Witam Was na moim blogu
- niegdyś - story-the-wanted.blogspot.com !
W archiwum znajdziecie opowiadanie o The Wanted (rozdziały 1-59).
Zapraszam do czytania i komentowania!
Claudia Xyz

czwartek, 21 marca 2013

39


Obudziłam się o 9.30. Było niesamowicie gorąco. W pokoju wszystkie okna pootwierane i drzwi. Mogło się wydawać, że powinien być przeciąg, ale nie... powietrze stało. Położyłam się na plecach i przyglądałam się sufitowi. W mojej głowie był wielki bałagan. Myślałam o tym wszystkim i nie mogłam uwierzyć, że choroba Amy tak nagle powróciła. A może ona z tym się już męczy od dłuższego czasu, tylko ta kłótnia z Siv'ą była punktem kulminacyjnym w całej tej sytuacji? Czyżbym nie poświęcała jej wystarczająco dużo uwagi? Czy to może być moja wina? Nie wiem, z pewnością w jakimś stopniu na pewno. Z drugiej strony to swoje życie poświęcam innym, martwię się czyimiś problemami, pomagam wszystkim tylko nie sobie. Czemu nie zajmę się Max'em tylko wciąż jest drugi, a nawet trzeci pośród wszystkich obowiązków? Niszczę swój związek? Chyba tak. Pora poświęcić się naszemu związkowi, ale... nie mogę zostawić przyjaciółki w takim stanie! Eh, sama sobie zaprzeczam.
Siedzę właśnie w szpitalnym korytarzu, skulona pod ścianą. Jest mi zimno i czuję zapach specyficzny dla tego miejsca. Dłońmi podpieram głowę i co chwilę zamykam oczy. Staram się odgonić od siebie te wszystkie wspomnienia, które teraz za wszelką cenę mój mózg przywołuje. Nienawidzę teraz wszystkich i wszystkiego. Spoglądam na chłopaków, którzy chodzą od automatu z kawą do okna, od okna do drzwi sali Amy, od drzwi do automatu. Na krzesłach koło sali siedzi Sharl. Mam dosyć! Dosyć mam tego wszystkiego, dosyć! Wstaję, nie mówię nic tylko w pośpiechu opuszczam oddział, schodami zbiegam w dół, nie liczę pięter, schodków, po prostu zbiegam. Po kilku sekundach ukazują mi się drzwi, mocno je popycham i gnam w stronę głównego wyjścia. Słyszę za sobą czyjeś wołanie, ktoś wykrzykuje moje imię. Nie chcę tego słyszeć, biegnę w stronę wyjścia. Dopiero po chwili odwracam się, widzę Toma i Max'a, którzy podążają za mną. Spoglądając na nich wybiegam przed szpital. Słyszę pisk opon i dopiero wtedy zauważam samochód, który ostro hamuje. Słyszę tylko głośne „nie!”. Zamykam oczy i czuję jak upadam na maskę samochodu, potem się po niej staczam i ląduję na ziemi. Nic mi nie jest. Otwieram oczy i spoglądam w niebo.
-Claudia! -Tom i Max biegną w moją stronę. Ja jak gdyby nigdy nic siadam na ulicy i wciąż patrzę w niebo.
-Wszystko w porządku? -kierowca samochodu podchodzi do mnie i łapie mnie za ramię.
-Jasne, wszystko jest ok-ej. -uśmiecham się do niego i znów spoglądam w chmury.
-Nic się pani nie stało? -jakiś pielęgniarz kuca przede mną.
-Wszystko jest na swoim miejscu. -wyciągam ręce do Toma, aby pomógł mi wstać.
-Może lepiej będzie jak panią przebadają... - mężczyzna wskazuje na wejście.
-Nie... nic mi nie jest. -z przerażeniem spoglądam na budynek.
-My się nią zajmiemy. -Tom podaje Max'owi kluczyki do auta i idziemy na parking. Nikt o nic nie pyta, nikt o niczym nie mówi po prostu jedziemy do domu.
-A jeśli ona umrze? -mówię, gdy stoimy w wielkim korku.
-Nic jej nie będzie. -Tom obejmuje mnie ramieniem, widzę niespokojny wzrok Max'a na sobie.
-A jeśli ona tak samo jak Anthony zamknie oczy, a potem jej serce będzie zwalniało i potem jej ciało będzie co raz chłodniejsze... -mówiłam bez żadnych emocji. Chłopaki tylko spoglądali na siebie z przerażeniem.
-Z nim tak było? -Tom spojrzał na mnie. Nigdy nikomu nie mówiłam o tym jak Anth umierał, wszyscy byli przy tym, ale oni siedzieli na korytarzu, ja leżałam obok niego.
-Jeden, dwa, trzy i zabiło, a po chwili jeden, dwa, trzy, sześć, osiem... i jego usta były sine. Z nią też tak będzie? -spojrzałam na Toma, który teraz siedział wciśnięty w fotel.
-Nie będzie. -powiedział, ale jakby sam w to nie wierzył. Właśnie dzisiaj stan naszej kochanej blondynki się pogorszył. Dziewczyna w nocy odłączyła kroplówkę i z zabiegowego wykradła jakieś prochy, o mało nie zeszła na tamten świat. Sama już nie wiedziałam czy ona chce być z Sivą i żyć, czy koniecznie iść do Boga. Nie mogłam tego pojąć. Siva wytrwale siedział przy niej i znosił jej humory i nastroje. Ja po prostu wymiękłam, nie mogłam. Po kilkunastu minutach dojechaliśmy do domu. Położyłam się na łóżko, Max uczynił to samo.
-A jeśli … gdybym ja tak... -spojrzałam na chłopaka -będziesz wtedy przy mnie?
-O czym ty mówisz? -chłopak podparł ręką głowę.
-Gdybym ja umierała, byłbyś przy mnie? -spojrzałam w jego oczy. Te czekoladowe, płonące oczy.
-Skarbie, będę przy tobie zawsze i wszędzie, ale do śmierci jeszcze daleko -pogłaskał mój policzek. -daleko... -powtórzył jakby dla pewności. Zamknęłam oczy i nie wiadomo, kiedy zasnęłam.

Białe ściany, biała podłoga i sufit. Powoli stawiam kroki, jestem oślepiona tą jasnością. Nabieram dużo powietrza, które jest takie lekkie i przyjemne, do płuc. W tym potężnym pomieszczeniu widzę tylko krzesło, czarne z oparciem, zwykłe krzesło. Zbliżam się do przedmiotu, zauważam, że ktoś chce zająć mi miejsce. To jakiś człowiek ubrany w niebieskawą koszulę. Nie widzę jego twarzy, on idzie w stronę krzesła.
-To moje miejsce. -mówię, gdy postać siada na krześle.
-Gwiazdko... na twoje miejsce jeszcze przyjdzie czas. -zauważam po chwili ludzi, idących z różnymi, kolorowymi krzesłami i ustawiają je pod ścianą, która teraz wydaje się nie mieć końca.
-Gwiaz...-urywam. Spoglądam na tą tajemniczą postać. -Anth. -szepczę. Mam ochotę rzucić mu się w ramiona,
-Chciałbym ci tylko powiedzieć, że... -chłopak wstaje i dotyka mojego policzka. Czuję jego rozgrzaną dłoń. -nie powiem ci żebyś się wzięła w garść, bo to bez sensu. Po prostu... nie poddawaj się zbyt łatwo. Amy wyzdrowieje, będzie wszystko dobrze, zobaczysz. Musisz to wszystko przeczekać.
-Anthony, ja... nie radzę sobie... zawodzę na każdej linii. Max'a, Amy, wszystkich... jestem taka beznadziejna. Nie umiem się jakoś pozbierać odkąd ciebie nie ma.
-Gwiazdko... my jeszcze będziemy mieli czas dla siebie, ale najpierw poświęć się Max'owi i całej reszcie. Zobaczysz, że wszystko będzie tak kolorowe jak nigdy. Mną się nie przejmuj. Mi tu jest dobrze, będę tu na ciebie czekał. Cały czas jestem przy tobie, jeżeli będziesz chciała mnie znów zobaczyć to zamknij oczy i uwierz, że się da. -chłopak teraz obiema dłońmi złapał moją głową. Staliśmy tak oparci o swoje czoła, spoglądając sobie w oczy.
-Anthony, chodźmy już! -usłyszałam jakiś znany mi głos.
-Już, już! -chłopak spojrzał na starszego mężczyznę, który stał z jakąś starszą kobietą.-Muszę już iść. Jestem tutaj. -dotknął mojego serca. -Jestem najjaśniejszą gwiazdką dla ciebie -zawsze.
-Już rozumiem. -powiedziałam, spoglądając na starsze małżeństwo. Rozpoznałam w nich dziadków chłopaka. Jego ukochanego dziadka i babcię, którzy zmarli w wypadku samochodowym. Anth zawsze uwielbiał składać z dziadkiem modele samolotów, które puszczaliśmy nad jeziorkiem. Z babcią uwielbiał piec ciastka z wanilią i czekoladą.
-Teraz składamy wielkiego Boeinga. -chłopak uśmiechnął się do mnie i pobiegł do dziadków.
-Anth...! -krzyknęłam za nim.
-Kocham Cię Gwiazdko! -chłopak pomachał mi i po chwili zniknął gdzieś w bieli... Stałam jeszcze przez chwilę w tym dziwnym miejscu. Rozglądałam się dookoła, szukając jakiegoś przedmiotu, ale ta przestrzeń jest pusta. Bezsilnie siadam na podłodze i kreślę wzory palcem po podłodze. Po chwili przed moimi oczami zapada ciemność... Gdy się budzę jestem w swoim pokoju. Ściany są w kolorze blado – żółtym, drzwi są lekko uchylone, z salonu dobiega dźwięk rozmów. Wróciłam. Witamy w naszym świecie.

poniedziałek, 11 marca 2013

38


-Mów, gdzie ona jest! -Siva rzucił się na mnie, gdy tylko zobaczył mnie w drzwiach domu.
-Sory, nie mogę. Powiem ci, że masz przechlapane. -ominęłam rozwścieczonego chłopaka.
-Wszystko z nią ok?
-Jak ma być wszystko OK? Kuźwa, szlak mnie jasny zaraz na ciebie weźmie! Jak mogłeś?! -rzuciłam torbę na kanapę.
-No, ale to tylko...
-Tylko, tylko. Sranie w banie! My już wiemy co tam się działo. Byś się ogarnął trochę jak chcesz być z Amy, a nie … pierdu pierdu, pierwsza lepsza laska i już … -z góry zszedł Max i Nathan, by zobaczyć o co chodzi. -Bierz z nich przykład. To są faceci!
-O co chodzi? -Nathan oparł się o barierkę.
-Ten ma dziewczynę -wskazałam na Maxa.- Nawet się na nią nie obejrzał, chodź nie wierzę w to, że ona mu się nie podoba. A ten? Najmłodszy, a się zachować umie. Mimo że dziewczyna w drugim kraju siedzi. Że też Bóg nosi takie pierdoły jak ty. -nie ma co. Uniosłam się, ale po prostu nie mogłam się opanować. No cóż, siła wyższa. Do końca dnia Siva siedział w swoim pokoju. W sumie to dobrze, bo jakby mnie jeszcze bardziej zdenerwował to z pewnością oberwałby w mordę. Za to Max i Nath chodzili dumni jak pawie z tego, że powiedziałam o nich „prawdziwi faceci”. Słyszałam nawet jak Nath rozmawiał z Natalią przez Skypa i chwalił się swoim dokonaniem.

-A wy gdzie? -schodziłam właśnie do kuchni, by zrobić jakąś kolację, gdy przy drzwiach zobaczyłam wystrojonego Toma i Jay'a.
-Idziemy do klubu. -Tom poprawiał fryzurę.
-Że we dwóch? -spojrzałam, unosząc brew do góry. To było dziwne.
-No, Max stwierdził, że nie idzie. Nathan gada z Natalią, więc odpada. Siva to raczej ma na razie dosyć imprez, więc zostaliśmy tylko my. -Jay wyliczał.
-A Sharlotte? -spojrzałam na loczka podejrzanie.
-Ona ma do nas dojechać. -Jay tryumfalnie spojrzał na mnie.
-No chyba że... -powiedziałam pod nosem.
W sumie to było trochę dziwne, że oni tylko tak po kryjomu idą do klubu. No, ale cóż. Wszędzie wszyscy chodzić nie musimy.

Obudziłam się koło 7 rano. Max jeszcze spał, więc po cichu ubrałam się i zeszłam na dół. Po tej ciszy można było wywnioskować, że wszyscy jeszcze śpią. Weszłam do kuchni i od razu otworzyłam lodówkę.
-Cześć? -usłyszałam za sobą czyjś głos. Podskoczyłam przerażona, bo byłam pewna, że nikogo tutaj nie zastanę. Złapałam wielką cukinię, która leżała na jednej z półek i … zamachnęłam się, by wymierzyć cios „temu komuś”.
-Spokojnie! -odwróciłam się i zobaczyłam jakąś dziewczynę.
-Co ty tu robisz do cholery?! I kim ty w ogóle jesteś?! I dlaczego masz na sobie koszulkę mojego brata?! -cukinię wciąż trzymałam uniesioną do góry.
-Jestem Demi. -dziewczyna niepewnie wyciągnęła do mnie rękę. -Tom to twój brat? -przytaknęłam, bacznie obserwując dziewczynę.
-No cześć Emi. -Tom wszedł do kuchni
-Demi. -poprawiła go dziewczyna.
-Skąd ty tu... -zaczęłam.
-Czy ty wszystko musisz wiedzieć? -brat zmierzył mnie swoim wzrokiem.
-Nie, nie muszę. -odwróciłam się i opuściłam pomieszczenie. Wszystko wokół zaczynało być baardzo dziwne. Tom z jakąś laską w kuchni, kłótnia Amy i Sivy. Co się tutaj do cholery dzieje?!
Postanowiłam, że pojadę do Amy, by spędzić z nią cały dzień na ploteczkach. Obiecałam sobie, że nie będziemy rozmawiały o chłopakach, o kłótniach i całym tym szalonym życiu.

Wszystko tego dnia było wyjątkowo uśpione. Może dlatego, że nad miastem jak to często bywa o tej porze, zawisły siwe chmury, które oznajmiały, że będzie padać. Jechałam powoli, pokonując kolejne skrzyżowania i ronda. Nie ma co, ale szczęście dopisywało mi od samego rana, oczywiście „ponure szczęście”. Za każdym razem stałam na czerwonym świetle! Jednak tym razem nie denerwowało mnie to aż tak. Po jakieś dobrej godzinie jazdy, zaparkowałam pod dużym blokiem. Tym razem miałam szczęście, bo akurat z klatki wychodziła jakaś kobieta. Nawet nie dzwoniłam dzwonkiem tylko od razu nacisnęłam klamkę przy drzwiach.
-Amy, mam świetny pomysł! -gdy tylko przekroczyłam próg mieszkania zaczęłam mówić. -Kupiłam nam winko i trochę jedzonka. Posiedzimy i pogadamy! Wiesz co Tom zrobił?! Spro...-weszłam do kuchni, gdzie zobaczyłam blondynkę, siedzącą koło lodówki. -Co ci się stało?! -klęknęłam przed nią i uniosłam jej podbródek.
-Teraz... bę...bę...będę... pie...pię...piękna. -dziewczyna ledwo co powiedziała.
-Coś ty zrobiła?! -zobaczyłam puste opakowania po leku na katar. -Amy, proszę! -zaczęłam ją szturchać. -Tylko nie to! -znów powróciła ta cholerna choroba!
-Tak, tak. Tak będzie lepiej. -Amy wymamrotała i osunęła się na podłogę.
-Pieprzona egoistko! Czemu nie pomyślałaś o mnie?! Nie zostawiaj mnie z tym wszystkim! -wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam po pogotowie.. Dopiero po jakiś 10 minutach pojawiło się dwóch mężczyzn i kobieta z dużymi, lekarskimi torbami.
-Zabieramy ją! -jeden z nich zarządził. Po kilku minutach siedziałam już w swoim samochodzie i jechałam za karetką.
-Ile jeszcze razy... -mruknęłam pod nosem, stojąc przed szpitalem. Powróciły do mnie te wszystkie dni spędzone z Anthonym w szpitalnej sali. Chciałam połknąć te cholerne prochy od psychologa i zapaść w twardy sen, ale po pierwsze nie miałam ich przy sobie, a po drugie teraz musiałam być przy Amy. Skierowałam się na odpowiedni oddział.
-Mogę do niej wejść? -zapytałam lekarza, który właśnie wyszedł z sali dziewczyny.
-Pani z rodziny?
-Nie, ale ja jestem jej przyjaciółką...-przeciągnęłam, bo w sumie nie musiał mnie tam wpuszczać.
-To Pani ją znalazła?
-No tak.
-Dobrze, że Pani tak szybko zareagowała.
-Chodzi o to, że... Amy była chora na anoreksję. Wtedy też truła się tymi tabletkami, dawały jej kopa no i powodowały, że miała zapchany żołądek...
-Dobrze, że Pani mówi. W takim razie muszę powiadomić psychiatrę... -mężczyzna udał się w głąb korytarza, a ja weszłam do pokoju. Amy była blada, wyglądała tragicznie. Oczywiście w tym momencie nie dało się z nią porozmawiać, bo przecież była … na haju, jakby nie patrzeć. Usiadłam pod oknem na krześle i zadzwoniłam do Sivy, by jak najszybciej przyjechał.
Siedziałam w tej sali, przyglądając się dziewczynie. Moje nogi były jak z waty. Łzy same napływały mi do oczu. Po prostu bałam się siedzieć przy niej, bałam się do niej podejść, dotknąć, przytulić. Bałam się, że za chwilę zamknie oczy i już nigdy więcej ich nie otworzy. Modliłam się w duchu, by Siva szybko przyjechał i siedział przy niej. Może to dziwnie zabrzmi, ale nie chciałam siedzieć przy własnej przyjaciółce.
-Nareszcie... -wymamrotałam, gdy w drzwiach zobaczyłam chłopaków.
-Amy...- Siva podszedł do dziewczyny i pocałował ją w policzek.
-Zasrany zdrajco...-dziewczyna wymamrotała. -Judaszu...-mówiła bez ładu i składu.
-Co...? -mulat spojrzał na mnie. Domyślam się, że ja wcale nie wyglądałam lepiej od niej.
-Zabierzcie mnie stąd. -powiedziałam tępo wpatrując się w podłogę. Max objął mnie ramieniem i wyprowadził na korytarz. Przytuliłam się do niego, a po moich policzkach spłynęły łzy.
-Już... spokojnie... -Max głaskał mnie po policzku.
-Ja go zabiję! -wrzasnęłam. Oderwałam się od chłopaka i zaczęłam okładać Sivę torebką. Po chwili chłopaki odciągnęli mnie od mulata.
-Powiesz wreszcie co się stało Amy? -Jay stał przed Sivą, abym nie musiała oglądać jego facjaty.
-Przez niego! Przez niego ona znowu to robi!
-Co robi?! -Siva wychylił się zza pleców Loczka.
-Boże! Amy parę lat temu wyleczyła się z anoreksji! Wtedy potrafiła nie jeść przez tydzień, bo brała leki na katar, po 2 opakowań naraz. Teraz połknęła trzy opakowania...
-Na katar?! -Tom spojrzał na mnie.
-W tych lekach jest pseudoeferydyna, czyli środek działający jak narkotyk, oczywiście w dużych ilościach. Chodzisz jak na haju i masz zapchany żołądek. Ona zniszczyła sobie przez to całe dwa lata! Potem wszystko było dobrze... do teraz! Chciała się tobie bardziej podobać! Ona zrobiła to dla ciebie!
-Postarałeś się stary, nie ma co. -Jay spojrzał na mulata, który teraz oparł się głową o ścianę.
-Dobra... sytuacja jest w miarę ogarnięta. My jedziemy do domu, a wy róbcie co chcecie. -Max pociągnął mnie w stronę wyjścia. Byłam mu wdzięczna, że zabiera mnie z tego miejsca. W milczeniu dotarliśmy do domu. Od razu skierowałam się do pokoju, gdzie połknęłam lekarstwa i zasnęłam.
__________________________________
Jestem! Wróciłam ;p
Przepraszam, że tak długo, ale już jestem. Szkoła, foto i wgl. Teraz wszędzie wysyłam CV żeby załapać się na wakacyjną pracę. Ahh! Trzymajcie kciuki, żeby przyjęli mnie w wieku 17 lat, gdziekolwiek ! 
  

niedziela, 3 marca 2013

37


-Claudia, wstawaj.-usłyszałam czyjś głos nad swoim uchem. Nie miałam ochoty otwierać oczu, więc postanowiłam udawać, że śpię. -Claudia, musisz mi pomóc. -teraz dopiero poznałam, że to Siva męczy mnie od samego rana.
-No...- przeciągnęłam się i usiadłam na łóżku. Spojrzałam na zegarek, dochodziło południe.
-Amy nigdzie nie ma, zniknęła. Nie odbiera telefonu! Nie wiem co się z nią dzieje! -Siva nerwowo obracał komórkę w ręce.
-Pewnie wyszła po zakupy... -przetarłam oczy.
-Jej nie ma odkąd wybiegła z klubu... -chłopak schował twarz w dłonie.
-Co?! Chyba sobie ze mnie jaja robisz! -wrzasnęłam. Szybko przebrałam się w międzyczasie, dzwoniąc kilkakrotnie do przyjaciółki.
-To wszystko moja wina. -chłopak stał pod drzwiami mojej łazienki. -To przez te gazety.
-Jakie gazety?! -krzyczałam do niego zza drzwi.
-Amy twierdzi, że ją zdradzam z Tiną. Wczoraj się wściekła, że ona przyszła do klubu i, że tańczyłem z nią, dlatego się pokłóciliśmy.
-A zdradzasz ją? -wyszłam z łazienki i spojrzałam na mulata podejrzanym wzrokiem.
-Nawet przez chwilę o tym nie pomyślałem! -krzyknął i opuścił pokój.
Przez chwilę zastanawiałam się, gdzie dziewczyna mogła się udać na całą noc.
-Mieszkanie... -no tak! Przecież Amy jeszcze nie znalazła nikogo do wynajęcia swojego starego lokum, więc z pewnością tam teraz się zaszyła. Bez wahania pojechałam na osiedle po drugiej stronie miasta.
Zadzwoniłam domofonem, cisza.
-Niech to szlak! -powiedziałam sama do siebie. Postanowiłam poczekać aż któryś z sąsiadów będzie wychodził z klatki. Stałam jak słup jakieś 20 minut, w końcu w drzwiach pojawił się młody mężczyzna z malutkim dzieckiem na ramionach. Wślizgnęłam się na klatkę i popędziłam pod drzwi na 3 piętrze.
Pukałam, dzwoniłam, pukałam, wrzeszczałam i nic. Przez chwilę pomyślałam, że może faktycznie jej tam nie ma, ale w podświadomości coś mi mówiło, że Amy tylko tutaj mogła się „schować”. Po jakiś 15 minutach oparłam się o klamkę i … drzwi się otworzyły.
-Geniusz ze mnie, nie ma co. -mruknęłam sama do siebie. -Amy? -niepewnie weszłam w głąb mieszkania.
Było to bardzo ładne lokum. Dwa gustownie urządzone pokoje, salon połączony z kuchnią i łazienka. Wszystko było w bardzo nowoczesnym stylu. Zajrzałam do pierwszego pokoju po prawej stronie, nikogo tam nie było. Potem weszłam do drugiego pokoju, cisza jak makiem zasiał. Weszłam do salonu.
-Tu jesteś... -powiedziałam do dziewczyny, która siedziała na wysokim stołku przy barku. Głowę podpierała lewą ręką, a w prawej trzymała papierosa.
-Czego chcesz? -dziewczyna zgasiła dopalającego się „peta” i sięgnęła po następnego.
-Tak sobie przyszłam do ciebie na kawkę, nie można? -usiadłam obok niej.
-Można. Tylko ekspres się skur.ił i tylko w opcje wchodzi parzona. -dziewczyna włączyła elektryczny czajnik, po czym usiadła na kuchennym blacie.
-Wierzysz w to, że on cię z nią zdradził?
-Nie wiem... ale wiem jedno, ona mu się podoba i to chyba aż za bardzo. -wbiła wzrok w widok za oknem.
-Nie przesadzasz? Myślisz, że ja nie wiem jak Max flirtuje z innymi dziewczynami? Olewam to, bo to jest taka branża. Fanki i te sprawy, czaisz?
-To nie jest rozwrzeszczana fanka. Na fanki to ja leję zimnym moczem, bo wiadomo jak to jest... Widziałaś te zdjęcia?! Czytałaś to wszystko? -dziewczyna wskazała na stertę gazet, leżącą na barku. Przejrzałam tylko okładki, które dobrze znałam. Nie raz można było się dowiedzieć ciekawych rzeczy o mnie i o Max'ie oraz o innych członkach zespołu.
-Wierzysz w to g.wno? -spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
-Rozumiesz, że mi nie chodzi o tekst?! Powiedz mi, dlaczego on ją tutaj tak obejmuje, czemu oni są tak blisko?! Do cholery, oni siedzą w knajpie, a nie w studio! Czemu Max nie ma takich zdjęć?! -dziewczyna trzęsącymi się rękami sięgnęła po nową paczkę papierosów. W tym momencie usłyszałam jak z mojej torebki dochodzi dźwięk telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz.
-To Tina, dziwne -zastanowiło mnie po co ta dziewczyna do mnie dzwoni. Znamy się zaledwie z jednej imprezy. Odebrałam. Okazało się, że modelka koniecznie chciała się ze mną spotkać. Jak się dowiedziałam mieszka na tym samym osiedlu co Amy, więc postanowiła przyjść do nas jak najszybciej.
-Zabiję szmatę... -Amy wyciągnęła ogromny tasak z szuflady.
Po kilkunastu minutach po domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Wpuściłam dziewczynę do środka.
-Cześć -powiedziała niepewnie do Amy, która obracała w palcach nóż. Blondynka nawet na nią nie spojrzała.
-Co się stało? -wskazałam Tinie krzesło, na którym po chwili usiadła.
-Chodzi o to, że... hm, jakby to...
-Może po prostu powiedz, przespałaś się z moim facetem!? -Amy wbiła tasak w blat. Obie z Tiną podskoczyłyśmy.
-No ja właśnie w sprawie twojego FACETA. Głupio wyszło... to była zwykła zabawa. Byliśmy w tej restauracji żeby omówić całą koncepcję klipu z producentem. No i w końcu ustaliliśmy, że to będzie wyglądało tak, jak to nakręciliśmy. Wtedy reżyser powiedział, że Siva mógłby być świetnym modelem. No i producent powiedział, żeby on się zaprezentował. No to Siva wstał i w ogóle, i wtedy reżyser wyciągnął aparat i zaproponował żebyśmy razem za pozowali. No i stąd te nasze zdjęcia... -dziewczyna szybko mówiła.
-Pier.olisz. -Amy znów spojrzała za okno.
-Przysięgam! Nic poza tym! Zobacz, to są te zdjęcia robione przez reżysera. -podała blondynce tablet, gdzie były oryginały zdjęć.
-Chyba faktycznie nic wielkiego się nie stało. -powiedziałam.
-Ale i tak się do ciebie ślinił jak mops! -blondynka zeskoczyła z blatu i oddała Tinie urządzenie.
-Eh, nic na to nie poradzę. No faktycznie, dało się odczuć jego wzrok na sobie, ale nic poza tym. Szczerze to ja byłam pod wrażeniem, że Max i Nathan w ogóle nic, ale to nic!
-Mają dziewczyny... -wypaliłam, ale pożałowałam tego, widząc minę przyjaciółki. -Sivę trzeba utęperować. -powiedziałam, uderzając pięścią w barek. Amy uśmiechnęła się pod nosem.
-Muszę już spadać. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy tylko może … przy lepszej okazji. -Tina zabrała torebkę i opuściła mieszkanie.
-Już ja mu pokażę mega laskę. -Amy zapaliła już 5 papierosa, odkąd byłam w jej mieszkaniu.
-Jedziesz do domu? -zapytałam, zabierając swoje rzeczy.
-Nie. Niech wie, że jestem na niego zła. Posiedzę tutaj kilka dni, może zmądrzeje. A ty masz mu nie mówić gdzie jestem, bo jak nie... -dziewczyna tasak skierowała do szyi. Pomachałam jej i opuściłam lokal.
Ulżyło mi, że cała ta zdrada okazała się „literacką fikcją” dziennikarzy, ale gdzieś w podświadomości czułam, że będą jeszcze z tego problemy. Za to byłam dumna z Max'a, że nie gapił się na Tinę jak sroka w gnat. To było pocieszające.
____________________________________________________
Ok. Jest nowy rozdział. Zaniedbuję Was - wiem, ale teraz mam tyle spraw!
Wcześniej pisałam Wam o moich tajemniczych planach. Chodziło mi o studiowanie w Australii, byłam na rozmowie w biurze, które zajmuje się rekrutacją do szkół dla polskich uczniów. Niestety okazało się, że potrzeba mieć kuuuupę kasy! Chodzi tu o ponad 200 tys. na niecałe 2 lata. Masakra. I do tego urzędnicy prześwietlają cię na wylot! Dlatego też mogę się pożegnać z Australią, bo nawet po Colleg'u, który bym ukończyła, bardzo ciężko jest dostać wizę pracowniczą czy emigracyjną. Teraz orientuję się w wyjeździe do UK. Jak na razie szukam Au Pair przez agencje na wakacje w przyszłym roku, bo wtedy będę miała 18 lat. Przez 3 mies. rozejrzę się po tym kraju, zobaczę jak z pracą i wgl, wrócę do Polski na maturkę i pewnie znowu do UK. Eh, życie. I pomyśleć, że jeszcze kilka miesięcy temu chciałam studiować PR w Polsce.
Ah, a 28 lutego były moje urodzinki. Stara już jestem jak nie wiem co! 17 zima na plecach...