Od
samego rana w domu panował chaos. Chłopaki szykowali się na próbę,
a ja i Xav do wyjazdu na mecz. Tego dnia było wyjątkowo gorąco.
Zdecydowałam się na zwykłe szorty z beżowym paskiem oraz zwiewną,
białą koszulkę pod którą założyłam czarny biustonosz. Do tego
zestawu wybrałam białe, zwykłe trampki.
Zeszłam
na dół, Xav siedział już na schodach przed domem i popijał jakiś
energetyk.
-Gotowy?
-udałam się do samochodu.
-Jak
zawsze. -wrzucił torbę i rakietę do bagażnika. Droga na stadion
była dosyć długa, a wszystko przez korki. Tuż przed całym
kompleksem sportowym była niesamowita kolejka na parking oraz do kas
biletowych. Zwątpiłam, że dostaniemy się tam na czas.
-Czemu
mi nie powiedziałeś, że to aż taki mecz? -marudziłam, szukając
wolnego miejsca.
-Yh no
jakoś. Siostra, to są najważniejsze rozgrywki sezonu. Jeżeli
wygram to mogę wysoko awansować. Zaraz po mnie gra Lee z jakimś
Australijczykiem, więc zostajemy.
-Dobra,
dobra, tylko ja nie mam gdzie stanąć!
-Masz i
nie jęcz. -brat podał mi złotą kartę z jego imieniem i
nazwiskiem, a przede mną zobaczyłam strzałkę „dla vip'ów”.
Zaraz podążyłam za nimi i dotarliśmy do wyznaczonej strefy dla
zawodników, organizatorów oraz specjalnych gości. Potem poszło
już z górki, Xav udał się do szatni razem ze swoim trenerem, a ja
na specjalne miejsce na trybunach. Siedziałam i prażyłam się na
słońcu.
-Proszę.
-nade mną zobaczyłam Lee, który trzymał w ręce dwa bidony.
-Zimne. -podał mi jedną z butelek.
-Dzięki.
-uśmiechnęłam się i od razu przyssałam się do bidonu.
-Twój
brat jest naprawdę świetny.
-Wiem.
-uśmiechnęłam się pod nosem i rozglądałam po trybunach. Chłopak
cały czas mi się przyglądał.
-Skąd
ja cię znam?
-Nie mam
pojęcia. -powiedziałam.
-Boże,
wiem! Ha, już wiem! Ty jesteś tą organizatorką imprez, ah no tak!
-klasną w dłonie.
-Heh,
zgadza się. -czułam się nieco zawstydzona w jego towarzystwie. Na
szczęście po chwili na korcie pojawił się Xav wraz ze swoim
rywalem. Rozpoczął się mecz. Obok nas usiadł również trener
brata. Siedziałam jak na szpilkach, obaj szli łeb w łeb. Po
niecałych 2 godzinach Xav przegrał.
-Cholera...
-powiedziałam pod nosem. Było mi bardzo przykro, bo wiem jak ważne
jest to dla młodego.
-Ej
no,przecież piłka ewidentnie wyszła za linię! -Lee wstał z
miejsca i udał się do głównego sędziego. Obaj z trenerem
zawzięcie kłócili się z mężczyzną. Jak się okazało mieli
rację. Jeszcze raz obejrzano ostatnie odbicie na komputerze. To
sprawiło, że chłopaki musieli zrobić powtórkę. Tym razem wynik
był pozytywny dla mojego brata. Po trybunach rozległy się gromkie
brawa. Nastąpił moment wręczania nagród. Xav zgarnął ogromny
puchar i awansował na 3. miejsce w rankingu w swojej kategorii. Brat
usiadł obok mnie ze swoim trofeum. Był bardzo zmęczony, ale uparł
się, by zobaczyć Lee w akcji. Struchlałam, gdy okazało się, że
przeciwnikiem tego niebieskookiego chłopaka będzie Roger Federer.
Mecz był wielkim wydarzeniem. W końcu zakończył się wygraną
Lee. Była to ogromna niespodzianka, ponieważ po raz pierwszy do
wielu lat ktoś pokonał mistrza. Wszyscy dziennikarze i fotografowie
rzucili się na bruneta i przez dobrych kilka minut męczyli go.
-Chodźmy
do szatni. -Xav kazał mi nieść ten cholernie ciężki puchar.
Siedziałam na jednej z ławek w niewielkim pomieszczeniu, w którym
znajdowało się kilka metalowych szafek, lustro oraz łazienka.
Nagle do pokoju wszedł Lee owinięty wyłącznie ręcznikiem w
pasie.
-Młody
jest? -spytał spoglądając na drzwi łazienki.
-Tak.
-powiedziałam. Jak zahipnotyzowana wlepiłam swoje gały w jego
umięśniony tors. Jakbym prawie nagiego faceta nigdy nie widziała!
-Może
pójdziemy gdzieś oblać te zwycięstwa? -zaproponował.
-Ok-ej.
-ledwo co wydusiłam z siebie.
-To
widzimy się na parkingu. -odwrócił się i wyszedł. Ja siedziałam
jeszcze przez chwilę, mając w pamięci jego „klatę”. „Przecież
ty masz chłopaka!”- mój mózg wrzeszczał sam na siebie. Ten
facet powodował jakieś dziwne odruchy mojego organizmu, jakkolwiek,
by to nie brzmiało. Po kilkunastu minutach udaliśmy się na
parking.
-Jesteś
samochodem? -Xav szedł z ręcznikiem na głowie, torbą w ręce i
bidonem w drugiej. Ja zaś taszczyłam puchar.
-Coś
ty, taxi to najlepszy środek transportu. -Lee wyjął telefon z
kieszeni.
-Mówi
ten, który ma 3 modele nowiuśkiego BMW. -brat zaczął się śmiać,
a ja po prostu szłam przodem do samochodu.
-To
twój? -Lee przyglądał się jeep'owi.
-Ta.-zamknęłam
bagażnik.
-Lubisz
takie duże bestie?
-Wszystko
co duże to bardzo lubię. -uśmiechnęłam się i usiadłam za
kierownicą. Udaliśmy się do knajpki w centrum miasta. To znany
lokal, ponieważ cała jego atmosfera utrzymywana jest w stylu
tenisa. Koszulki najlepszych tenisistów z autografami na ścianach,
rakiety, piłki i takie tam. W lokalu było już mnóstwo ludzi. Lee
i Xav najpierw rozdawali autografy i udzielali wywiadów, a dopiero
potem mogli spokojnie imprezować. Brat bardzo dobrze czuł się w
tym towarzystwie. Byli tam jego koledzy z klubu i koleżanki.
Poznałam kilku tenisistów, ale szczerze powiedziawszy nic nie
mówiły mi ich rzekomo „znane” nazwiska. Po prostu się
uśmiechałam.
-Claudia,
czy mógłbym mieć do ciebie sprawę? -Lee usiadł koło mnie na
barowym stołku.
-No, to
jeszcze zależy o co chodzi. -zakręciłam słomką w szklance.
-Chciałbym
urządzić wielką imprezę na zakończenie moich rozgrywek w tym
sezonie. I czy podjęłabyś się organizacji tego przedsięwzięcia?
-Dam ci
namiary do moich konsultantów i już. -wyciągnęłam smartfona z
torebki.
-A tak
osobiście byś nie mogła się tym zająć?
-Skoro
baaardzo mnie prosisz...
-Bardzo
proszę. -uśmiechnął się. Umówiliśmy się, że następnego dnia
przyjedzie do mnie i ustalimy szczegóły.
Dopiero
koło 20 wróciliśmy do domu. Byłam padnięta jak nigdy.
Postanowiłam zrobić sobie kanapki i jak najszybciej położyć się
spać. Xavier do razu pobiegł do chłopaków, aby pochwalić się
zwycięstwem. Weszłam do kuchni i zastałam tam Jay'a.
-Cześć.
-powiedziałam i zaczęłam wyciągać ser i pomidory.
-Cześć.
-chłopak siedział przy stole i szperał coś w laptopie. Zrobiłam
sobie przekąski i z talerzem, i kubkiem soku marchwiowego udałam
się na górę.
-Cześć.
-na schodach minęłam się z Jay'em. Zatrzymałam się na chwilę,
bo wydawało mi się, że chwilę temu siedział w kuchni, ale cóż...
byłam naprawdę zmęczona. Max'a nie było w pokoju. Domyśliłam
się, że siedzi gdzieś u chłopaków i oblewają wygraną Xaviera.
Zjadłam kanapeczki i zasnęłam.
Rano
obudził mnie ptak, który wyśpiewywał jakąś serenadę za oknem.
No fakt, może to były i piękne trele, ale nie o 6 rano! Położyłam
głowę na klacie Max'a i wpatrywałam się w beżową ścianę.
Minuty wlekły się, a ja nie mogłam zasnąć. W końcu wzięłam
telefon chłopaka, bo ten leżał najbliżej i zaczęłam grać w
Angry Birds.
-Śpij
jeszcze...-Max zabrał mi telefon i przykrył nas kołdrą po same
uszy. Po chwili myślałam, że się uduszę, więc poszłam wziąć
prysznic, przebrałam się i zeszłam na dół, by zrobić śniadanie.
-Hej
piękna! - naszą lodówkę już okupywał Jay i Nath.
-Że też
już nie śpicie. -powiedziałam i zabrałam się za rozpakowywanie
zmywarki.
-Nie,
nie, nie, ja to zrobię. -Jay zabrał mi talerze z ręki, usadowił
mnie na krześle przy wysepce i zabrał się za naczynia.-Co Pani
sobie życzy na śniadanie, jajecznicę, naleśniki, omlet,
kanapeczkę? -Jay nalał mi szklankę soku pomarańczowego.
-Od
kiedy ty umiesz gotować? -spojrzałam na Loczka ze zdziwieniem.
-Od
zawsze! A więc?
-Omlet z
pomidorami i szczypiorkiem. -powiedziałam i wzięłam łyk napoju.
Chłopak jak nigdy kręcił się po kuchni. Byłam zdumiona, gdy z
łatwością rozbijał jajka jedną ręką i przekręcał omlet.
-Proszę
bardzo. Omlet z pomidorami i szczypiorkiem podany z bagietką
francuską. -postawił przede mną talerz.
-Boże...
cudo! -wzięłam kawałek tego apetycznego dania. W kilka sekund
wchłonęłam te pyszności. W międzyczasie Jay zrobił jeszcze
jajecznicę z bekonem dla Nath'a i Max'a, a Tom'as zażyczył sobie
gofry z jagodami, zaś Xav gofry z truskawkami. Loczek z wielką
zwinnością robił 3 rzeczy naraz. Nawet nie zauważyłam, że
zbliżała się już 9. Po domu rozległ się dzwonek.
-Claudia,
do ciebie! -Nath wszedł do kuchni. Skierowałam się do salonu,
gdzie czekał już Lee.
-Co
dzisiaj na śniadanie? -z góry schodził Jay.
-No nie
udawaj... sam przecież je robisz. -wzruszyłam ramionami.
-Ja?!
Chyba śnisz. -Loczek przemknął do kuchni, a mi coś nie pasowało,
ale cóż. Poszliśmy z brunetem do pokoju, bo tam mogło być cicho
i spokojnie. Od razu zabraliśmy się do pracy. Dopiero wtedy
uświadomiłam sobie jak bardzo kocham tę robotę. Tak, stosy
papierów, informacji, ulotek, dzwonienia i ustalania.
-O,
cześć. -do pokoju wszedł Max. Przywitał się z Lee. -Ja tylko po
coś co pozwoli połączyć mi się z internetem. -zobaczył, że dwa
laptopy są włączone i leżą na łóżku, więc wziął mój
tablet i po chwili zniknął. My jak gdyby nigdy nic wróciliśmy do
zajęć.
-Długo
wam tu jeszcze zejdzie? -w pokoju pojawił się Xav.
-W sumie
już na dzisiaj skończyliśmy.- zamknęłam laptopa.
-To
świetnie, Jay zrobił obiad, kaczkę w sosie własnym z ziemniakami
w słodkiej papryce.
-Co się
dzieje z tym chłopakiem? -powiedziałam sama do siebie. Zeszliśmy
na dół. Byli już tam wszyscy: Max, Nathan, Tom, Jay, Sharl i
Xavier.
-Chodźcie.
-Loczek ponaglił nas, a sam postawił na stole potężną kaczkę.
Wszyscy rzuciliśmy się do jedzenia. Jak nigdy przy stole panowała
cisza, wszyscy zajadali się pysznym mięsem. Po posiłku chłopaki
postanowili pójść na piwo, oczywiście zabrali ze sobą Lee i
Xaviera. Ja natomiast i Sharl zasiadłyśmy przed telewizorem. Nasi
panowie wrócili dopiero koło 22, oprócz Tom'a i Jay'. Do samego
rana oglądaliśmy filmy. W końcu skończyło się tym, że wszyscy
usnęliśmy w salonie.
_____________________________________
Wybaczcie, taki z d.py ten rozdział. Czytam te rozdziały, które są do przodu napisane i tak wiele teraz bym zmieniła, matko... ale cóż, na razie dodaję jak leci, wena przyjdzie z czasem i znów się wypuszczę w "tamten" świat.
Obecnie czekam na prawdziwą wiosnę, bo sesje po prostu 4 tydz. przekładam. Tyle ludzi chętnych tylko słońca brak! We Włoszech prawie po 20 stopni mmm <3 Berlin już nieco chłodniejszy, ale to miasto ma w sobie to coś i nawet ujemna temperatura nie jest w stanie tego zepsuć.
Już niedługo z tatuśkiem będziemy szukać fajnego auta, które w lutym będzie moim autkiem (pod warunkiem, że zdam za 1. razem). W sumie chciałam Mini Cooper'a, ale stwierdziłam, że i tak ojciec autem jeździ rzadko, więc jeden samochód na spółkę nam wystarczy i będziemy szukać: Mazda 5, Ford S-Max/ C-Max, Nissan Qashqai, może ktoś sprzedaje? Na maxa 4 letni ;)
Obecnie czekam na prawdziwą wiosnę, bo sesje po prostu 4 tydz. przekładam. Tyle ludzi chętnych tylko słońca brak! We Włoszech prawie po 20 stopni mmm <3 Berlin już nieco chłodniejszy, ale to miasto ma w sobie to coś i nawet ujemna temperatura nie jest w stanie tego zepsuć.
Już niedługo z tatuśkiem będziemy szukać fajnego auta, które w lutym będzie moim autkiem (pod warunkiem, że zdam za 1. razem). W sumie chciałam Mini Cooper'a, ale stwierdziłam, że i tak ojciec autem jeździ rzadko, więc jeden samochód na spółkę nam wystarczy i będziemy szukać: Mazda 5, Ford S-Max/ C-Max, Nissan Qashqai, może ktoś sprzedaje? Na maxa 4 letni ;)
fajnie że tak szybko dodany:D
OdpowiedzUsuńa tak wgl to ile ty masz jeszcze tych rozdziałów do przodu?
i w nextach mogłoby być więcej chłopaków:D
fajny rozdzial ;)
OdpowiedzUsuńczekam na next :D
rozdział całkiem spoczko:D weny i czekam na następny:D
OdpowiedzUsuńHelo? kiedy next?
OdpowiedzUsuńzaraz będzie ;)
Usuń