Tego
dnia za oknem nie padał śnieg, wręcz przeciwnie, słońce
ogrzewało wszystko dookoła i śnieg powoli znikał z ulic i
chodników. Słychać było ptaki, które wesoło oznajmiały, że
kończy się już zima. Koniec lutego, początek marca. Na
termometrze temperatura na plusie. Spojrzałam na śpiącego Max'a.
On jeszcze nie wiedział, że właśnie dzisiaj przyszła wiosna,
spał i beztrosko jeszcze hasał po krainie snów. Co chwila na jego
twarzy malował się uśmiech. Na biurku leżała już pięknie
obłożona moja praca magisterska w aż czterech egzemplarzach. Teraz
pozostało mi tylko oddać ją do konsultacji i przygotować się do
ewentualnych pytań.
Na
uczelni było jak zwykle mnóstwo ludzi. Każdy biegł gdzieś i z
czymś. W ksero jak zwykle kilometrowa kolejka. Co chwilę ktoś
przewracał się na schodach i rozrzucał wszystkie swoje papiery.
Studenckie życie, ah. Skierowałam się do gabinetu profesora.
Akurat siedział przed komputerem.
-No
witam, witam! -uśmiechnął się do mnie i wskazał na krzesło koło
biurka. -No to zabieramy się za sprawdzanie i zobaczymy co tu z tego
wyjdzie. -bez żadnych ceregieli wziął się za szczegółowe
sprawdzenie mojej pracy. W moim mniemaniu trwało to wieczność.
Każda minuta dłużyła się niesamowicie. W końcu skończył.
Nareszcie!
-No, no.
Dobrze, dobrze. Tutaj zaznaczę parę kwestii do ewentualnej poprawy
i to wszystko.
-Jakich
pytań mogę się spodziewać na egzaminie?
-No to w
każdej kwestii może coś Pani usłyszeć. -no to mi pomógł. Znów
dostałam tajemniczą teczkę, którą otworzyłam zaraz na
korytarzu. Były tam różne szczególiki, które mogły świetnie
uzupełnić magisterkę oraz cała pula pytań, które mogą mi
zadać. Od razu udałam się do biblioteki, by wprowadzić poprawki i
pozostałe szczegóły, po czym zaczęłam wypisywać sobie
odpowiedzi na pytania. Znów zastała mnie noc na uczelni.
Mój
mózg już się przegrzewał. To był kolejny tydzień pod tytułem
„zdobądź magistra!”. Musiałam zrobić sobie chwilę przerwy.
Coś mnie podkusiło, by odwiedzić brata zaledwie dwa pokoje dalej.
Zapukałam do drzwi i nacisnęłam klamkę.
-Mogę?
Spojrzałam na chłopaka, który siedział z laptopem na kolanach.
-No
jasne, siadaj. -zrobił mi miejsce na fotelu, na którym wygodnie się
usadowiłam. -Co tam słychać u ciebie bracie?
-Czy to
jakieś podchwytliwe pytanie?
-A skąd!
Po prostu chcę pogadać. -Tom nie odrywał wzroku od komputera.
-Wszystko
jest spoczko. -uśmiechał się do monitora jak mysz do sera.
-Ehe,
jasne, jasne. Z kim tak romansujesz?
-Ja?! Z
nikim. Wydaje ci się. To takie tam, koleżanka. -spojrzałam na
niego z niedowierzaniem. Dawno nie widziałam go tak rozradowanego
jak teraz.
-Ok.
Pogadamy innym razem. -zebrałam się i wyszłam. Nie zatrzymywał
mnie co oznacza, że naprawdę pisał z kimś ważnym, bardziej
ważnym od koleżanki.
Wieczór
zapowiadał się naprawdę cudownie. Niebo było rozgwieżdżone, a
księżyc dostojnie się prezentował. Postanowiliśmy z Max'em
przejść się na spacer. Powietrze było dosyć chłodne i wiał
lekki wiatr. Co chwilę musieliśmy omijać większe i mniejsze
kałuże, pozostałości po śniegu. Już w niektórych ogródkach
gdzieniegdzie widać było przebiśniegi, a krokusy wyjątkowo
licznie zdobiły trawniki.
-To nie
Tom? -Max zatrzymał się i spoglądał na dwoje ludzi całujących
się przy fontannie.
-No coś
ty... -odepchnęłam lekko chłopaka, by się upewnić. -To on i...
-przymknęłam oczy, by móc lepiej zobaczyć twarz tajemniczej,
drugiej postaci.
-Rozalia!
-Max spojrzał na mnie.
-Faktycznie.
Dobra, chodź, zmywamy się. Niech się tam nacieszą sobą.
-powiedziałam.
-No nie,
tylko nie wy! -usłyszałam głos Tom'a, który zorientował się, że
ich obserwujemy. Poczułam się jakbym nakryła własne dziecko na
całowaniu się ze swoją drugą połówką.
-Tak
sobie przechodziliśmy... -Max zaczął nerwowo gestykulować.
-Jasne.
Wy się już znacie. -Tom złapał w pasie Rozalię i przytulił ją
do siebie. Uśmiechnęłam się do dziewczyny. Głupia sytuacja, no,
ale cóż, bywa. Przez chwilę rozmawialiśmy, ale w końcu
rozeszliśmy się w swoje strony. Tom jak nigdy promieniał na
kilometr. Widać było, że ta dziewczyna, to odpowiednia kandydatka
dla niego.
Wróciliśmy
tuż po północy do naszych ciepłych czterech ścian. Nie chciało
nam się spać, siedzieliśmy na parapecie i patrzeliśmy w niebo.
Było cudownie milczeć tak we dwoje. Co chwilę spoglądaliśmy na
siebie i uśmiechaliśmy do siebie. Na kalendarzu, stojącym na
biurku czerwonym markerem wykreślone były dni, wielkie odliczanie
trwało. Właśnie tak spędziliśmy całą noc. Na horyzoncie
pojawiły się pierwsze promienie słońca. Przebraliśmy się i
zeszliśmy na dół, na śniadanie. Zapowiadał się piękny dzień.
W kuchni
już czuć było świeżo mieloną kawę, ciepłe croissanty i
konfitury. Nasi domownicy już ucztowali przy syto zastawionym stole.
Nasza wielka Rodzina, jak szybko się zorientowałam, powiększyła
się o jedną, nową osobę – Rozalię. Dziewczyna siedziała obok
Thomasa i spoglądając na ludzi dookoła uśmiechała się. Nagle
zrozumiałam, że każdy z nas nareszcie znalazł ukojenie w
poszukiwaniu swojej drugiej połówki. Tyle wydarzeń, radości, łez,
spotkań i nieprzespanych nocy zaowocowały namiętnymi romansami,
przyjaźniami na całe życie i radością. Właśnie w tym momencie
zamknął się pewien rozdział naszego życia. Jednak ważniejsze
jest to, że jednocześnie otwieramy kolejne, niezapisane strony
naszego życia, którym my sami kierujemy. Ciekawe co przyniosą nam
kolejne dni, miesiące, lata...
Po
południu siedziałam zamknięta w pokoju i, jak w transie, pisałam
kolejne strony pracy magisterskiej. Była już prawie na ukończeniu,
prawie. Ogrom informacji jakie ładowałam do swojego mózgu w tak
krótkim czasie był niesamowity. Sama dziwiłam się, że tak wiele
rzeczy umiem, rozumiem i potrafię je nazwać, podczas gdy przed
każdym kolokwium obawiałam się, że czegoś zapomnę, coś
pominę... Moją zaciekłą walkę z książkami przerwał dzwonek do
drzwi. Miałam cichą nadzieję, że ktoś w domu jest oprócz mnie i
uda się, by otworzył, jednak dzwonek uporczywie wydzwaniał
melodyjkę. Z książką i kilkoma długopisami pobiegłam na dół,
wciąż nie odrywając wzroku od magicznego wykresu.
-Kate?!
-spojrzałam na dziewczynę za progiem. -Gdzieś ty się tyle czasu
podziewała!?
-Eh,
długo, by opowiadać. Mam nadzieję, że jeszcze o mnie nie
zapomniałaś? -blondynka weszła do salonu. Ostatni raz, gdy się
widziałyśmy, było to w szpitalu, zaraz po całej przygodzie z
Marc'iem.
-Siadaj
i opowiadaj! -postawiłam na szklanym stoliku kubek z kawą i
wygodnie usadowiłam się na fotelu.
-To
wszystko jest nieco skomplikowane. -Kate spuściła wzrok i zaczęła
lekko kręcić kubkiem z napojem.
-Nie
rozumiem. Stało się coś? -spojrzałam na nią. Teraz zobaczyłam,
że po jej policzkach spływają łzy. -Nie no, Kate, nie płacz,
mów, co się dzieje? -usiadłam obok niej i objęłam ją ramieniem.
-Ja nie
chciałam... -wyszlochała.
-No mów
do cholery! -zaniepokoiłam się. Nie miałam pojęcia czego się
spodziewać, co ona zaraz mi powie. Bałam się tego, co za chwilę
usłyszę.
-To ja,
to przeze mnie Marc odszedł.
-Co ty
mówisz? -spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
-Spotykaliśmy
się, to trwało kilka miesięcy. On mi obiecał, że się z tobą
rozstanie, że będzie tylko ze mną. Tygodnie mijały, a on wciąż
był z Tobą, w końcu kazałam mu wybierać. Ja nie wiedziałam, że
on..., że on tak cię potraktuje, myślałam, że on to zrobił
tylko po to, by się z tobą rozstać, ale... kiedy wyszedł z
więzienia, przyszedł do mnie, wrócił, jednak i mnie pobił. Ja
wierzyłam, że on jest dobrym człowiekiem, że wtedy, cała ta
sytuacja z tobą, to pobicie to tylko jeden, jedyny wybryk! Ja nie
chciałam... to wszystko to moja wina. Gdybym tak nie naciskała,
gdybym się z nim nie umawiała... bylibyście nadal razem... - nie
wierzyłam w to, co ta dziewczyna do mnie mówiła. Moja najlepsza
przyjaciółka odbiła mi faceta, ba, ona zmusiła go do rozstania ze
mną. Opadłam na kanapę i próbowałam to sobie jakoś poukładać.
Nie byłam na nią zła. Przecież całe tamto zdarzenie dało mi się
wyrwać z rąk tego nienormalnego człowieka. Gdybym z nim została,
być może teraz byłabym zwykła kurą domową, którą mąż biłby
za najmniejsze przewinienie. Spojrzałam na nią. Ją też bił,
znęcał się, katował. Skoro ją kochał, a może wciąż kocha,
dlaczego tak postąpił, jeszcze nie tak dawno wydawało mi się, że
jego uczucie do mnie nie wygasło, jednak nie musiałam długo
czekać, by przekonać się o jego prawdziwej naturze. Czemu
kilkanaście dni temu zapewniał mnie, że żałuje tego, po czym
zwyzywał mnie? Teraz jej współczułam. Zakochała się w facecie,
który przez siniaki i rozbitą wargę wyrażał do niej swoje
uczucia.
-Kate,
bardzo ci współczuję. Może i jestem trochę zła, że
„teoretycznie” mi go odbiłaś, ale gdyby nie ta sytuacja ja
wciąż bym z nim była... Rozumiem, że już z nim nie jesteś...
Trafiłyśmy na złego faceta...
-Na
prawdę nie jesteś zła? -blondynka spojrzała na mnie.
-Nie.
Może gdybym teraz była sama z pewnością miałabym do ciebie
pretensje, ale mam wspaniałego faceta, który, jestem tego pewna,
nie podniesie na mnie ręki. -mocno ją przytuliłam.
-Przepraszam
cię... -dziewczyna otarła łzy.
-No,
koniec tego mazania! Poczekaj chwilę, ubiorę się i skoczymy na
jakieś zakupy, nie ma nic lepszego niż wydać kupę kasy!
-pobiegłam na górę i zarzuciłam pierwsze lepsze ubrania. Po
godzinie byłyśmy już w centrum handlowym, gdzie spędziłyśmy
kilka dobrych godzin.
_______________________
Komentujcie Robaczki Kochane ! ;-)