Sama już
nie wiedziałam czy jest środek nocy, czy może południe. Ten
przestronny pokój oświetlała skromna żarówka, samotnie zwisając
na kablu tuż nad drewnianym, mahoniowym stole. Co chwilę po mojej
twarzy wodziła odrobina świeżego powietrza, która dostawała się
przez szparkę pod drzwiami. Natalia właśnie jadła jakieś
parszywe kanapki. Nie rozmawiałyśmy, tylko czasami nasze spojrzenia
się spotkały. Nagle drzwi mocno się otworzyły jednocześnie,
uderzając o ścianę w taki sposób, że ze ściany odpadły kawałki
tynku.
-Wstawaj!
-mężczyzna o ciemnej karnacji z nieco dłuższymi włosami krzyknął
na mnie. -Rozwiąż ją. -powiedział do drugiego kolegi, który był
wysokim blondynem i posłusznie zdjął z moich nadgarstków grube
liny. -Eric no szybciej! -ponaglił go. Podeszłam do lampy i wtedy
po raz pierwszy do wielu dni... godzin mogłam rozprostować nogi.
Lekko zachwiałam się, ale za wszelką cenę starałam się utrzymać
równowagę. -Zadzwonisz do swojego ojca, niech przyjedzie z kasą na
stare hale sportowe jutro w południe. -trzęsącymi się rękami
wybrałam numer telefonu. Każda sekunda dłużyła się w
nieskończoność.
-Halo?
-usłyszałam przybity, cichy i niepewny głos ojca.
-Tato to
ja... -wymamrotałam.
-Claudia!
Matko Boska! Gdzie jesteś?! Nic ci nie jest?! -mężczyzna pokazywał
mi rękami, abym się pospieszyła.
-Tato...
cztery miliony euro przywieź do starych hal sportowych w południe.
-w tym momencie Eric wyrwał mi telefon z ręki, jednocześnie
odpychając mnie wprost na krzesło, na które upadłam, rozcinając
sobie wargę. Po chwili obaj mężczyźni wyszli.
-Nie
zdążyli nas namierzyć, prawda? -Natalia usiadła po turecku.
-Nie...-usiadłam
na krześle, połykając krew, która sączyła się z moich ust.
Rozejrzałam się dokładniej po pomieszczeniu. Podeszłam do
zabitych deskami okien.
-Tu nie
ma szyb... -powiedziałam sama do siebie. Zaczęłam szarpać deski z
całej siły. Spróchniałe drewno było z lekka oporne na moją
niezbyt wielką siłę, ale po kilku minutach deska złamała się, a
ja poczułam na twarzy jesienny wiatr i słońce, które właśnie
chowało się za horyzontem.
-Idź.
Wychodź, szybko! Przeciśniesz się... -podstawiłam krzesło pod
okno. Siostra już była prawie po drugiej stronie.
-A ty?
-spojrzała na mnie i wyciągnęła rękę w moim kierunku.
-Nie dam
rady... tylko cię opóźnię. Oni przyjdą tutaj dopiero jutro rano,
musisz jak najszybciej zawiadomić policję... musisz. -powiedziałam
i ostatni raz spojrzałam na moją „mała Blondyneczkę”, która
po chwili zniknęła za deskami i tylko usłyszałam jej oddalające
się kroki. Usiadłam na podłodze i zaczęłam masować dziesiątki
siniaków, które pokrywało moje ciało. Centymetr po centymetrze
wodziłam palcami i co chwilę syczałam z bólu. Przez całą noc
modliłam się o to, by Natalii udało się kogokolwiek poprosić o
pomoc.
W
napięciu czekałam aż Eric wraz ze swoim szefem przyjdą i zleją
mnie za ucieczkę Natalii, a potem z pewnością zabiją tym
pistoletem, który już nie raz widziałam za szlufką spodni
ciemnoskórego chłopaka. Godziny mijały, a słońce było co raz
wyżej na niebie. Usłyszałam dźwięk odpalanego silnika samochodu.
Zdziwiłam się, że nie przyszli do mnie. Widocznie zbliżało się
południe, a oni pojechali po okup. Stojąc na krześle z nosem
opartym o spróchniałe deski nie miałam nic więcej do stracenia
jak po prostu uciec. Po kilku minutach pod stopami poczułam piach i
żwir. Rozejrzałam się dookoła. Były tam jakieś stare budynki i
kontenery. Nie wiedziałam gdzie jestem, jak daleko jest do Londynu …
Przetarłam twarz męską koszulką, którą miałam na sobie i
poszłam drogą, którą kilka minut temu odjechał samochód. Na
niebie pojawiły się ciemne chmury. Co chwilę słychać było
grzmoty, a zaraz po nich, niebo rozjaśniały pioruny, które
wstrząsały ziemią. Nagle przede mną zobaczyłam światła
samochodu. Ucieszyłam się i już miałam machać, by auto
zatrzymało się, jednak po chwili rozpoznałam ten sam jeep, którym
odjeżdżałam, zostawiając Max'a na chodniku. Rzuciłam się pędem
do lasu, który ciągnął się wzdłuż szosy. Za sobą słyszałam
już pisk opon i męski krzyk, a po chwili strzały... Biegłam ile
sił w nogach, kalecząc sobie stopy, nogi i ręce. Po kilkunastu
minutach zupełnie opadłam z sił, moje nogi odmawiały mi
posłuszeństwa i co chwila upadałam na leśną ściółkę. Po
chwili poczułam mocny uścisk i runęłam na ziemię przyciśnięta
męskim ciałem.
-Gdzie
się szma.o wybierasz!?
-Sam,
zostaw ją! -Eric odepchnął kolegę ze mnie. Kucną przede mną i
pociągnął mnie za koszulkę do siebie. Przy głowie poczułam coś
zimnego. Zamknęłam oczy, które miałam wypełnione łzami.
-Proszę...-wyszeptałam
ostatkami sił. Lufa pistoletu uwierała co raz mocniej. Czułam, że
za chwilę cały ból się zakończy.
-Idziemy!
-krzyknął mi prosto w twarz i ciągnąc za ręce zaprowadził do
samochodu.
Znów
siedziałam w tym przeklętym pokoju. Spoglądałam na deszcz, który
powoli padał przez okno wprost na podłogę.
-Musimy
się wynieść stąd. Rash'a złapali przy okupie. Człowieku, cały
kraj jej szuka, nawet przez granicę z nią nie przejedziemy.
Wypuśćmy ją...- usłyszałam rozmowę Erica i Sam'a.
-Albo
zabijmy... -Sam skwitował.
_________________________________
Krótki, ale wena mnie naszła i to naskrobałam w kilka minut.
Właśnie jutro wysyłam papiery do kupna mojego autka z salonu. Tylko jeszcze 2 spr w tym tygodniu, 4 w następnym tygodniu i 2 kartkówki. Jeah !