Witam Was na moim blogu
- niegdyś - story-the-wanted.blogspot.com !
W archiwum znajdziecie opowiadanie o The Wanted (rozdziały 1-59).
Zapraszam do czytania i komentowania!
Claudia Xyz

niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 14

„Jest 6.00. Piątek. Słoneczny poranek, po południu przelotny deszcz, wiatr południowo- zachodni, temperatura 19 stopni, temperatura wody w basenie 23 stopnie.” Otworzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Rolety odsłoniły się, ukazując piękny widok za oknem. „Kawa z mlekiem już gotowa, samochód będzie czekał na podjeździe za 30 minut. Życzę miłego dnia.” Głos kobiety zamilkł - to komputer, który steruje całym domem. Siedziałam na ogromnym łóżku pośród satynowej pościeli zmęczona i nadal śpiąca. Przetarłam dłońmi twarz. Byłam cała obolała po wczorajszym spacerze, po wylanych łzach i wszystkich emocjach, które towarzyszyły mi minionego dnia. Nie gramotnie zeszłam z łóżka i udałam się do łazienki. Moje odbicie w lustrze było dosyć smutne. Opuchnięte oczy, zaczerwienione policzki, potargane włosy i resztki makijażu gdzieś na skroniach i szyi. Zrzuciłam męską koszulkę i spodnie z siebie, po czym weszłam pod prysznic. Struga zimnej wody szybko mnie pobudziła, dała chwilowe ukojenie i relaks. Zapach owocowego balsamu unosił się w całej łazience. Chwyciłam włochaty ręcznik i owinęłam się nim. Na komodzie leżały moje ubrania, włożyłam je. Uczesałam włosy.
-Witaj.- powiedziałam sama do siebie, wciąż przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze. Ono odpowiedziało mi to samo.- Pora wziąć się w garść. Racja.- moje odbicie miało to samo zdanie. O dziwo nigdy się ze mną nie kłóciło, wręcz przeciwnie, przytakiwało mi. Nie czekałam już dłużej, złożyłam koszulkę i spodnie Brad'a w staranne kosteczki i odłożyłam na półkę pod ręcznikami. Zaścieliłam łóżko i zabrałam kluczyki od swojego mieszkania z komody, które ulokowałam w kieszeni siwych, dresowych spodni. Zeszłam na dół. Brad właśnie wkładał swoją walizkę do bagażnika samochodu.
-Jak się spało?- uśmiechnął się i zamknął bagażnik.
-Świetnie.- szkoda tylko, że tak krótko. Niestety, sama sobie byłam winna całemu, wczorajszemu zajściu.
-Więc jedziemy teraz do ciebie po twoje rzeczy i od razu ruszamy na północ. Zgoda?- otworzył mi drzwi limuzyny.
-Chyba nie mam innego wyjścia.- powiedziałam i wsiadłam do samochodu.
Nie byłam spakowana, więc wrzucałam do torby pierwsze, lepsze rzeczy, które wpadły mi w ręce. Szybko zapełniłam walizkę, zabrałam jeszcze laptopa, kilka teczek z dokumentami, telefon i byłam gotowa już do drogi.
-Tylko tyle?!- Brad spojrzał rozbawiony na walizkę i setki mniejszych walizeczek.
-No chyba...
-Jedziemy tylko na trzy dni!
-To nie moja wina, że muszę wozić za tobą wszystkie dokumenty, zachcianki i tysiące innych niepotrzebnych rzeczy.
-Zachcianki?- spojrzał na mnie roześmianymi oczami.
-A kto chce nowo wydrukowany scenariusz na każdy rozpoczęty plan zdjęciowy?
-No, ale po jednym dniu to wszystko jest tak pomazane...
-Albo zapasowy dysk?
-No nigdy nie wiadomo co się wydarzy... Ale ty wcale jesteś nie lepsza!- naburmuszył się jak małe dziecko. Spojrzałam na niego złowrogo.- Dobra, już nic nie mówię. Będę twoim tragarzem. Jakoś to zniosę.- z obrażoną miną chwycił walizki i udał się z nimi do samochodu. Ja wzięłam dwie mniejsze torby, zamknęłam drzwi i dołączyłam do niego.
-Może ci pomóc?-Brad stał przed schodami i przyglądał się, jak nieumiejętnie usiłuję walczyć z drzwiami i dwiema niewielkimi torebkami.- Jak ty sama sobie dajesz radę?- podszedł do mnie rozbawiony i zabrał mi walizeczki.
-Daję sobie daję.- uniosłam ręce jakbym się broniła.- O nie! Zapomniałam notesu!- uderzyłam ręką o czoło i udałam się z powrotem na schody.
-O nie, nie, nie.- Brad złapał mnie za rękę.- Poradzimy sobie i bez tego. Wsiadaj już, bo nigdy stąd nie wyjedziemy.- Objął mnie w pasie. Tak rozbawieni w końcu mieliśmy wsiąść do samochodu. Nagle z kamienicy naprzeciwko wyszedł Damond w towarzystwie tajemniczej blondynki, którą widziałam poprzedniego dnia. Wszystko jakby się zatrzymało. Wbiłam swój wzrok w jego postać. Przed oczami miałam nas na przedmieściach Paryża, stojących pośród zakochanych ludzi i właśnie on chciał wyznać mi
miłość. A teraz? On stał u boku wyidealizowanej, boskiej blondynki, a ja? W objęciach, według nowojorskiego, prestiżowego magazynu i kilku innych gazet, najprzystojniejszego aktora i biznesmen'a. Czy to był jakiś szczególny moment? Czy to chwila, którą będę wspominała jako kolejny, nowy rozdział w moim życiu? Tak po prostu, bez słów pożegnałam Damond'a? Ale jeszcze nie tak dawno... kochałam go? Nie. To nie możliwe, to bolałoby bardziej. On spojrzał na mnie, na nas, nic nie powiedział, nie przywitał się. My wsiedliśmy do samochodu i minęliśmy ich. Siedziałam otępiała i usiłowałam przypomnieć sobie jego głos, kolor oczu i uśmiech- nie mogłam.
-To ktoś... ważny?- Brad spojrzał na mnie.
-Nie.- odpowiedziałam szybko i bez namysłu. Spoglądałam na mijane za oknem kamieniczki, sklepy i ludzi, spieszących się o tej porze do pracy. Gdzieś pośród nich szedł on z boską blondynką i być może rozmawiali o upojnej nocy, którą razem spędzili, może tylko uśmiechali się do siebie porozumiewawczo, może umawiali się na kolejne spotkanie, może zatrzymali się gdzieś pomiędzy goniącym tłumem i zastygli w namiętnym pocałunku, może... może rozstali się tuż za pierwszym rogiem i poszli, każde w swoją stronę, może już zapomnieli o sobie, może już o sobie nie pamiętają... Ukradkiem otarłam łzę, która spływała po rozgrzanym policzku. Jednak boli. Rozdziera moje serce i powoduje dreszcze na całym ciele. A jednak. Kocham go? W jednej chwili przed oczami widziałam jego twarz, oczy z płonącymi iskrami, czułam zapach perfum i dotyk. Wszystko w jednej chwili powróciło. Nagła fala rozpaczy trafiła prosto w moją głowę, w moje serce. Czułam, że coś straciłam, kogoś. To dzięki niemu nie zagubiłam się w nowej rzeczywistości, w obcym kraju, w obcym mieszkaniu, w łóżku. Był moim wsparciem, codziennym elementem, który nie nazywał się rutyną, lecz elementem dzięki któremu czułam się bezpiecznie i pewnie. To prawda, że ludzie doceniają kogoś, coś dopiero wtedy, gdy to stracą. Właśnie teraz zdałam sobie sprawę jak wiele dla mnie znaczył... znaczy.

Nasza podróż była bardzo męcząca i niesamowicie długa. Zrobiliśmy sobie tylko kilka postoi, by rozprostować kości, a nasi dwaj kierowcy dosyć sprawnie pokonywali kolejne kilometry. Z każdą godziną krajobraz za oknem przybierał inną postać. Dopiero późnym wieczorem dotarliśmy do niewielkiego miasteczka nad samym wybrzeżem. Mimo że było to dosyć kameralne miejsce znalazło się miejsce na ekskluzywny hotel z raczej domową atmosferą. Większa część ekipy była już na miejscu i wszyscy świetnie się bawili w barze, popijając drinki i zajadając się koreczkami z serem i oliwkami.
-Jutro zdjęcia zaczynamy o 9 na plaży!- producent krzykną, gdy niektórzy zaczęli rozchodzić się do pokoi. My tylko przywitaliśmy się i poszliśmy do recepcji, by dostać klucz do pokoi.
-Zacznijmy od pokoju dwuosobowego na pierwszym piętrze. Proszę bardzo.- sympatyczna pani wręczyła jednemu z kierowców kartę do pokoju.
-Jakby co, jesteśmy w 203, albo dzwońce.- drugi z nich przyłożył palce w złożone w a'la telefon do ucha i pomachał nam, wchodząc do windy.
-Dla państwa mam apartament na ostatnim piętrze.
-Miał być apartament i jeden jednoosobowy pokój.- zerknęłam do smartfona, w którym miałam potwierdzenie rezerwacji na dwa pokoje.
-Na nazwisko pana Cooper'a widnieją dwa pokoje: jeden dwuosobowy i apartament.- pani podała nam kartę i wskazała drogę do windy.
-Nie patrz tak na mnie!- Brad uniósł ręce w geście obrony.- Przecież apartamenty zawsze mają co najmniej dwie sypialnie.- pokój okazał się przepiękny i przytulny. Był urządzony w bardzo nowoczesnym stylu, ale jego domowemu charakteru dodawały kwieciste zasłony i poduszki poukładane w setkach ilościach na kanapie i łóżku. Jedynym mankamentem tego pokoju był fakt, że nie był to standardowy apartament o jakich wspominał Brad. Zawsze taki pokój składa się z salonu, sypialni, czasami nawet z dwóch sypialni i przestronnej łazienki. Tym razem było inaczej. Zupełnie inaczej. Ten apartament to jeden duży pokój z kanapą, kawowym stolikiem, biurkiem i dwoma krzesłami, plazmowym telewizorem na ścianie, dużą łazienką z prysznicem i wanną, i jednym jedynym łóżkiem małżeńskim.
-Nie no, nie jest tak źle.- Brad usiadł na łóżku.
-Ty chyba oślepłeś!
-Och damy radę! Mogę spać na kanapie.- położył się na niej, jakby chciał mi udowodnić, że będzie mu tam bardzo wygodnie. Jednak okazało się, że była tak mała, że nie był wstanie się tam nawet porządnie wyciągnąć.
-I co? Jak ci tam?- leżałam w poprzek łóżka i spoglądałam na Brad'a, który walczył z poduszkami i usiłował ułożyć je w dogodnej pozycji względem jego głowy.
-Cudnie...- wymamrotał zażenowany tym, że nie był wstanie dać sobie rady z głupimi poduszkami.- Claudia... ja ci dopłacę tylko błagam, pozwól mi się z tobą przespać!- klękną przed łóżkiem z miną a'la kot z scherek'a. Wybuchnęłam śmiechem, zdając sobie sprawę, że nikt mi nie uwierzy, że jeden z najprzystojniejszych mężczyzn chodzących po tym globie, klęcząc przede mną błagał mnie o to, bym się z nim przespała.
-No wiesz, ale to cię będzie bardzo dużo kosztowało.
-Pieniądze nie grają roli.
-Nie chodzi o pieniądze.- chwyciłam jego koszulę i rozpięłam kilka guzików. On klęczał tak przede mną nieco osłupiały i mocno zdziwiony.

-Wiedziałem, wiedziałem!- nagle chwycił mnie za nadgarstki i teraz siedział na mnie okrakiem, i patrzył mi prosto w oczy. Pomyślałam, że to z pewnością będzie wyjątkowa i dziwna noc.
__________________________________________________________
Opowiem Wam co działo się u mnie ostatnio. Zwątpiłam. Zwątpiłam we wszystko, we wszystkich, a co najgorsza, zwątpiłam w samą siebie. Przez cały tydzień nie chodziłam do szkoły, bo nie potrafiłam się pozbierać. Wszystko co robiłam nie przynosiło żadnych rezultatów, było dobrze, ale wiedziałam, że mogę dać z siebie więcej. Nie chęć do wszystkiego opanowała mnie od stóp po czubek głowy. Miałam chwilę, gdy wszystko było mi obojętne, ale wiecie co? Przeszukując internet w poszukiwaniu ciekawej muzyki natrafiłam na pewien filmik, na całą serię filmików, które sprawiły, że głos mówiący z głośnika laptopa stał się wysportowanym, napakowanym, czarnoskórym człowiekiem, moim trenerem, który stoi tuż obok mnie i wykrzykuje mi te słowa, gdy ja, po zdobyciu i osiągnięciu tak wielu rzeczy w życiu, teraz chcę się poddać. Zamknęłam oczy i czułam oddech tego mężczyzny na swojej szyi, każde jego słowo docierało do mojej głowy z siłą. Po moim ciele przechodziły setki dreszczy. On krzyczał, gestykulował. Za wszelką cenę chciał bym się nie poddała, ale wiedział, że to wszystko zależy tylko ode mnie i właśnie te słowa mają sprawić, że podniosę się, otrzepię i stanę do kolejnej walki. Płakałam. Mało powiedziane. Wyłam. Wyłam tak głośno, tak rozpaczliwie. Gdy on pytał "rozumiesz mnie?!", ja przytakiwałam mu. Łapałam się za głowę, łzy zalały całą koszulkę, a moje ręce się trzęsły. Najbardziej zapadły mi w pamięci  jego słowa: If it was easy, everybody will do it!. Zdałam sobie sprawę, że jestem wyjątkowa, jedyna i niepowtarzalna, i że nie wolno poddawać mi się podczas gdy przeszłam już tak wiele i tak wiele bitew wygrałam. 
Zrozumiałam, że te filmy mnie zmotywowały. Nie robię tu nikomu reklamy, po prostu na własnym doświadczeniu wiem, że to pomaga, przynajmniej mi pomogło. Włączcie ten filmik, jeden, dwa, może wszystkie. Siądźcie w ciszy i spokoju. Niech nikt wam nie przeszkadza, miejcie swobodę, by móc nawet krzyczeć czy zalać się łzami. Zamknijcie oczy i wyobraźcie sobie, że wasz autorytet mówi to do was (trener, idol, ktokolwiek, ja nie uprawiam żadnych sportów, ale postać rosłego trenera zrobiła na mnie największe wrażenie) i każde słowo dokładnie analizujcie. 
Ja zaczęłam od tego, ale to równie mocno mną wstrząsnęło w połączeniu z całą sytuacją na filmiku. Uwierzcie mi, wyłam jak nigdy przedtem. Mama wieczorem pytała czy przypadkiem uczulenia nie mam, bo miałam takie oczy spuchnięte od płaczu. 
Poskutkowało. Wzięłam się za naukę, ogarnęłam się w prowadzeniu samochodu, szukaniu pracy na wakacje i... zaczęłam pisać książkę. 
Oj, rozpisałam się. Pozdrawiam Was cieplutko! Co u Was?

środa, 2 kwietnia 2014

Rozdział 13

Przebudziłam się z samego rana, ale Brad'a już nie było. Pozostała po nim starannie zapisana kartka: 'Dzisiaj poradzę sobie sam, spakuj się i do zobaczenia jutro rano.” Przeciągnęłam się i spojrzałam za okno. Poranna mgła powoli ukazywała zaspane jeszcze miasto, a w oknach kamienic gdzieniegdzie odsłaniały się żaluzje. Damond najwidoczniej jeszcze spał. Jego okna zasłonięte były ciemnymi zasłonami i tylko okno w kuchni było nieco uchylone. Włączyłam ekspres i przyglądałam jak tworzy moje ulubione Latte Macchiato. Najpierw wlał aromatyczną kawę, odrobinę mleka, które spienił, a na uwieńczenie szklanki dołożył nieco śmietanki. Wsypałam kilka łyżeczek cukru i zburzyłam trzy warstwowy napój. Usiadłam na parapecie i spoglądałam na ulicę. Sąsiedzi wychodzili z domów, wsiadali w samochody i odjeżdżali, inni wybierali rower, a pozostali szli po prostu pieszo. Jeszcze raz zerknęłam w okna przyjaciela- zasłon już nie było, widocznie wstał, być może pije kawę tak samo jak ja. Nagle drzwi jego kamienicy otworzyły się, a on wyszedł z niej w towarzystwie długonogiej blondynki. Wyglądała jak ósmy cud świata! Była szczupła, a wręcz przesadnie chuda, miała na sobie shorty, koszulkę mgiełkę i wysokie szpilki. W ręce trzymała czarną kopertówkę, a na nosie znajdowały się okulary a'la Paris Hilton. Była po prostu atrakcyjna. Oboje wsiedli do jego sportowego auta i odjechali. W jednej chwili poczułam jakbym utraciła całą swoją siłę, coś, co do tej pory trzymało mnie na nogach i motywowało do wstawania z łóżka, funkcjonowania, życia... Sama nie rozumiałam siebie. Przecież kilka dni temu on chciał wyznać mi miłość, a ja... odrzuciłam go? Czy mógł się tak poczuć- odrzucony? Straciłam miłość swojego życia, przyjaciela i kompana? Jednym łykiem dokończyłam picie kawy. Spojrzałam na zegarek- zbliżała się ósma. Przypomniałam sobie, że miałam rozmawiać z mamą przez Skypa, więc włączyłam laptopa i czekałam na połączenie. Siedząc naprzeciwko ściany ze zdjęciami spoglądałam na Damond'a, który uśmiechał się do mnie. Przecierałam łzy z policzka i modliłam się w duchu, abym go nie straciła. Nagle na monitorze pojawiła się ikonka „Dom”, nacisnęłam zieloną słuchawkę i zobaczyłam mamę.
-Cześć.- powiedziałam, uśmiechając się przy tym szeroko.
-Jak ja dawno cię nie widziałam!- mama rozpoczęła prowadzić swój wywiad na temat mojej pracy, sukcesów i dalszej kariery menagera. Jednak nie obyło się bez kłótni, byłoby zbyt pięknie.- A jakiegoś chłopaka masz?- łzy zapełniły moje oczy na myśl o Damond'zie, którego najprawdopodobniej straciłam.
-Ni... nie.- powiedziałam niepewnie.
-W Polsce nie mogłaś sobie nikogo znaleźć i tutaj też nic?! Weź ty się jakoś ogarnij! Twoje koleżanki już śluby biorą, dzieci rodzą, a ty nawet faceta nie masz?! Zarabiasz, weź zapisz się na jakąś siłownię, nie wiem, zamów dietetyczny catering, zrób coś z sobą! Zobacz jak ty wyglądasz! Oczy podkrążone, twarz okrągła, no może schudłaś ciut, ale nie na tyle, żeby być młodą i atrakcyjną kobietą! Zostaniesz starą panna i tyle!
-A co z zasadą, że nie warto brać pierwszego lepszego, że dziecko mogę mieć z probówki i wychować je sama?! Już nie pamiętasz jak mówiłaś, że facet to nie wszystko, że najpierw szkoła, potem praca, a na końcu rodzina? Już nie pamiętasz?
-Pierwszego lepszego nie każę ci brać, ale żeby żadnego nie brać?! Co ja, babcią zostanę jak już bliżej mi do grobu będzie?!
-Daj mi spokój z tymi dziećmi! Ja mam dopiero 19 lat!
-I nie miałaś nawet chłopaka!
-Miałam! Dobrze o tym wiesz, że byłabyś już babcią od dwóch lat!
-Byłabym gdybyś nie puszczała się z pierwszym francuzikiem na horyzoncie!
-Ha, widzisz! Czyli jednak miałam faceta! Ja miałam wszystko. Miałam, tylko wy mi to wszystko odebraliście!
-Dziecka nikt ci nie zabierał!- zamknęłam laptop i wybuchnęłam płaczem. Cały świat się zatrzymał. Nic innego nie liczyło się jak tylko płacz i łzy. Nic nie mogło nie powstrzymać, nic nie mogło mi pomóc, nic nie mogło uleczyć mój ból. Siedziałam jak bezbronne dziecko i płakałam. Moje ręce trzęsły się, ból w klatce piersiowej był nie do zniesienia, a w głowie panował wielki chaos. Wyciągnęłam z szafy siwe spodnie dresowe i białą koszulkę z nadrukiem, do tego założyłam adidasy i, zabierając ze sobą wyłącznie klucze i wyszłam z domu. Sama nie wiedziałam gdzie pójść, co zrobić. Chodziłam wzdłuż Tamizy i co chwilę zatrzymywałam się, i przyglądałam płynącej wodzie.
Godziny mijały, a ja bez celu szłam prosto przed siebie. Mijałam domki na wodzie, a w ich oknach widziałam swoje odbicie. Może faktycznie to wszystko przez mój wygląd? Jestem gruba, nazywajmy rzeczy po imieniu, ale nie na tyle, że fałdy tłuszczu wylewają się spod spodni i koszulek. Mam tu i tam nieco więcej niż inni, ale nie pocę się po wejściu na 2 piętro i jazda na rowerze nie sprawia mi kłopotu. Odkąd pamiętam, zawsze miałam kilka nadprogramowych kilogramów i chyba tak pozostanie. Chyba usiłuję się usprawiedliwiać, ale z drugiej strony nikt nie nazwał mnie grubasem, pulpetem czy czymkolwiek innym. Nie. Jestem gruba i to wszystko. Mama ma racje.
Słońce powoli kryło się za horyzontem, a ja zawędrowałam w jakieś odległe zakątki Londynu. Zorientowałam się, że minęło prawie osiem godzin od wyjścia z domu, a ja wciąż szłam i nie odczuwałam zmęczenia. Kompletnie nie wiedziałam jak mam wrócić do domu, nie wzięłam też pieniędzy i nie miałam telefonu, by zadzwonić po taksówkę. Dopiero po kilku godzinach zaczęłam rozpoznawać budynki i dzielnice. Niebo zaczęły pokrywać ciemne chmury, które zapowiadały ulewę, ja jednak powoli zmierzałam w kierunku domu.
-Co ty tu robisz?- czarny jeep zatrzymał się obok mnie, a za kierownicą siedział Brad.
-Spaceruję.- szłam ze spuszczoną głową.
-Dzwoniłem do ciebie.- wysiadł z samochodu i szedł za mną.
-Zostawiłam telefon w domu.- nie zatrzymałam się nawet na chwilę.
-Wszystko w porządku?- złapał mnie za rękę i zatrzymał. Chwycił mój podbródek i spojrzał mi w oczy.- Płakałaś...
-Wydaje ci się.- odsunęłam jego dłoń i powstrzymywałam się, by nie wybuchnąć płaczem.
-Aha... to może wpadniesz do mnie na kubek gorącej czekolady, a potem odwiozę cię do domu?- w mojej głowie panowała tylko jedna myśl „usiąść i odpocząć”. Sama nie wiem czemu, ale zgodziłam się. Po kilku minutach byliśmy już na miejscu. Obolała wysiadłam z auta i weszłam do domu.
-Betti, zrobisz nam gorącą czekoladę?
-Claudia? Jak miło cię widzieć! Już robię.- kobieta uścisnęła mnie serdecznie i zniknęła za drzwiami kuchni. Tym razem, wyjątkowo nie siedzieliśmy w salonie, lecz w jego salonie połączonym z sypialnią, garderobą i łazienką, w której kilka dni temu wspólnie się suszyliśmy. Kubek czekolady był ukojeniem całodniowego wędrowania po mieście.
-Mogę cię o coś spytać?- Brad usiadł na stoliku przede mną.
-Tak.- odsunęłam kubek od ust.-Pytaj.
-Kto cię zranił tak bardzo, że cały dzień przepłakałaś?
-Ja wcale nie płakałam.- wysiliłam się na uśmiech.
-Jesteś tak zmęczona, że nawet nie czujesz jak łzy spływają po twoich policzkach.- w tym momencie otarł kilka z nich.
-Mama...- wyszeptałam.
-Nie możliwe. Z pewnością jest z ciebie dumna, bo to, co ty osiągnęłaś w tak młodym wieku zasługuje na jakąś nagrodę! Na pewno tęskni za tobą i nie może doczekać się twojego ślubu, wnuków...
-Ty też uważasz, że powinnam mieć faceta i dzieci?!
-Nie, ja...
-Myślałam, że ty mnie jakoś zrozumiesz, że najpierw praca, kariera, a potem...- odstawiłam kubek i skierowałam się do wyjścia.- Jesteś taki sam jak ona.- rzuciłam i wybiegłam z domu. Na dworze rozszalała się burza. Wiał silny wiatr i padał gęsty deszcz- normalne o tej porze roku. Nareszcie nie było widać moich łez, nie było słychać mojego szlochu i rozdzierającego bólu. Biegłam przed siebie i czułam jak moja bezsilność bierze górę. Silniejszy podmuch wiatru mógł mnie przewrócić na ziemię.
-Claudia!- usłyszałam za sobą wołanie. Nie zatrzymałam się, chodź wiedziałam, że i tak mnie dogoni, bo słabłam z każdym pokonywanym metrem. Przed moimi oczami miałam Chris'a, pierwsze usg naszego maluszka i moment wypadku, w tym momencie czułam tylko ból jaki towarzyszył mi po utracie dziecka. Pozostał mi po nim tylko ból i stłumiony krzyk. No tak, i łzy.
-Przepraszam, ja nie chcia...- Brad chwycił mnie i przycisnął do latarni stojącej obok.

-On miałby teraz dwa lata. On biegałby i grał w piłkę. On chciałby słuchać moich bajek i śpiewać razem ze mną piosenki. On płakałby i śmiałby się razem ze mną. Jednego dnia straciłam wszystko. Rodziców, chłopaka i dziecko. A teraz własna matka oczekuje ode mnie wnuków, chce mojego ślubu, dla niej tamto nie miało znaczenia, nie istniało, ale to ja nosiłam go przez siedem miesięcy pod sercem, to ja czułam jego każdy, najmniejszy ruch, to ja z nim rozmawiałam i śpiewałam mu. Od tamtej pory nie mam nikogo... nikogo. Własna matka stała się moim wrogiem...- Brad stał cały przemoczony i wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem.- Wracajmy do domu.- wyszeptałam. Wróciliśmy. Zasnęłam w jego sypialni, w jego piżamie, w jego łóżku, a on- na kanapie.
______________________________
Nawet nie wiecie jak wiele radości sprawiają mi Wasze mail'e i komentarze z prośbą o kolejny rozdział. 
Pisany pod wpływem chwili.Wybaczcie, jeżeli Was zawiodłam.