Leżałam
na podłodze, czekając na to, co było nieuniknione. Eric i Sam
znosili jakieś rzeczy do samochodu, a ze mną siedział jakiś
trzeci mężczyzna. Powoli zamykałam oczy i dawałam odpocząć
mojemu ciału. Wszystkie siły opuściły mnie zupełnie. Widok
broni, która leżała na stole i ta, którą ów facet miał w
spodniach, nie robiła na mnie wrażenia. Zamknęłam oczy i w końcu
odpłynęłam.
-Co z
nią robimy?
-Zostawiamy...
znajdą ją... albo sama się wykończy. -to było to, co usłyszałam
zaraz przed odjazdem całej trójki czarnym jeep'em. Wtedy poczułam
ulgę. Zasnęłam.
Po
kilkunastu minutach obudziły mnie krzyki, a do pomieszczenia wbiegło
czterech uzbrojonych funkcjonariuszy policji.
-Mamy
ją. -jeden z nich krzyknął do słuchawki przyczepionej przy
ramieniu i podszedł do mnie. Uścisnęłam dłoń mężczyźnie i z
powrotem zamknęłam oczy, a po moich policzkach poleciały łzy.
-Claudia!
-nagle usłyszałam głos Max'a. Nie miałam siły wstać, zerwać
się i rzucić mu w ramiona. Byłam szczęśliwa, bo jego obecność
tutaj oznaczała, że wtedy nic mu się nie stało i cała ta chora
sytuacja skończyła się tylko na kilku siniakach i odrapaniach na
moim ciele.
W
szpitalu usadowili mnie na wysokim łóżku i badali z każdej
strony. Jedynym plusem tej sytuacji było to, że w końcu pozbyłam
się tych męskich ubrań, a zarzuciłam na siebie jakieś dresy,
które przywiozła mi Amy.
-Będziemy
musieli zostawić Panią na obserwację. -lekarz w tym okropnym,
białym fartuchu stanął przede mną z plikiem papierów.
-Muszę...
-przeciągnęłam spoglądając na drzwi.
-Niby
wszystko jest w porządku, nie licząc tych zadrapań, ale wolałbym
się upewnić w moich przekonaniach. -mężczyzna uśmiechnął się
i skinął głową na pielęgniarkę, która po chwili założyła mi
bransoletkę z moimi danymi. Po kilku minutach siedziałam na
szpitalnym łóżku w blado różowej sali, która przyprawiała mnie
o mdłości swym „słodkim” wyglądem.
-Nie
musicie tutaj wszyscy siedzieć...- mówiłam przez zęby do tego
tłumu ludzi, który przebywał w sali.
-Przepraszam
Państwa, ale Pani Claudia powinna teraz w ciszy i spokoju odpocząć,
bez zbędnego tłumu. Zapraszam Państwa jutro o 9. - pielęgniarka z
wielkim impetem weszła do sali i zasłaniając moją osobę,
wskazała wszystkim drzwi. Kobieta była dosyć niska i puszysta,
jednak jej donośny głos przestraszyłby niejednego twardziela.
Wszyscy w ciszy opuścili pomieszczenie. Po chwili Max wrócił i
liczył, że siostra nie zauważy go, jednak ta wpadła do sali na
swoich krótkich nogach i o mały włos nie wyciągnęła Łysolka za
ubrania na korytarz.
-Niech
zostanie, proszę. -spojrzałam na nią błagalnymi oczami, chodź w
moim obecnym stanie nie wiele wysiłku musiałam włożyć, by
uzyskać oczekiwany efekt. Pielęgniarka uśmiechnęła się pod
nosem i udała się do wyjścia.
-Tylko
grzecznie mi tu. -mruknęła pod nosem. -Ah, ta młodzież...
-przymknęła drzwi i zniknęła.
Usiadłam
na łóżku i zaczęłam przyglądać się Max'owi, który kręcił
się na starym, metalowym stołku.
-Max
-Claudia
-powiedzieliśmy w tym samym momencie.
-Mów.
-spuściłam głowę i wbiłam swój wzrok w szpitalną pościel.
-Nie
wybaczyłbym sobie, gdyby Tobie...
-Nawet
tak nie myśl. Żyję, jestem tu i jest dobrze. -chłopak usiadł
naprzeciw mnie.
-Skarbie...
gdy zadzwoniła policja, że Natalia uciekła, a Ciebie z nią nie
było myślałem, że... pojechaliśmy po nią do szpitala. Ta krew,
siniaki to wszystko... nie spała, nie jadła, mówiła tylko o
biciu, o krzykach, o broni … powiedziała mi wszystko, jak Cię
bili i poniżali... wszystko...
-Ja...
niewiele pamiętam... -powiedziałam bez żadnych emocji.
-Gdyby
Tobie coś się stało... -Max schował twarz w dłonie.
-Ale tu
jestem. Natalia jest cała i zdrowa, ja zresztą też. Jedyne co
możemy teraz zrobić to jak najszybciej o tym zapomnieć... żyć.
Jak
powiedziałam, tak zrobiłam. Następnego dnia tuż po śniadaniu
zostałam wypisana do domu. W południe siedzieliśmy przy stole i
objadaliśmy się kurczakiem przygotowanym przez moją mamę.
-Jak
dobrze być w komplecie. -Natalia powiedziała do mnie, opierając
się o ramię Nathana.
-O tak.
- odparłam i wzięłam łyk porzeczkowego soku.
-Chcielibyśmy
coś Wam powiedzieć. -Siva i Amy wstali.
-Będziecie
mieli dzidziusia!? - Jay wykrzyknął.
-Ale to
ja będę ojcem chrzestnym! -Tom zerwał się na równe nogi.
-Spokojnie.
Jeszcze nie teraz. -Siva skinął na chłopaków. -Chcieliśmy Wam
wręczyć zaproszenia na nasz ślub.
-Impreza!
-chłopaków opanował dziki szał. Amy rozdała koperty, w których
znajdowały się beżowo -czerwone zaproszenia. Obracając kartkę w
palcach wyobrażałam sobie moje i Max'a imiona na właśnie takiej
kartce.
-Ale to
jest przecież za miesiąc. -powiedziałam z niedowierzaniem.
-No,
trochę się pospieszyliśmy. Oprócz daty tak naprawdę nie mamy nic
gotowego, dlatego chcieliśmy Cię Claudia prosić o pomoc. - Siva
spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
-No cóż,
sami sobie tego piwa naważyliście, ale... wypijemy je razem! Jutro
bierzemy się do pracy.
-Fajnie
jest tak, jak teraz. Wszyscy razem, zadowoleni i uśmiechnięci. -
Xav podsumował, spoglądając na nasze roześmiane twarze.
Historia
z porwaniem bardzo szybko odeszła w niepamięć. Eric i jego szajka
zostali skazani od 3 do 10 lat pozbawienia wolności z zakazem
zbliżania się do nas po wyjściu z więzienia. Nikt już nie wracał
do tej sprawy, nikt o nic nie pytał.
_________________________
Witajcie. Nie zamierzam zawieszać blog, chociaż faktycznie, bardzo go zaniedbuję, jednak sprawy się trochę skomplikowały. Mój bardzo dobry przyjaciel wylądował w szpitalu, musiałam przy nim być i go wspierać, na szczęście jest już lepiej. Musiałam nadrobić zaległości w szkole, teraz walczę o ocenę z angielskiego jak dobrze pójdzie to 4.13, a jak nie to zostanie 4.06 ;)
Szczerze powiedziawszy mam dwa pomysły na nowe blogi, trochę w innej formie, trochę o czym innym. Jak na razie to tylko plany w mojej głowie, bo jak na razie brak czasu mnie dobija, a raczej zabija mój organizm kawą, napojami energetycznymi i dropsami.
Piszcie co u Was moi wierni Czytelnicy, którzy zaglądają tutaj regularnie i domagają się kolejnych rozdziałów ?