrać Nath'a na salę.
-Czekam na pana koło zabiegowego. -młoda pielęgniarka oznajmiła. Chłopak zbladł w jednym momencie.
-Claudia... gdybym już nigdy więcej nie mógł powiedzieć ani słowa to...
-Nath, nawet się nie wygłupiaj! -krzyknęłam siadając obok niego.
-Posłuchaj. Powiedz Natalii, że … bo ja się chyba zakochałem... przekaż jej, że te sceny z Jay'em wcale na mnie nie zrobiły wrażenia, bo wiem, że ona też do mnie coś czuje. -spojrzałam na niego, nie do końca rozumiałam o co mu chodzi. -Dziękuję ci za wszystko.
-Jesteś dla mnie jak brat. -złapałam go za rękę i spojrzałam w te jego piękne oczy. -Robię tylko to, co należy do siostry. Leć już. -chłopak lekko się ociągając wyszedł z sali. Siedziałam wpatrując się na widok za oknem. Zastanawiałam się o co chodzi z Natalią, z nim i Jay'em. Na wyświetlaczu mojego telefonu wyświetliło się zdjęcie Natalii – nie odebrałam, chciałam przez chwilę odpocząć. Po chwili telefon Nath'a też zaczął dzwonić. Zobaczyłam, że na tapecie Nath ma zdjęcie Natalii. Przypomniałam sobie, kiedy ja znalazłam na pulpicie u Max'a folder z moimi zdjęciami. Postanowiłam zadzwonić po siostrę, by przyjechała do szpitala.

-No hej, co z nim? -siostra wparowała do sali i spojrzała na puste łóżko.
-Czekamy... -powiedziałam przyglądając się dziewczynie.
-No co?
-Chyba masz mi coś do powiedzenia. -uniosłam brew do góry.
-Nie wiem o czym mówisz. -podałam jej telefon Nath'a, na którym widniało jej zdjęcie. Dziewczyna oparła się o ścianę spoglądając „gdzieś”.
-Ty się zakochałaś! -powiedziałam spoglądając na jej uśmiech.
-No, tak przynajmniej mi się wydaje.
-Już czaję! -klasnęłam w dłonie -Chciałaś żeby Nath był zazdrosny, kiedy tak się „kumplowaliście” z Jay'em.
-No... Nath od początku mi się spodobał. Wiesz, te jego full cap'y, przecież wiesz, że ja takie rzeczy ubóstwiam! -dziewczyna poprawiła swoją skejtowską czapkę na głowie. Ona i Nath byli tacy podobni do siebie. Z lekka dziecinni i bardzo uroczy. Zaśmiałam się w duchu. Jeszcze jakieś 2 godziny plątałyśmy się po sali w oczekiwaniu na Natha.
-Jest nasz pacjent. -wstałam, gdy do sali na wózku wjechał Nath. Pielęgniarka pomogła mu położyć się do łóżka. Był bardzo blady i ledwo co stał na nogach. Przeraziłam się na ten widok. Chłopak nie odezwał się ani słowem, wziął telefon i napisał „pora żebyś jej to powiedziała, ja nie mogę” -podał mi telefon, a ja z przerażeniem spojrzałam na niego. Z jego oczu zaczęły spływać łzy.
______________________________________________________
Dziękuję Wam za wszystkie komentarze, bardzo podnosicie mnie na duchu i to utwierdza mnie w słuszność pisania tego opowiadania. Już straciłam motywację do pisania, ale w zapasie mam jakieś 43 rozdziały, więc się nie martwcie. Teraz skupiłam się na fotografowaniu, dlatego tak rzadko zaglądam na Wasze blogi, z góry przepraszam - siła wyższa. 
Komentujcie ! 

czwartek, 17 stycznia 2013

25


Od samego rana po domu przewijały się tłumy ludzi. W dresach zeszłam do kuchni, by zjeść jakieś śniadanie. Natalia jeszcze spała, ale postanowiłam jej nie budzić, tym bardziej, że była dopiero 6.45. Siedziałam przy wysepce na barowym stołku i podjadałam krewetki i koreczki, które przygotowywała Han na śniadanie. Uwielbiałam tak przesiadywać w kuchni i przyglądać się, jak kobieta krząta się po pomieszczeniu. Zawsze była skupiona podczas gotowania, nic ani nikt nie mógł wytrącić jej z równowagi. Gdy tylko mnie zobaczyła podsunęła mi szklankę soku z czarnej porzeczki i znów powróciła do swojego zajęcia. Nagle do pomieszczenia weszła mama.
-Hej mamuś. -powiedziałam wesoło.
-I tak widać, że masz kaca. -rodzicielka usiadła obok mnie i uśmiechnęła się do mnie porozumiewawczo. Zaczerwieniłam się. Mama wzięła deskę i zaczęła kroić warzywa. -Jak tam Anthony?
-Chyba dobrze.
-Ehh, teraz wygląda o niebo lepiej. -mama westchnęła i uniosła wzrok ku górze.
-Jak TERAZ? -spojrzałam na nią nie rozumiejąc. Przypomniałam sobie jego łobuzerski wygląd z dzieciństwa. Uwielbiał chodzić w bojówkach i białym podkoszulku z napisem „GangstaBoy”. Kiedyś ubrał się tak na bankiet, mama chciała z niego ściągnąć ten strój, ale on stanął na parapecie i powiedział, że skoczy jeżeli ona będzie mu kazała to zdjąć. Wtedy też z procy rozbił wazę w ponczem. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Nic nie wiesz? On jest chory, ma raka. -zrobiło mi się ciemno przed oczami. -Córuś... dobrze się czujesz? -mama dotknęła mojej dłoni. Wstałam i pobiegłam na parking. Ledwo co widziałam przez łzy. Wsiadłam do pierwszego lepszego auta, które miało kluczyk w stacyjce i pojechałam do domu chłopaka. To zaledwie dwie posiadłości dalej.
W drzwiach przywitała mnie mama Anth – Stacy.
-Dzień dobry Pani. -powiedziałam uściskując kobietę.
-Claudia, cóż za niespodzianka! -Stacy przyjrzała mi się. No tak, wybiegłam w dresie, bez makijażu i z nieułożonymi włosami.
-Jest Anth? -powiedziałam rozglądając się za chłopakiem.
-Tak, jest u siebie, trafisz? -kobieta wskazała mi schody na górę. Poczułam się jak 10-letnia dziewczynka, która ganiała się z kolegą po tych schodach. Teraz wbiegłam szybko na górę od razu, kierując się do pokoju chłopaka, łzy spływały mi po policzku. Zapukałam. Usłyszałam cichą odpowiedź. Weszłam do pokoju. Nie zmienił się za wiele. Zamiast zabawek na półkach stały książki i segregatory, a na szafce, na której kiedyś była kolekcja żołnierzyków stały zdjęcia. Od razu dostrzegałam fotografie, na których byliśmy razem. Teraz chłopak stał z jakąś buteleczką leków i połykał jeden z nich. Spojrzałam na niego. Miał smutne oczy, był zupełnie inny niż wczoraj. Bezsilnie opuściłam ręce, stałam z lekko przechyloną głową i przyglądałam się chłopakowi. Spojrzał na mnie i powrócił do popijania leków.
-Jak mogłeś mi nie powiedzieć … -szepnęłam zakrywając twarz rękoma.
-Każde z nas ma swoje życie. Ja tu, a ty tam. -chłopak podszedł do mnie i przytulił. -Nie płacz gwiazdko. -pogłaskał mnie po głowie. Tak mnie nazywał w dzieciństwie, gdy w letnie noce wymykaliśmy się nad jeziorko i siedzieliśmy całą noc przyglądając się rozgwieżdżonemu niebu.
-Jak mogłeś... -powtórzyłam zaciskając pięści. Uświadomiłam sobie, że przez związek z Marc'iem zupełnie odcięłam się od świata. Amy miała rację mówiąc, że wyrwałam się z więzienia.
-Claudia, nie zamartwiaj się o mnie. To tylko choroba, jak każda inna. Pogódź się z tym... i już. -Anth usadowił mnie na kanapie pod oknem.
-Pogodziłeś się z tym, że możesz...
-Każdy z nas kiedyś umrze. -przerwał mi. Kucnął przede mną i odgarnął moją niesforną grzywkę. -Ty też się pogodziłaś ze śmiercią, pamiętasz? To ty z nią igrałaś czekając na operację. Śmierć stała ci za plecami, ale ty ją kopnęłaś w jaja i już. -podniósł mój podbródek i spojrzał w moje oczy. -Pamiętaj, że ty wygrałaś.
Zrozumiałam go, wiedziałam jak się czuje z wyrokiem na karku. Nie potrafiłam zapytać go ile jeszcze ma czasu, chyba nie chciałam wiedzieć...nie, chciałam.
-Ile jeszcze...
-Jeszcze długo. Ponad dwa lata będę cię męczył, a potem będę najjaśniejszą gwiazdką na niebie. -uśmiechnął się. Dwa lata... czy to dużo? Sama nie wiem. -Chodźmy, chcę dzisiaj coś wylicytować. -pociągnął mnie za rękę. -A ty chyba jeszcze się musisz przebrać. -spojrzał na mój strój. Otarłam ręką łzy z policzka. Pojechaliśmy do mojego domu.
Natalia już biegała po moim pokoju w poszukiwaniu kosmetyków i prostownicy. Po jakiejś godzinie byłyśmy gotowe. Siostra włożyła sukienkę bez ramiączek, dosyć obcisłą w kolorze cielistym. Do tego założyła beżowe szpilki. Z dodatków wybrała długie kolczyki. Ja natomiast przebrałam się w sukienkę na 3 cm ramiączkach, była biała z haftowanymi kwiatuszkami. Założyłam szpilki w kolorze ciemnej zieleni. Zeszłyśmy na dół. Było ponad 200 osób. Wszyscy siedzieli w potężnej sali z numerkami w ręku. Tata nerwowo chodził koło mikrofonu, czekając aż wszyscy zajmą swoje miejsca.
-Claudia, masz gości. -Han podeszła do mnie i szepnęła na ucho. Wskazała mi otwarte drzwi domu. Natalia siedziała już z Anthony'm, więc sama wyszłam przed dom. Był już zmierzch i oświetlona fontanna wyglądała przepięknie. Zobaczyłam jak z samochodów wychodzą chłopaki, a Amy już stała przed domem z Siv'em.
-No cześć Wam! -krzyknęłam na ich widok. Chłopaki rozglądali się na wszystkie strony. Max podszedł do mnie, objął mnie w pasie i pocałował w policzek. -Chodźcie, zaraz się zacznie licytacja. Jak ty sexownie wyglądasz w tym garniaku. -poprawiłam kołnierzyk Max'owi. On tylko się uśmiechnął, złapał mnie za rękę i poszliśmy zająć miejsca. Na aukcji można było kupić wszelakie przedmioty. Ja chciałam za wszelką cenę wylicytować jedyny samochód, który został wystawiony. Sportowe, nowiutkie BMW. Siedziałam jak na szpilkach w oczekiwaniu aż nadejdzie pora licytacji.
-A teraz przejdziemy do licytacji samochodu marki BMW. -usłyszałam. Zaczęłam nerwowo obracać w palcach tabliczką z numerkiem. Chłopaki zaczęli mi się przyglądać.
-Oho, zaraz się zacznie. -Amy złapała mnie za rękę. -Dasz radę. -szepnęła mi do ucha. Siedziała z tyłu, więc odchyliłam lekko głowę i jej podziękowałam. -Zaczynamy od … 100 tysięcy! -mężczyzna głośno powiedział. Tabliczki poszły w ruch. -120, 125, 130, 140 … -cena wzrastała jak szalona. -150 tysięcy numer 198. 150 tysięcy... 160 tysięcy!
-Co to za 198? -powiedziałam sama do siebie i zaczęłam się rozglądać.
-Kto da więcej, kto da 170 tysięcy? -uniosłam tabliczkę do góry. -Numer 142 170 tysięcy! -tak, był mój. Ale nie, numer 198 znów podbił cenę. -175, 180, 182, 185, 187, 190...
-Co to za dupek!? -powiedziałam nieco głośniej, ludzie spojrzeli na mnie. Jest, mam go! Znów uniosłam tabliczkę do góry. -Anthony?! -zobaczyłam chłopaka, gdy ten odwrócił się w poszukiwaniu numeru 142, który mu ciągle podbijał stawkę, czyli mnie. Na chwilę opuściliśmy tabliczki. Mężczyzna komentujący zamilkł, wszyscy przyglądali się nam. Chłopak uśmiechnął się i.. równo podnieśliśmy tabliczki.
-Proszę państwa, to jedyny, nie powtarzalny samochód na świecie!
-No, dawaj. -powiedziałam po cichu. -Wal wyżej. -szeptałam, by Anth podbił cenę. Nie wierzyłam w to, że już się poddał.
-210 tysięcy! -tak, nie poddał się. -210 tysięcy po raz pierwszy...210 tysięcy po raz drugi...
-220 tysięcy! -nie oddam mu tej bryki. Po sali rozległ się cichy chichot. Licytacja trwała jeszcze kilka minut.
-Claudia, to jest już 300 tysięcy... -Max złapał mnie z rękę, gdy znów chciałam podnieść rękę do góry.
-Nie zapłacę tyle. -powiedziałam unosząc numerek. Anthony znów podbił cenę.
-300 tysięcy po raz pierwszy...po raz drugi...po raz trzeci. Sprzedane! -Anthony wygrał.
-Płacisz za swoje! -ojciec Anth, który siedział obok mojego rzucił zaraz po licytacji.

Wszyscy ruszyli do ogrodu, gdzie miało się odbyć przyjęcie.
-Nieźle mnie naciągnęłaś. -Anth podszedł do mnie.
-Ja ciebie? Te pieniądze pójdą dla dzieci, zrobiłeś tylko dobry uczynek. -poklepałam chłopaka po ramieniu. -To jest Max, Thomas, Nathan, Siva i Jay. -przedstawiłam chłopaków. Udaliśmy się do stołu. Do samego ranka bawiliśmy się. Tańczyliśmy, śpiewaliśmy, piliśmy, słowem dobra impreza w doborowym towarzystwie.
________________________________________
Dzisiaj bez zdjęć, wybaczcie, ale lenistwo ogarnęło mnie totalnie, a to dlatego, że w tym tygodniu nie mam nic do nauki, kompletne zero!
Z tego lenistwa też mało zaglądam na Wasze blogi, wybaczcie. Im mam więcej wolnego czasu, tym bardziej się nie mogę zebrać ze wszystkim. Hah, teraz śpię po 10 godzin i jestem bardziej niewyspana niż po 4-5 godzinach standardowo.
Zawzięłam się za fotografowanie i latam z aparatem wszędzie. Właśnie wróciłam ze Starego Miasta, palce prawie mi odmroziło... uh! Ale warto było!
A jak tam u Was, Robaczki ? 

poniedziałek, 14 stycznia 2013

24


-No mówcie! -Tom siedział na kanapie niecierpliwiąc się. Właśnie mieliśmy z Nathan'em powiedzieć im o tej całej sytuacji.
-Co tam porabiacie? -z góry schodziła Natalia i Amy. Siostra puściła oczko do Nathan'a.
-Krótkie zebranie. -powiedziałam siadając na stoliku. -Mów. -spojrzałam na Natha. Chłopak przez chwilę stał ze spuszczoną głową, jakby bał się powiedzieć im prawdy. Widocznie wiedział, że może ich zawieść, bo przez niego będą musiały być odwołane najbliższe 4 koncerty. W końcu chłopak odważył się.
-Młody głowa do góry! Claudia przesunie koncerty na inne terminy i po problemie! -Siva poklepał Nathan'a po ramieniu.
-Nie przejmuj się. Wszystko będzie dobrze, skoro to tylko drobny zabieg.
-Nie jesteście na mnie źli?
-No chyba żartujesz! Czemu tak nawet pomyślałeś, hmm? Pamiętasz jak kiedyś ja byłem chory na anginę i dałem kompletną plamę na koncercie? I nikt nie był zły, to się zdarza. -Max poczochrał Młodego za włosy.
-Skoro przez 2 tygodnie nie będzie prób to... jedziemy na wakacje! -krzyknęłam. Pokazałam im zarezerwowany lot na Bahamy. -Dobra, teraz my jedziemy do moich rodziców... -wskazałam na mnie i na Natalię. -A wy, przyjedźcie do nas jak się tu już ze wszystkim ogarniecie. -popatrzyłam na chłopaków. Musieli jeszcze pojechać do redakcji, by udzielić wywiadu i mieli mieć sesję w plenerze. Amy postanowiła pojechać do swojego domu po resztę rzeczy. Ja i siostra spakowałyśmy się i ruszyłyśmy w drogę.

Podróż trwała koło 3 godzin. Najpierw musiałyśmy przebić się przez korki w centrum, a potem dojechać do posiadłości za miastem. Jak zwykle o tej porze roku wszystko pięknie tam wyglądało. Ozdobne krzewy były poobcinane w smukłe stożki i kule, kwiaty równo posadzone, a fontanna przed domem przystrojona była cudownymi roślinami. W drzwiach przywitała nas Hana ogłaszając nam, że już pieką się moje ulubione ciasteczka.
-Natalia! -z salonu wyszła mama rozkładając ręce, by przywitać się z dziewczyną. Rozglądałam się w poszukiwaniu ojca, jednak nie mogłam go dostrzec. Mama poinformowała mnie, że tata ma spotkanie ze swoimi nowymi doradcami. Postanowiłam go odwiedzić. Kiedy byłam mała ojciec zabraniał mi wchodzić do jego gabinetu bez względu na to czy miał jakiś gości czy też nie. To była jego forteca! Pewnego dnia mama musiała wyjechać do swoich rodziców, a nasza pomoc była chora. Rad nie rad ojciec musiał się mną zająć. Nie potrafiąc sobie odmówić kilku godzin nad papierami zabrał mnie do gabinetu, usadowił na wielkim, skórzanym krześle i kazał mi siedzieć i niczego nie dotykać. Przez jakieś 4 godziny przyglądałam się ojcu w tym co robi. Rozkładał różne mapy, wykonywał mnóstwo telefonów, wertował sterty papierów i właśnie ten dzień ja i George uważamy za moment, w którym i ja złapałam żyłkę przedsiębiorcy. Od tej pamiętnej chwili często przesiadywałam w gabinecie ojca i przyglądałam się jego pracy. On nauczył mnie porządku, pilnowania spraw i organizacji. Z wiekiem mieliśmy co raz więcej tematów do rozmów, ojciec podsuwał mi różne kwity, kazał liczyć przeróżne cyfry. W wieku 16 lat byłam na bieżąco z dochodami i kapitałem naszej rodziny. Wiem, że ojciec ma ulokowane pieniądze w różnych bankach, ma też jakieś cenne przedmioty w skrytkach, ale powiedział, że o tym wszystkim dowiem się w swoim czasie. To u jego boku zaczynałam swoją pierwszą pracę. Dzięki temu, że ojciec zawsze miał najlepszych prawników przyglądałam się ich pracy. Byłam jak prezes naszego domu. Tym razem też postanowiłam pójść do gabinetu i przysłuchiwać się biznesowym rozmowom. Weszłam do dużego pokoju. Na środku stał potężny, podłużny stół, a na jego końcu siedział ojciec. Przy stole było jakiś 8 mężczyzn, niektórych z nich znałam z widzenia. Na stole porozkładane były segregatory. Uśmiechnęłam się pod nosem. Skinęłam głową do wszystkich mężczyzn, którzy spojrzeli na mnie, gdy pojawiłam się w środku.
-To moja córka, Claudia. -ojciec poinformował prawników. Wszyscy jakby odetchnęli z ulgą, sprawy, które teraz były omawiane widocznie nie mogły wyjść poza ten ścisły krąg. Usiadłam na moim krześle przy ściance z książkami i dokumentami. Przyglądałam się im wszystkim.
-Moglibyśmy zainwestować 30 procent,a resztę, jeśli transakcja się uda wpłacimy po pierwszym kwartale. Zmniejszymy ryzyko ewentualnej straty, a nawet jeśli, to będziemy mogli odzyskać jakieś... 18 procent. -jeden z najmłodszych mężczyzn obracał swoim długopisem w ręce zerkając na notatki. Był ubrany w siwy garnitur i jasną, wrzosową koszulę. Jako jedyny nie miał krawata. Był bardzo przystojny. Zauważył to, że się na niego patrzę, uśmiechnął się do mnie, a ja spuściłam wzrok.
-Moglibyśmy ulokować przecież 10 procent, po co się pchać w tak duże EWENTUALNE straty! -jeden ze starszych mężczyzn uniósł się.
-Panowie... -ojciec spokojnie powiedział. Nastała cisza. Tata podał mi dokumenty, zobaczyłam, że rozmawiają o akcjach jakiejś dużej firmy.
-Lepiej będzie wpłacić 30 procent, wtedy mamy większe szanse na jakikolwiek zysk. -powiedziałam. Ojciec zawsze liczył się z moim zdaniem, był ciekaw tego co mam do powiedzenia. George skinął potakująco głową i spojrzał na młodego prawnika. Po kilkunastu minutach zebranie się skończyło.
-Anthony, zostaniesz na obiedzie? -ojciec zatrzymał chłopaka w siwym garniturze.
-Nie chciałbym robić problemu. -chłopak pakował dokumenty do torby.
-Ależ to żaden problem. Mam nadzieję, że ojciec wpadnie na obiad w niedzielę?
-Oczywiście.
-Do zobaczenia przy stole. -tata wyszedł z gabinetu. Zostaliśmy sami. Chwilę przyglądałam się mężczyźnie.
-Anthony Louder, Anthony Louder... -powiedziałam siadając na fotelu ojca. W owym chłopaku rozpoznałam mojego najlepszego przyjaciela z dzieciństwa. Razem wychowywaliśmy się, nasze opiekunki się znały, więc bardzo często razem spędzaliśmy czas na zabawie. Gdy nasi ojcowie wyjeżdżali na różne akcje my bawiliśmy, że jesteśmy na froncie wojennym i dowodzimy półkiem. Potem nasi ojcowie wspólnie szkolili saperów, więc i my bawiliśmy się w rozbrajanie bomb czyli rozkładanie pilota na części pierwsze czy długopisu. Nasi ojcowie w końcu zakończyli karierę w wojsku. Tata Anthony'iego zajął się prawem, stał się bardzo cenionym prawnikiem, ojciec i on razem zaczęli prowadzić różne interesy. Jak widać Anth przejął kancelarię po ojcu i właśnie dlatego jest teraz tutaj. Nasze drogi rozeszły się, gdy założyłam firmę w Londynie i tam na stałe zamieszkałam.
-Jak ci idzie? -chłopak stał oparty o krzesło.
-Z czym? -kręciłam się w fotelu.
-Z naszą... umową.
-Hah! Świetnie! Nawet lepiej niż świetnie! -klasnęłam w dłonie. Nasza umowa pochodzi z okresu, gdy mieliśmy jakieś 12 lat. Obiecaliśmy sobie, że, gdy będziemy mieć po 27 lat i żadne z nas nie będzie miało partnera to się pobierzemy. Taka właśnie jest nasza umowa. -A tobie jak idzie? -spojrzałam na niego.
-Tak... średnio na jeża. -uśmiechnął się.
-Chodźmy na ten obiad. -wstałam i udałam się do jadalni. Natalia rozmawiała z moją mamą, nawet nie zauważyły gdy weszliśmy. Usiedliśmy przy stole. Wspólnie zjedliśmy obiad. Jak zwykle z okazji mojego przyjazdu Hana zrobiła kurczaka z suszonymi owocami i żurawiną, którego uwielbiam. Na deser były wcześniej wspomniane ciastka. Ja i Natalia postanowiłyśmy pójść na kort i pograć.
-Cześć wam. -Anth stał za siatką.
-Chodź do nas! -krzyknęłam podrzucając piłkę.
-Nie mam stroju.
-To jedź do domu, przywieź sobie i zagramy.
-Będę za 30 minut! -chłopak popędził do samochodu. Razem z siostrą rozgrzałyśmy się przed meczem. Chłopak przyjechał po kilkunastu minutach. Świetnie się bawiliśmy. Wieczorem przyjechali różni znajomi. Następnego dnia miał się odbyć bankiet, na którym miała zostać przeprowadzona licytacja, z której pieniądze miały zostać przekazane na cel charytatywny. Anthony pojechał koło 21. Ja i Natalia postanowiłyśmy spędzić wieczór na moim balkonie. Przytachałyśmy zgrzewkę piwa i tradycyjnie wino, trochę chipsów i ciastek. Siedziałyśmy i śmiałyśmy się do rozpuku.
-Podoba ci się Jay? -usiadłam na płytkach, opierając się o balustradę.
-Jest... spoko. Popaprany jak cała reszta. Najlepszy jest Nath... kurcze, widziałaś te jego oczy, one są cholera, no! Mega boskie! -dziewczyna siedziała na parapecie z puszką piwa w ręku.
-Dżizas! Nathan ci się podoba?! Byłam święcie przekonana, że Jay na ciebie leci!
-Lecieć to wiesz on sobie może, ale ja tam... nie garnę się jak mucha do gn... no nie ważne. -zaśmiałyśmy się. Do samego świtu plotkowałyśmy, tematy nie kończyły się nam, można, by powiedzieć, że miałyśmy ich co raz więcej.

piątek, 11 stycznia 2013

23


Obudziłam się o 4.30, było zimno, wyjątkowo zimno. Usiadłam na łóżku i wpatrywałam się na widok za oknem. Postanowiłam pójść do Max'a. Po cichu przeszłam przez korytarz i delikatnie nacisnęłam klamkę. Chłopak spał. Postanowiłam go nie budzić, więc powoli położyłam się obok niego. Poczułam jego rozgrzane ciało, uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek. Max uśmiechnął się przez sen, objął mnie w pasie, kładąc głowę na moim ramieniu.

-Wstawaj... -usłyszałam. Max bawił się kosmykami moich włosów. -Miałaś jechać z Natalią do rodziców. - Max nie odpuszczał.
-No, zaraz. -przysunęłam się do niego. Nie miałam ochoty wstawać. Męczył mnie wczorajszy incydent z Nathan'em. Chciałam zniknąć, zapaść się pod ziemię. Nie wiedziałam co mam robić z tym wszystkim. Miałam jechać z Natalią do domu, ale nie zostawię tak Nathan'a.
-Coś się stało? -Max pocałował mnie. Pokiwałam przecząco głową. Po jakiś 15 minutach poszłam do swojego pokoju, wzięłam prysznic i włożyłam jakieś ciuszki.

-To jak, kiedy wyjeżdżamy? -Natalia stała oparta o futrynę.
-Wiesz co, muszę coś załatwić. Jak się wyrobimy to pojedziemy dzisiaj, a jak nie to jutro. To naprawdę ważne. -powiedziałam pakując torbę.
-Co się dzieje? Wszystko ok?
-Wiesz, muszę na chwilę zająć się zespołem. Wy tu się bawcie, a ja coś załatwię. -poklepałam dziewczynę po ramieniu i udałam się do pokoju Nath'a. -Zbieraj się, za 10 minut wyjeżdżamy. -powiedziałam i od razu zniknęłam, aby nie mógł ze mną dyskutować i się sprzeciwiać.
Czekałam na niego w samochodzie, pojechaliśmy … dwie przecznice dalej i zatrzymałam się na jakimś parkingu.
-Mów. -odpięłam pasy i usiadłam bokiem do chłopaka. On oparł głowę o deskę rozdzielczą samochodu.
-Ja... tracę głos. -spojrzał na mnie. Po raz kolejny zobaczyłam jego smutek.
-Że co? -spojrzałam na niego z lekkim niedowierzaniem.
-Już od kilku dni na próbach nie mogę … śpiewać. Rozumiesz...? -chłopak przetarł oczy. -Głos staje mi w gardle, nie jestem ani przeziębiony, ani nic! Po prostu... tracę głos.
-Nath, to pewnie przemęczenie, dużo koncertowaliście, to na pewno przez to. -chciałam jakoś go pocieszyć, chciałam mu pomóc, ale nie wiedziałam czy on mi uwierzy. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer do przychodni. Od razu umówiłam Nath'a do specjalisty, na całe nasze szczęście był wolny termin za 30 minut. Od razu pojechaliśmy do lekarza.

-A jeśli... -Nath siedział obok mnie na krześle.
-Wszystko będzie dobrze, nic się nie stanie. -powiedziałam wysilając się na uśmiech. W końcu przyszła kolej chłopaka. Gdy zniknął za drzwiami gabinetu zaczęłam panikować. Zdawałam sobie sprawę z tego, że to wcale nie musi się dobrze skończyć. Przecież może się okazać, że jego głosu już się nie da uratować lub konieczna jest operacja, która niesie za sobą wiele komplikacji. Gdy przypomniałam sobie Nath'a na tych wszystkich próbach, na występach to czasami można było odnieść wrażenie, że jest smarkaczem noszącym wysoko głowę, gdy cała reszta się wygłupiała, ale nie, on po prostu skupiał się na „pracy”, jest profesjonalistą i nie pozwala sobie na jakieś niedociągnięcia. Ręce mi się trzęsły, siedziałam jak na szpilkach czekając na chłopaka. Dopiero po jakiś 40 minutach wyszedł. Był blady i ledwo co trzymał się na nogach. Opadł na krzesło naprzeciwko mnie. Spojrzałam na niego.
-I co? -przeczesałam palcami grzywkę. Nathan siedział wpatrując się w podłogę, w ręce trzymał jakieś dokumenty. -Nathan! -pomachałam mu przed oczami ręką.
-Mam mieć... zabieg. -powiedział podając mi kartki. Struchlałam na myśl o jakiejkolwiek operacji. W tym momencie z gabinetu wyszedł mężczyzna w białym fartuchu.
-Pan jeszcze tutaj? -lekarz spojrzał na mnie i na chłopaka. Wstałam i podeszłam do doktora, by wyjaśnił mi o co w tym wszystkim chodzi. Mężczyzna zapytał Natha czy wyraża zgodę na udzielenie mi takich informacji, chłopak tylko pokiwał zgodnie głową.
-Pan Nathan będzie musiał przejść niewielki zabieg. To tylko mała kosmetyka krtani. To bardzo często zdarza się zawodowym wokalistom. To jak... wycinanie 3 migdała. Po tym przez jakiś czas będzie musiał oszczędzać głos, ale to tylko jakieś 2 tygodnie, potem będzie mógł wrócić do koncertowania. To naprawdę nic poważnego. -lekarz spojrzał na nasze przerażone miny. -Proszę się nie martwić, to naprawdę prosty zabieg. Termin już wyznaczyłem, dzień przed przyjmiemy Pana do szpitala i wykonamy niezbędne badania i po zabiegu na następny dzień zostanie Pan wypisany. -mężczyzna podszedł do chłopaka i poklepał po ramieniu. Po chwili doktor zniknął za drzwiami. Ulżyło mi, że to nic poważnego.
-Głowa do góry, to tylko 2 tygodnie bez śpiewania. -usiadłam obok Natha i poklepałam po kolanie.
-Na całe szczęście, oby tak było. To jednak ingerencja w organizm, wszystko się może zdarzyć. -chłopak oparł głowę na moim ramieniu.
-Wiesz co? Coś ci opowiem. Miałam 16 lat. Był koniec roku szkolnego, dzień przed pojechałam do kardiologa na kontrolę, bo urodziłam się z jakimś ubytkiem w sercu, który samoistnie zniknął. Tego dnia okazało się, że mam jakąś dodatkową drogę przewodzenia krwi w sercu. Miałam ataki szybkiego bicia serca. Lekarka zaraz po zakończeniu roku szkolnego zabrała mnie do szpitala. Dostałam skierowanie do specjalisty, ten powiedział, że jeśli chcę być w 100 procentach zdrowa muszę poddać się operacji. Cały świat zawalił mi się na głowę. Operacja na serce w wieku 16 lat, świetnie brzmi, nieprawdaż? Lekarz wyjeżdżał na urlop, mieliśmy się umówić na inny termin. Zostawił mnie z takim zdaniem: to choroba nagłej śmierci, w każdej chwili może dojść do migotania przedsionków, a jeżeli to stanie się na ulicy, w szkole, kto podejmie się reanimacji, za nim przyjedzie pogotowie... Postanowiłam poczekać z operacją do ferii zimowych. Chciałam rozpocząć nową szkołę, poznać nowych ludzi, jeszcze zakosztować życia. Każdego dnia żegnałam się ze światem. Każdego dnia robiłam wszystko, by wieczorem, w łóżku nie żałować tego dnia, bo to mógł być mój ostatni. Nie raz, nie chciałam spać, bo bałam się, że już nigdy się nie obudzę. To było jak czekanie na śmierć. Przyglądałam się ludziom, obserwowałam ich i zastanawiałam się, kto , by mi pomógł gdybym w tym momencie upadła na ziemię. Nie zabraniałam sobie flirtowania z chłopakami, nie żałowałam sobie śmiechu i radości. Każdy dzień kończyłam z uśmiechem na twarzy. Czasami, całą noc płakałam do poduszki, ale tak, by nikt tego nie widział i nie wiedział. Z tego powodu tylko raz płakałam przy rodzicach, gdy się dowiedziałam, to był jak cios w brzuch. Potem to już tylko zwinięta w kłębek leżałam pod kołdrą i wylewałam litry łez. To mnie trochę umacniało. Następnego dnia wstawałam, uśmiechałam się i tylko przed lusterkiem myślałam: szkoda tylko tych podkrążonych oczu. Im bliżej było do terminu, tym bardziej szalałam. Nie żałowałam żadnego czynu, słowa, bo wiedziałam, że już może mi się nie przytrafić taka okazja. Przecież podczas operacji może dojść do nie dotlenienia mózgu i będę upośledzona, nie będę umiała mówić i chodzić... Każda sekunda to było modlenie się, by serce nie stanęło, by nie nadszedł atak. Wreszcie przyszły ferie. Na stole chciałam umrzeć, bo jak to, taka młoda i takie problemy. Leżałam naga na tym cholernym stole, a lekarz drutami grzebał mi w sercu. Po zabiegu istniało ryzyko zrobienia się krwiaka, zakrzepu... przeżyłam, nie było żadnych komplikacji. Choroba minęła, a teraz? Doceniłam życie, poznałam prawdziwą wartość uczuć, tego czym darzę rodzinę. Poznałam prawdziwych przyjaciół i nauczyłam się przepraszać, i wybaczać. Od tamtego dnia jestem innym człowiekiem. Dla mnie nie jest problemem mieć problemy, dla mnie to szczęście, gdy mogę je rozwiązać, a jeśli się nie uda... trudno, życie jak masz skończyć danego dnia, to je skończysz, ten na górze tak ustala, nie my.
-Bóg...- Nathan wyszeptał przyglądając mi się.
-A no Bóg. -powtórzyłam.
______________________________________________________
Ok-ej. Semestr z lekka już jest ogarnięty. Jeah! Jak Wam idzie z naukami? 
Podobał się Wam rozdział? Hm, taki z lekka beznadziejny, ale cóż. 
Ciao! 


wtorek, 8 stycznia 2013

22


Piękny, słoneczny, ciepły dzień. Słońce nie świeciło zbyt mocno ani za słabo. Obudziłam się właśnie, gdy promienie otuliły moją twarz. Zrobiło mi się ciepło i otworzyłam oczy, które zaraz przymknęłam. Nie miałam ochoty wstawać, chciałam tylko leżeć i wygrzewać się. Usłyszałam jakieś rozmowy na korytarzu, to oznaczało, że życie tuż za moimi drzwiami biegnie tak, jak co dzień. W tym momencie tylko ja byłam wybita z rytmu dnia. Słyszałam śmiech Amy i Natalii, to oznaczało, że tylko ja pozwoliłam sobie na tak długi odpoczynek.
Przeciągnęłam się i spojrzałam na zegarek -10.34.
-Nie możliwe- powiedziałam sama do siebie. Pościeliłam łóżko i się przebrałam. Zeszłam na dół, nikogo nie było. W domu panowała cisza. Zobaczyłam, że wszyscy już siedzą koło basenu.
-Cześć. -w kuchni przywitał mnie Nathan.
-No hej. -otworzyłam lodówkę i poszukiwałam jakiś dobroci. Nathan siedział na stołku barowym i mi się przyglądał. Cały czas czułam jego wzrok na sobie. Nie wiedziałam o co mu chodzi.
-Claudia... -powiedział cicho, licząc na to, że nie koniecznie to usłyszę.
-Nom? -wyciągnęłam serek i go otworzyłam.
-Bo... chyba musisz o czymś wiedzieć. -jego mina była poważna. Przestraszyłam się, bo chłopak wyglądał na przybitego. Zniknął jego szarmancki uśmiech i błysk w oku. Siedział podpierając głowę jedną ręką, a w drugiej trzymał jabłko.
-Nath, co się dzieje? -stałam po drugiej stronie wysepki naprzeciwko niego.
-Chodzi o to... -zaczął. Nagle do kuchni wpadł Jay niosący na baranach Natalię.
-Cola, sok, woda, piwo? -Jay otworzył lodówkę i wyciągał butelki.
-Sok. -Natalia chwyciła dwa kartony. -dawaj, idziemy! -dziewczyna pociągnęła mnie w stronę ogrodu. Nathan zabrał z Jay'em napoje i szklanki.

-Na trzy! -Max, Tom i Siva szykowali się do skoku, do wody.
-A ja?! -Natalia krzyknęła pospiesznie ściągając koszulkę i spodnie. Stanęła razem z nimi i skoczyli przy tym ochlapując nas wszystkich dookoła.
-Proszę bardzo, filtry! -Amy rzuciła na leżak kilka buteleczek z kremem. Zaczęłam się smarować, by zbytnio nie spiec się w tym słonku. Max zaraz przyszedł i wysmarował mi plecy, potem kolejność się odwróciła.
Do jakieś 15 chlapaliśmy się w basenie, wygłupiając się i śmiejąc. Nikt nie miał ochoty wychodzić z wody. Przy okazji nadmuchaliśmy jakieś koła, piłki i różne zwierzaczki, w których chlapaliśmy się jak małe dzieci.
-Zróbmy dzisiaj grilla! -Siva i Nath otworzyli sprzęt, który stał na tarasie. Wszyscy chórem przytaknęliśmy. Trzeba było pojechać do sklepu po jakieś kiełbaski i inne przysmaki. Rad nie rad trzeba było się wysuszyć.
-To my idziemy do sklepu. -Natalia pomachała mi i razem z Jay'em wyszli. Uśmiechnęłam się pod nosem, rozumiejąc, że ta dwójka chyba przypadła sobie do gustu. Z resztą zaczęliśmy przygotowywać stół. Po jakiś dwóch godzinach mogliśmy zacząć piec różne szaszłyki, kiełbaski i chlebek. Robiło się już co raz ciemniej i chłodniej.
-Przynieść ci jakąś bluzę? -spytałam Max'a.
-Jak możesz. -chłopak pocałował mnie w policzek.
-Jak to szło? I w prawo... -Siva zaczął drzeć się na całe gardło. Udałam się najpierw do swojego pokoju, potem do Max'a. Wychodząc z ubraniami zobaczyłam jak Nath wchodzi do swojego pokoju. Pomyślałam, że to dobra okazja, by dokończyć poranną rozmowę. Powoli uchyliłam drzwi. Chłopak stał oparty o parapet.
-Nath, co się dzieje. -położyłam bluzy na fotelu i podeszłam do niego. Położyłam rękę na jego ramieniu.
-Chyba... -chłopak otarł łzy z policzka.
-Nathan o co chodzi?! -byłam przerażona. Nigdy wcześniej nie widziałam go w takim stanie. On bezsilnie opuścił ręce. Przytuliłam go. Moje serce razem z nim płakało, nie wiedziałam o co chodzi, ale wiedziałam, że muszę mu pomóc. -Co się stało? -po raz kolejny powtórzyłam pytanie.
-Muszę odejść z zespołu. -powiedział, a do jego oczu napłynęło jeszcze więcej łez.
-Co?! Co ty mówisz?! -chwyciłam jego twarz w dłonie. Zobaczyłam zupełnie innego chłopaka. Nie miał siły, chciał się... poddać.
-Nathan, Claudia chodźcie na kiełbaski! -z dołu usłyszałam wołanie Thoma.
-Dlaczego? -nie zwracałam uwagi na brata.
-Chodźmy na te cholerne kiełbaski. -Nath otarł łzy i skierował się do wyjścia.
-Powiedz. -chwyciłam go za rękę wpatrując się w jego smutne oczy.
-Jutro... teraz chodź. Zabawmy się jeszcze. -uśmiechnął się i zniknął na korytarzu. Stałam i usiłowałam jakoś wytłumaczyć sobie to wszystko. Dlaczego on chce odejść? Przecież jego życie to muzyka. On z całej tej piątki, chyba robi to z największą pasją i zaangażowaniem. Przetarłam twarz dłońmi, wzięłam bluzy i zeszłam na dół. Przy stole Nathan świetnie udawał, że wszystko jest w porządku. Gdybym nie wiedziała, że ma jakiś problem, powiedziałabym, że tego dnia wszystko było normalnie. Śmialiśmy się i bawiliśmy do jakiejś 2 w nocy. Było bardzo miło spędzić taki wieczór z przyjaciółmi, jednak męczyło mnie to, co powiedział Nathan.
_____________________________________________
No dobra... 
Jutro sprawdzian z biologii, wos'u i fizyki.
Ah, jak cudownie licealistą być <3 i kochać zbliżający się koniec semestru! Aj lof ju ! 

niedziela, 6 stycznia 2013

21


Dedykacja dla: 
thewanted - bo tak i już!
patrycja 5 - taki mam wymysł i już!
zuza11 - tak ma być i już!
Jessica Jess - ponieważ ostatni Twój komentarz mnie rozwalił na łopatki i już!
Justyna Sykes - bo obserwuje i już!
I Found You <3 - ona też obserwuje i już!
Alicee_ - też obserwuje i już!
Stories - bo to Sami Swoi i już!
Martyna - bo jest i komentuje i już ! 
Sylwia - bo też obserwuje i już!
kolejne dedykacje przy następnym wpisie. 
________________________________

Obudziłam się oparta o Thoma. Max spał siedząc na podłodze, a Nath leżał w poprzek łóżka. Cała pościel była w popcornie. Po podłodze rozrzucone były pudełka po chipsach, ciastkach i lodach. Panował tu niezły sajgon.
-No panowie, ogarnijcie to, a ja jadę na lotnisko. -zwlokłam się z łóżka i z szafy wyciągnęłam ubrania.
-Mogę jechać z tobą? -Nathan zerwał się na równe nogi. No tak, nie chciał udzielać się w sprzątaniu, więc to była jedyna wymówka, by tego uniknąć.
-Ok-ej. Za 20 minut wyjeżdżamy. -zniknęłam w łazience. Szybko ogarnęłam się po nocnym maratonie filmowym. Lekki makijaż, kilka ruchów szczotką i byłam gotowa.

-Już, już. -powiedziałam do siedzącego na oparciu kanapy Nathan'a. Szybko poszłam do kuchni, gdzie Siva robił kanapki.-Dzięki. -pocałowałam go w policzek i zabrałam jedną. W pośpiechu opuściliśmy dom.
-Z tyłu jest karton i w skrytce marker. -powiedziałam do Natha.
-Co mam napisać?
-Natalia -gorąca sex kobieta. -powiedziałam bez namysłu. Chłopak spojrzał na mnie poprawiając swojego fullcap'a. -No pisz, pisz.- ponagliłam go. Po chwili mieliśmy już transparent, z którym ustawiliśmy się przy wyjściu dla pasażerów. Nagle pani speaker'ka ogłosiła, że samolot z Warszawy właśnie wylądował. Po jakiś 15 minutach ludzie zaczynali wychodzić z bagażami. Szukałam w tłumie „ciemniejszej blondynki”. Pokazałam Nathanowi jak ma trzymać karton. Niektórzy przyglądali mu się nieco dziwnie, gdy przeczytali napis, a on tylko obdarzał wszystkich szczerym uśmiechem.
-Aaaaa Natalia! -nagle zobaczyłam siostrę, która ciągnęła za sobą dwie potężne walizki i miała założoną przez ramię torbę.
-Claudia! -rzuciłyśmy się na siebie. Zatańczyłyśmy nasz powitalny taniec. Czyli bioderko, bioderko, prawa, lewa, pięć, dziesięć i strzała!
-Ługa buga! -krzyknęłyśmy na koniec.
-A to jest Nathan. -objęłam ramieniem lekko zaszokowanego chłopaka.
-Natalia.
-Nath. Ługa buga? -chłopak spojrzał na mnie.
-I tak nie zrozumiesz. Bierz walichy i idziemy. -wskazałam mu bagaże, a ja i Natalia pod ramię opuściłyśmy lotnisko.
-Nowa fura, nie mogę! -siostra poklepała maskę jeep'a.
-No wiesz, się pracuje, się ma. -puściłam do niej oczko. Nathan był onieśmielony, bo rozmawiałyśmy po Polsku. Natalia mówiła, może nie perfekcyjnie po angielsku, ale zdecydowanie dobrze. Właśnie również po to przylatuje do Londynu, by doszkolić swój język.
-Nathan, gdzie twoja radość? -spojrzałam w odbicie chłopaka w lusterku.
-Wszystko mam na swoim miejscu. -wyszczerzył się. -Na długo przyjechałaś? -do samego domu Nath i Natalia gadali jak najęci. Nie odezwałam się ani razu.
-No to witaj w domu. -otworzyłam drzwi i puściłam przodem Natalię. Nagle ze schodów spadł but.
-Jezu! Chcą nas zabić! -Natalia zakryła głowę poduszką.
-Co wy tam wyprawiacie?! -wrzasnęłam stojąc na schodach. Nagle wprost na mnie spadł drugi but. Od razu poznałam, że to Thom'a. -We mnie tak?! -wkurzyłam się na nich. Nagle przez barierkę z góry przeskoczył Max lądując tuż obok mnie. Złapał buty i zbiegł z nimi do salonu.
-Dorwę cię gnoju! -Thomas z drugą parą butów związaną sznurówkami na szyi zbiegał ze schodów. Max jednego buta rzucił na żyrandol, który wisiał dosyć wysoko, a drugiego ulokował na karniszu. Z kuchni wybiegła Amy zobaczyć co się dzieje.
-Będę jak Max! -nagle z góry usłyszeliśmy krzyk Jay'a. -lecę jak ptak! -chłopak rozpędził się i chciał przeskoczyć barierkę, jednak runął w dół i z wielkim hukiem spadł na cztery litery i sturlał się ze schodów. Z góry schodził Siva podśpiewując sobie Gangan Style, chciał zatańczyć na jednym ze schodków, ale pomyliły mu się kroki i z hukiem zjechał na tyłku ze schodów lądując na Jay'u.
-Czy wy zawsze musicie się zbłaźnić jak ktoś do nas przychodzi? -Nathan siedział na walizce i przyglądał się temu poboiskowi.
-No, to jest właśnie reszta ekipy. Jay, Siva, Thomas, Max no i oczywiście Amy, ale ją już znasz. -Natalia pomachała chłopakom i rzuciła się w stronę Amy. Odtańczyły ten sam taniec co ja i Natalia na lotnisku. Wszyscy po chwili się ogarnęli i kulturalnie przywitali z Natalią. Zaprowadziłam ją do pokoju, który miał być jej królestwem na czas pobytu w Londynie. Dziewczyna szybko się rozpakowała. Ja i Max siedzieliśmy w salonie i oglądaliśmy telewizję. Zobaczyłam jak Natalia niepewnie schodzi po schodach.
-Chodź, chodź. Nie bój się go. On tylko wygląda na takiego... wiesz. -nabrałam dużo powietrza w policzki. Max przyglądał się nam, bo oczywiście nie rozumiał polskiego.
-Jest słodki, przystojny i czarujący! -powiedziała rozsiadając się na fotelu. -Co dzisiaj robimy?
-Chłopaki wieczorem mają próbę, więc wrócą późno w nocy, dlatego... -potarłam dłoń o dłoń -mamy babski wieczór!
-Bosko! -siostra klasnęła w dłonie i przybiłyśmy piątkę. Nagle w salonie zjawił się Thom z potężną drabiną.
-Włazisz po to. -powiedział do Max'a rozstawiając mu sprzęt.
-Kpisz chyba sobie ze mnie. -Max tryumfalnie spojrzał na buta, na żyrandolu.
-Weź to zdejmij, Max. -spojrzałam na chłopaka. W końcu nasz łysolek się poddał i wdrapał się po drabinie. Po kilku minutach but był już „na ziemi”.

-Będziesz tęskniła? -Max stał i obejmował mnie w pasie.
-No ba.
-Kocham cię. -żegnał się przed wyjściem na próbę.
-Idź już no.
-Tylko nie schlać mi się tutaj! -Max pogroził mi palcem i Natalii.
-Bez żadnych wygłupów! -Siva pocałował Amy.
-Nie wyjadacie mi Skittelsów! -Jay rzucił zamykając drzwi.
-Skittelsów? -Natalia spojrzała na mnie.
-Dawaj! -rzuciłyśmy się w stronę pokoju loczka. Dorwałyśmy się do szuflady i zatopiłyśmy ręce w morzu cukierków. Zabrałyśmy mu 2 kubki tego przysmaku, potem zeszłyśmy do kuchni i zaczęłyśmy przygotowywać przekąski na nasz wieczór.
-Gdzie będziemy siedziały? Taras, salon czy przy basenie?
-Eee od wody ciągnie. -Natalia wzięła łyk coli- na tarasie to sąsiedzi nas wyeksmitują, wal do salonu!
Zrobiłyśmy jakieś kanapeczki, koreczki z serem, otworzyłyśmy chipsy, ciastka, lody i wyciągnęłyśmy schłodzone wino i zgrzewkę piwa.
-Dziewczyny, za nasze coroczne spotkania, żebyśmy się tak integrowały do końca świata i o rok dłużej! Na trzy. Raz, dwa, trzy! -wszystkie otworzyłyśmy piwo.
-Aah, jak dobrze Was widzieć. -Natalia usiadła na kanapie. -Nieźle się tu urządziłyście. Długo już tu mieszkasz? -siostra spojrzała na Amy.
-Hah, ja tu jeszcze oficjalnie się nie wprowadziłam, zostało mi tylko przetransportować tu resztę ubrań i zrobić sobie szufladę ze swoją bielizną. Wiesz... wprowadzam się na raty. A to raz zostawię kosmetyki, a to spodnie, a to piżamę i już jestem na etapie finalizacji. -wszystkie wybuchnęłyśmy śmiechem.
-No ja to tutaj się wprowadziłam po tej akcji z Marc'iem, więc jestem tu legalnie.
-Ale powiedz mi jak to jest, jesteś z Max'em, a macie dwie sypialnie. -Amy siłowała się z otworzeniem wina.
-No wiesz, u mnie sex, u niego dance! Wiesz, jeszcze nie jesteśmy na etapie, żeby razem zamieszkać. -Amy i Natalia wybuchnęły dzikim śmiechem.
Siedziałyśmy i nadrabiałyśmy cały rok rozłąki. Koło północy chłopcy wrócili.
-O, nasze dziewczyny jeszcze nie śpią? -Thomas wziął garść chipsów przysiadając się koło mnie.
-A no nie śpią. -zaczęłam bujać się w prawo i w lewo.
-Claudia, pamiętasz? -Natalia dosiadła się do mnie i Thoma, i zaczęła śpiewać po polsku na prawo na lewo.
Thomas szybko załapał układ choreograficzny, potem uczyłyśmy chłopaków śpiewać tego po polsku. Po pół godzinie wszyscy wymiataliśmy śpiewając „na prawo, na lewo”. Chłopaki zmyli się koło 1.30, a my do samego świtu świetnie się bawiłyśmy. 

Usnęłyśmy na kanapie. Koło 5 poczułam, że Max wziął mnie ręce i chciał zanieść do pokoju.
-Ile ty ważysz kobitko.-mruknął do siebie, gdy wchodził po schodach.
-Słyszałam. -powiedziałam przez sen.
-Śpij tam, śpij. -pocałował mnie w czoło.