Witam Was na moim blogu
- niegdyś - story-the-wanted.blogspot.com !
W archiwum znajdziecie opowiadanie o The Wanted (rozdziały 1-59).
Zapraszam do czytania i komentowania!
Claudia Xyz

środa, 22 maja 2013

46


Sama już nie wiedziałam czy jest środek nocy, czy może południe. Ten przestronny pokój oświetlała skromna żarówka, samotnie zwisając na kablu tuż nad drewnianym, mahoniowym stole. Co chwilę po mojej twarzy wodziła odrobina świeżego powietrza, która dostawała się przez szparkę pod drzwiami. Natalia właśnie jadła jakieś parszywe kanapki. Nie rozmawiałyśmy, tylko czasami nasze spojrzenia się spotkały. Nagle drzwi mocno się otworzyły jednocześnie, uderzając o ścianę w taki sposób, że ze ściany odpadły kawałki tynku.
-Wstawaj! -mężczyzna o ciemnej karnacji z nieco dłuższymi włosami krzyknął na mnie. -Rozwiąż ją. -powiedział do drugiego kolegi, który był wysokim blondynem i posłusznie zdjął z moich nadgarstków grube liny. -Eric no szybciej! -ponaglił go. Podeszłam do lampy i wtedy po raz pierwszy do wielu dni... godzin mogłam rozprostować nogi. Lekko zachwiałam się, ale za wszelką cenę starałam się utrzymać równowagę. -Zadzwonisz do swojego ojca, niech przyjedzie z kasą na stare hale sportowe jutro w południe. -trzęsącymi się rękami wybrałam numer telefonu. Każda sekunda dłużyła się w nieskończoność.
-Halo? -usłyszałam przybity, cichy i niepewny głos ojca.
-Tato to ja... -wymamrotałam.
-Claudia! Matko Boska! Gdzie jesteś?! Nic ci nie jest?! -mężczyzna pokazywał mi rękami, abym się pospieszyła.
-Tato... cztery miliony euro przywieź do starych hal sportowych w południe. -w tym momencie Eric wyrwał mi telefon z ręki, jednocześnie odpychając mnie wprost na krzesło, na które upadłam, rozcinając sobie wargę. Po chwili obaj mężczyźni wyszli.
-Nie zdążyli nas namierzyć, prawda? -Natalia usiadła po turecku.
-Nie...-usiadłam na krześle, połykając krew, która sączyła się z moich ust. Rozejrzałam się dokładniej po pomieszczeniu. Podeszłam do zabitych deskami okien.
-Tu nie ma szyb... -powiedziałam sama do siebie. Zaczęłam szarpać deski z całej siły. Spróchniałe drewno było z lekka oporne na moją niezbyt wielką siłę, ale po kilku minutach deska złamała się, a ja poczułam na twarzy jesienny wiatr i słońce, które właśnie chowało się za horyzontem.
-Idź. Wychodź, szybko! Przeciśniesz się... -podstawiłam krzesło pod okno. Siostra już była prawie po drugiej stronie.
-A ty? -spojrzała na mnie i wyciągnęła rękę w moim kierunku.
-Nie dam rady... tylko cię opóźnię. Oni przyjdą tutaj dopiero jutro rano, musisz jak najszybciej zawiadomić policję... musisz. -powiedziałam i ostatni raz spojrzałam na moją „mała Blondyneczkę”, która po chwili zniknęła za deskami i tylko usłyszałam jej oddalające się kroki. Usiadłam na podłodze i zaczęłam masować dziesiątki siniaków, które pokrywało moje ciało. Centymetr po centymetrze wodziłam palcami i co chwilę syczałam z bólu. Przez całą noc modliłam się o to, by Natalii udało się kogokolwiek poprosić o pomoc.

W napięciu czekałam aż Eric wraz ze swoim szefem przyjdą i zleją mnie za ucieczkę Natalii, a potem z pewnością zabiją tym pistoletem, który już nie raz widziałam za szlufką spodni ciemnoskórego chłopaka. Godziny mijały, a słońce było co raz wyżej na niebie. Usłyszałam dźwięk odpalanego silnika samochodu. Zdziwiłam się, że nie przyszli do mnie. Widocznie zbliżało się południe, a oni pojechali po okup. Stojąc na krześle z nosem opartym o spróchniałe deski nie miałam nic więcej do stracenia jak po prostu uciec. Po kilku minutach pod stopami poczułam piach i żwir. Rozejrzałam się dookoła. Były tam jakieś stare budynki i kontenery. Nie wiedziałam gdzie jestem, jak daleko jest do Londynu … Przetarłam twarz męską koszulką, którą miałam na sobie i poszłam drogą, którą kilka minut temu odjechał samochód. Na niebie pojawiły się ciemne chmury. Co chwilę słychać było grzmoty, a zaraz po nich, niebo rozjaśniały pioruny, które wstrząsały ziemią. Nagle przede mną zobaczyłam światła samochodu. Ucieszyłam się i już miałam machać, by auto zatrzymało się, jednak po chwili rozpoznałam ten sam jeep, którym odjeżdżałam, zostawiając Max'a na chodniku. Rzuciłam się pędem do lasu, który ciągnął się wzdłuż szosy. Za sobą słyszałam już pisk opon i męski krzyk, a po chwili strzały... Biegłam ile sił w nogach, kalecząc sobie stopy, nogi i ręce. Po kilkunastu minutach zupełnie opadłam z sił, moje nogi odmawiały mi posłuszeństwa i co chwila upadałam na leśną ściółkę. Po chwili poczułam mocny uścisk i runęłam na ziemię przyciśnięta męskim ciałem.
-Gdzie się szma.o wybierasz!?
-Sam, zostaw ją! -Eric odepchnął kolegę ze mnie. Kucną przede mną i pociągnął mnie za koszulkę do siebie. Przy głowie poczułam coś zimnego. Zamknęłam oczy, które miałam wypełnione łzami.
-Proszę...-wyszeptałam ostatkami sił. Lufa pistoletu uwierała co raz mocniej. Czułam, że za chwilę cały ból się zakończy.
-Idziemy! -krzyknął mi prosto w twarz i ciągnąc za ręce zaprowadził do samochodu.

Znów siedziałam w tym przeklętym pokoju. Spoglądałam na deszcz, który powoli padał przez okno wprost na podłogę.
-Musimy się wynieść stąd. Rash'a złapali przy okupie. Człowieku, cały kraj jej szuka, nawet przez granicę z nią nie przejedziemy. Wypuśćmy ją...- usłyszałam rozmowę Erica i Sam'a.
-Albo zabijmy... -Sam skwitował.
_________________________________
Krótki, ale wena mnie naszła i to naskrobałam w kilka minut. 
Właśnie jutro wysyłam papiery do kupna mojego autka z salonu. Tylko jeszcze 2 spr w tym tygodniu, 4 w następnym tygodniu i 2 kartkówki. Jeah !  

niedziela, 12 maja 2013

45


Po chwili w słuchawce telefonu usłyszałam przerywany dźwięk. Nogi ugięły się pode mną.
-Co powiedziała? -Max usiadł na łóżku, czekając na wyjaśnienia.
-To nie ona. -powiedziałam wpatrując się w wyświetlacz smartfona. Max spojrzał na mnie, czekając na wyjaśnienia.
-To był... ktoś... nie wiem kto.
-Może to ona, tylko nie wiedziała co powiedzieć. Też bym się teraz bał zadzwonić na jej miejscu.
-Max, ale to nie była ona! A jeżeli Natalia naprawdę zdradziła Nath'a?
-Tak, a teraz kochanek dzwoniłby do niego, żeby mu to powiedzieć?! No proszę Cię.- Max zabrał mi telefon Nath'a i wyszedł z pokoju. -To ich sprawa. -rzucił chwilę przed tym jak drzwi z hukiem zatrzasnęły się za nim. Stałam pośrodku hotelowego pokoju analizując każdą minutę od przyjazdu siostry do Londynu. Przecież gdyby miała jakiegoś lovelasa na boku, a nawet gdyby, ktoś się jej podobał z pewnością nabąknęła by mi coś nie coś. A Eric? Kto to w ogóle jest? Może mieć coś wspólnego z tym dziwnym zdarzeniem? Czy on mógł rozkochać w sobie tą młodą blondyneczkę? Za dużo jest niewiadomych, by móc osądzać Natalię.

Z samego rana pojechaliśmy do radia. Ponad cztery godziny spędzone na wywiadach, zdjęciach i opowiadaniu o dalszej karierze zespołu. Wykończeni wróciliśmy do hotelu, by odpocząć przed podróżą. Wszyscy chodzili jak struci. Z wielką ulgą udaliśmy się na lotnisko i usadowiliśmy się w wygodnych fotelach klasy biznesowej. Po kilku godzinach byliśmy już w Londynie z nadzieją, że lada chwila wszystko się wyjaśni, że zaraz zobaczymy Natalię w drzwiach, rozpromienioną i podekscytowaną. Każdy chciał, by to właśnie tak się skończyło.

Siva nacisnął klamkę dużych, białych drzwi, które prowadziły wprost do naszego salonu. Z kuchni wyszły Amy i Sharl. Nikt się nie uśmiechał, nikt nic nie powiedział. Nathan pobiegł do swojego pokoju, a my, nie wiedząc co robić, usiedliśmy w salonie i w milczeniu odliczaliśmy sekundy.
-Jak do jutra rana jej nie będzie, nie zadzwoni, nie da żadnego znaku życia to idziemy na policję. -powiedziałam, siedząc po turecku na kanapie.
-Zgoda. -wszyscy przytaknęli. Po chwili każdy rozszedł się w swoją stronę. Postanowiłam, że przejdę się trochę, by odpocząć od tej całej atmosfery jaka panowała w domu. Włożyłam adidasy, bluzę i zabrałam niewielką torebkę przez ramię.
-Gdzie idziesz? -Max schodził ze schodów.
-Idę się przejść.
-Samej cię teraz nie puszczę. -chłopak ściągnął z wieszaka skórzaną kurtkę i razem opuściliśmy dom.
Szliśmy w milczeniu, trzymając się za ręce. Nic więcej nie było nam potrzebne. Przemierzaliśmy kolejne metry uliczek, które rozświetlone były ulicznymi latarniami. Wszędzie panowała cisza, głęboka cisza. Niebo nad miastem tego wieczoru było rozświetlone tysiącami, nie, miliardami gwiazd. Spojrzałam w górę na tą, która wydawała mi się najjaśniejszą na całym niebie i uśmiechnęłam się pod nosem. Z moich zamyśleń wyrwał mnie odgłos zbliżającego się samochodu. Jechał za nami, zbliżał się. Uścisnęłam mocniej dłoń Max'a. Spojrzałam do tyłu. Moim oczom ukazał się czarny jeep.
-Kocham Cię...-powiedziałam do Max'a spoglądając w jego oczy, które teraz były tak bardzo smutne. Czułam jakiś dziwny niepokój. Tak, wiem. Ostatnio słowo „dziwny” pojawia się za często w moim życiu.
-Ja...-Max zatrzymał się i pogłaskał mój policzek.
-Kocham, rozumiesz, kocham. -ze łzami w oczach pocałowałam go. Samochód z piskiem opon zatrzymał się obok nas. Drzwi auta otworzyły się, a naszym oczom ukazało się trzech mężczyzn z kijami w rękach...
Siedząc pomiędzy dwoma wyrostkami na tylnej kanapie samochodu ze związanymi rękami i odjeżdżając nie wiadomo dokąd, spojrzałam przez szybę na Max'a, który leżał bez ruchu, zwinięty w kłębek na środku chodnika. Łzy spływały po moich policzkach, ale powstrzymywałam się od szlochania, chodź miałam ochotę wybuchnąć płaczem jak małe dziecko. Próbowałam zapamiętać każdą nazwę miejscowości, którą wyczytałam z tablic informacyjnych, wiedziałam, gdzie jadę, wiedziałam jak daleko jestem od domu, wiedziałam wszystko dopóki moje oczy bezwiednie się nie zamknęły. Z tą chwilą odebrano mi przywilej „wiedzenia”, „bycia”, „słyszenia”, „obserwowania” i „czucia”. Zabrano mi wszystko to, co jeszcze dawało mi jakąś nadzieję... niestety, moją matką okazała się naiwność.

Nie wiem czy to był poranek czy może środek nocy, ale w pewnej chwili poczułam wielki ból. Każda część mojego ciała była obolała, spuchnięta i posiniaczona. Nie pamiętałam co działo się ze mną przez te godziny, dni... Obudziłam się na drewnianej podłodze, w kącie ogromnego pokoju, z podkulonymi nogami leżałam bez ruchu. Miałam związane ręce i zaklejone usta. Było mi zimno, przeraźliwie zimno. Poczułam na sobie szorstki materiał, był to koc. Postrzępiony, sztywny i brudny od krwi i kurzu. Zorientowałam się, że mam na sobie jakąś męską koszulę, która była równie nieprzyjemna jak koc oraz męskie shorty. Powoli otworzyłam oczy. Dopiero teraz dostrzegłam siostrę przykutą kajdankami do rur, które znajdowały się po drugiej stronie pokoju. Ona siedziała w swoich ubraniach, lekko przybrudzonych, z poczochranymi włosami i kilkoma sinikami na twarzy i rękach. Podniosłam się do pozycji siedzącej, jednak najmniejsze drgnięcie mojego ciała zadawało mi wielki ból.
-Czego chce...- wymamrotałam z głową w kolanach.
-On chce pieniędzy, pieniędzy Max'a i twojego ojca. -Natalia załamanym, nieco zawstydzonym głosem powiedziała.
-Ile?
-Cztery miliony... euro. -powiedziała. -Nie pamiętasz? Mówił ci, mówił ci bijąc cię i rzucając po całym tym pokoju. -Natalia zaczęła płakać.
-Nie pamiętam. -siedziałam z zamkniętymi oczami i do głowy nie przychodziły mi nawet przebłyski tych wszystkich wydarzeń.
-Jemu chodzi tylko o ciebie...przepraszam. -Natalia spojrzała na mnie, czułam wyraźnie jej spojrzenie, ale nie miałam siły unieść głowy do góry. W tym momencie drzwi pokoju otworzyły się. Do środka weszło trzech mężczyzn. Nie spojrzałam na nich, nie interesowali mnie. Ścisnęłam ręce na sznurze, który oplatał moje ręce.
-Witam pannę Claudie Sorth, dziedziczkę jednego z najpotężniejszych bogactw w tym kraju. -jeden z nich kucnął przede mną. -Nie humanitarnie byłoby się nie podzielić takim majątkiem z biednymi, czyż nie? Ah, no i na dodatek twój chłoptaś, on też ma ładną sumkę na koncie. Jednak, szczerze powiedziawszy nie umie cię obronić...-zamknęłam mocniej oczy, przywołując Max'a, leżącego na chodniku. -No więc... jaką decyzję panienka podjęła po tych dłuugich naradach...?
-Naradach!? Torturach chyba! Ona nic nie pamięta! -Natalia zaczęła krzyczeć.
-Ty się gówniaro nie wtrącaj, bo i twojego kolesia załatwimy. -drugi z mężczyzn odezwał się.
-To jak, dajesz kasę czy może zrobimy powtórkę z rozrywki? -poczułam na swoim udzie mocny uścisk męskiej dłoni.
-Muszę mieć laptopa, internet i kamerę. -wymamrotałam.
-Ha! Myślisz, że jestem taki naiwny?! Chcesz żeby nas namierzyli, tak? Niezbyt to sprytne.
-Wszystkie konta są zabezpieczone ciągiem haseł, weryfikują odcisk palca osób uprawnionych, rysów twarzy i ciągu kodu, inaczej tego nie zrobisz. -przetarłam dłońmi twarz.
-Zobaczę co da się zrobić... -po chwili znów zostałyśmy same. Nie chciałam z nią rozmawiać, nie chciałam słuchać żadnych wyjaśnień czy opowiadań co działo się tutaj, ile tu jesteśmy. Nie obchodziło mnie nic.
_______________________________________________________
Zawalone w szkole na całego. Pozostawię to bez komentarza ...