Witam Was na moim blogu
- niegdyś - story-the-wanted.blogspot.com !
W archiwum znajdziecie opowiadanie o The Wanted (rozdziały 1-59).
Zapraszam do czytania i komentowania!
Claudia Xyz

czwartek, 14 lutego 2013

33

Siedzę na krześle, w swoich dłoniach mam wplątaną dłoń Anthone'go. W uszach mam słuchawki i na chwilę chcę zapomnieć o wszystkim wokół. Jest jeszcze mrok, bo na zegarku dopiero dochodzi 6.15. Chłopak rozgląda się po pomieszczeniu, które tak dobrze zna. Jego oczy są puste, ciemne i zapadnięte.
- Jeszcze noc się wokół tli, a już wiem, że dzień jest zły,
zdjęcia gwiazd w gazecie, chleb
i jak zwykle moja twarz byle jaki wygląd ma,
a na włosach jakiś spray...”- wsłuchuję się w tekst piosenki, która brzmi w polskim języku. Czuję, że chłopak ściska mocniej moją dłoń. Wyciągam jedną ze słuchawek i spoglądam na niego wysilając się na uśmiech.
-Bądź taka jak wcześniej. -Anth mówi prawie bez głosu.
-Czyli jaka?
-Uśmiechnij się jak dawniej, chcę zobaczyć dołeczki w kącikach twoich ust. -dłoń chłopaka wędruje na mój policzek. -”Palę w piecu, ciepło jest, moje wiersze – trochę wstyd...”- Anth zaczyna nucić piosenkę, którą dobrze zna. Ze swoim brytyjskim akcentem mówi tekst.
-”Gdzieś na ścianie dyplom mam – trzecie miejsce w skoku w dal.” - dokańczam. Czuję jego chłodną dłoń, która bezwładnie opada na moje ręce.
-”Znowu na nic przydam się, lepiej chyba pójdę spać...”-szepcze. -Kocham Cię... zawsze będę.
-Anth, co ty mówisz? -siadam na łóżku i głaszczę jego twarz.
-Gwiazdko moja... ja... -przez chwilę wsłuchujemy się w dalszy tekst piosenki, dobiegającej ze słuchawek.
Nie oglądaj moich zdjęć.
Bo nie ma we mnie nic i nic nie jestem wart,
a czerwień mojej krwi to tylko jakiś żart
i zapominać chcę tak często jak się da,
że nie ma we mnie nic i nic nie jestem wart.”
-Mogę Panią na chwilę prosić? -lekarz staje w drzwiach i spogląda na nas. Szybko wstaję i udaję się do doktora. -My już nic więcej nie możemy zrobić. Zawiadomiliśmy już jego rodzinę. -nic do mnie nie dociera. Stoję jak jakiś kołek i tylko wsłuchuję się w tą beznadziejną melodię! Mężczyzna odwraca się i idzie z powrotem do swojego gabinetu. Hm, wzruszam ramionami i mijam się z pielęgniarką w drzwiach sali 123. Cała aparatura jest odłączona, w pomieszczeniu panuje cisza, cisza tak cicha, że nawet zegarek na ścianie nie jest tak głośny jak kilka minut temu. Kładę się obok chłopaka i wsłuchuję się w jego oddech.
-Anth... kocham Cię. -mówię mu do ucha. Czuję jak moje serce rozdziera się z bólu.
-Gwiazdko, ja Ciebie też. Wezmę tą miłość do grobu, rozumiesz? Jak w bajce „aż po grób”. -nawet nie zauważyłam, że odtwarzacz muzyki zatrzymał się. Anth włącza go i znów słyszymy melodię.
-”Ty pilnuj moich snów i przychodź kiedy chcesz
Te chwile z moich dni do jednej dłoni zbierz”-nucę pod nosem, łzy spływają mi po policzkach, a potem na szpitalną koszulkę chłopaka. To ciche łzy, takie, których nikt nie zobaczy, takie łzy wstydliwe...
-”I nie pocieszaj mnie i tak tu będę stał,
Bo nie ma we mnie nic i nic nie jestem wart.” Będę twoim aniołem, nie opuszczę cię ani na chwilę. Będę twoją najjaśniejszą gwiazdą na niebie. -chłopak zamyka oczy.
-Anth... jeszcze chwile. Nie teraz...
-Powiedz mojej mamie, że za wszystko jej dziękuję. -spoglądam w drzwi. W nich stoją jego rodzice, oni wydają się być spokojni, pogodzeni? Nie, to nie możliwe, by pogodzić się ze śmiercią jedynego syna. -Powiedz ojcu, że go przepraszam, że nie dałem rady w kancelarii.
-Synu, dałeś radę. Jestem z ciebie dumny. -ojciec podchodzi do niego i całuje w czoło. -Kocham cię Anth. -mężczyzna wraca do żony. Na korytarzu dostrzegam moich rodziców, Darka, Amy, Natalię i cały zespół. Wtulam się w ramiona chłopaka, zamykam oczy. Jego oddech jest płytki i krótki.
-Kocham Cię. -chłopak całuje mnie chłodnymi ustami w moje spierzchnięte usta.
-Anth nie zostawiaj mnie. -mówię cicho, ale zdaję sobie sprawę, że już za późno.
-Cześć wam. -chłopak unosi rękę w stronę drzwi, gdzie stoi zespół i dziewczyny. -Do zobaczenia. Ty … -chłopak wskazał na Max'a. -masz się nią zająć, bo jak nie to ja cię odwiedzę. -obaj się uśmiechnęli. -Do widzenia. -Anth zamknął oczy i przechylił głowę w moją stronę. Przez chwilę czuję jego oddech. Nagle cały świat zastyga. Mam zamknięte oczy, chcę to przeczekać. Moja lewa ręka leży na klatce chłopaka. Czuję jego serce. Odliczam sekundy pomiędzy biciami.
„-Jeden, dwa.”-mówię w myślach. „-Jeden, dwa, trzy”, „Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, o...” -dalej już nie ma sensu, jego już tu nie ma. Czuję jak jego ciało staje się co raz chłodniejsze. Z korytarza słyszę płacz mamy chłopaka. Ściskam mocniej oczy, jakby to miało mnie uchronić przed tym wszystkim.
-Claudia...-Max dotyka mojego ramienia.
-Ja tu zostaje. -mówię z zamkniętymi oczami.
Czas mija, minuta po minucie. Nie słyszę już płaczu, krzyku rozpaczy. Leżę koło mojego przyjaciela, który teraz prawdopodobnie wstępuje do najpiękniejszej krainy wszechświata. W głowie mówię modlitwę. Pierwszy raz od pamiętnych czasów składam słowa „Zdrowaś Maryjo...”. Z każdą linijką mimowolnie przypominam sobie dalsze słowa, jakby jakaś magiczna siła podpowiadała mi je z tyłu głowy. Dopiero po jakiś 2 godzinach otwieram oczy. Koniec. Moja siła ulatnia się jak gaz z niedokręconej butli. Koniec. Widzę twarz chłopaka. Koniec. Sine usta, blada twarz, sine oczy. Koniec. Moje serce bije jak oszalałe. Teraz dociera do mnie to wszystko. Duszę się łzami i płaczem, chcę krzyczeć, ale nie mogę wydobyć z siebie głosu. Stoję nad łóżkiem, gdzie Anthony i szpitalne prześcieradło już niczym się nie różnią. Do sali wchodzi Darek. Mocno chwyta mnie za ramiona, a ja szarpię się na wszystkie strony, usiłując wykrzyczeć cholerne NIE! Dławię się łzami, łapię powietrze jak ryba wyciągnięta z wody. Nagle do pokoju wchodzi lekarz i pielęgniarka. Kobieta zakrywa twarz zmarłego, a ja jeszcze bardziej chcę się wyswobodzić z uścisku Darka i przytulić Anthonego. Darek i doktor zabierają mnie do zabiegowego. Dostaje maskę z tlenem i jakiś zastrzyk na uspokojenie. Siedzę otępiała i wpatruję się w krzyż, który wisi na ścianie. Nagle z korytarza dochodzi do mnie dźwięk toczących się kółek. Widzę łóżko, na którym przez tyle godzin leżałam, teraz pchane przez pielęgniarzy. Koniec. Nie mam siły wyrwać się i zatrzymać ich, jeszcze raz pocałować chłopaka w zimne usta. Koniec.
_____________________________________________
Taaa, uśmierciłam go. No, bywa. 


10 komentarzy:

  1. Czemu? ;(
    Ehh.. Świetnie to opisałaś, na prawdę ;)
    Zaczytałam się, a tu nagle koniec..
    Czekam na następny ;*;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty zła kobieto..!
    Jak mogłaś...!
    Ale napisałaś to tak świetnie, że nie mogę się na ciebie złościć...!
    Czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ty okrutniku!! ;(
    Przez Ciebie prawie się poryczałam!
    I to "koniec" co chwile...
    ;(
    Widzisz co ty robisz z ludźmi?!
    Świetny rozdział, smutny, ale świetny...
    Szybko pisz następny!

    OdpowiedzUsuń
  4. o tak szybko prosimy o nexta:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Się troche smutno zrobiło...
    Ale to i tak nie zmienia faktu, ze świetnie opisane ;)
    Czekam na next ;***

    OdpowiedzUsuń
  6. eee, CoCo Jambo i do przodu :D
    od Maxa sie troche odsunela, popraw to koniecznie :)
    rozdzial swetny, czekamy na nn :P

    OdpowiedzUsuń
  7. tak, tak anthony'ego szkoda, ale Maxa też... jestem ciekawa dalszych losów tej pary...
    weny i dawaj szybko nexta:D

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam! ;) Nominowałam Cie
    http://wartowierzywtocosikochaboniemoliwenie.blogspot.com/2013/02/nominacje.html

    OdpowiedzUsuń
  9. Prawie się popłakałam jak to czytałam :(
    Polecam ci mojego bloga:
    http://big-time-rush-4-ever.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Płacze jak bóbr!!! Mega rozdział!!

    OdpowiedzUsuń