Z samego rana przyjechałam do
posiadłości Brad'a.
-Jest na basenie.- Betti otworzyła mi
drzwi i poczęstowała jeszcze ciepłymi ciastkami z czekoladą.
-Pyszne jak zawsze.- powiedziałam i
udałam się do ogrodu za domem, gdzie również znajdował się
ogromny basen ze zjeżdżalnią, brodzikiem i osobnym jaccuzi.
Rzuciłam torbę na jeden z leżaków a sama usiadłam przy stoliku i
nalałam sobie odrobinę lemoniady w oczekiwaniu na Brad'a. Po kilku
minutach usiadł na brzegu basenu i przetarł twarz dłońmi. Jego
wszystkie mięśnie były teraz świetnie widoczne, napięte i
ponętne. Zaczesał włosy i spojrzał na mnie.
-Jak tam w Paryżu?- wziął ręcznik i
przetarł nim swoje opalone ciało po czym usiadł na fotelu obok
mnie.
-Fantastycznie...- uśmiechnęłam się
i zamoczyłam usta w napoju.
-Ok, nie chcesz nie opowiadaj, racja,
nie mój interes.- uniósł ręce, jakby się poddawał i sam nalał
sobie soku.
-A co ci mam opowiadać?- spojrzałam
na niego, nie do końca rozumiejąc o co mu chodzi.- Dobra, nie
ważne. Przywiozłam ci wszystkie dokumenty do podpisania. Aha, i pod
koniec tego tygodnia musimy pojechać na północ, bo tam odbędą
się zaledwie dwudniowe zdjęcia do filmu. Wszystkie spotkania są
już poprzekładane.- wstałam, by wyciągnąć z torby wszystkie
dokumenty jak i tablet, na którym miałam wszystko skrupulatnie
zanotowane.- Jutro o 10 masz wywiad w radio i o 12 musisz być już
na planie zdjęciowym do samego wieczora, a po ju...
-Wyluzuj!- Brad niewiele myśląc
wstał, wyrwał mi z rąk tablet i wrzucił go do basenu.
-Coś ty zrobił?!- wrzasnęłam.
-Znając ciebie masz jeszcze ze trzy
kopie dysku z tego tableta, nie mylę się?
-Nie...- spuściłam wzrok i tak o to
stałam przed tym boskim ciałkiem i wpatrywałam się w jego
umięśnienie.- Aha, bo jeszcze musisz podpisać mi zgodę na...-
wyciągnęłam z teczki kartkę.- O nie, nie! To oryginał!- szatyn
już wyciągnął rękę, by zabrać mi dokument, ale ja w obawie
przed jego marnym losie w basenie, szybko go schowałam.
-Umiesz pływać?
-No... tak.- w pośpiechu pakowałam do
torby dokumenty, by nie zginęły w odmętach basenu. Niestety nie
było mi to dane, bo po chwili Brad złapał mnie w pasie i z impetem
wrzucił do wody, a sam bez pośpiechu udał się do domu. Wściekła
jak nigdy wygramoliłam się z basenu. Woda spływała po mnie jak po
kaczce. Bez żadnych zahamowań pobiegłam na piętro domu, gdzie
ogólnie rzecz ujmując miałam wstęp wzbroniony, bo tam też
znajdowała się sypialnia Brad'a, ale w tym momencie wszystko było
mi obojętne. Wpadłam jak torpeda, rozglądając się po ogromnym
pokoju. Usłyszałam dźwięk wody dochodzący z łazienki. Bez
zastanowienia i bez pukania weszłam do niej, i chwyciłam pierwszy,
lepszy ręcznik.
-Mogłabyś mi go oddać...- Brad
wyciągnął rękę zza kabiny prysznica.
-Nic z tego. Radź sobie sam.
-Będziesz narażona na oglądanie mnie
nagiego... kompletnie nagiego.
-Czy ty myślisz, że ja nigdy nie
widziałam gołego fac...- w tym momencie bez żadnego ostrzeżenia
wyszedł spod prysznica, a ja oddałam mu ręcznik szybciej niż
myślałam.- Poor jesteś idiotą!- wrzasnęłam ściągając z
siebie przemoczone ubranie.
-Jak wymawiasz moje nazwisko wtedy
czuję się taki winny.- uśmiechnął się szyderczo i włożył na
siebie t-shirt i spodnie, a ja stałam tak w mokrej bieliźnie.
-Poor, zamknij się i przynieś mi coś
na zmianę!- chwyciłam suszarkę do włosów i włączyłam ją na
najwyższe obroty, by nie słyszeć gadaniny chłopaka. Po chwili
moje włosy były suche.
-Winslet! Oto moja ULUBIONA koszulka i
UKOCHANE spodnie. Pamiętaj.- podał mi starannie złożone ubrania,
które rad nie rad musiałam założyć. On sam zaś zniknął, w
którymś z pokoi w swojej posiadłości, a ja udałam się do
suszarni, gdzie rozwiesiłam mokre ubrania.
Siedziałam na kanapie w salonie z
laptopem na kolanach i odpisywałam na mail'e, gdy do pokou wszedł
Brad, usiadł naprzeciwko mnie w fotelu i przyglądał mi się bez
słowa.
-O co chodzi?- zapytałam nie
spoglądając na niego.
-Nic...- uciął krótko i sięgnął
po czekoladowe ciastko, leżące na dużym półmisku, na stole po
czym dalej kontynuował wlepianie swoich oczu w moją osobę.
Siedziałam, więc spięta jak za ciasne gatki na tyłku i usiłowałam
skupić się na pisaniu, jednak przebywanie tego osobnika w tym samym
pokoju wywoływało u mnie paraliż intelektualny. W mojej głowie
padały bluzgi w stronę Brad'a, ale zachowywałam kamienną twarz.
-Może umówiłabyś się ze mną na
kolację?- wypalił jak raca w sylwestra.
-Poor! Czy mógłbyś zabrać swoje
cztery litery i opuścić to pomieszczenie!? Ja tu pracuję!-
wrzasnęłam, pokazując mu drzwi.
-No tego jeszcze nie było, żeby mnie
z własnego salonu ktoś wywalił...- mruknął pod nosem i
posłusznie opuścił pokój. Wygodnie usadowiłam się na kanapie i
kontynuowałam swoją pracę. Godziny mijały, a końca wiadomości
nie było widać. Miałam wrażenie, że ktoś specjalnie wysyła
kolejne mail'e tylko po to, bym zapuściła korzenie w tej kanapie i
nigdy stamtąd nie wyszła. Dopiero późnym popołudniem zobaczyłam
magiczne „0” na poczcie i z wielką ulgą zamknęłam komputer,
zebrałam wszystkie papiery i udałam się do samochodu.
-To jak? O której mam wpaść po
ciebie?- już miałam zamykać drzwi samochodu, gdy pojawił się
Brad.
-Wiesz... chyba dzisiaj chciałabym
założyć dres i usiąść przed telewizorem z puszką piwa...-
przekręciłam kluczyk w stacyjce- sama.- dodałam i zamknęłam
drzwi samochodu.
Każdy ma taki dzień, taki wieczór,
kiedy zamyka się w sobie, wkłada słuchawki na uszy i bez powodu
płacze jak małe dziecko. Nagle miałam taką potrzebę.
Niewyobrażalna chęć wylania łez ogarnęła mnie już w drodze do
mieszkania. Po drodze zawitałam do sklepu, gdzie na ukojenie
zakupiłam armię pudełek lodów i całe mnóstwo truskawek, i
winogron. Już od dawna nie czułam się tak beznadziejnie, tak
bezsilnie, tak... okropnie. W ułamku sekundy zatęskniłam za
wszystkim, co było w przeszłości. Chciałam wrócić do
dzieciństwa, do podstawówki, do gimnazjum, chciałam wrócić nawet
do poprzedniego dnia, bo wydawał mi się o wiele lepszy niż ten
wieczór. Usiadłam na miękkim dywanie w salonie, oparłam się o
kanapę i spoglądałam na ścianę ze zdjęciami, która
podświetlona była kolorowymi lampkami. Od mojego przyjazdu tutaj
tych zdjęć przybyło. Nowe doświadczenia, nowi ludzie, nowe
miejsca- to wszystko było na tym małym skrawku ściany.
Przyglądałam się każdemu zdjęciu, usiłowałam przypomnieć
sobie okoliczności w jakich było zrobione. Czułam się tak
nieswojo, tak obco... Tęskniłam. Tak cholernie tęskniłam za każdą
spotkaną osobą na mojej drodze, za każdym miejscem, za każdym
porankiem i zachodem słońca, za spadającą gwiazdą i smakiem
urodzinowego tortu. Uświadomiłam sobie jak wiele poświęciłam i
wciąż poświęcam w swoim życiu. Porzuciłam rodzinę, bliskich,
przyjaciół tylko po to, by zarabiać, a nie jak inni dopiero
studiować, uczyć się. Oni wszyscy zaczynali studenckie życie,
pełne śmiechu, łez troski o sesje, zaliczenia, pijańskie wieczory
w akademikach, dorywcze prace i życie na słoikach od rodziców, a
ja? Praca, praca, bo nawet dom nie znaczy nic. Gdzie śmiech, gdzie
młodzieńcze szaleństwo? Jest tylko obowiązek, odpowiedzialność,
dorosłość, jak to wszystko brzmi w ustach 19-latki? Rozumiem-
pełnoletność, odpowiedzialność za swoje czyny, ale żeby do razu
niezależność, pełna odpowiedzialność za własne życie,
zdrowie, czy to nie jest rzucenie się na głęboką wodę? Dlaczego
nie zostałam w domu? Dlaczego nie puściłam mimo uszu narzekań
mamy, że już wystarczająco dużo utopiła we mnie pieniędzy,
dlaczego nie biorę od niej pieniędzy na jedzenie, mieszkanie,
dlaczego? Usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi. Założyłam kaptur
na głowę i modliłam się, by ta osoba poszła sobie, jednak
dzwonek wciąż wygrywał melodię. Przetarłam rękawem oczy i
powoli udałam się do drzwi.
-Wszystko w porządku?- Brad stał
ubrany w dres z czteropakiem piwa w ręce i reklamówką pełną
chipsów i ciepłych hot-dog'ów. Nie odpowiedziałam nic, tylko
powróciłam na swoje stanowisko przy kanapie i jak gdyby nigdy nic
skrobałam kolejną łyżkę lodów.- Widzę, że wieczór dresa na
całego.- usiadł obok mnie i zaczął przyglądać się zdjęciom.
Tym razem nie potrzeba było nam nic więcej niż jedzenie, picie
piwa i milczenie. Taki wieczór...
______________________________________
Moi Kochani - zdałam teoretyczny na prawko! Za pierwszym razem!
Byłam przerażona, bo na liście widniało zaledwie 7 osób, w tym 6 panów i ja jedna. Z naszej grupy zdałam tylko ja! :) Jednak moja radość znika, gdy uświadamiam sobie, że praktykę będę zdawała co najmniej 4 razy... eh.
Co tam u Was?