Witam Was na moim blogu
- niegdyś - story-the-wanted.blogspot.com !
W archiwum znajdziecie opowiadanie o The Wanted (rozdziały 1-59).
Zapraszam do czytania i komentowania!
Claudia Xyz

niedziela, 30 grudnia 2012

18


Obudziłam się o 6.55. Na podłodze były rozrzucone ubrania. Uśmiechnęłam się pod nosem przypominając sobie wczorajszą noc. Odwróciłam się. Max już nie spał. Oparty o rękę, przyglądał mi się.
-No hej. - przysunęłam się do niego i przytuliłam. Nie odpowiedział nic, tylko pocałował mnie w czoło. Leżeliśmy tak bez słowa. Ja tylko się wierciłam na wszystkie strony. W końcu wstałam i udałam się do łazienki. Szybki prysznic, poranna toaleta i mogłam rozpoczynać kolejny dzień. Gdy wróciłam do pokoju Max'a już nie było. Pościeliłam łóżko i zeszłam na dół. O dziwo wszyscy już wstali. Jay i Nath grali na konsoli. Siva i Amy krzątali się po kuchni, a Max i Thomas męczyli się z odkurzaniem w salonie. W kuchni na stole stały jeszcze kanapki, a w czajniczku była zaparzona herbata i kawa. Wszyscy byli jacyś … dziwni.
-Co jest?- zapytałam Amy, gdy ta chowała naczynia do zmywarki.
-Za-po-mnie-liś-my.- powiedziała przez zęby tak, aby nikt nie usłyszał.
-O czym? -powiedziałam nieco głośniej, ale dziewczyna skarciła mnie, przystawiając palec do ust.
-U-ro-dzi-ny Jay'a. -mruknęła.
-O w mordę. -zaklęłam i otworzyłam lodówkę. Faktycznie, 24 lipca.
-Jay i Siva!- Amy krzyknęła na chłopaków.
-Macie tutaj listę zakupów, kolejka wypada teraz na was.- blondynka wcisnęła loczkowi długą listę zakupów. Chłopaki bez zbędnego gadania pojechali do sklepu.

-Słuchajcie!- Amy przechadzała się po salonie z kartą i długopisem w ręku. -Trzeba to jakoś zorganizować, a ponieważ nie mam doświadczenia w organizacji imprez, ty to zrobisz.- blondyna wskazała na mnie.
-Ja?! -siedziałam na fotelu po turecku i ciągle przeczesywałam palcami grzywkę.
-No cholera, ty tutaj masz firmę, która organizuje imprezy. Dawaj jakiś lokal na dzisiejszy wieczór i już! -Amy z oburzeniem rzuciła we mnie moim smartfonem, który leżał na stoliku. Kilka telefonów do moich konsultantów i wszystko już było gotowe.
-No dobra, a prezenty? Jeszcze ludzi musimy zaprosić! -powiedziałam.
-Hm to my pojedziemy do centrum, coś kupimy takiego „od wszystkich”, a wy wyślecie zaproszenia do znajomych, ok?
-Tak jest!- chłopaki stanęli na baczność.
-Kurcze... -uderzyłam się w głowę- przecież nie zrobiłam tego cholernego przeglądu samochodu! -chwyciłam za telefon i od razu zadzwoniłam do serwisu, by przyjechali i zabrali auto na przegląd.
-Dobra, weź mój. -Max rzucił mi kluczyki.

Ze 3 godziny szukałyśmy odpowiedniego prezentu dla Jay'a. W końcu zdecydowałyśmy się na wybajerzone słuchawki z „jabłuszkiem” i w ramach tego, że można się po nas spodziewać szalonych i głupich prezentów wybrałyśmy się do sexshop'u. Tam urzekła nas dmuchana panienka i stringi w kształcie trąby słonia. Bajeczne prezenty. Zapakowałyśmy to w wielkie torby i tak obładowane wróciłyśmy do domu.
Wszyscy udawaliśmy, że nic się nie dzieje. Musieliśmy tylko wymyślić jak zwabić Jay'a do klubu, ale to nie było trudne.
-Słuchajcie,jest impreza w Rosie! Mają być dzisiaj drinki za połowę ceny! -Nathan zbiegł szybko po schodach z laptopem w ręce.
-To musimy tam dzisiaj zawitać!- wszyscy zgodnie krzyknęliśmy spoglądając na siebie porozumiewawczo.

Koło 16 zaczęliśmy się szykować do wyjścia.
-Wyprostujesz mi włosy? -Amy stanęła w drzwiach z prostownicą w ręku.
-Jasne, grzej sprzęt.- powiedziałam wciskając się w kieckę. Zaraz zabrałam się za prostowanie włosów Amy.
-Claudia, weź mi tutaj... -do pokoju wpadł Thomas, usiłując wywinąć sobie rękawy przy koszuli. Pomogłam bratu w potrzebie. Po chwili w pokoju zjawił się Max.
-Szlak, by to jasny … weź tu jakoś to, bo mnie zaraz nerwica złapie! -chłopak przyszywał sobie, a może raczej usiłował przyszyć guzik do marynarki.
-Coś ty z tym zrobił?- spojrzałam na ciągnącą się za nim dwumetrową nić.
-Się tu coś zaplątało... -bezsilnie wskazał na poplątaną nić. Popatrzyłam na niego z poirytowaniem, odprułam wszystko to i zaczęłam od nowa.
-Co ty masz za facetów, sierotki małe.- Amy sama walczyła z prostowaniem włosów. Nagle w drzwiach pojawił się Siv'a z krwią na policzku i plastrem w dłoni.
-Weź mi to skarbie tutaj jakoś, nooo.- podał dziewczynie plaster.- się machnąłem przy goleniu.
-Widzisz, twój wcale nie lepszy.- skwitowałam, gdy dziewczyna z politowaniem opatrywała rannego chłopaka. Po kilku minutach zostałyśmy same i mogłyśmy wrócić do zajęcia się sobą.

Po jakiś 2 godzinach wszyscy byli już gotowi. Pojechaliśmy na wyznaczone miejsce.
-Jay, chodź coś ci pokarzę. -pociągnęłam chłopaka w stronę głównej ulicy, by dać czas reszcie na wniesie prezentów i sprawdzenie czy wszystko jest gotowe.
-No, co mi chciałaś pokazać?- staliśmy przed witryną cukierni.
-Apetyczne, no nie? -przykleiłam się do szyby i przyglądałam ciastkom.
-No tak, nawet bardzo. Przyszliśmy tylko po to, by zobaczyć... ciastka? -spojrzał na mnie.
-No tak, czujesz to? -poklepałam go po ramieniu. Uniósł brew do góry patrząc na mnie jak na wariatkę.
-Wiesz, lubię się poślinić do sklepowych witryn.
-Aha...
-Dobra, chodźmy! -dostałam właśnie sms'a od Nathan'a, że wszystko jest już gotowe.
Weszliśmy do klubu. Na początku było normalnie. W holu stali ochroniarze, przeszukali nas, zza zamkniętych drzwi dobiegał dźwięk muzyki. Jay puścił mnie pierwszą. W sali było ciemno, nawet światła fluoroscencyjne były wyłączone.
-Co jest … -Jay stanął i przytrzymał mnie za rękę. Nagle wszystkie lampy zostały włączone i rozległo się głośne „niespodzianka”, a potem „sto lat”. Jay stał z szeroko otwartymi oczami.
-Wszystkiego najlepszego staruchu!- ja, Amy i chłopaki rzuciliśmy się na niego, wręczając mu prezenty. Chłopak był wyraźnie zszokowany. Było około 200 osób, to niesamowite, że udało się nam to zorganizować w niecałe 12 godzin. Żadne z nas się nie przyznało, że zapomnieliśmy o jego święcie, ważne było w ogóle to, że jednak zebraliśmy się i uczciliśmy jego urodziny. Impreza była przednia. Wszyscy świetnie się bawiliśmy.
Właśnie miałam tańczyć wolnego z niejakim David'em, gdy Max zrobił odbijanego.
-Stęskniłaś się za mną?- chłopak objął mnie w pasie. Byłam już wykończona całym, szaleńczym dniem i położyłam głowę na jego ramieniu.
-No wiadomo. -powiedziałam i zamknęłam oczy. Wszystko dookoła stało się dla mnie zupełnie nie ważne. Liczył się tylko moment bycia blisko swojego faceta.
__________________________________________
Sory, ale nie mogłam się powstrzymać żeby nie dodać tego zdjęcia. 
Dziękuję Wam za komentarze i oglądalność. 
Może jeszcze dodam rozdział w tym roku ;p

KOMENTUJCIE (chociaż tyle: przeczytałam)

piątek, 28 grudnia 2012

17


-Bolą mnie plecy, ramiona, ręce, chyba ścięgno nadwyrężyłem, szczęka mnie boli o ironio i ucho, i gardło...- Jay siedział na walizce w przedpokoju. Cała reszta leżała na fotelach i kanapie. Bez życia wpatrywaliśmy się w sufit. Niewiarygodne jak byliśmy zmęczeni po trasie koncertowej.
-Ale warto było.- Nathan leżał na brzuchu, na fotelu.
-Oj tak.- Siva położył głowę na kolanach Amy.
Wyglądaliśmy jakbyśmy wrócili z bitwy pod Grunwaldem. No, może nie byliśmy w podartych ubraniach z siniakami i zadrapaniami, ale czuliśmy jak nigdy nasz układ kostny. Dopiero po jakiejś godzinie zabraliśmy się za rozpakowywanie rzeczy.
Do samego wieczora zajęło mi porządkowanie swoich szpargałów. Przy okazji chciałam zrobić porządek w szafkach i łazience. Pochłonięta pracą nawet nie zauważyłam jak nastał wieczór. Usłyszałam pukanie do drzwi.
-Proszę!- krzyknęłam z łazienki.
-Kolacja gotowa.- Amy stanęła w pokoju i zaczęła podziwiać mój nienaganny porządek.
-Chłopaki ci pomagali? - spojrzałam na nią.
-No ba. Ma się ten dar przekonywania. Nie?- Amy założyła ręce na biodra.
-No to chodźmy.
Faktycznie, stół był nakryty, a po całym domu roznosił się zapach makaronu i sosu Bolognese. Było miło zjeść w takim towarzystwie kolację. Chłopaki rozstawili tło i przynieśli projektor, i urządziliśmy sobie pokaz slajdów z całej trasy. Przez kilka godzin oglądaliśmy zdjęcia i filmiki. Śmialiśmy się jak nigdy. Naszą małą sjestę zakończyliśmy chwilę po północy. Ja i Amy szybko sprzątnęłyśmy po kolacji.
-Jak tam u was?- zapytałam blondynki.
-Wiesz jest... świetnie. On jest taki... - dziewczyna stała ze wzrokiem uniesionym do góry i gestykulowała rękoma, jakby to miało jej pomóc w dobraniu odpowiedniego wyrazu.
-Wyjątkowy, nietuzinkowy, niesamowity, szczególny, fantastyczny.-sypnęłam bez namysłu garścią epitetów.
-Tak. Dogadujemy się, sprzeczamy o jakieś pierdoły, ale jest naprawdę genialnie!
-Widać. Miło na was patrzeć.- zawzięcie mieszałam kakao, które właśnie sobie zrobiłam.
-A jak tam z Max'em?- dziewczyna oparła się o blat i przyglądała się jak mieszam napój.
-Czy ja wiem... jest dobrze. - spojrzałam prosto przed siebie.
-Czyli jak? -Amy wzięła do ręki pomarańczę i zaczęła nią podrzucać.
-Sama nie wiem. Powiedział, że mnie kocha, ale ja nie jestem w stanie mu tego powiedzieć, no niby to rozumie, ale nie wiem. -wciąż przyglądałam się płytkom na ścianie.
-Było... no wiesz... tego tego?- spojrzałam na nią pytająco- no wiesz, figo fago i te sprawy...
-Uspokój się!- puknęłam ją w czoło.- to, że ty figo fago codziennie to nie znaczy, że to jest normalne. Ja raczej z Max'em jestem jak... para nastolatków ze szkoły. Trzymanie się za ręce, spacerki sreli, duperelki i mirabelki. Dobranoc.- wzięłam kubek i popędziłam do pokoju.
Nie chciało mi się spać, więc zabrałam koc i poszłam na taras. Ta noc była piękna i ciepła. Gdzieś z ogrodu dobiegał dźwięk konika, który swoim graniem przyozdabiał ten wieczór. Nie wiał nawet najdelikatniejszy wiaterek. Niebo, jak nigdy, wyścielał dywan gwiazd. Miliardy małych światełek na niebie, a w centrum, niczym król on – Księżyc.
-Fajnie, no nie?- usłyszałam lekko zachrypnięty głos. Odwróciłam się i zobaczyłam Max'a, który wziął mój kubek z parapetu i pił kakao.-dobre na gardło.- powiedział, gdy zobaczył moją niezadowoloną minę z faktu, że wypija MOJE kakao. Bez słowa usiadłam na leżaku i okryłam się kocem. Sama nie wiedziałam jak się zachować. Z jednej strony coś do niego czułam, on też mi wyznawał miłość, ale to było tam, podczas podróży i może to się właśnie tam skończyło? Sama nie wiem. Odkąd wróciliśmy ani razu mnie nie pocałował, nie przytulił, nie trzymał za rękę. W głowie miałam mętlik. Chłopak oddał mi pusty kubek.
-Dobrej nocki.- skierował się do swojego pokoju. Byłam w lekkim szoku, że nawet mnie nie pocałował. Chyba się przeliczyłam...
-No co jest do cholery?!-wrzasnęłam. Sama siebie zadziwiłam tym, że jednak mi na nim zależy, że nie jest mi obojętny. Chłopak stanął jak wryty. Odwrócił się i popatrzył na mnie. Na jego twarzy zaczął się malować uśmiech. Poczułam jak złość we mnie wzbierała. Wstałam i podeszłam do niego.
-W co ty sobie grasz? -skrzyżowałam ręce i przyglądałam się jego głupiemu uśmieszkowi.
-Czyli jednak...
-Co?
-Zależy ci na mnie. Długo nie wytrzymałaś.
-A gdzież mi zależy...- odwróciłam się, zabrałam koc i kubek, i poszłam do pokoju. Rzuciłam wszystko na łóżko. „O nie, nie, tak łatwo ci to pójdzie”-pomyślałam i wyszłam z powrotem na balkon. Zapukałam w zamknięte drzwi balkonowe Max'a.
-A żebyś wiedział, że zależy. -powiedziałam gdy chłopak otworzył drzwi. Oplotłam rękami jego szyję i pocałowałam go. Jego mina była zwycięska. Wyglądał jakby zgarną 6 w totka. Staliśmy tak i całowaliśmy się jak szaleńcy. Czułam jak jego ręce są już pod moją koszulką i niby ukradkiem rozpina mój guzik od spodni. Serce zaczęło mi szybciej bić, mój oddech stawał się krótki i urwany. Miałam przymknięte oczy, coraz lepiej czułam każdy jego ruch. Miałam wielką ochotę zrzucić ubrania, w których było mi nie wygodnie i gorąco, ale nie. Do mojej głowy wpadł szatański pomysł. Odepchnęłam chłopaka. Zapięłam spodnie i wyszłam na balkon, by przejść do swojego pokoju. Max dogonił mnie.
Chwycił za rękę i przyciągnął.
-Gdzie się wybierasz królewno?- szepnął mi do ucha i zaczął całować mnie po szyi. Cała drżałam, byłam w stanie mu ulec, ale z drugiej strony chciałam go jeszcze przetrzymać. Wyrwałam się z jego uścisku i pobiegłam do pokoju, szybko zamknęłam drzwi. Usiadłam na łóżku. Na całym ciele miałam ciarki, co chwilę przechodziły mnie dreszcze, nie mogłam się uspokoić. Po kilku minutach wzięłam głęboki oddech. Wstałam i zaczęłam się przebierać w piżamo. W pokoju było ciemno, po omacku odkładałam ściągane ubrania na fotel. Usłyszałam, że drzwi pokoju się otwierają. Zbagatelizowałam to, sądząc, że to przez przeciąg. Po chwili poczułam jego oddech na mojej szyi, stał za mną, nie dotykał mnie, tylko lekko dmuchał na moją szyję. Ponownie po całym ciele przeszyły mnie ciarki. Byłam w samej bieliźnie. Chwycił mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Całował moją szyję i kark. Odwróciłam się do niego, znów złączyliśmy się w pocałunku jak kilka minut temu w jego pokoju. Tym razem byłam bez szans. Max jednym ruchem ściągnął ze mnie biustonosz i pchnął na łóżko. Usiadł na mnie okrakiem, pochylił się na de mną i zaczął całować. Miałam przymknięte oczy i czułam wzrastające pożądanie. Po chwili chłopak ściągnął swoją koszulkę. Czułam jego rozpalone ciało. Najpierw błądził po moim brzuchu, potem delikatnie muskał moje piersi. Leżałam i godziłam się na każdy jego ruch. Moją uległość potwierdzał cichy jęk, który wydobywał się między szybkimi oddechami. Max zniżał się. Kilkoma ruchami ściągnął resztę mojej bielizny. Teraz oboje byliśmy nadzy. Po chwili poczułam go w sobie. Co raz mocniej wbijałam palce w jego plecy. Teraz byliśmy najbliżej jak się tylko dało. Przez moment staliśmy się „jednym”, nikt nie mógł nam zabrać tej chwili. Po kilku minutach to ja siedziałam na nim. Trzymał mnie swoimi silnymi rękami w biodrach. Przyglądałam się jego nieco rozmarzonej twarzy. W kącikach ust wirował lekki uśmiech. Pochyliłam się nad nim.
-Kocham cię... -szepnęłam mu do ucha i pocałowałam w usta. Po tym wieńczącym pocałunku oboje opadliśmy zmęczeni na poduszki.
______________________________________
Jak Wam się podoba nowy wystrój, hm? Szczerze, mi tak średnio, heh.
Dziękuję za 4 nominacje, ale jak na razie nie mam troszkę czasu, by na nie odpowiadać, ale z pewnością pojawią się za kilka dni. 
Jest dużo czytających, mało komentujących, nie podoba mi się to ;p
KOMENTUJCIE ! (wystarczy mi: przeczytałam)

środa, 26 grudnia 2012

16


Uniosłam powoli powieki, bałam się tego, że cały poprzedni dzień okaże się jednym, pięknym snem. Nie chciałam budzić się samej w tym łóżku, chciałam by on był tuż obok mnie. Na chwilę mocno zamknęłam oczy, jakby to miało dać większą nadzieję na to, że tutaj będzie. W końcu odważyłam się spojrzeć. Był. To wystarczyło mi do wielkiego entuzjazmu, uśmiechnęłam się pod nosem. Po chwili i on się obudził. Spojrzał na mnie i bez żadnego słowa pocałował mnie. Uszczypnęłam się, by uwierzyć w to wszystko. Tak, to nie był sen, to prawdziwa rzeczywistość. Leżeliśmy tak i zerkaliśmy na siebie. Nie miałam ochoty się odzywać, to było takie nasze milczenie. Coś, czego nikt w tym momencie nie mógł nam odebrać, to sprawiało nam w tej chwili największe ukojenie. Ukojenie tych wszystkich kłótni, docinek, teraz trwała cisza, jakby zapowiadała nową strategię relacji między nami. Ta cisza dawała początek zupełnie czemuś innemu. Naszą „przyjemność” przerwał telefon od Eric'a, który przypomniał mi, że o 10 wyruszamy na miasto, by zobaczyć najważniejsze zabytki.
-Zbierajmy się. -usiadłam na brzegu łóżka. Spojrzałam na widok za oknem. Na tle białych obłoczków widać było czubek wieży Eiffel. Trochę niżej rozpościerał się dywan dachów domów, kamienic, hoteli. Przez uchylone okna słychać było samochody, skutery i ludzi, którzy tysiącami przemierzali ulice.
-Miasto zakochanych... -Max usiadł koło mnie. Teraz oboje wpatrywaliśmy się w ten obrazek. Przypomniałam sobie moje wcześniejsze wizyty w Paryżu. Zawsze podkreślałam, że nie czuje się tej atmosfery, romantyczności, uczucia, które otaczałoby nas i wiązało dłonie i serca, które razem miałyby zwiedzać Paryż. Jeszcze wczoraj, gdy mijaliśmy wieżę była dla mnie tylko „jakimś” obiektem turystycznym, teraz wyglądała zupełnie inaczej.
-To chodźmy je zwiedzić. -zaczęłam szukać w torbie jakiegoś wygodnego stroju na dzisiejszy dzień. Zdecydowałam się na szorty w jasno niebieskim kolorze, sportowy, czarny top, na który założyłam zwiewną, białą koszulkę. Z dodatków wybrałam kilkanaście bransoletek i niewielką torbę, w której miejsce było tylko dla najpotrzebniejszych rzeczy. Włożyłam również zwykłe trampki.
Wszyscy spotkaliśmy się przed hotelem.
-To kto poprowadzi naszą wycieczkę?- Jay i Nath przekręcali mapą na wszystkie strony.
-Daj to. Masz do czynienia z osobą, która zdawała rozszerzoną geografię!- zabrałam mu tą pomoc dydaktyczną. W tym mieście już kilkanaście razy byłam, więc nie sprawiało mi za wiele trudu poruszanie się po nim.- Najpierw pójdziemy do Luwru, potem do Katedry Notre Dam, a na koniec wjedziemy na Eiffla.
-A obiad?!- Tom wcinał jakiegoś batonika.
-Spokojnie... -pokiwałam przecząco w stronę brata. Ruszyliśmy.
-Claudia!- Amy podbiegła do mnie. Szłyśmy przodem w pewnej odległości od całej reszty.
-Co tam?- z głową lekko uniesioną do góry rozglądałam się dookoła.
-Ty już wiesz, co tam! - dziewczyna przyglądała mi się uważnie.
-Czujesz atmosferę tego miasta?- spojrzałam na nią.
-Chodzi ci o romantyczność owianą lekką tajemnicą ?
-O to to, właśnie o to mi chodzi!- klasnęłam w dłonie.
-No wiesz... pamiętasz jak byłyśmy tutaj ze szkoły? Nie zwracało się na to uwagi, a teraz... wiesz, wtedy byłyśmy same, a teraz.
-Hmmm, chyba muszę zwrócić honor temu miejscu, bo jest naprawdę piękne i romantyczne. -teraz zadarłam głowę wysoko do góry.
Po kilkunastu minutach dotarliśmy do Luwru. Tradycyjnie przed wejściem w kształcie szklanej piramidy był tłum ludzi. Musieliśmy cierpliwie czekać w kilometrowej kolejce. Wreszcie mogliśmy wejść do środka. Przemierzyliśmy tysiące metrów tego niesamowitego muzeum. Gdy już mieliśmy wychodzić chłopcy za wszelką cenę chcieli zobacz Kodeks Hammurabiego. Rad nie rad musieliśmy krążyć korytarzami, by go odnaleźć. W końcu wszyscy byli już nasyceni sztuką. Po kilku godzinnym spacerze muzealnymi korytarzami udaliśmy się do Katedry Notre Dam.
-Ej, a tam nie straszy ten dzwonnik?- Nath z przejęciem przyglądał się potężnemu kościołowi.
-Siedzi w kącie i porywa samotne dzieci. -Siva poczochrał włosy Natha.
-Jasneee... -Nath szedł koło Max'a i Thom'a z nadzieją, że „w razie czego” chłopcy go obronią. Na całe szczęście nie spotkaliśmy żadnego dzwonnika. Od Katedry mieliśmy jakieś 2 km do wieży. Spacerkiem, wzdłuż rzeki przemierzaliśmy tą drogę.
-Chodźmy na jakąś kawę. - Eric ociągał się na samym końcu. Zdecydowaliśmy, że usiądziemy na chwilę w małej knajpce na rogu. Zamówiliśmy kawy i ciasto. Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy w dalsza drogę.
-Gdzie ta wieża? -Jay rozglądał się na wszystkie strony.
-No zaraz! -Amy i ja szłyśmy na przodzie, za nami Max i Siva, a potem Nath, Jay i Tom, którzy obżerali się watą cukrową zakupioną gdzieś po drodze. Wreszcie minęliśmy stacje kolei.
-Patrz uważnie na lewo!- krzyknęłam do Jay'a wskazując mu ręką kierunek.
-Nic nie widzę!- Jay podekscytowany podbiegł do mnie. Jeszcze przez chwilę szliśmy w skupieniu. Skręciliśmy między drzewa.
-To tutaj.- powiedziałam i stanęłam tryumfalnie rozglądając się.
-Gdzie!?- wszyscy krzyknęli chórem. Nic nie odpowiedziałam tylko podniosłam rękę do góry. Wszyscy spojrzeli w wyznaczonym kierunku. Byliśmy tuz pod wieżą. Zrobiliśmy sobie zdjęcia i udaliśmy się do kolejki.
-O nie... taka kolejka?!- Thomas usiadł na ławce.
-Bez obaw. -wręczyłam Max'owi mapę i zaczęłam szukać dokumentów w torbie. Po kilku sekundach pojawili się murzyni, którzy sprzedawali małe, metalowe wieżyczki. Chłopaki zaczęli się z nimi targować. Jedna miała kosztować 2 euro, jednak oni za 2 euro kupili 3 małe. Ahh, biznesmeni. -Chodźcie. -pomachałam do nich kartką.
-Claudia, kocham cię! -Jay i Nath rzucili się na mnie, gdy weszliśmy bramką dla VIP-ów, nie ma to jak wcześniejsza rezerwacja.
-Ej, ej.- Max odsunął chłopaków, a sam objął mnie w pasie. Chwilę musieliśmy poczekać na windę. Wjechaliśmy na pierwsze, potem na drugie piętro. Następnie musieliśmy się przesiąść do drugiej windy. W końcu dotarliśmy na sam szczyt. Było już praktycznie ciemno. Gdy tylko weszliśmy na taras włączyły się lampki na wieży, które w szaleńczym tempie migają i niczym morska latarnia,dwa długie światła krążyły wokół wieży.
-Gdzie Nath?! -spytałam chłopaków, którzy uczepili się rolnetki.
-Chyba w środku. - Siva wskazał mi na wejście. Poszłam zobaczyć co się stało, bo chłopaka, którego zawsze, wszędzie jest pełno, teraz nie ma. Zastałam go pod wykresami, w których wysokość wieży Eiffla była porównywana do największych budynków w danym państwie.
-Nie idziesz? -stanęłam koło niego.
-Yyy, nie.
-Boisz się!?- spojrzałam na niego z lekkim niedowierzaniem.
-Yh, no tak... ale ja tu sobie pochodzę, też jest dobrze.
-Nie żartuj. Chodź! Może to twój ostatni raz na wieży, potem będziesz żałował, że nie zobaczyłeś tego widoku, nie poczułeś tego wiatru. -chwyciłam go za rękę. Najpierw niemal go ciągnęłam, ale w końcu wyszedł na taras. Na początku stał tylko pod ścianą.
-No chodź!- krzyknęłam do niego. Chłopak chwycił moja rękę i podszedł do barierki. Po chwili Nath już nie był tak przerażony.
-Claudia, chodź.- Max pociągnął mnie za rękę.
-Ale... Jay !- krzyknęłam na loczka, by ten zajął się Nath'em. Max zaprowadził mnie na drugą stronę balkonu. Przez chwilę staliśmy i wsłuchiwaliśmy się w ten hałas, który nas otaczał. Mieszanina wszystkich języków świata w jednym miejscu tworzyła coś niesamowitego. Chłopak przyciągnął mnie do siebie.
-Kocham Cię. -powiedział i pocałował mnie. Nie liczył na odpowiedź, ale ja nie byłam w stanie mu tego powiedzieć. Wtuliłam się w jego ramiona. Zamknęłam oczy i zobaczyłam wszystkie ostatnie tygodnie. Po raz kolejny zrozumiałam, że oni są moją rodziną, że dają mi tyle radości i szczęścia.
Dopiero o północy wróciliśmy do hotelu. Wszyscy poszliśmy od razu spać. O 8 rano mieliśmy mieć lot do Londynu. Tak właśnie zakończyliśmy trasę koncertową.
__________________________________________________
Kocham Was ! 
Za oglądalność, komentarze ! Kocham ! <3 

Jak tam u Was święta? Ja się ruszać nie mogę od tego jedzenia, matkooo !

Komentujcie ! Ja już piszę 33 rozdział haha ! Powiem wam, że fabuła się jeszcze bardziej rozkręci. Ten odcinek taki sobie... Trochę jest taki bardzo mój, bo 2 razy byłam w Paryżu i mniej więcej tak sobie chodziliśmy po mieście... z mapą, na wieże mieliśmy VIP'y i tak dalej, dalej. 

Komentujcie - wiem, że potraficie ;)

piątek, 21 grudnia 2012

15


Zbliżała się 4 nad ranem. Przebudziłam się, bo zbyt długo staliśmy w miejscu. Okazało się, że zatrzymaliśmy się na stacji paliw. Przetarłam oczy i rozejrzałam się po samochodzie. Tylko ja i Max byliśmy w środku. Wciąż leżałam u niego na kolanach. Chłopak po chwili się przebudził.
-Gdzie jesteśmy?- zapytał zaspanym głosem. Spojrzałam na włączonego GPS'a.
-Jeszcze ponad półtorej godziny jazdy.- wyzwoliłam się od pasów i przeciągnęłam. -Kawy?- usiłowałam się jakoś wygramolić z samochodu. Max przytrzymał mnie za rękę. Automatycznie usiadłam z powrotem na fotel. Chłopak zbliżył się i pocałował mnie. -Chodźmy po tą kawę.- uśmiechnęłam się. Gdy stanęłam na ziemi poczułam, że jestem cała ścierpnięta.
-Ooo nasze śpiochy wstały!- Jay skierował na nas kamerę.
-Kawa w automacie jest przepyszna!- Nath wyszedł z kubkiem napoju w ręce, nagle potknął się o krawężnik i część kawy wylądowała na jego spodniach i na chodniku. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Razem z Max'em weszliśmy do budynku i od razu zobaczyliśmy automat okupywany przez Toma i Siv'e. Z łazienki wyszła Amy. Od razu podbiegłam do niej i zaciągnęłam ją z powrotem do pomieszczenia.
-Co o nim myślisz?- zaczęłam przeczesywać włosy palcami.
-O kim? - Amy skrzyżowała ręce.
-O Max'ie! -spojrzałam na nią z dezaprobatą.
-Sama nie wiem, wygląda na porządnego, a co najważniejsze na bardzo... szczęśliwego, tak od dwóch dni.
-Sama nie wiem już. Zaczynam się zastanawiać czy jestem normalna. Zamiast opłakiwać rozstanie z Marc'iem związałam się z Chris'em, teraz Max...
-Gdyby Marc był taki porządny i zasługiwał na ciebie to byś płakała, faktycznie, ale ty się po prostu wyzwoliłaś z jego więzienia, dlatego nie płakałaś. A Chris to zupełnie inna bajka, nie twoja wina, że chłopak poleciał do własnego dziecka. Zobacz, Max od samego początku się koło ciebie kręci i wcale nie odpuszcza, chociaż mógł sobie dać spokój, gdy flirtowałaś z … własnym bratem?! No nie ważne, a potem Chris. Chłopak uporczywie i wytrwale czekał. Teraz to chyba … jego pora, jego kolej.
-Chyba masz rację... chyba.- przemyłam twarz wodą. Z torebki wyciągnęłam podkład i tusz. Taki prowizoryczny makijaż wystarczał na podróż.
-Jaką chcesz?- Max wsypywał chyba 6 saszetkę cukru do kubka.
-Hmm, białą z pianką i cukrem.
-Proszę.- chłopak podsunął mi swój kubek.
-Zobacz czy nie za słodka.
-Idealna!- cóż za zbieg okoliczności, pijemy takie same kawy, nawet tak samo posłodzone. Przypadek czy przeznaczenie, a może ja już wariuję ?
Jeszcze pół godziny przechadzaliśmy się po stacji. Jay i Tom wpadli na pomysł, ze umyją szyby w samochodach. Mieliśmy przy tym niezły ubaw.
Przez resztę drogi ja i Max słuchaliśmy jakiś nutek ze smartfona, zupełnie nie zwracając uwagi na pozostałych. Wreszcie dotarliśmy do Hamburga. Zaraz po wyjściu z samochodu chłopcy zostali napadnięci przez dziennikarzy, a następnie popędzili przygotować się do występu. Koncert zakończył się koło 17, ale zostaliśmy jeszcze na bankiecie.

Kolejnymi punktami na naszej mapie były Włochy i Portugalia, a ostatni koncert miał się odbyć we Francji. W Paryżu pojawiliśmy się dokładnie dwie godziny przed występem. Chłopcy w pośpiechu się przygotowywali. Koncert był połączony z wielką galą, na której The Wanted zgarnęło 3 statuetki z 5 nominacji. Później, tradycyjnie, wszyscy udaliśmy się na after party.
-Padam...- staliśmy w recepcji i czekaliśmy na klucze do pokoi. Z wielkim trudem ściągnęłam szpilki. Poczułam wielką ulgę, gdy moja stopa dotknęła zimnego marmuru, który był na podłodze. Amy usypiała na stojąco, oparta plecami o plecy Siv'y. Wszyscy wyglądaliśmy jakby wróciliśmy z pola bitwy.
-Dobra, mili państwo. Same dwójki.- Eric pomachał nam tryumfalnie kluczami. Rzuciłam się na pierwszy lepszy. Było mi obojętne kto będzie ze mną spał, czy są to pojedyncze łóżka czy małżeńskie. Z walizką ruszyłam do windy. Gdy tylko weszłam do pokoju od razu położyłam się na łóżko.
-Znowu ty?- spojrzałam na Max'a, który właśnie wchodził do pokoju.
-Dzięki za ten entuzjazm. - rzucił torbę i pobiegł w stronę łazienki. -prysznic, mój kochany prysznic!
-Ej, ja idę pierwsza!- zerwałam się na równe nogi i rzuciłam się pędem do łazienki. -Max, wyłaź, no!- stałam przed kabiną, z której Max „górą” wyrzucał ubrania. Po ilości ubrań stwierdziłam, ze został w samych bokserkach, więc postanowiłam go stamtąd wyciągnąć. Otworzyłam kabinę.
-Wyłaź, no już!- pociągnęłam go za rękę, ale on był silniejszy. Wciągnął mnie pod samą słuchawkę prysznica i odkręcił wodę.-Max zabiję cię!- stałam w ubraniach przemoczona. Woda wciąż mocnym strumieniem leciała na mnie. Chłopak przyciągnął mnie do siebie.
-Się rozmazałam, cholera. Przez ciebie.- uderzyłam go w jego napakowane ramię. Przetarłam policzki dłońmi, które były całe w tuszu.
-Tak też jest dobrze. -poczułam jego usta na mojej szyi. Najpierw tylko mnie muskał, jakby chciał skosztować, upewnić się czy to nie trucizna i czy w ogóle to może być smaczne. Potem jakby z większą agresją, może większym pożądaniem zaczął całować moje usta. Czułam słodki smak mojej szminki. Miałam przymknięte oczy. Woda spływała po nas mniejszymi strumieniami. On, swoją silną ręką gładził moją sukienkę, która przyklejona była do ciała i stopniowo zjeżdżał do pośladków. Moje dłonie błądziły po jego plecach. Czułam wielką rozkosz podczas tych pocałunków w „deszczu”. W pewnej chwili przycisnęłam chłopaka do ściany. Jego skórę pokryła gęsia skórka, płytki musiały być zimne. Pocałowałam go teraz na moich warunkach, lekko przygryzając mu wargę. Przestałam. Chłopak otworzył oczy i spojrzał na mnie okazując mi ochotę do dalszej gry. 
-Myj się, będę po tobie. -powiedziałam do niego i wyszłam spod prysznica. Przez szybę widziałam, że Max jeszcze przez chwilę stał tak, jak go zostawiłam.

-Horror, komedia, przyrodniczy czy historyczny? Po angielsku tylko takie filmy.- Max leżał na łóżku, przełączając programy.
-Obojętne, ja tam idę spać. -przykryłam się kołdrą i wtuliłam w poduszkę.
-Sam oglądać nie będę.- chłopak wyłączył telewizor. Przysunął mnie do siebie i mocno objął w pasie. Czułam jego oddech na moim karku. Tak wtuleni zasnęliśmy.  

____________________________________
Taka oglądalność, a żeby tak mało komentarzy było. FOCH ! FOCH ! 
Bardzo proszę o pozostawienie śladu, nie liczę tu na długie komentarze, ale wystarczy mi: fajne, do bani.

Przewiduję, że to ostatni rozdział przed świętami, dlatego:
Wesołych Świąt w gronie rodziny i dużo prezentów, oczywiście! 

Komentujcie! 

poniedziałek, 17 grudnia 2012

14


TADAM, OSTATNIA NOC Z MAX'em - CZYTAJCIE - KOMENTUJCIE !
______________________________________________________________________

Światło było już wyłączone, ale żadne z nas nie spało. Przekręcaliśmy się na wszystkie strony i przekładaliśmy poduszki.
-Claudia?
-Czego?- właśnie szarpałam się z kołdrą, która za żadne skarby nie chciała ułożyć się wedle mojego wyobrażenia.
-Wtedy na promocji, gdy tańczyliśmy ...- o nie, nie, nie! To zamknięta sprawa, chyba-pomyślałam.
-Nie wracajmy do tego.- położyłam się na brzuchu. -Nic się nie wydarzyło, nie mamy o czym rozmawiać.- wymamrotałam z głową w poduszce.
-Chciałbym żeby wtedy „coś się wydarzyło”. - poczułam jak chłopak zbliża się do mnie.
-Wara od gara!- zerwałam się z łóżka. Zabrałam poduszkę i kołdrę, i położyłam się na podłodze.
-Dobra, to ja będę spał na dole.
-Daruj sobie. - powiedziałam i zamknęłam oczy. Byłam poirytowana faktem, że nie mogę usnąć.

Rano wstałam jak potłuczona, czułam wszystkie kości. Obolała zaczęłam pakować swoje manatki i nawet, nie czekając na Max'a poszłam na śniadanie.
O 11 byliśmy na wielkim torwarze, gdzie miał się odbyć koncert dla ponad 120 tysięcy osób. Wszyscy podekscytowani przyglądaliśmy się potężnej scenie, wszystkim światłom i wielkiemu bilboard'owi. Około 13 chłopaki rozpoczęli próbę, która trwała ponad 3 godziny. Z nudów ja i Eric siedzieliśmy na podłodze i słuchaliśmy wszystkich płyt The Beatles.
Koncert rozpoczął się o 20 i trwał nieco ponad 1,5 godziny. Potem nastała chwila spotkania z fanami. Ta „chwila” trwała blisko 2 godziny. W końcu pojechaliśmy na lotnisko. Naszym kolejnym celem było Buenos Aires, gdzie chłopcy zagrali koncert i wystąpili w dwóch telewizjach, tam również popisali się wokalem. Potem polecieliśmy do Azji. Zawitaliśmy w Rosji, Chinach, Japonii i Kazachstanie. Szczerze powiedziawszy właśnie z tą częścią całej trasy mieliśmy największe obawy, ale bez problemów przekroczyliśmy wszystkie granice. Nadeszła pora na Europę.

Najpierw zawitaliśmy do Niemiec. Tutaj przyszła pora na chwilę odpoczynku po tym maratonie. Każdy na swój własny sposób spędzał jeden dzień bez wywiadu, koncertu itp. Chłopcy poszli na miasto, by rozejrzeć się trochę po okolicy, dopiero następnego dnia zaplanowaliśmy zwiedzanie. Ja postanowiłam zostać w pokoju i w ciszy poleżeć na łóżku. Poprosiłam Jay'a, aby kupił mi świeże owoce na metrze (bywalcy w niemieckim metrze, wiedzą o czym mówię).
Właśnie oglądałam telewizję, gdy usłyszałam pukanie.
-Chodź Jay.- krzyknęłam w stronę drzwi.
-Cześć.- moim oczom ukazał się Max.- Jay poleciał z chłopakami na jakieś drożdżówki zawijane jak ślimaki? Czy coś w tym stylu. I mam ci to przekazać.- chłopak podał mi pudełko ze świeżymi owocami. W drugiej ręce miał laptopa.
-Siadaj.- poklepałam miejsce obok siebie. Nie miałam ochoty znowu się z nim kłócić. -mogę skorzystać z twojego komputera, bo mój został w samochodzie i nie chce mi się po niego iść.
-Jasne, bierz.- Max usadowił się na fotelu i oglądał jakiś film.
Włączyłam urządzenie. Na pulpicie było mnóstwo ikonek. Zaczęłam szukać jakiejś, która byłaby tą od internetu. Nagle moją uwagę zwrócił folder „C.” Niby nic, a zaraz nasuwa się wiele pytań. Spojrzałam na chłopaka, był pochłonięty oglądaniem filmów. Odważyłam się otworzyć ów plik. Moim oczom ukazały się moje zdjęcia! Nawet nie wiedziałam, kiedy on je zrobił. Poczułam się tak, jakby on był szpiegiem i z ukrycia robił mi zdjęcia, jak w jakimś tanim filmie kryminalnym. Miałam rzucić się na niego i zacząć grozić mu policją, bo szczerze powiedziawszy, przeraziłam się trochę. Jednak jedno ze zdjęć nosiło nazwę „chciałbym być na jego miejscu”, a fotografia przedstawiała mnie i Chrisa z tego dnia, kiedy siedzieliśmy w knajpce i oblewaliśmy mój licencjat. Nagle dostałam olśnienia. Wszystko zaczynało się układać w jedną, logiczną całość. Zrozumiałam, że Max nie jest moim wrogiem, lecz przyjacielem. To jemu zwierzałam się, to on wiedział o mnie najwięcej, to on wyczuwał moje nastroje i wiedział jak się czuję. Czyżby to była ta miłość, na którą byłam tak ślepa? Ta, o której wszyscy trajkotali mi wokoło? Nie wierzyłam, faktycznie byłam ślepa. Nie wiedziałam jak się zachować. Przecież nie zapytam się co robią tutaj moje zdjęcia, bo szczerze powiedziawszy w ogóle nie powinnam tego otwierać. Siedziałam w skupieniu i zamyśleniu przez kilka minut.
-Idziemy na jakiegoś drinka na dół do baru?- wycedziłam. Chłopak spojrzał na mnie i przytaknął. Pobiegłam do łazienki, by przebrać się w rurki i jakąś marynarkę. Stojąc przed lustrem poczułam, że policzki mam czerwone, a w brzuchu zaczęły mi latać motylki. Tym razem to było inne uczucie, inne fruwanie niż wtedy, gdy poznałam Chris'a. Nie wiedziałam czy to jest to „lepsze” czy „gorsze” uczucie. W pamięci powróciłam do tamtych chwil na balkonie, do tego „niedoszłego” pocałunku w klubie. Zrozumiałam, że te wszystkie docinki i nastroje nie były spowodowane tym, że się nie lubimy. Wręcz przeciwnie. W ten sposób chcieliśmy się jak gdyby obronić przed sobą. W końcu: kto się lubi ten się czubi! Czyżby jakieś jedno, głupie przysłowie miało aż tak potężną wartość? Hmm, skoro jest znane i cytowane przez wielu ludzi, to może właśnie tak jest?
-Gotowa?- chłopak zajrzał przez uchylone drzwi do łazienki. Byłam w spodniach i samym biustonoszu.
-Po co ci moje zdjęcia?- spojrzałam w odbicie chłopaka w lustrze. Zobaczyłam jego zmieszanie.- Tylko mów prawdę.- od razu zastrzegłam.
-Chciałem ci to jakoś powiedzieć. Już wtedy na promocji, ale wtedy był Marc, potem nie wiadomo skąd wziął się Chris, po drodze jeszcze ta akcja z Tom'em no i twoje stanowisko menadżera. Nie było jak...- Max oparł się o futrynę i spuścił wzrok.
-To dlatego pobiłeś Chris'a? -oparłam się tyłem o umywalkę.
-Wkurzało mnie to, że jakaś … przybłęda zdobyła twoje serce, a nie ja. Nie mogłem się powstrzymać od tego wszystkiego.- spojrzałam na niego pytająco.- no wiesz, te wszystkie nasze kłótnie, to było zbędne.
-To ty napuszczałeś resztę, żeby mi paplali o tej „wielkiej miłości”?
-Ohh, kiedyś jak siedzieliśmy wszyscy, to znaczy ty byłaś gdzieś z Chris'em, oni zawzięcie mówili jaki to Chris jest fajny, że o ciebie dba i w ogóle. Siedziałem wściekły i Amy zażartowała, że ja pewnie chciałbym go zastąpić, powiedziałem wtedy, że i tak będę z tobą, nawet jeśli miałbym tego gnojka zabić.- stałam, bawiąc się grzebieniem. Nie wiedziałam jak się zachować, co powiedzieć. Nastała niezręczna cisza.
-Chodźmy po te procenty.- chwyciłam koszulkę i zarzuciłam ją na siebie, w rękę wzięłam marynarkę. Ominęłam chłopaka w drzwiach i udałam się w stronę wyjścia. Tego dnia nie wracaliśmy już do tego tematu. Razem spędziliśmy całe popołudnie i rozstaliśmy się dopiero po kolacji.
Wróciłam do swojego pokoju. W torbie znalazłam tablet, uruchomiłam go i zaczęłam przeglądać zdjęcia. Z uśmiechem na twarzy przeglądałam fotografie. Zrozumiałam, że oni są moi przyjaciółmi, ludźmi, z którymi bawię się jak nigdy, że zawsze mogę na nich polegać, chociaż znamy się nieco ponad 1,5 miesiąca. Nawet nie zauważyłam, że zbliża się koniec pierwszego miesiąca wakacji.

Rano szybko się spakowałam i pobiegłam na śniadanie. Potem udaliśmy się na Aleksander Platz. Pogoda tego dnia była wyjątkowa. Nie było ani za gorąco, ani za zimno. Wiał lekki wiatr. Berlin to moje najukochańsze miejsce razem z Sydney. Nigdy nie mieszkałam ani w Berlinie, ani w Sydney, tylko kilka razy przyjeżdżałam tu na wakacje, ale oba te miasta urzekły mnie swoim klimatem. W Berlinie najbardziej irytuje mnie to, że niezbyt umiem niemiecki i nigdy z wielką chęcią nie lubiłam się go uczyć. Właśnie wychodziliśmy schodami z metra wprost pod Bramę Bragdenburską.
-Ustawcie się wszyscy!- jeden z organizatorów chciał zrobić nam wszystkim zdjęcie. Stanęłam pomiędzy Amy a Max'em. -Uśmiech!- wszyscy szeroko się uśmiechnęliśmy. Poczułam uścisk mojej dłoni. Spojrzałam na Max'a, ale on udawał, że nie wie o co chodzi.
-Chodźcie pod iglicę!- Eric wysunął się na prowadzenie. Puściłam rękę chłopaka i dołączyłam do menadżera.
-Claudia.- Amy złapała mnie za torbę jednocześnie powodując, że na chwilę się zatrzymałam. -Czy coś się wydarzyło o czym mi nie powiedziałaś?- blondynka spojrzała na mnie badawczym wzrokiem.
-Ale, że co?- rozglądałam się wokoło.
-No nie udawaj, wiedzę jak Max na ciebie patrzy.- dziewczyna uderzyła mnie po ramieniu.
-Hm, coś się wydarzyło.- w oczach Amy zapaliły się iskierki – nie, nie kochaliśmy się.- powiedziałam nieco ciszej, by nikt nie usłyszał.
-To ja już nie wiem.- blondynka naburmuszyła się i wróciła do Siv'a. Obejrzałam się za nią, szli w objęciach, oboje uśmiechnięci jakby to wszystko, co działo się dookoła ich nie dotyczyło. Jakby byli w jakiejś przestrzeni, od której wszystkie problemy się bezskutecznie odbijały.

Po obiedzie pojechaliśmy do radia, a potem do największego sklepu muzycznego, gdzie miało się odbyć spotkanie z fanami. O 21 miał się odbyć koncert. Ja i Eric siedzieliśmy z innymi menadżerami i organizatorami, i świetnie się bawiliśmy. W końcu przyszła pora na The Wanted. Chłopaki wyszli na scenę i zaczęło się to „co zawsze”. Tym razem koncert trwał ponad 2 godziny. Chłopcy byli zmęczeni jak nigdy. Po występie zjedliśmy małe co nieco i ruszyliśmy w drogę do Hamburga. Wyruszyliśmy dopiero o 2.30. Gdy przyszłam z Eric'iem do samochodu wolne były dwa miejsca. Miałam do wyboru jechać z resztą organizatorów, albo z chłopakami i Amy, wybrałam tą drugą opcję. Przez pierwsze pół godziny chłopaki nawijali jak nakręceni. Ja i Amy tylko przyglądałyśmy się sobie. W końcu wszyscy usnęliśmy. Siedziałam, a raczej leżałam z głową na kolanach Max'a, Jay wcisnął się między fotelem a drzwiami, Amy była przytulona do Siv'a, a Nath spał z głową na kolanach. Nasza big family.

sobota, 15 grudnia 2012

13


Walizki, walizeczki, plecaczki, torebeczki... cała sterta bagaży leżała koło drzwi i ciągle się powiększała. Cały dzień pakowaliśmy się. Wszyscy siedzieli w pokojach i byli zajęci sobą. Wieczorem pojechałam do centrum, bo musiałam kupić sobie kilka drobiazgów. Koło 22 poszłam spać, słyszałam jak jeszcze chłopaki zrzucali torby na dół i biegali po domu w poszukiwaniu ubrań.

Rano nie było czasu, by zjeść śniadanie. Punktualnie o 6 pod dom podjechały dwa auta. W jednym miały jechać niemalże same bagaże oraz Eric i kilka osób (organizatorzy). W drugim ja, Amy i chłopaki. W pół godziny załadowaliśmy się do aut. Pierwszy występ miał się odbyć w Birmingham na północny zachód od Londynu. Całe dwie godziny drogi do pokonania.
Dojechaliśmy w umówione miejsce.
-Zakładać to!- rzuciłam chłopakom identyfikatory. Udaliśmy się do garderoby. Ja i Eric siedzieliśmy na kanapie, a chłopaki przygotowywali się do występu.
-Ruszać tyłki! Zaraz przyjdą dzieciaki!- wrzasnęłam na chłopaków, którzy zamiast skupić się na szybkim ubieraniu i czesaniu, biegali z kamerką. Nim skończyłam to mówić do namiotu weszło około 10 dzieciaków. Była to akcja charytatywna, część pieniędzy ze sprzedaży biletów miała właśnie pójść na wyremontowanie oddziału szpitalnego, w którym przebywały owe dzieci. Na początku maluszki były nieco wystraszone.
-Zrobimy konkurs, hmm?- spojrzałam na dzieci. Wszystkie uśmiechnęły się.- Wiecie co zrobimy? - zebrałam je w krąg i wytłumaczyłam. Na całe nieszczęście ze wszystkich chłopaków tylko Max jeszcze się nie przebrał. Wręczyłam dzieciom po kilka truskawek.
-No to... start!- wrzasnęłam, a maluchy zaczęły rzucać w Max'a. Ten zaczął uciekać po całym pomieszczeniu. Wrzeszczał coś w stylu „dorwę was małe bestie”, ale szczerze powiedziawszy nie miał szans. Jedna z dziewczynek nie trafiła w niego ani razu. Spojrzałam na jej smutną twarzyczkę, obracała w małych paluszkach ostatnią truskawkę.
-Max! Stań tu!- wskazałam mu środek pokoju. - chłopak z plamami na koszulce stanął w wyznaczonym miejscu.
-Rzucaj.- pchnęłam dziewczynkę do przodu. Ta zamachnęła się i... owoc rozbryzgł się na twarzy Max'a. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. To była piękna chwila, oj tak. W końcu wszyscy się pozbierali i udaliśmy się pod scenę. Chłopaki coś tam sobie podśpiewywali. W końcu wybiegli na scenę i się zaczęło. Rozległ się pisk dziewczyn, gdy tylko chłopcy pojawili się na scenie. Godzinny koncert minął jak 5 minut. Chłopaki od razu poszli do garderoby, by czegoś się napić.
-Za 10 minut spotykamy się przy bramkach! - Eric powiedział do spragnionych chłopaków, a mnie pociągnął w stronę bramek. Było tam mnóstwo fanek, które się przepychały. Chłopcy zaraz się pojawili i zaczął się szał autografów i pstrykania fotek. Wszystko to trwało jakieś 1,5 godziny.
Pędem pojechaliśmy na pobliskie lotnisko skąd mieliśmy lecieć do NY.
-A gdzie nasz lot?- Jay spoglądał na tablicę informacyjną.
-Odwołany?- Tom zaczął panikować.
-No co stoicie jak słupy? Bierzcie bagaże i do samolotu!- krzyknęłam do chłopaków. Wszyscy poszli za mną.
-Prywatny lot?- spojrzeli na mnie.
-Siadać i nie gadać! - wskazałam im schody do samolotu. Nie był to potężny Boeing, ale nie należał też do najmniejszych samolotów. Przed nami była naprawdę długa podróż.

Po mojej prawej stronie siedział Tom a po lewej Max. W tym doborowym towarzystwie miałam spędzić jakieś 9 godzin. Przede mną siedział Eric i reszta organizatorów, a za nami w odpowiedniej kolejności Nathan, Siva, Amy. Tak, Jay usadowił się na pojedynczym miejscu koło okna.
-No dajesz!- Tom i Max grali w... statki. O tak, nie ma to jak powrót do kartki i długopisu, i zabójczej gry w statki.
-4B!- Max spojrzał na kolegę miną pokerzysty.
-Pudło. Ołł jeah! - Tom wygrywał. Przeciągnęłam się i zerknęłam na kartkę Max'a. Na palcach pokazałam bratu kolejne pole do zgarnięcia. -6D!
-Chole.a no! Został ci ostatni statek, fu.k!- mulat zdenerwował się.-7I.- ze zrezygnowaniem w głosie podał kolejne pole.
-Wybacz skarbie, ale pudło. - Tom czekał aż dam mu kolejną podpowiedź. Tym razem sięgnęłam po gazetę, która leżała na stoliku Max'a.-8J!
-Trafiony, zatopiony.- Tom zaczął wymachiwać entuzjastycznie rękami i śpiewać I am the champion.-Muuuła!- brat puścił mi całusa.
-Ej, kantowaliście!- chłopak zorientował się.
-Ja nawet z wami nie grałam.- uniosłam ręce w obronie. Potem oglądaliśmy Epokę Lodowcową.
Wreszcie dotarliśmy do celu. Od razu urzekł nas urok tego potężnego miasta. Pojechaliśmy do hotelu, by zregenerować siły.
-Oto karty do Państwa pokoi, na każdej jest napisana liczba osób w pokoju, podzielą się Państwo wedle swojego życzenia. W razie jakichkolwiek pytań lub chcieli by Państwo korzystać z kuchni proszę dzwonić pod numery znajdujące się obok telefonu w każdym pokoju. O 20 zapraszam na kolację.- przemiła recepcjonistka rozdała nam karty i wszystko szczegółowo wyjaśniła. Skierowaliśmy się do wind.
-To dla was trójki.- wręczyłam Eric'owi i reszcie organizatorom dwie karty. Wiedziałam, że z nimi nie będzie kłopotu. -Oczywiście dla was dwójka.- kolejną kartę dałam Sivi'e i Amy- tylko bez wygłupów tam!- krzyknęłam za nimi.- Dobra mam trójkę i dwójkę.- uśmiechnęłam się do chłopaków.
-Losowanie do dwójki.- Jay wyciągnął z kieszeni kawałki połamanej słomki.-Osoby z najdłuższą i najkrótszą częścią idą do dwójki, a reszta do trójki. W napięciu losowaliśmy resztki słomki. Moja wydawała się... hmmm jak na pojedynczy kawałek była mała, ale wraz z kolejnymi stawała się... co raz mniejsza. Tak, już wiedziałam, że mam najkrótszy kawałek.
-Kto ma najkrótszy?- Max zaczął przyglądać się na wszystkie wylosowane części. Swój kawałek schowałam za plecami. Nastała cisza.-No co, śpię sam?- Max spojrzał na nas wszystkich.
-Bierz te choler.e bagaże i idziemy.- rzuciłam w niego kartą. Miałam cichą nadzieję, że będę z Tom'em albo Nathem, no dobra, Jay też mógł być, ale nie Max! Wróg numer jeden, uh!
Winda nie ubłagalnie wlekła się na 14 piętro. Max zerkał na mnie, a ja udawałam, że tego nie widzę. Weszliśmy do pokoju. Usłyszałam jak z momentem, gdy do odpowiedniej wtyczki włożyłam kartę, w łazience zaczęła podgrzewać się podłoga.
-Co to ku.wa jest?! A gdzie reszta łóżka?- Max wrzasnął.
-Co jest?- zajrzałam mu przez ramię do pokoju. Moim oczom ukazało się łóżko, jedno. No fakt, było dwuosobowe, ale nie było tak duże, by moglibyśmy się „luźno” na nim położyć.
-Idę prosić o zmianę pokoju.- Max z trzaskiem drzwi opuścił pomieszczenie. Mi też nie uśmiechało się spanie z nim, w jednym łóżku. Po kilku minutach przyszedł Max. Okazało się, że nie ma możliwości zmiany pokoju, ponieważ wszystkie są zarezerwowane. Nie zdziwiłam się tym, ale cóż... niby to tylko dwie noce. Musieliśmy się jakoś dogadać. Nim się nieco rozpakowaliśmy musieliśmy schodzić na kolację. Wszyscy już siedzieli przy stole i zajadali się pysznościami.
-I jak tam, gołąbeczki moje, gruchaweczki?!- Tom spojrzał na mnie i na Max'a.
-Pożałujesz tego.- Max powiedział przez zęby usadawiając się koło mojego brata.
-Jeszcze powiesz: jego słowa były początkiem naszej wielkiej miłości.-Tom wyszczerzył się do mnie.
-Chyba końcem twojego niewyparzonego języka i wybujałej wyobraźni.- kopnęłam bruneta pod stołem. Po kolacji wszyscy rozeszliśmy się do swoich pokoi. Byliśmy naprawdę zmęczeni, więc nikt już nie miał siły na dalsze wygłupy i popisy.
-Ty śpisz tu, a ja tu i ani mi się waż przekroczyć tej granicy!- wskazałam chłopakowi linię na środku łóżka.- Hmmm, gdyby tak tutaj to lustro, między te materace...-spojrzałam na potężne lustro na ścianie. Nasze łoże to były dwa materace pomiędzy, które można byłoby włożyć to lustro.
-Dobra, dobra, rozumiem.- Max stał owinięty ręcznikiem w pasie. Musiało to zabawnie wyglądać, gdy tak odprawialiśmy modły nad głupim łóżkiem. W końcu zgasiliśmy światło i każdy, na swojej połówce, zasnął.

Budziki w naszych telefonach zaczęły wygrywać melodyjki. Otworzyłam oczy i... Okazało się, że leżę z głową na torsie chłopaka, on zaś obejmował mnie swym ramieniem. Przez chwilę leżałam tak, aż w końcu dostałam olśnienia. Zerwałam się na równe nogi. On jeszcze spał.
-Wstawaj, leniu! -rzuciłam w niego poduszką. Jak gdyby nigdy nic poszłam do łazienki. Starałam się jak najszybciej ogarnąć, by ten nie stał zaraz mi pod drzwiami i na mnie narzekał. Po kilkunastu minutach zeszliśmy na śniadanie.
-Ostra jazda była?- Tom nie odpuszczał.-Bez trzymanki, aż tak?!- dalej żartował chociaż nasze miny wcale nie ukazywały tego, że spędziliśmy... upojną noc, tak, tak to nazwijmy.
-No hej Nath, cześć Jay!- powiedziałam głośno, by Thomas zrozumiał, że jestem od teraz na niego śmiertelnie obrażona. Po szybkim posiłku pojechaliśmy do radia. Tam chłopaki wzięli udział w porannej audycji. Oczywiście nie odbyło się bez wygłupów chłopaków, ale to raczej nadawało charakter tej grupie. Skoczyliśmy na obiad do knajpki i od razu pojechaliśmy na wywiad dla jednej z telewizji. Na koniec dnia zagrali koncert na gali rozdania nagród dla aktorów, reżyserów i scenarzystów. Na kilka godzin zawitaliśmy na after party. Dopiero koło 24 wróciliśmy do hotelu. Jeszcze jedna, ostatnia noc z moim wrogiem w łóżku. To był bardzo pocieszający fakt.

wtorek, 11 grudnia 2012

12


Z samego rana otrzymałam mail'a z całym programem trasy koncertowej. Od razu zorganizowałam zebranie w salonie i przekazałam chłopakom szczegóły wyjazdu. Wszyscy byli podekscytowani, wielkie koncerty, publiczność, wszystko to połączone ze zwiedzaniem kilku pięknych miejsc. Mieliśmy znaleźć się w wielu państwach, dlatego nie mogliśmy doczekać się wyjazdu. Siva od razu zaapelował, że Amy jedzie z nim i chce mieć z nią oddzielny pokój. No cóż, jako wzorowy menadżer musiałam uwzględnić prośby moich klientów.
Po południu umówiłam się z Chrisem. Chciałam powiedzieć mu, że chcę spróbować z nim. Chciałam powiedzieć, że go kocham.
Spotkaliśmy się w „naszym” parku. Chłopak już czekał na mnie z bukietem słoneczników.
-Muszę ci coś powiedzieć.- razem powiedzieliśmy.
-Mów pierwsza- chłopak wręczył mi kwiaty i wskazał na ławkę. Usiadłam i przyglądałam mu się uważnie.
-Wiesz, miałam czas przemyśleć to wszystko i... chcę z tobą być. Kocham cię, rozumiesz? - spojrzałam w jego oczy. To one najbardziej utkwiły mi w pamięci. Ale nie, tym razem były inne. Smutne, zgaszone, pełne goryczy i … łez. Tak, płakał. -Chris, o co chodzi?
-Nie mogę. - chłopak wstał i zaczął chodzić w te i z powrotem po chodniku. - Jutro lecę do Australii. Dostałem tam ofertę pracy, staż, ale od razu powiedzieli mi, że to tylko kwestia czasu. Za dużo włożyłem pracy, żeby teraz to zmarnować.
-Wrócisz, wytrzymamy jakoś bez siebie.- chłopak stanął i pokiwał przecząco głową.
-Jadę tam na stałe. Jeżeli podejmę się tej pracy to... spalam wszystkie mosty za sobą, muszę dać z siebie 150%, żeby zrealizować swoje marzenia.
-A ja? A nasze marzenia?!- siedziałam z twarzą opartą o kolana.
-My... ty masz tu pracę, rodzinę, znajomych, ty kochasz to, co robisz. Ja... wciąż szukam swojego miejsca.
-Chris, zadzwonię do ojca, na pewno coś dla ciebie znajdzie. Proszę cię!- spojrzałam na chłopaka. Nagle wyciągnął z kieszeni portfel.
-Tak naprawdę chodzi o … - wyjął zdjęcie. Zobaczyłam małego chłopczyka. - to mój syn. Moja była uciekła z nim po porodzie. Nie chciała żebym wychowywał z nią małego. Szukałem jej, codziennie modliłem się, żeby oddała mi dziecko. Okazało się, że uciekła do Australii. Wczoraj zadzwoniła jej matka. Ona... zginęła … jej matka chce żebym zajął się małym, ona jest chora i nie może sobie poradzić z maluchiem. Muszę jechać do syna, a nie chcę tobie psuć życia. Znajdziesz kogoś odpowiedniejszego. - łzy spływały mi po policzkach. Kolejny raz zostałam sama. Nie wierzyłam w to co słyszę.
-Rozumiem. Jedź, to twoje dziecko. Tylko zaopiekuj się nim, tak... jak ojciec. Stać cię na to, by być dobrym ojcem. - wstałam i skierowałam się w stronę parkingu.
-Claudia!- odwróciłam się, widziałam go nie wyraźnie przez wciąż napływające łzy.
-Nie spieprz tego!- krzyknęłam i szybkim krokiem poszłam do samochodu. Przez kilka minut siedziałam z głową na kierownicy i wyłam. Czułam, że muszę wylać litry łez.
Gdy się w końcu opanowałam postanowiłam pojechać do domu i się przebrać. Miałam dosyć tych szpilek, sukienki i makijażu, który teraz miałam na całej twarzy. Wchodząc do domu zorientowałam się, że nikogo nie ma. Pobiegłam do pokoju. Założyłam sportowe spodnie i top. Znalazłam listonoszkę z pumy, którą założyłam przez ramię, spakowałam telefon, pieniądze i pomadkę.
„Nie szukać, nie zawracać dupy, nie czekać. C.”- napisałam na kartce, którą zostawiłam na szafce przy drzwiach. Zamówiłam taksówkę i pojechałam do dzielnicy, o której mówi się tylko w filmach o ganksterach. Weszłam do jednego z pab'ów. Był to dosyć obskurny lokal. Wszyscy mężczyźni wpatrywali się we mnie.
-Setkę.- powiedziałam do barmana, który wydawał się być najnormalniejszy z całego tego towarzystwa. Usiadłam przy barze i spojrzałam na facetów, którzy niemalże ślinili się na mój widok. Nie pytajcie skąd znam takie miejsca. Powiem tylko, że jako nastolatka dałam moim rodzicom nieźle w kość, okres buntu, może ktoś z was kojarzy takie czasy? -Za całą tą kwotę wódkę poproszę.- powiedziałam do kelnera.- Masz lać nawet jak będę leżała na podłodze. A to twój napiwek.- prawie tyle samo wręczyłam chłopakowi. Uśmiechnął się i zaczął wykonywać swoje zlecenie. - A i jeszcze jedno. Jak już będziesz zamykał zamów mi taksówkę na ten adres. -podałam mężczyźnie kartkę z adresem i wręczyłam kolejny banknot.
Przez cztery godziny wlewałam w siebie litry wódki. Koło 2 nie kontaktowałam już zupełnie. Było mi obojętne czy ktoś wykorzysta to i mnie zgwałci, pobije czy da mi pigułkę gwałtu, chlałam jak żul spod monopolowego. Koło 2.30 kelner zamówił mi taksówkę. Facet niemalże zaciągnął mnie do taksówki, od razu zapłacił za kurs. Pamiętam, że było mi strasznie nie dobrze podczas jazdy, bo niemiłosiernie bujało. Kierowca pomógł wygramolić mi się z auta. Zadzwonił dzwonkiem do drzwi.
-To chyba pana. -spojrzał na zaspanego chłopaka w samych slipach.
-Claudia?- miałam zamknięte oczy, tak było mi lepiej. Usłyszałam głos Max'a. Kierowca zaraz odjechał.
-Co jej się...- z góry zszedł Tom i Jay.
Max wziął mnie na ręce i zaniósł na górę.
-I kurde... haha ma syna... ogarniacie?- siedziałam na łóżku przechylając się to do przodu, to do tyłu. - i ha, jedzie... haha do Austreli! Haha, wiecie, tam co te delfiny się bzykają nie?- na zmianę wrzeszczałam i mówiłam szeptem.
-Chris?- Tom spojrzał na Max'a i Jay'a.
-No, a kto? - spojrzałam na nich.
-Zabiję gnoja!- Max wybiegł z pokoju.
-Co tu się … - zobaczyłam jak przez mgłę Amy.
-Później ci powiem.- Tom ściągnął mi buty.- weź ją … no wiesz- Tom pobiegł za Max'em.
-Biedulko moja.- Amy przykryła mnie kocem, a ja gdy tylko się położyłam, zasnęłam.

Obudził mnie jakiś choler.y ptak, który wyśpiewywał serenadę za oknem.
-Zamknij dziup.- szepnęłam. Poczułam ucisk w głowie. Zobaczyłam na szafce stertę lekarstw na kaca i zgrzewkę wody. Wzięłam wszystko co było możliwe. Wstałam i poszłam wziąć prysznic. Wiecie, ta woda tak głośno spadała na terakotę. A jak głośno otwiera się butelka z szamponem! Przechodząc tą katorgę jakoś się ogarnęłam. Włożyłam ¾ spodnie i bluzkę na ramiączkach. Wyzbierałam puste butelki i tak obładowana zeszłam na dół. Ze schodów zobaczyłam zgromadzenie w salonie. Wszyscy spojrzeli na mnie. Nastała cisza. Jak gdyby nigdy nic poszłam do kuchni i zaczęłam zgniatać butelki, myślałam, że uszy mi pękną.
-A wy co? Do roboty! Ej no za dwa dni wyjeżdżamy w trasę. - powiedziałam w stronę chłopaków.
-Przykro mi...- Amy podeszła do mnie i poklepała mnie po ramieniu.
-Umarł ktoś!?- stanęłam i spojrzałam na ich ponure miny.
-Nie, tylko ty i Chris.- Amy nie wiedziała jak się zachować.
-No, Chris nareszcie spełni się jako ojciec i już. Niech się chłopaczyna zajmie synem, nie? To chyba dobrze, że w ogóle chce.- wzruszyłam ramionami. Chciałam zgrywać twardą sztukę.
-Claudia...- Tom spojrzał na mnie wzrokiem „nie wierzę ci”.
-Boże! Przestańcie! Powiedziałam mu, że chcę z nim być, a on co?! Że jedzie do syna! Krzyżyk na drogę! Ciao bambino! Niech jedzie na koniec świata! -łzy napływały mi do oczu.- przepraszam Was, przepraszam.- pobiegłam do pokoju. Wtuliłam się w poduszkę. Łzy same spływały mi po policzkach, nie chliptałam, nie szlochałam, spokojnie leżałam i tylko czułam, że poduszka staje się coraz bardziej mokra. W pewnym momencie zerwałam się i włączyłam laptopa, sprawdziłam wszystkie loty, do Sydney był tylko jeden. Miałam 1,5 godziny.
-Gdzie jedziesz?- zawzięcie zawiązywałam sznurówki przy adidasach. Spojrzałam na Nath'a.
-Nie ważne.- powiedziałam pod nosem.
-Jadę z tobą.- chłopak otworzył drzwi i skierował się do samochodu. Nie miałam siły protestować.

Na lotnisku panował niesamowity tłok. Ludzie z walizkami przemieszczali się w stronę wyjścia, inni szukali przejść do odprawy, jeszcze inni czekali na swoich znajomych. Skierowałam się w stronę odpraw.
-Szukaj go.- powiedziałam do Nathana. Rozglądaliśmy się.
-Tam.- chłopak wskazał krzesła pod ścianą. Na jednym z nich siedział Chris. Podeszłam do niego. W ręce trzymał zdjęcie, ja i on, a w drugiej dłoni miał fotografię swego syna. Gdy mnie zobaczył zerwał się na równe nogi.
-Chciałam tylko...- zaczęłam, nie wiedziałam jak mam się zachować. Przez chwilę zwątpiłam w słuszność mojego przyjazdu tutaj.-Odezwij się kiedyś. Jak już będziesz szczęśliwy...-motałam się w swoich „zeznaniach”. Sama już nie wiedziałam co mam mu powiedzieć.
-Dziękuję ci...- chłopak pogłaskał mój policzek. Przymknęłam oczy. To skończyło się w ten sam sposób co się zaczęło.
-Powodzenia- powiedziałam i odeszłam. Miałam ochotę rozpłakać się jak małe dziecko, ale nie. Tak widocznie miało być, tak widocznie się musiało stać. Nathan objął mnie ramieniem.
-Rzekomo dziewczyny obżerają się lodami jak mają „ciężki dzień”. - chłopak obdarzył mnie serdecznym uśmiechem. Pojechaliśmy do najlepszej cukierni w okolicy. Zamówiliśmy potężny puchar lodów.
-Czemu taki przystojniak nie ma dziewczyny?- chciałam jak najszybciej zapomnieć o tych wszystkich, ostatnich wydarzeniach. Spojrzałam na chłopaka mieszając rozpuszczające się lody.
-Hmm, wiesz... nie zastanawiałem się nad tym. Jest dobrze tak jak jest.- brunet puścił mi oczko. Jeszcze ze dwie godzinki siedzieliśmy i śmialiśmy się. Bardzo fajnie było tak oderwać się od tego wszystkiego. Nawet można by powiedzieć, że zbliżyliśmy się z Nath'em.
Po południu wróciliśmy do domu. Chłopaki wieczorem pojechali na próbę, a ja dzwoniłam do hoteli i organizatorów koncertów, by potwierdzić pewne szczegóły.
__________________________
Dobra, taki napisany od tak. Właśnie wróciłam z szału świątecznych zakupów, padam na twarz! 
Min. 6 kom i będzie NEXT ;p

piątek, 7 grudnia 2012

11


Było jeszcze ciemno, więc zapaliłam lampkę.
-Co ci się hahaha, stało?!- leżałam na łóżku i trzymałam się za brzuch.
-Ty mi lepiej pomóż! Za 4 godziny mamy sesję, jak ja się pokażę!? - Nath stał cały mokry, jeszcze z pianą i owinięty był tylko ręcznikiem. Z jego włosów spływał czerwony barwnik, w którym miał całe włosy. Wyglądał jak jakiś punkowiec.
-Claudia!- Nath zbulwersowany ściągnął ze mnie kołdrę. Do pokoju wpadł Max i Thom z kamerą.
-A oto przed wami uciekinier z psychiatryka! W kaftan go!- Max krzyknął robiąc zbliżenie na włosy chłopaka.
-Zabije was!- Nath złapał jakieś groszki, które leżały na mojej szafce i zaczął rzucać w chłopaków, powstrzymałam go, gdy złapał prostownicę.
-Chodź coś poradzimy.- wzięłam tablet i poszliśmy do kuchni. Chłopak naburmuszony siedział na stołku.
-Rzodkiewka!- Thom i Max wciąż ganiali z kamerą po domu. Szperałam w necie czym można zmyć taki barwnik.
-Dobra, chodź.- pociągnęłam chłopaka do łazienki. Znalazłam kwasek cytrynowy i rozrobiłam go z wodą.- próbuj, najwyżej zmieni się na inny kolor.
Na całe szczęście farba zeszła z włosów Nath'a. Gdy chłopak zobaczył w lusterku, że nareszcie wygląda „po staremu” złapał miskę i wlał do niej lodowatej wody. Pobiegł z nią do pokoju Max'a, gdzie ci dwaj sprawcy siedzieli.
-Nath, nie!- biegłam za nim, bo wiedziałam, że skończy się to wielką powodzią. Za późno, chłopak wpadł do pokoju i całą wodę wylał na kolegów. Zaczęli się okładać pięściami. Zrezygnowałam, odwróciłam się i poszłam się przebrać.

Siedziałam w kuchni, gdy pojawił się menedżer zespołu.
-Panna Amy?- spojrzał na mnie nieco zdziwiony.
-Pan nic nie wie?- włączyła się moja „zawodowa” postawa.
-Przecież wiem, wiem. Nareszcie ma kto ich popilnować, to przedszkole.- przewrócił oczami. Faktycznie oni zachowują się dosyć często jak małe dzieci, ale cóż. Do kuchni zeszła cała piątka. Nath wyglądał normalnie, całe szczęście, uff.
-Musimy się trochę ogarnąć, ponieważ właśnie nasz kolega od PR zrezygnował z pracy.- menadżer ze smutkiem w głosie poinformował chłopaków.
-To co z trasą koncertową?!- Jay wstał i zaczął krążyć wokół stołu. Siedziałam na blacie i przysłuchiwałam się ich rozmowie.
-No właśnie. Wiem, że sam nie dam rady tego wszystkiego ogarnąć, bo to on organizował większość. Niby ja jestem menedżerem, ale potrzebuję kogoś do pomocy. Gdzie ja teraz kogoś znajdę ? -mężczyzna czuł, że zawiódł zespół, ale nie chciał się poddać.
-Musi być ktoś, kto ogarnie całą tą organizację!- Tom wściekły zaczął zawzięcie coś rysować na kartce.
-Ktoś kto organizuje imprezy, nie musi mieć wielkiego doświadczenia...- ciągnął dalej Siv- ktoś wiecie, z powerem!- wszyscy wbili wzrok we mnie. Zorientowałam się, gdy nastała cisza i podniosłam głowę do góry.
-No co!?- zeskoczyłam z blatu.
-Przecież ty organizujesz imprezy. No tak! Najciemniej pod latarnią!- menadżer uścisnął moją dłoń.- witaj w drużynie!
-Przecież ja się nawet nie zgodziłam! Ja mam swoją firmę, nie mogę tego tak zostawić, no żartujecie chyba sobie!- zaczęłam się zawzięcie bronić. Wszyscy patrzyli na mnie błagalnym wzrokiem. -Ale tylko na ten czas!
-Jeah!- cała szóstka rzuciła się na mnie. Nie miałam czym oddychać. Z Eric'em (menedżerem) omówiliśmy całą trasę koncertową. Przede mną było jeszcze dużo pracy. Trzeba było zorganizować sale na próby, transport i inne „duperele”.
Po południu pojechałam do firmy. Ogłosiłam zebranie wszystkich pracowników. Ekspresowo przeprowadziłam konkurs na prezesa, który miał zajmować się wszystkim, dopóki nie będę mogła sama tego robić.
Poczułam, że moje życie zaczyna schodzić na zupełnie nowy tor. Cieszyłam się, że to wszystko idzie na moją korzyść. Przede mną była perspektywa podróży przez kolejne tygodnie.
Właśnie wychodziłam z wieżowca, gdy mój telefon zaczął wygrywać melodyjkę.
-Halo?- trzymałam ramieniem smartfona, jednocześnie szukałam w torebce kluczyków do auta.
-Claudia, jedziemy z Sive'm na obiad do tej włoskiej knajpki w centrum, więc zbieraj tyłek i przyjeżdżaj do nas. A no i twój brat też tam będzie.-Amy szybko wybełkotała.
-Co to, okazja jakaś?
-No skąd, tylko tak sobie posiedzimy... w wąskim gronie.- zupełnie nie rozumiałam tego. Przez chwilę nie docierał do mnie ten fragment „twój brat”. Uśmiechnęłam się tylko pod nosem i obrałam kurs w stronę wyznaczonego miejsca spotkania.

-No hej!- ucałowałam całą trójkę po kolei.- Zamówiliście już coś?- zauważyłam, że wszyscy siedzieli już z napojami.
-Wzięłam ci to co tygryski lubią najbardziej, czyli risotto.- Amy siedziała w objęciach Siv'a.
-Dzięki ci kochana. Słuchajcie.- spojrzałam na chłopaków- właśnie odcięłam pępowinę między mną a firmą. Mam teraz prezesa, a ja jestem tylko właścicielką. - tryumfalnie przeciągnęłam się.
-Czyli od teraz jesteś naszym drugim menadżerem.- Thomas podniósł swoją szklankę i zaczął nią obracać w palcach.
-Tak, no tak. - kelner postawił przede mną talerz z przysmakiem. Wciągnęłam dużo powietrza, by poczuć zapach świeżej bazylii.
Siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Mile spędziliśmy te kilka godzinek. Patrząc tak przez ten cały czas na Amy i Siva, uświadomiłam sobie, że to musiała być miłość od pierwszego wejrzenia. Na pewno nie było to zauroczenie. On z dumą siedział przy niej i jakby, był nie obecny. Przyglądał się każdemu jej ruchowi, gestowi, obdarzał ją uśmiechem, gdy ona tylko kątem oka spojrzała na niego. Biło od nich ciepło, które emanowało w promieniu tysięcy kilometrów. Jakby świat stawał się lepszy w ich otoczeniu.
-A wy jak tam?- Siva spojrzał na mnie i Toma.
-No normalnie, nie Claudia? - Thomas szturchnął mnie w ramię.- muszę ją teraz pilnować, no nie? W końcu jestem jej starszym bratem.
-Weź się ogarnij.- spojrzałam na niego sponad talerza.
-No co? Tak jest, nie?- chłopak wytarł serwetką moją buzię.
-Ty weź idź. Nie potrzebuje tutaj opieki.- naburmuszona wzięłam duży łyk soku, który przez dłuższy czas trzymałam w ustach.
-Powiedz mi, jak ty ją pilnujesz? Pozwalasz jej na spotykanie się z kimś, z kim oczywiście wszyscy wiemy, a nie uświadomiłeś jej, że prawdziwa miłość stoi za drzwiami.- Amy wygłosiła przemówienie. Opadłam na krzesło nie wiedząc o co im chodzi.
-Co z ciebie za brat. Tego blondyna już na starcie powinieneś wykluczyć.- Siva stanął po stronie Amy.
-I co ja na to poradzę?- Tom spojrzał na mnie. Siedziałam z głową zadartą do góry i wlepiłam swój wzrok w sufit.
-Poproszę setkę!- krzyknęłam do kelnera, którego zobaczyłam „do góry nogami”. - O co wam chodzi? Wszyscy piep..ycie o jakiejś MOJEJ MIŁOŚCI. Czego wy chcecie od Chrisa? - wzięłam widelec i zaczęłam dłubać w daniu.
-Chris jest spoko. Nic do niego nikt nie ma, ale zrozum, że jest ktoś kto wzdycha do ciebie na każdym kroku i jest … jak zahipnotyzowany. - Siva zabrał mi widelec.
-Kto to?- spojrzałam na trójkę przyjaciół. -No kto?- wszyscy odwrócili wzrok. Rozglądali się po sali. Kelner postawił przede mną kieliszek. Od razu go wypiłam.-Jeszcze raz to samo. No kto? - nadal nie usłyszałam odpowiedzi. -Wiecie co? Będę z Chrisem, bo go cholera chyba kocham. Jest kimś przy kim czuję się nie tyle, że bezpieczna, po prostu jestem sobą! Tak, nie jestem pewna czy go kocham, ale nie od razu Rzym zbudowano, nie?- wstałam i udałam się do wyjścia. Idąc między stolikami natknęłam się na kelnera, który niósł dla mnie wódkę. Zabrałam mu ją z tacy i za jednym zamachem pochłonęłam trunek. Skierowałam się do samochodu.
-Claudia! Zaczekaj!- Tom wybiegł za mną.- Ja poprowadzę. - zabrał mi kluczyki i otworzył drzwi pasażera.
-Nie musisz się o mnie troszczyć. Wcale nie musisz być moim bratem. Skoro już nim jesteś, nie musisz być w poczuciu obowiązku opiekowania się mną! Byłam sama, dawałam sobie radę, jakoś żyję! - z oburzeniem wsiadłam do samochodu. Do samego domu nie odezwaliśmy się ani słowem. Cały wieczór przesiedziałam na tarasie. Tą ciszę przerywało tylko zabijanie komarów, które uporczywie chciały mnie ugryźć.
-Moja sexi koleżanka!- Max wyszedł na balkon i od razu skierował się w moją stronę.
-Odwal się!- warknęłam odganiając te chole.ne owady.
-No no no, nie ładnie. - chłopak usiadł koło mnie i pogładził mnie po udzie.
-No czyś ty oszalał?- spojrzałam na niego. Zabrał rękę.
-No powiedz koledze co się stało? Wujek Max wysłucha.
-Idź ty do diabła!
-A ty myślisz, że skąd ja wracam? Trzeci wieczór już tam pijemy ileż można, no!?- uśmiechnęłam się pod nosem.
-Ohh, wszyscy mi wciskają kit, że jest gdzieś, tutaj, moja wielka miłość.
-Chris, to zbyt oczywiste.
-No właśnie nie on. Gadają mi o tym, że jestem ślepa, jakby byli w jakiejś sekcie!
-No wiesz...- zmierzyłam chłopaka wzrokiem- ja jestem od diabła, to nie sekta! Ja tam nie wiem o co im chodzi. Ważne żebyś ty była z kimś, z kim czujesz się dobrze...no nie?
-Chociaż ty jeden nie mówisz mi, żebym zerwała z Chrisem.
-Nie mówię. I nie będę mówił. Jesteś już dorosła, sama umiesz podejmować właściwe decyzje.- chłopak wstał i udał się do swojego pokoju, a ja jeszcze przez długi czas myślałam nad tym wszystkim.
______________________
Wybaczcie, taki z d.py ten rozdział. Następne są już lepsze, teraz zaczyna się najlepsze ! ;p

Kolejna nominacja

Bardzo dziękuję za nominację od I love nutella <3
Tak jak ostatnio nikogo nie będę nominowała ;p
Oto pytania i odpowiedzi:


1. Ulubiona piosenka ?
Na obecną chwilę jaram się All Time Low.
2.Żelki vs Twix ?
No ba! Żelki! Zawsze można z paczką znajomych się podzielić! ;p
3. Ulubiony napój ?
Latte i sok pomarańczowy naturalnie zagęszczony jeah!
4. Masz rodzeństwo ?
Tak, młodszego brata.
5.Jak widzisz swoją przyszłość ?
Chciałabym organizować imprezy prywatne i masowe. No, ewentualnie być nudnym bankowcem lub ekonomistką. Hmm, najprędzej polecę do Australii ratować delfiny!
6.Facebook czy Twitter ?
Facebook – tylko jego ogarniam, jak na razie.
7.Ulubione imię męskie ?
Nie mam.
8. Jakiej muzyki słuchasz ?
Wszelakiej. Pop, rock, metal, classic itp.
9.Jaka byłaby twoja reakcja, gdyby twój idol przechodził koło ciebie ?
Za nim bym się zorientowała, że to mój idol, on już by był na drugim końcu miasta ;p Nie no, pewnie bym zagadała, poprosiła o autograf i cyknęła sobie fotę – standardowo.
10.Kto jest twoim idolem?
Idolem? Hmm, nie wzoruję się na czyimś zachowaniu czy poglądach. Wyłącznie podziwiam wielu ludzi, którzy swoją ciężką pracą osiągnęli wiele w swoim życiu. Między innymi takimi osobami są: Marsall Bruce Mathers III, Anthony Hopkins.
11. Czy jakaś sława obserwuje cię na tt? Jeśli tak to kto?
Same sławy mnie obserwują ;p tajne przez poufne 

wtorek, 4 grudnia 2012

10


Ślub był piękny, o ile tak można to określić. May'a miała cudowną suknię, a jej, już obecny mąż, wyglądał bardzo elegancko we fraku. Dziewczyna wiedziała już przed ślubem, że jestem jej przyszywaną siostrą, na sali weselnej poznałam resztę „rodziny”. Nie przyznawaliśmy się z Thomasem wszystkim, że jesteśmy rodzeństwem. Postanowiliśmy, aby zostało tak, jak było. Oczywiście stosunek względem Thoma zmienił się o 180 stopni. Nie był już chłopakiem, którego mogłam wyrwać, lecz bratem. Mimo całego tego zdarzenia jakoś pogodziłam się z losem. Dla mnie prawdziwym ojcem był ten, który mnie wychował i wpoił mi do głowy wszystkie zasady, nie ten, który przespał się z moją matką. Thomas przyznał mi się, że dla niego też lepiej, by było, gdyby zostało to „po staremu”.
Jak gdyby nigdy nic tańczyliśmy i świetnie się bawiliśmy.
-Widzisz, od dzisiaj jesteśmy rodzeństwem...i dobrze mi z tym.- Thomas wypił kieliszek wódki. Zrozumieliśmy, że to koniec filtru i namiętnych pocałunków.
-Ja to nic nie widzę.- podniosłam głowę do góry i wzięłam głęboki oddech.
-Faktycznie, ślepa to ty jesteś jak nic!- chłopak dał mi pstryczka w nos.
-No za co?!
-Mówię, że jesteś ślepa i to wszystko.
-Ale na co jestem ślepa? Hm?
-Na miłość!- w tym momencie na wyświetlaczu telefonu pojawiło się zdjęcie Chris'a, który próbował się do mnie dodzwonić od kilku godzin- ale nie o tą miłość mi chodziło.- chłopak wstał i poszedł do swego świeżo upieczonego szwagra.
Bawiliśmy się do samego świtu. Goście koło 5.30 zaczęli się rozchodzić.
-Widziałeś moich rodziców?- zapytałam Thoma idąc na boso przez salę.
-Ale tych w wersji A czy w wersji B?- chłopak spojrzał na mnie zapitymi oczami.
-Oh nie zaczynaj.- nagle z drugiej sali wyszedł mój ojciec i ojciec Thoma, nie wnikajcie już, który jest który, po prostu szli razem nawzajem się podpierając.
-Iii, hop!- tata (George) podniósł wysoko nogę do góry, gdy chciał przejść przez próg.
-I bęc!- tata (Pierre) przeskoczył próg i się zachwiał. Za nimi ukazały się nasze mamy. One były w zdecydowanie lepszym stanie niż ojcowie, ale jednak do trzeźwości dużo im brakowało. Śpiewały coś w stylu „Morska fala mnie porywa a ja … si...si...” - nie wnikajmy dalej w ten tekst. Zamówiliśmy taksówki i pojechaliśmy do domu.
„-Moja piękna, moja luba!”-George i Pierre weszli do domu śpiewając wniebogłosy.
-Ciicho, no!- spojrzałam na mężczyzn. Thomas zaczął się śmiać.
-Co tu się dzieje?- Max zaspany zszedł po schodach.
-Pomożesz?- wskazałam na 4 pijanych rodziców. Jakoś zaciągnęliśmy ich wszystkich do łóżek. Wzięłam prysznic i ubrałam się w spodnie ¾ i koszulkę na ramiączkach. Nie miałam już ochoty na spanie. Ogarnęłam swój pokój i poszłam do kuchni przygotować śniadanie.
-Cześć- Max siedział już przy stole i wcinał musli z jogurtem. Spojrzałam na niego i tylko się uśmiechnęłam. - widziałem, że impreza udana.
-Hah, tak, nawet bardzo.
-A jak ty i Thomas?- chłopak usiadł na blacie i podjadał żółty ser, który właśnie starłam na tarce.
-Normalnie.- krótko i na temat.
-Myślałem, że coś między wami jest.
-Thomas jest moim bratem, jak mogło coś między nami być? A poza tym ja jestem z Chrisem...- urwałam, sama nie wiedziałam czy z nim jestem czy też nie.
-Taaa, Chris, naprawdę myślisz, że to facet dla ciebie?
-A czy on od razu musi być moim facetem? Jest moim przyjacielem, na razie dobrze jest tak, jak jest.- spojrzałam na niego badawczym wzrokiem.- a ty co tak się dopytujesz?- zaczęłam bawić się nożem.
-Nic, tak tylko.

Rodzice wstali koło 12. Thomas miał zawieść rodziców do swojej siostry, a ja ze swoimi wybraliśmy się do firmy. Tata chciał za wszelką cenę zobaczyć jak sobie radzę z zarządzaniem i papierkową robotą. Po sprawdzeniu każdego kwitka pojechaliśmy na lunch. Miał przyjechać Chris, ale stwierdziłam, że to chyba za wcześnie bym przedstawiała go rodzicom. Miło spędziliśmy czas, nikt nie wracał do wydarzeń sprzed dwóch dni. Rodzice późnym wieczorem polecieli do domu. Rodzice Thomasa wyjechali nieco później. W domu zapanowała cisza i spokój, ale nie na długo.

-No wyłaź, no!- siedziałam na podłodze. Szuflada z bielizną była otworzona, a w niej siedział Tosiek. Wydawał się być zadowolony z faktu, że dostał się do mojej bielizny. Zrezygnowana chciałam go jakoś wyciągnąć, ale przecież nie wezmę tej bestii w ręce! W życiu!- Jay! Jay!- w drzwiach stanął Nath.
-Co tam? Łohoho, koleżko gdzieś ty tam wszedł?- chłopak usiadł koło mnie.
-Zabierzesz go?- spojrzałam na chłopaka.
-A w życiu, ja tam tylko preferuję koty. Co robimy?- siedzieliśmy tak i przyglądaliśmy się jaszczurce.
-Co wy tu robicie?- Max przyszedł i kucnął obok nas.- no nieźle.- zaczął się śmiać. Uderzyłam go w ramię.
-Byś lepiej to wyciągnął!- krzyknęłam na niego.
-Daj ty mi święty spokój! Jay wróci dopiero wieczorem, Siva może i, by to wyciągnął, ale pojechał z Amy na miasto.
-Nie mów o nim jak o przedmiocie, zobacz, zestresował się.- Nath wskazał na zwierzę. Siedzieliśmy tak chwilę i intensywnie myśleliśmy co zrobić z tym fantem. W końcu Max pobiegł do kuchni i przyniósł paczkę chipsów.
-Teraz się będziesz obżerał?
-Czekaj.- chłopak wyciągnął kilka chipsów i zaczął układać z nich drogę od szafki do drzwi. Jaszczurka powoli podchodziła do kolejnych przysmaków. Po chwili nie było jej w pokoju. Max zwabił ją do sypialni Jay'a, gdzie zamknął Tośka.
-Biedaczek, będzie tam teraz siedział taki smutny.- Nath z żalem spoglądał na zamknięte drzwi.
-Możesz z nim posiedzieć jak chcesz.- Max złapał za kark chłopaka i pociągnął w stronę pokoju Jay'a. Małolat zaczął się drzeć i piszczeć. W końcu się uspokoili. Szybko się przebrałam i miałam jechać na spotkanie z Chris'em, ale zobaczyłam, że właśnie skończyła mi się ważność przeglądu rejestracyjnego samochodu. Nie mogłam teraz pojechać ani do warsztatu, ani wezwać pomoc, żeby odholowani auto do mechanika.
-Max. Pożyczysz mi swoje auto?- stanęłam w drzwiach.
-Tobie?- mulat zaskoczony odwrócił się w moją stronę.
-No szybko mów, bo z Chris'em się umówiłam no!- byłam już spóźniona ponad 10 minut, a spóźnianie nie jest w moim stylu.
-Karta pojazdu, ubezpieczenie, kluczyki. Niech ten na górze ma cię w opiece.- wręczył mi potrzebne papierki. Wybiegłam szybko z domu.

Siedzieliśmy na ławce w parku. Było tak jak na naszym pierwszym spotkaniu, na moście. Nie odzywaliśmy się do siebie, siedzieliśmy trzymając się za ręce. Godziny mijały.
-Claudia.- Chris przetarł twarz rękami.
-Co się stało?- chłopak wydawał się byś smutny.
-Bo... to miało być takie...- chłopak wstał i kucnął przede mną. Spojrzałam w jego zielonkawe oczy.- Kocham cię.- zbliżył się do mnie i pocałował mnie w policzek.
-Ja... ja nie wiem co mam ci powiedzieć, nie jestem gotowa na … zobowiązania, jeszcze nie teraz.- zaczęłam się jąkać. Wyznanie miłości było dla mnie zobowiązaniem, czymś więcej niż tylko słowami rzucanymi na wiatr.
-Rozumiem.- chłopak przeczesał palcami moją grzywkę.-Poczekam.- poszliśmy na spacer. Do domu wróciłam w środku nocy. Przed domem spotkałam Amy i Siva, którzy wracali z randki.
-Claudia!- Amy krzyknęła na mój widok, podbiegła do mnie i zaczepiła się na mojej szyi.-Dziękuję!- krzyknęła mi do ucha.
-Za co?- odepchnęłam ją z lekka i popatrzyłam na jej rozradowaną twarzyczkę.
-Za to, że nas poznałaś. -Siv'a objął dziewczynę w pasie. Wyglądali cudownie. Jakby byli dla siebie stworzeni. Cieszyłam się, że chociaż Amy wie co czuje do tego przystojniaka, a jeszcze kilka tygodni temu podkochiwała się w Thomie. Kto, by pomyślał.

Właśnie śnił mi się dom, w którym biegała gromadka dzieci, gdy do mojego pokoju wpadł Nath, wyglądał nieco... dziwnie...

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Chwila przerwy...

Chwila przerwy od opowiadania, ponieważ zostałam nominowana przez: Natka Szulc. Dziękuję Ci Kochana. Od razu zastrzegam, że nie będę nikogo nominowała, z prostej przyczyny: jestem zbyt leniwa ;-)
Oto pytania i odpowiedzi.


  1. Czym zainspirowali cię The Wanted?
    Szczerze powiedziawszy o TW słyszałam już dawno, ale zbytnio nie wzbudzili mojego zainteresowania, chociaż ich utwory wpadły mi w ucho. Bardzo dawno temu pisałam opowiadania o innych zespołach, ale zaprzestałam. Teraz, moja „artystyczna „ dusza domagała się uwolnienia i padło na TW, ponieważ według mnie są oni prawdziwi w tym co robią. Widać u nich pasję i zaangażowanie. Zdecydowanie lepiej mogę ich sobie wyobrazić w codziennych sytuacjach niż na przykład Madonnę idącą po bułki do sklepu. Chłopcy mają charyzmę i tworzą zgraną paczkę, chociaż byli wybierani poprzez casting.
  1. Ile masz lat?
    Stary ze mnie koń, 16 lat rocznikowo... proszę mnie nie wygwizdywać ;p
  1. Masz, rodzeństwo? (imię, wiek)
    Oczywiście! Ksawery, 3 latka (rocznikowo).
  1. Jakiej muzyki słuchasz?
    Nie skłamię mówiąc, że większość rodzai muzyki jest mi znana. Słucham od klasyku do ciężkich brzmień metalu (oczywiście to zależy od nastroju itp.). Uwielbiam Eminem'a, Menchester, Garou, Daniel Powter, Hilltop Hoods, Marlon Roudette, 2Pac ...
  1. Komp vs. Telewizor?
    Oczywiście że komp! Mogę znaleźć te same informacje co w telewizji i dodatkowo FB, pisanie ze znajomymi itp.
  1. Jaki masz kolor oczu?
    Skomplikowane. Zielono-niebieskie.
  1. Jeśli spotkałabyś The Wanted, jak byś zareagowała?
    Hm myślę, że najpierw (z racji, że zawsze mam przy sobie aparat) zrobiłabym im mnóstwo fotek! Potem podeszłabym (rzuciła się na szyję i krzyknęła BIERZCIE MNIE!) i kulturalnie poprosiła o autograf i cyknęłabym sobie kilka fotek. Potem na kartce wcisnęłabym im swój nr tel. ;p
  1. Twój ulubiony hit miesiąca?
    One Day jeah!

  2. Czy masz jakieś zwierzątko? Jeśli tak to co i jak się wabi?Zwierzątko – patrz punkt 3 ;)
  1. Kim chciałabyś być w przyszłości?
    Tu Was zanudzę... albo ekonomistką, bankowcem, PR-owcem lub specem od sprzedaży reklamy (nowe media).
  1. Jeśli byłabyś piosenkarką, nagrałabyś piosenkę z The Wanted?
    Tak, nagralibyśmy piosenkę, która zdobyłaby 1. miejsce we wszystkich światowych rankingach oraz nakręcilibyśmy teledysk, który puszczaliby tylko po 22, tuż przed filmem „Różowa Landrynka” ;p
Przy okazji chciałabym Wam podziękować za oglądalność, dla mnie to nie jakieś tam "cyferki" tylko prawdziwi czytelnicy, którzy tutaj zaglądają i zagłębiają się w ten tekst. Najbardziej cieszą mnie takie osoby, które pozostawiają po sobie komentarz, nie musi to być zaraz notka na pół strony, wystarczy tylko jedno słowo, czy to było dobre czy też nie.
Dlatego z miejsca Was zachęcam do komentowania i z góry dziękuję wszystkim, którzy pozostawili jakiś wpis, ale także tym, którzy tylko czytają. Może to właśnie takie leniuszki jak ja? 

Postanowiłam dodawać rozdziały 2 razy w tyg. Prawdopodobnie środa i piątek/sobota, tak, by każdy bez pośpiechu mógł zajrzeć, przeczytać i być na bieżąco. No 2 razy w tyg. na internet chyba każdy wchodzi ;p