Witam Was na moim blogu
- niegdyś - story-the-wanted.blogspot.com !
W archiwum znajdziecie opowiadanie o The Wanted (rozdziały 1-59).
Zapraszam do czytania i komentowania!
Claudia Xyz

niedziela, 25 sierpnia 2013

49

Pomiędzy dziesiątkami samochodów dostrzegłam Natalię. Zaczęła do mnie machać, a ja przyspieszyłam kroku. Goście zaczęli się już rozchodzić. Dochodziła 5 nad ranem. Wszystko dookoła spowite było jesienną mgłą i rosą. Zahaczając o lusterka samochodów zobaczyłam siostrę, a na ziemi, opartego o mój samochód – Tom'a.
-Thomas! -krzyknęłam dobiegając do niego. -Słyszysz mnie!? -zaczęłam potrząsać nim, ale on niczym kwiat bez wody osunął się na ziemię. -Nie rób mi tego! -łzy spływały po moich policzkach. -Obudź się do cholery! Dzwoń po karetkę!
-Wyobrażacie sobie? Nasi małżonkowie wsiedli właśnie do samochodu i pojechali w podróż poślubną! -Max krzyknął na nasz widok.
-Chodź tu! -Natalia rozhisteryzowana wrzasnęła na chłopaka.
-Co mu się stało? Nawalił się? -Max uklęknął przy chłopaku.
-Wątpię... - z marynarki garnituru wyciągnęłam plastikowy, pusty woreczek. Po kilku minutach przyjechała karetka.
-Max, a jak on umrze... -wtulona w chłopaka spoglądałam na odjeżdżającą karetkę.
-Nic mu nie będzie, złego diabli nie biorą. -objął mnie mocniej i udaliśmy się do samochodu.

Znów szpital, korytarz, twarde krzesło, cholerny, sterylny zapach, brak wiadomości, czekanie... Tylko ja i Max przy białych drzwiach, bo cała reszta upojona fantastyczną nocą odpoczywa w domu. Nagle w drzwiach pojawił się lekarz.
-Eh, brak mi słów... musicie go przekonać, aby udał się na odwyk. - doktor jak szybko się pojawił, tak samo zniknął. Niepewnie weszliśmy do sali.
-Tylko mi zaraz nie praw kazania. -Tom nie odrywając wzroku od pościeli wydukał.
-Nie zamierzam. Tylko stąd wyjdziesz, jedziesz na odwyk. -usiadłam tyłem do niego.
-Nigdzie nie pój...
-Właśnie, że pójdziesz! -wrzasnęłam. -Pójdziesz! A jak nie to ja cię do cholery tam zaciągnę! Nawet jakbym miała cię tam pilnować, przywiązać do kaloryfera, będziesz tam siedział dotąd aż w końcu zakodujesz sobie w tym pustym łbie co to jest życie! Kretynie walony! Ciesz się, że Natalia cię znalazła, bo inaczej, by cię tu nie było!
-I dobrze...- wymamrotał.
-Zastanów się co ty mówisz! Pieprzysz jak potłuczony! Nie mam zamiaru przy tobie siedzieć, cymbale jeden! - wyszłam z sali, trzaskając drzwiami. Nie miałam ochoty i siły siedzieć i trzymać go za rękę, wspierać i pocieszać. On robi to od tak dawna, że nie zasługuje na litość, po prostu potrzebuje kopa w cztery litery, ale tak mocnego, aby zrozumiał czym jest życie. To było moje ostatnie spotkanie z bratem przed odwykiem. Po czterech dniach spędzonych na oddziale, Max zawiózł Tom'a do ośrodka na obrzeżach miasta. Czas stanął w miejscu, dla nas, dla zespołu, dla wszystkich. Musieliśmy nauczyć się żyć bez niego.

Nie wiadomo kiedy nadeszła zima. Śnieg z dnia na dzień zasypał ulice Londynu i pojawiły się świąteczne ozdoby. Nagle w kalendarzu pojawił się napis Wigilia. Niby święta są co roku, ale tym razem nas zaskoczyły.
-Weźmy tą! -Nathan stanął przy rozłożystej choince.
-Chyba sobie pod prysznic ją wsadzisz! -Jay przytaszczył ogromne drzewko.
-A ty swoją do garażu upchniesz. Z drogi frajerzy, to jest prawdziwe, świąteczne drzewko! -Ja i Sharl mocowałyśmy się z cudowną, zielonkawą choinką. Po długich mediacjach doszliśmy do porozumienia. Po drodze kupiliśmy trochę ozdób do domu. Cały wieczór spędziliśmy na ubieraniu choinki. Zdecydowaliśmy się ubrać drzewko wspólnie, bo dzień przed Wigilią wszyscy mieli wyjechać do swoich domów. Wszędzie porozwieszaliśmy lampki, bombki i inne bibeloty.
-Pięknie. -Natalia oparła się o ramię Natha, podziwiając nasze drzewko.
-Mistrzowska robota. -Amy obeszła choinkę dookoła.
-O tak... -Max ściągał ze swetra resztki włosów anielskich.

-Ubieranie choinki to jednak ciężka praca. -ściągałam spodnie, które mieniły się od brokatu.
-Nawet bardzo ciężka. -Max szukał czegoś w szafie. -Jutro jadę do Tom'a, zabierzesz się ze mną?
-Sama nie wiem...
-Nie byłaś na pierwszej wizycie. Może teraz...
-Pojadę... tak przynajmniej by wypadało. -ucięłam krótko, zamyślając się nad całą tą sytuacją.

Z samego rana udaliśmy się do ośrodka. Tam też panował świąteczny nastrój.
-Dzień dobry. My do Thomas'a. -Max podszedł do pielęgniarki.
-Ah tak, tamtędy prosto, pierwsze drzwi po prawej. - kobieta wskazała nam niewielki korytarz. Właśnie drzwi pokoju się otworzyły, z pomieszczenia wychodziła dziewczyna.
-O, Max, miło, że przyjechaliście. - krótkowłosa brunetka z przemiłym uśmiechem uścisnęła Max'owi dłoń. -Jestem Rozalia. Pracuję tu jako wolontariuszka.
-Cludia. - wyciągnęłam niepewnie dłoń.
-Ah, ty jesteś siostrą Tom'a. Bardzo dużo mi o Tobie opowiadał. Same dobre rzeczy.
-Ma szczęście. - uśmiechnęłam się przez zęby.
-Nie zatrzymuję Was, Wesołych Świąt. -dziewczyna niemalże w podskokach zniknęła za zakrętem.
Pokój Tom'a nie był zbyt duży, jednak jak na niego samego – wystarczający.
Thomas siedział na łóżku z kubkiem w ręce. Był inny. Jakby nieobecny, ale jednocześnie rozpromieniony, żywy i radosny.
-Cześć stary. Przynieśliśmy ci pierniki. Wszyscy je piekli, są trochę za słone, bo Jay źle przeczytał przepis, ale co tam. Ważne, że są. - Max postawił pudełko z wymalowaną choinką na stoliku.
-Dzięki. - Tom wciąż na mnie patrzył, a ja uporczywie wierciłam dziurę w podłodze.
-Jak się czujesz... -wymamrotałam pod nosem.
-Dobrze, lepiej. -odpowiedział równie cicho.
-To wy tu sobie pogadajcie, a ja skocze do samochodu. -Max wyszedł, zostawiając mnie samą z bratem. Stałam wciąż z wzrokiem spuszczonym w dół. Czułam się jak zawstydzona, mała dziewczynka.
-Jak tam nasze małżeństwo?
-Dobrze. Mają jechać na święta do rodziców Amy.
-Aha
-Dobrze dają tu jeść?
-Nie narzekam. Jak na uczelni?
-Po staremu. -tak właśnie wyglądała nasza rozmowa. A może lepiej, cisza przerywana krótkimi zdaniami. Tak upłynęła jakaś godzina zanim Max wrócił do pokoju.
-No dobra. Musimy się zbierać, bo czeka nas jeszcze pakowanie na wyjazd do rodziców Claudii. Trzymaj się. Wpadniemy jakoś po nowym roku. Wszystkiego najlepszego. -Max pociągnął mnie w stronę drzwi.
-Cześć. -rzuciłam od niechcenia i udaliśmy się z powrotem do domu.
Przez całą drogę zastanawiałam się nad wszystkim dookoła. Ludzie wokół mnie zaczęli się zmieniać. Tom uzależniony od narkotyków, siedzi w zamkniętym ośrodku i walczy sam ze sobą. Amy i Siva to szczęśliwe małżeństwo. Już niedługo z pewnością znajdą sobie jakieś gniazdko tylko dla siebie, bo przecież kto, by chciał mieszkać w takim spędzie jakim jest nasz dom. Jedna z drugiej strony to „nasz” dom. Miejsce, gdzie było tyle uśmiechu, tyle wylanych łez, ból i radość, kłótnie i nocne rozmowy. Kim byliśmy jeszcze pół roku temu, gdy chłopcy jeździli w trasy koncertowe, nie mieli chwili prywatności, a ja funkcjonowałam na pełnych obrotach w firmie? Kim byłam, będąc z Marc'iem? Jak mogłam dać owinąć się jakiemuś chłopakowi, podczas gdy jestem właścicielką wielkiej firmy, w której codziennie podejmuję decyzję, a wtedy, właśnie wtedy nie mogłam przeciwstawić się jednemu człowiekowi? Co jeszcze na mnie czeka, co jeszcze los ma schowanego za plecami dla mnie, dla nas?


Dosyć szybko spakowaliśmy walizki i jako ostatni z naszych współlokatorów opuściliśmy dom. Przed budynkiem ulepionych było dziewięć bałwanków, każdy miał coś charakterystycznego, dla każdego z nas – czapkę, słuchawki, marynarkę, buty, gazetę itp. Pożegnaliśmy naszą dzielnicę i udaliśmy się do domu moich rodziców.  
______________________

Wakacje - wspaniałe. Obóz był mega, mega, mega! Nikt tak nie docenił mojej pracy, zdjęć i zaangażowania. Matko, ten moment gdy wyczytali mnie przed wszystkimi i podziękowali za cały mój trud i wtedy wszyscy zaczęli bić brawo, wstali i pogwizdywali. Chyba nigdy nie byłam tak zawstydzona. Dziękuję!
Jak Wam minęły te wakacje ? Jakieś szczególne plany na ostatnie dni wolności ? 

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

48

Nasze życie pochłonęły przygotowania do ślubu. Wszyscy byli zaangażowani w różne sprawy. Najważniejszą kwestią dla dziewczyn, była oczywiście suknia ślubna i sukienki druhen, nie zapominając oczywiście o wieczorze panieńskim.

-Padam... nie czuję nóg. -położyłam się obok Max'a, który leżakował z książką w ręce.
-Wiesz co? -spojrzał na mnie wielkimi oczyskami.
-No, co? -walczyłam z kołdrą, która niesfornie układała się na łóżku.
-Jesteś najpiękniejszą, najmądrzejszą, najcudowniejszą, najsilniejszą, najwspanialszą...
-Czego ty skarbie chcesz? -spojrzałam na niego i usiadłam po turecku.
-Ja? Niczego. Po prostu Cię kocham. Kocham. -odłożył książkę na szafce i chwycił mnie za kark, jednocześnie składając na nim namiętne pocałunki. Poczułam uczucie zimna, które sprawiło ciarki na całym moim ciele, ale już po chwili ciepło uderzyło mi do głowy. On znał każdy centymetr mojego ciała na pamięć, wiedział, gdzie dotykając, sprawia mi największą rozkosz. Przy każdym ruchu wykorzystywał tą wiedzę, sprawiając, że oboje byliśmy opętanymi kochankami tonącymi w namiętności i miłości. Fala rozkoszy była w nas do momentu gdy usnęliśmy wtuleni w nasze rozgrzane ciała, a nawet dłużej, bo tej nocy oboje śniliśmy grzesznie...

Dzień za dniem mijały jak w szaleństwie, ledwo zwlekłam się z łóżka, wróciłam z uczelni, a już wybijała północ i znów za chwilę trzeba było rozpocząć nowy poranek. Nie wpadliśmy w rutynę, bo przygotowania do „Wielkiego Dnia” pochłaniały nam ¾ naszego życia. Wszyscy byli przejęci i zaangażowani. Dlatego też postanowiliśmy zrobić wieczorki pożegnalne z wolnością naszych przyszłych małżonków aż dwa tygodnie przez ślubem z racji iż chłopaki po drodze mieli jeszcze kilka koncertów.
-Musimy coś wymyślić takiego wiecie... cud miód i orzeszki! Czaicie, palce lizać! -Natalia gestykulowała zawzięcie chodząc po pokoju. Właśnie, w tajemnicy przed Amy, planowałyśmy jej wieczór panieński. Chłopcy postanowili, że oni zostaną w domu i tutaj przygotują „miły wieczorek”, a my miałyśmy ruszyć w miasto.
-Skok na bandżi? -Sharl przeglądała internet.
-Szału nie ma, dupę może urwać... - powiedziała z namysłem Natalia.
-To może... bandżi, striptizer i zakrapiana noc w najlepszym klubie w mieście z zarezerwowaną lożą i przystojniakami ? - poderwałam się jak poparzona.
-No, no. Czemu nie. W takim razie ja się zajmę zamówieniem panów i jeżeli dasz mi numer to zadzwonię do klubu. - siostra usiadła obok mnie.
-No dobra, ale co my jej kupimy na tą okazję? - Sharl siedziała na parapecie.
-Dobre pytanie. - skwitowałyśmy.
-Chyba mam pomysł... -Natalia uniosła palec wskazujący do góry.

W końcu nadszedł piątkowy wieczór. Wszyscy siedzieli w swoich pokojach i szykowali się na imprezy.
-Tylko nie przesadźcie z alkoholem. -Max stał pod drzwiami łazienki i krzyczał do mnie.
-To samo się dotyczy Was, nie puśćcie domu z dymem. -mówiłam, prostując włosy. Założyłam sukienkę w kolorze pastelowego różu, do tego białe czółenka i niewielka kopertówka. Równo o 20 pod dom podjechała czarna limuzyna,z której wysiał przystojny kierowca w czarnym garniturze. Po domu rozległ się dźwięk dzwonka. Już miałam wychodzić z pokoju, gdy zostałam staranowana przez Amy, Natalię i Sharl.
-Co jest?! -wrzasnęłam, poprawiając sukienkę.
-Co jest?! - do pomieszczenia wpadli nasi chłopcy. -Nigdzie nie pojedziecie! -Jay stanął w drzwiach.
-Ale... -Amy usiłowała jakoś wyjść z pokoju.
-Taki pożal się Boże lovelas po was przyjechał to już można tylko się domyśleć co tam się będzie działo! - Siva skrzyżował ręce.
-A dajcie spokój! Won mi stąd, ale to już! Świętoszki się znalazły, cholera jasna! -ruszyłam w stronę wyjścia. - Ciekawe po co Wam numer do „Niebieskiej Nimfy”, o który mnie prosiliście kilka dni temu. -spojrzałam złowrogo na Jay'a.
-Zamówiliście sobie striptizerkę?! -Natalia wybuchnęła.
-1:1 -Max mruknął i wreszcie mogłyśmy wyjść. Przystojny kierowca zawiózł nas do centrum, gdzie czekała na nas luksusowa loża.
-Dziewczyny, za naszą Pannę Młodą! -krzyknęła Sharl i uniosła kieliszek z szampanem do góry.
-Za Amy! - impreza dopiero się zaczęła. Ledwo usiadłyśmy na wygodnych, czarno – czerwonych kanapach, a do pomieszczenia weszło czterech mężczyzn. Byli ubrani w eleganckie garnitury, a na twarzach mieli czarne maski.
-Witam Panie. Będziemy mieli przyjemność towarzyszyć Paniom tej nocy. Ja jestem Luke, a to moi koledzy, Peter, Drake oraz Nic. -stali przed nami wysportowani bogowie, chodzący po tej ziemi.
-Osz kur.a. -Amy westchnęła na ich widok.
-No. -skwitowałam. Panowie usiedli koło każdej z nas. Zapach męskiej wody toaletowej uderzył nam do głów. Po kilku godzinach tańców i hulanek na parkiecie nadeszła pora na prezenty.
-Co to jest?! -Amy siedziała na kolanach u jednego z naszych tajemniczych gości i rozpakowywała pudełko. - Chyba Was Bóg opuścił... -spojrzała na nas. -Skok ze spadochronem!?
-Za dwie godziny samolot będzie gotowy, zapomnieli dopisać, że to skok NOCĄ! - Natalia zakomunikowała radośnie.
-Ale to nie koniec naszych niespodzianek na dzisiaj. Panowie... - Luke oraz pozostali jego kompani magicznym gestem włączyli muzykę, która rozległa się po całej loży, a oni zaczęli wyginać się w jej rytm. Po kilku minutach byli już bez koszul, pokazując w całej swej krasie ich nagie torsy. Atmosfera robiła się co raz bardziej gorąca. Oni swoimi umięśnionymi ciałami co chwilę muskali nasze rozgrzane ciała, a my tylko mogłyśmy z przymrużonymi oczami marzyć o tym, jak wspaniale poruszają się pośród satynowej pościeli na wielkim łóżku. Po kolejnych kilku minutach Bogowie stali już w seksownych slipach, które mimo wszystko ukazywały rozmiary zakrytych „sprzętów”. Po chwili chłopcy zniknęli... Zostawili nas takie gorące, rozgrzane do czerwoności, wciśnięte w klubowe kanapy. Jeszcze przez chwilę wszystkie siedziałyśmy z otwartymi dziobami.
-Ale jazda...- Amy zaczesała włosy.
-Ale mieli sprzęty...- mruknęła Natalia.

Naszych Bogów spotkałyśmy (niestety ubranych i wciąż w maskach) przy limuzynie, która miała nas zawieźć na lotnisko. Amy była przerażona, nawet obecność boskiego Nic'a nie pomogła się nawet na chwilę jej rozluźnić. Na płycie lotniska stał wielki, wojskowy samolot, przy którym stało dwóch mężczyzn w wojskowych mundurach.
-Witam szanowne Panie. Ja jestem Dior, a to Alc. Jesteśmy instruktorami i polecimy razem z przepięknymi Paniami. -mężczyzna wskazał nam wejście do samolotu. Podłoga wyłożona była listwami, więc ze szpilkami w dłoni usadowiłyśmy się na ławeczkach po obu stronach samolotu.
-Która z Pań jest tą prze szczęśliwą posiadaczką biletu na skok ze spadochronem? -Alc wyciągnął spod ławki duży plecak.
-Niestety, ja. -Amy nieśmiało uniosła dwa palce do góry, niczym niepewna uczennica na fizyce.
-Fantastycznie!
-Wątpię... -blondynka zbladła na widok wielkiego ekwipunku.
-Ależ spokojnie. Nie puściłbym Panią samą. Ja będą miał plecak, a Pani będzie mogła swobodnie cieszyć się lotem.
-Powiedz Pan do cholery, że mnie wypchniesz i adijos, bejbe!
-Po prostu skoczy Pani przypięta... do mnie. -chłopak uśmiechnął się i pokazał przypiętą uprząż do swoich bioder.
-Jeszcze lepiej... -po kilkunastu minutach stali „złączeni” klamrami przed bocznymi drzwiami samolotu. Amy w za dużym kombinezonie i z bladą twarzą, nie wyglądała na zbyt zadowoloną, ale nasze zdanie na temat extremalnych sportów zmieniło się, gdy po niecałej godzinie zobaczyliśmy ją na ziemi roześmianą od ucha do ucha, z potarganymi włosami.
-Powiem wam tylko jedno! -szła w naszym kierunku chwiejnym krokiem. -Niedobrze mi. - po czym zniknęła za pierwszą kępką krzaków. -Ale było zajebiście! -po chwili rozległo się zza drzew.

Ostatnim punktem tej nocy był powrót do klubu, gdzie schlałyśmy się w cztery cysterny i limuzyna odwiozła nas pod sam dom równo ze wschodem słońca.

Stan jaki przeżywałyśmy następnego dnia nie wymaga zbędnego opisu, kac morderca w roli głównej. Co działo się na wieczorze kawalerskim? Tego nigdy się nie dowiemy, ale wyobraźcie sobie salon udekorowany
w damską bieliznę i pióra z boa oraz śpiącego Nathana w stoliku, Jay'a w pustym basenie na podwórku, Max'a wciśniętego w szafkę pod zlewem w kuchni, Siv'ę udającego trupa w schowku na pościel w kanapie, w salonie oraz Tom'a siedzącego w kącie z workiem śmieci na głowie.

Do samego ślubu nie zostało już wiele czasu. Chłopcy mieli koncerty i kilka spotkań z fanami, więc ostanie szlify Wielkiego Dnia spadły na płeć żeńską. Jeszcze trzy dni przed terminem dopinałyśmy menu, wygląd sali, muzykę i fotografa. W końcu na kalendarzowej kartce pojawiła się sobota.

Z samego rana w domu pojawili się rodzice Panny Młodej, a Pan Młody pojechał do Kościoła, gdzie miał się przygotować do ślubu.
-Nie wstajesz? -Max wyszedł z łazienki owinięty ręcznikiem w pasie.
-Potwornie się czuję. -przykryłam się kołdrą po same uszy. Moja głowa omal nie eksplodowała.
-Może jakieś tabletki, hm? Dużo się nabiegałyście żeby to wszystko zorganizować.
-Racja. Kopsnij mi jakiegoś białego proszka i już. -wytknęłam nos spod kołdry.
Ceremonia miała się odbyć o 15. Od 12 w domu była już fryzjerka i kosmetyczka. Druhną została siostra Amy, a przy jej boku stanął odwieczny przyjaciel Siv'y – Maik.
-Boże, jaki ja jestem piękny! - Max poprawiał krawat przed lustrem.
-Oh ty mój narcyzie! -odepchnęłam go sprzed zwierciadła, by móc poprawić sukienkę.
-Piękna... cudowna... - Max zaczął całować mnie po szyi.
-A daj spokój, zaraz się wygniotę. Dwa metry ode mnie! -wyciągnęłam rękę na znak sprzeciwu.
-Żeby się nawet do własnej dziewczyny nie można było zbliżyć, no. -niezadowolony opuścił pokój.
O 14 staliśmy na dole i czekaliśmy na Amy.
-Uwaga! Idzie! -z góry zbiegła jej przejęta mama. Po domu rozległo się „ah” - długie i przepełnione słodyczą. Nasza Blondyneczka szła w cudownej, białej sukni, która nieco opinała jej zgrabną talię i uda, a na dole była nieco szersza. Wyglądała bardzo elegancko, ale ta kreacja podkreślała jej mocny charakter i pewność siebie. Pod opieką swojego ojca udała się do limuzyny, a my pojechaliśmy za nią samochodami.

Cały kościół przybrany był w piękne, białe róże. Goście zasiedli w ławkach i z niecierpliwością oczekiwali na rozpoczęcie się ceremonii. Równo o 15 rozległa się muzyka, a drzwi Kościoła otworzyły się. Amy z niewielkim bukietem róż, trzymając swojego tatę pod ramię, zmierzała w stronę ołtarza, gdzie czekał na nią Siva, elegancki, przystojny, w czarnym garniturze i białą różyczką na lewej piersi. Chyba wszyscy uronili chodź małą, jedną łzę, gdy ta piękna para przyrzekała sobie miłość i powiedziała „sakralne tak”. Po niecałej godzinie opuścili Kościół już jako małżeństwo. Nadeszła pora na huczne wesele.

Każdy bawił się, bez względu na to czy był od strony Pana Młodego czy Pani Młodej. Co chwilę ktoś wznosił toast za nowożeńców. O północy na salę wjechał cudowny tort, a potem rozpoczęły się różne zabawy. Finalnym gestem było rzucenie bukietu przez Amy, jednak złapała go stara ciotka Jania, która tuż za orkiestrą objadała się ciastkami, sprawiając, że przekroczyła ponad 30 – krotnie zalecaną dawkę cukru.

-Chcielibyśmy serdecznie podziękować wszystkim gościom za przybycie, a w szczególności naszym przyjaciołom, którzy włożyli wiele serca i poświęcili niezliczoną ilość czasu na przygotowania tego wspaniałego wesela. Natalia, Sharl, Claudia, Max, Jay, Nathan, Thomas, dziękujemy. Bez Was ten dzień i ta noc nie byłyby tak wspaniałe. -Amy i Siva ogłosili tuż po oczepinach. Było nam niezmiernie miło usłyszeć, ze ktoś docenił nasze zaangażowanie.
-Widziałaś gdzieś Tom'a? -Natalia szepnęła mi na ucho, gdy zajadałyśmy się pysznym, czekoladowym ciastem.
-Gdzieś tu latał za przyrodnią siostrą żony brata od strony ciotecznego wujka matki od strony Panny Młodej, a co? -wymamrotałam z pełną buzią.
-Tak tylko pytam, dawno nie było go przy stole i no nic. Pójdę go poszukać. Obiecał mi jeden szybki taniec. -Natalia udała się w stronę wyjścia.
-Skarbie schowaj mi gdzieś ten... kra... kraw...krawatttt, bo, bo mi, wwpaa-da-da do-do kie-kie-liszka ja-ja-jak le-leję wó-wó-wó-wó-wódkę. -Max chwiejnym krokiem podszedł do mnie z kawałkiem materiału w ręce.
-Schlałeś się wodą mineralną, którą wlewasz sobie pod stolikiem? -spojrzałam na niego kątem oka.
-Cicho! Wujek Jon myśli, że jest na prowadzeniu w konkursie trzeźwości, niech tak zostanie. N-n-n-o nie ?- uśmiechnął się.
-Taaa. -wzięłam torebkę do ręki, by schować tam krawat. Zauważyłam, że dzwoni mi telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Natalii. -Co jest?
-Przychodź szybko na parking, biegiem! -Natalia wykrzyczała mi do słuchawki. Zerwałam się na równe nogi i na tyle, na ile było to możliwe, pobiegłam na wskazane miejsce...
___________________________________
Długi rozdział - rekompensata za tak wielką przerwę. 
Dziękuję za wyrozumiałość, liczę, że Wam się spodoba, komentujcie ! 
Kocham Was !