W firmie od samego rana panował wielki
chaos. Mnóstwo spraw do załatwienia, telefonów i ogólnie rzecz
ujmując wszyscy chcieli skomplikować mi życie. Biegałam po całym
8 piętrze od księgowej do sekretarki wstępując po drodze do
działu PR. Tego dnia nawet nie przysługiwała mi przerwa na lunch.
Był nawet taki moment, gdy wydawało mi się, że pracy w ogóle mi
nie ubywa i będę musiała przenocować w agencji, by podołać
wszystkiemu.
-Pełne sprawozdanie ze wszystkimi
poprawkami. -położyłam gruby plik papierów na biurku Bet.
-A egzemplarz dla prezesa i księgowej?
-spojrzała na mnie jakby czekała na moje potknięcie.
-Już na biurku. -opadłam bezsilnie na
krzesło i wygodnie się w nim usadowiłam. Szefowa przyglądała mi
się bacznie. -Coś się stało? -otworzyłam szerzej oczy.
-Może ty mi powiedz. -blondynka oparła
się o swój wygodny, skórzany fotel.
-Błagam, jeżeli to nic związanego z
pracą to daruj mi, proszę. -wsparłam głowę na ręce i wbiłam
wzrok w podłogę. Byłam tak zmęczona, że oczy same mi się
zamykały.
-Chodź, odwiozę cię do domu.
-Przejdę się... -wymamrotałam.
-Daj spokój. Jadę akurat do... no w
tamtą stronę, co mi szkodzi. -zabrała torebkę i wyszła z
gabinetu, a ja powlokłam się za nią. Po kilkunastu minutach
byłyśmy już pod moim mieszkaniem.
-Może wejdziesz? -zaproponowałam
tylko z czystej grzeczności, jednak nie miałam ochoty nikogo
widzieć, z nikim rozmawiać, marzyłam wyłącznie o łóżku i
poduszce.
-Nie, innym razem. -Bet spojrzała na
wyświetlacz telefonu. -Jutro przyjdź później do pracy, odeśpij
dzisiejszy dzień i zjedz coś.
-Mam pustą lodówkę... zakupy!
-oprzytomniałam, uderzyłam ręką w czoło i zaczęłam szukać w
torbie
portfela z listą długą na kilometr. -Zapomniałam. Nie mam
nawet masła. -jęknęłam na myśl, że będę musiała jeszcze
biegać pomiędzy sklepowymi półkami, a następnie ciągnąć za
sobą kilka reklamówek z produktami do domu. -Chyba sobie kucharkę
zatrudnię co będzie mi pichciła i robiła zakupy.
-Taki przystojny kucharzyk w samym
fartuszku gotujący pyszny krem z dyni... -Betti oparła się o
samochód i spojrzała w niebo.
-Nie ma tak dobrze! Do sklepu, a potem
do garów. -powiedziałam poirytowana długością listy. Przez
chwilę zastanawiałam się czy aby na pewno potrzebne jest mi to
wszystko.
-Dobry wieczór. -usłyszałam dobrze
już mi znany męski głos.
-Cześć. -spojrzałam na szatyna,
który nieco zmęczony podbiegł do nas w czarno czerwonym dresie z
butelką wody w ręce. -A, to jest Betti, moja szefowa, Bet to jest
Damond. -przedstawiłam ich sobie, a blondynka mało co nie pożarła
wzrokiem chłopaka.
-Jogging? -spytała uważnie
przyglądając się każdemu mężczyźnie.
-Tak, kilka razy w tygodniu i człowiek
czuje się jak nowo narodzony. -odkręcił butelkę i przyłożył ją
do ust. -Też biegasz?
-Nie, wolę rowerek i pilates. -Bet
przeczesała włosy palcami uśmiechając się przy tym tak, że
gdyby tylko odrobinę pociągały mnie dziewczyny już bym jej
uległa. -Może dla odmiany wybierzesz się kiedyś na siłownię?
-Z przyjemnością, ale póki jest
pogoda zostanę przy bieganiu. -Damond uśmiechnął się i poprawił
kaptur przy bluzie. Miałam dosyć patrzenia na ich „słodzenie”
i „spijanie sobie z dziubków”. Bolały mnie nogi, plecy w sumie
co mnie nie bolało?!
-Ja spadam, do jutra Bet. -skierowałam
się na schody i weszłam do budynku. Po chwili obok mnie pojawił
się Damond.
-Fajna ta twoja szefowa. -powiedział,
gdy ja siłowałam się z zamkiem, który widocznie się na mnie
obraził tego wieczora.
-Nie musiałeś jej od razu podrywać.
-powiedziałam wciąż szarpiąc kluczem w dziurce.
-Sama zaczęła flirtować, ja tylko
chciałem być miły. -odsunął mnie od drzwi i sam sprawnie je
otworzył. -Proszę... -przepuścił mnie w drzwiach. Od razu weszłam
do sypialni i bez żadnego przebierania, rozbierania, położyłam
się na łóżko. Miałam dosyć tego piekielnego dnia. -To ja coś
zamówię do jedzenia i skoczę po zakupy. - chłopak zamknął
lodówkę, w której nawet światło nie chciało świecić, a ja w
tym czasie zasnęłam.
Obudziłam się dosyć wcześnie, jak
nigdy czułam się wyspana i wypoczęta. Betti pozwoliła mi się
„spóźnić” tego dnia do pracy, więc z czystym sumieniem mogłam
wyleżeć się w ciepłym łóżeczku. Spacerkiem udałam się do
biznesowej dzielnicy, w której czuć było zapach świeżo parzonej
kawy. Sama zdecydowałam się na wstąpienie do jednej z urokliwych
knajpek i zamówiłam białą kawę na wynos. Usiadłam przy stoliku
na dworze i spoglądałam na słońce, które tego dnia było łaskawe
dla wszystkich mieszkańców Londynu. Do stolika naprzeciwko mnie
usiadł jakiś wysoki, przystojny brunet. Nasze spojrzenia spotkały
się, uśmiechnął się, odłożył torbę z laptopem na krzesło, a
sam usiadł naprzeciw mnie. Przymknęłam oczy i spojrzałam w
słońce.
Od zawsze marzyłam o idealnym facecie,
który byłby dla mnie wsparciem, podporą, osobą, z którą
mogłabym dzielić każdy dzień, wzloty i upadki, płacz i śmiech.
Nigdy nie wiedziałam i wciąż nie wiem, dlaczego nie potrafię
znaleźć sobie chłopaka tak, jak inne moje koleżanki. Moja mama
cały czas twierdziła, że to przez mój wygląd, a w szczególności
przez moją wagę. Jednak przed studniówką zrzuciłam sporo
zbędnych kilogramów. Faktem jest, że wtedy kilku chłopaków
chciało koniecznie iść ze mną ten wyjątkowy bal, jednak ja nie
chciałam ich znać, bo wiedziałam, że dla nich liczy się tylko
wygląd, a nie charakter, osobowość. Mimo to nie udało mi się
jeszcze znaleźć tej drugiej połówki, może za bardzo tego chcę,
może za bardzo szukam, rozglądam się, może jestem ślepa, może
najciemniej jest pod latarnią, ale którą latarnią? Jestem osobą
z natury bardzo zorganizowaną, uporządkowaną, umiem zarządzać i
przekonywać rzesze ludzi, mam silną osobowość. Kiedyś ktoś
powiedział mi, że faceci właśnie boją się takich dziewczyn jak
ja, które nie okazują słabości, są silne, potrafią zjednać
sobie wielu ludzi, być w centrum, panować nad własnym życiem, że
dla takich jak ja potrzeba kogoś z silnym ramieniem, jeszcze
silniejszą psychiką, który będzie mnie wspierał, a (rzekomo)
takich mężczyzn jest nie wielu. Większość z nich woli
dziewczyny, które są delikatne, kruche, nie wiele wysiłku będzie
potrzeba, by je utrzymać przy sobie i zadbać o nie. Stwierdziłam,
że może warto byłoby się zmienić, ale po co? Po co udawać przed
kimś, kogoś kim zupełnie nie jesteśmy? To, że mam silną
osobowość nie oznacza, że nie płaczę, że nie potrzebuję
wsparcia i wtulenia się w drugą osobę. Rzadko kiedy okazuję swój
smutek, łzy, nawet gdy moje serce płacze, umiera z bólu, potrafię
pójść między ludzi i sypać żartami na prawo i lewo, śmiać się
i dyskutować, a zmartwienia trzymam w głębi siebie. Czy to
oznacza, że będę na zawsze sama?
Zerknęłam na chłopaka, który pił
już zamówioną wcześniej kawę i czytał jakiś męski magazyn o
samochodach i ubraniach. Zastanawiałam się, czy tak może wyglądać
mój przyszły partner, czy może być aż tak przystojny, ubierać
się z takim gustem, codziennie układać włosy na piankę i
zakładać markowy zegarek. Może mój będzie zupełnie inny?
Codziennie będzie przywdziewał jeansy z lat młodości, w które
cudem będzie się mieścił, na grzbiet będzie zakładał koszulkę
polo, a cały poranek zacznie od papierosa i przeglądu gazety z
wyszczególnieniem rubryki sport. Wzięłam łyk białego napoju i
zerknęłam na zegarek, na moim nadgarstku. Dochodziła 10.
Spojrzałam na ulice, które wcale nie pustoszały, wciąż ludzie
gonili do swoich miejsc pracy obładowani stertami papierów,
segregatorów i teczek, ale gdzieś pomiędzy tym wszystkim znajdował
się kubek kawy, która miała sprawić, by ten dzień, ten poranek
był piękniejszy, pełen siły i wigoru. Chyba trzeba było wejść
do apteki i kupić zgrzewkę witamin, a nie raczyć się używkami od
samego rana. Jeszcze raz spojrzałam na przyczynę moich rozmyślań,
tajemniczy i nieznany mi mężczyzna wciąż siedział na swoim
miejscu, wciąż czytał gazetę i wciąż nie wiedział, że
zamieszał w mojej głowie w ten piękny, cudowny poranek. Zabrałam
swoje rzeczy i wolnym krokiem udałam się do firmy, gdzie wszyscy
już pracowali na pełnych obrotach. Uśmiechnęłam się pod nosem.
Byłam w 100% przekonana, że żadna z tych osób, która teraz
męczyła się z ksero, komputerem czy umowami nie wypiła tak
wspaniałej kawy, to czyniło mnie wyjątkową, ale tylko pod tym
względem, tylko w tej kwestii i niestety, tylko w mojej głowie, bo
zaraz po przekroczeniu drzwi gabinetu czekały na mnie umowy i
kolejne spotkania z klientami.
_______________________________
Witajcie. Wybaczcie, że nawet nie złożyłam Wam świątecznych życzeń, ale tuż przed tymi magicznymi dniami w domu panował chaos. Pakowanie, sprzątanie, sporo tego było. Cztery dni, w tym same święta, spędziłam w cudownym hotelu, gdzie "dopieszczali" nas przez te kilka dni, a wieczorem, siedząc na parapecie apartamentu ze szklanką grzanego wina, oglądaliśmy filmy. Było wspaniale! W 2-gi dzień świąt odwiedziliśmy babcię, a wieczorem rozpakowywanie.
Jak Wam minęły święta? Dostaliście jakieś wyśnione i wymarzone prezenty?