Obudziłam
się o 9.30. Było niesamowicie gorąco. W pokoju wszystkie okna
pootwierane i drzwi. Mogło się wydawać, że powinien być
przeciąg, ale nie... powietrze stało. Położyłam się na plecach
i przyglądałam się sufitowi. W mojej głowie był wielki bałagan.
Myślałam o tym wszystkim i nie mogłam uwierzyć, że choroba Amy
tak nagle powróciła. A może ona z tym się już męczy od
dłuższego czasu, tylko ta kłótnia z Siv'ą była punktem
kulminacyjnym w całej tej sytuacji? Czyżbym nie poświęcała jej
wystarczająco dużo uwagi? Czy to może być moja wina? Nie wiem, z
pewnością w jakimś stopniu na pewno. Z drugiej strony to swoje
życie poświęcam innym, martwię się czyimiś problemami, pomagam
wszystkim tylko nie sobie. Czemu nie zajmę się Max'em tylko wciąż
jest drugi, a nawet trzeci pośród wszystkich obowiązków? Niszczę
swój związek? Chyba tak. Pora poświęcić się naszemu związkowi,
ale... nie mogę zostawić przyjaciółki w takim stanie! Eh, sama
sobie zaprzeczam.
Siedzę
właśnie w szpitalnym korytarzu, skulona pod ścianą. Jest mi zimno
i czuję zapach specyficzny dla tego miejsca. Dłońmi podpieram
głowę i co chwilę zamykam oczy. Staram się odgonić od siebie te
wszystkie wspomnienia, które teraz za wszelką cenę mój mózg
przywołuje. Nienawidzę teraz wszystkich i wszystkiego. Spoglądam
na chłopaków, którzy chodzą od automatu z kawą do okna, od okna
do drzwi sali Amy, od drzwi do automatu. Na krzesłach koło sali
siedzi Sharl. Mam dosyć! Dosyć mam tego wszystkiego, dosyć!
Wstaję, nie mówię nic tylko w pośpiechu opuszczam oddział,
schodami zbiegam w dół, nie liczę pięter, schodków, po prostu
zbiegam. Po kilku sekundach ukazują mi się drzwi, mocno je popycham
i gnam w stronę głównego wyjścia. Słyszę za sobą czyjeś
wołanie, ktoś wykrzykuje moje imię. Nie chcę tego słyszeć,
biegnę w stronę wyjścia. Dopiero po chwili odwracam się, widzę
Toma i Max'a, którzy podążają za mną. Spoglądając na nich
wybiegam przed szpital. Słyszę pisk opon i dopiero wtedy zauważam
samochód, który ostro hamuje. Słyszę tylko głośne „nie!”.
Zamykam oczy i czuję jak upadam na maskę samochodu, potem się po
niej staczam i ląduję na ziemi. Nic mi nie jest. Otwieram oczy i
spoglądam w niebo.
-Claudia!
-Tom i Max biegną w moją stronę. Ja jak gdyby nigdy nic siadam na
ulicy i wciąż patrzę w niebo.
-Wszystko
w porządku? -kierowca samochodu podchodzi do mnie i łapie mnie za
ramię.
-Jasne,
wszystko jest ok-ej. -uśmiecham się do niego i znów spoglądam w
chmury.
-Nic się
pani nie stało? -jakiś pielęgniarz kuca przede mną.
-Wszystko
jest na swoim miejscu. -wyciągam ręce do Toma, aby pomógł mi
wstać.
-Może
lepiej będzie jak panią przebadają... - mężczyzna wskazuje na
wejście.
-Nie...
nic mi nie jest. -z przerażeniem spoglądam na budynek.
-My się
nią zajmiemy. -Tom podaje Max'owi kluczyki do auta i idziemy na
parking. Nikt o nic nie pyta, nikt o niczym nie mówi po prostu
jedziemy do domu.
-A jeśli
ona umrze? -mówię, gdy stoimy w wielkim korku.
-Nic jej
nie będzie. -Tom obejmuje mnie ramieniem, widzę niespokojny wzrok
Max'a na sobie.
-A jeśli
ona tak samo jak Anthony zamknie oczy, a potem jej serce będzie
zwalniało i potem jej ciało będzie co raz chłodniejsze...
-mówiłam bez żadnych emocji. Chłopaki tylko spoglądali na siebie
z przerażeniem.
-Z nim
tak było? -Tom spojrzał na mnie. Nigdy nikomu nie mówiłam o tym
jak Anth umierał, wszyscy byli przy tym, ale oni siedzieli na
korytarzu, ja leżałam obok niego.
-Jeden,
dwa, trzy i zabiło, a po chwili jeden, dwa, trzy, sześć, osiem...
i jego usta były sine. Z nią też tak będzie? -spojrzałam na
Toma, który teraz siedział wciśnięty w fotel.
-Nie
będzie. -powiedział, ale jakby sam w to nie wierzył. Właśnie
dzisiaj stan naszej kochanej blondynki się pogorszył. Dziewczyna w
nocy odłączyła kroplówkę i z zabiegowego wykradła jakieś
prochy, o mało nie zeszła na tamten świat. Sama już nie
wiedziałam czy ona chce być z Sivą i żyć, czy koniecznie iść
do Boga. Nie mogłam tego pojąć. Siva wytrwale siedział przy niej
i znosił jej humory i nastroje. Ja po prostu wymiękłam, nie
mogłam. Po kilkunastu minutach dojechaliśmy do domu. Położyłam
się na łóżko, Max uczynił to samo.
-A jeśli
… gdybym ja tak... -spojrzałam na chłopaka -będziesz wtedy przy
mnie?
-O czym
ty mówisz? -chłopak podparł ręką głowę.
-Gdybym
ja umierała, byłbyś przy mnie? -spojrzałam w jego oczy. Te
czekoladowe, płonące oczy.
-Skarbie,
będę przy tobie zawsze i wszędzie, ale do śmierci jeszcze daleko
-pogłaskał mój policzek. -daleko... -powtórzył jakby dla
pewności. Zamknęłam oczy i nie wiadomo, kiedy zasnęłam.
Białe
ściany, biała podłoga i sufit. Powoli stawiam kroki, jestem
oślepiona tą jasnością. Nabieram dużo powietrza, które jest
takie lekkie i przyjemne, do płuc. W tym potężnym pomieszczeniu
widzę tylko krzesło, czarne z oparciem, zwykłe krzesło. Zbliżam
się do przedmiotu, zauważam, że ktoś chce zająć mi miejsce. To
jakiś człowiek ubrany w niebieskawą koszulę. Nie widzę jego
twarzy, on idzie w stronę krzesła.
-To moje
miejsce. -mówię, gdy postać siada na krześle.
-Gwiazdko...
na twoje miejsce jeszcze przyjdzie czas. -zauważam po chwili ludzi,
idących z różnymi, kolorowymi krzesłami i ustawiają je pod
ścianą, która teraz wydaje się nie mieć końca.
-Gwiaz...-urywam.
Spoglądam na tą tajemniczą postać. -Anth. -szepczę. Mam ochotę
rzucić mu się w ramiona,
-Chciałbym
ci tylko powiedzieć, że... -chłopak wstaje i dotyka mojego
policzka. Czuję jego rozgrzaną dłoń. -nie powiem ci żebyś się
wzięła w garść, bo to bez sensu. Po prostu... nie poddawaj się
zbyt łatwo. Amy wyzdrowieje, będzie wszystko dobrze, zobaczysz.
Musisz to wszystko przeczekać.
-Anthony,
ja... nie radzę sobie... zawodzę na każdej linii. Max'a, Amy,
wszystkich... jestem taka beznadziejna. Nie umiem się jakoś
pozbierać odkąd ciebie nie ma.
-Gwiazdko...
my jeszcze będziemy mieli czas dla siebie, ale najpierw poświęć
się Max'owi i całej reszcie. Zobaczysz, że wszystko będzie tak
kolorowe jak nigdy. Mną się nie przejmuj. Mi tu jest dobrze, będę
tu na ciebie czekał. Cały czas jestem przy tobie, jeżeli będziesz
chciała mnie znów zobaczyć to zamknij oczy i uwierz, że się da.
-chłopak teraz obiema dłońmi złapał moją głową. Staliśmy tak
oparci o swoje czoła, spoglądając sobie w oczy.
-Anthony,
chodźmy już! -usłyszałam jakiś znany mi głos.
-Już,
już! -chłopak spojrzał na starszego mężczyznę, który stał z
jakąś starszą kobietą.-Muszę już iść. Jestem tutaj. -dotknął
mojego serca. -Jestem najjaśniejszą gwiazdką dla ciebie -zawsze.
-Już
rozumiem. -powiedziałam, spoglądając na starsze małżeństwo.
Rozpoznałam w nich dziadków chłopaka. Jego ukochanego dziadka i
babcię, którzy zmarli w wypadku samochodowym. Anth zawsze uwielbiał
składać z dziadkiem modele samolotów, które puszczaliśmy nad
jeziorkiem. Z babcią uwielbiał piec ciastka z wanilią i czekoladą.
-Teraz
składamy wielkiego Boeinga. -chłopak uśmiechnął się do mnie i
pobiegł do dziadków.
-Anth...!
-krzyknęłam za nim.
-Kocham
Cię Gwiazdko! -chłopak pomachał mi i po chwili zniknął gdzieś w
bieli... Stałam jeszcze przez chwilę w tym dziwnym miejscu.
Rozglądałam się dookoła, szukając jakiegoś przedmiotu, ale ta
przestrzeń jest pusta. Bezsilnie siadam na podłodze i kreślę
wzory palcem po podłodze. Po chwili przed moimi oczami zapada
ciemność... Gdy się budzę jestem w swoim pokoju. Ściany są w
kolorze blado – żółtym, drzwi są lekko uchylone, z salonu
dobiega dźwięk rozmów. Wróciłam. Witamy w naszym świecie.
myślałam że się nie doczekam;) ale warto było:D
OdpowiedzUsuńrozdział jak zwykle genialny:D chcę już nexta:D
Rozdział boski ;D
OdpowiedzUsuńTa rozmowa z Anthem.. :)
Tylko nie uśmiercaj nam tu Claudii, bo zaczynasz coś kombinować xd
Czekam na nexta ;) ;*
I zapraszam do mnie.
ouuuu ;D Jejuuuuuuu < 3
OdpowiedzUsuńcudny rozdziałł :D
tylko weź, co Ty tej Claudii robisz?! xD
puste pomieszczenia ;o
hahah :D
nn! :D
genialnie opisany sen o.O szacunek!
OdpowiedzUsuńczekam na next, weny :)
Same smutki... co nie znaczy że nie dobre:D
OdpowiedzUsuńmam nadzieję że w końcu coś milszego spotka naszych gł bohaterów:D
weny!!!
no co tu mam napisać...
OdpowiedzUsuńjest świetny po prostu świetnie napisany i wgl
czekam na next :) no oczywiście z niecierpliwością
a i życzę weny!!!
oj tak brak słów...genialny!!!
OdpowiedzUsuńweny i next:D
Hello? ktoś tu żyje? nie mówcie mi że to koniec opowiadania...:(
OdpowiedzUsuń