Szybko
wyswobodziłam się z uścisku. Miałam ochotę zacząć krzyczeć,
jednak po chwili rozpoznałam dobrze znaną mi osobę.
-Marc...
-szepnęłam na widok chłopaka. -Co ty tu... -zaczęłam, miałam
ochotę go ominąć i udać się z powrotem do domu, jednak jakaś
nieznana mi siła mówiła mi, żebym została. Stałam teraz przed
facetem, który nie tak dawno był moją wielką miłością. Chyba
na zawsze pozostanie kimś ważnym w moim życiu, to na pewno. Tyle
lat, które razem przeżyliśmy, bez względu na to jak to
zakończyliśmy, były piękne i wspaniałe. Tylko czy wciąż stoi
przede mną mężczyzna o takim charakterze, o takim poczuciu humoru,
który urzekł mnie jakiś czas temu? Raczej nie, zmienił się w
chwili, kiedy bił mnie, mimo tego że leżałam zakrwawiona na
podłodze. Zmieniał się z każdą rzeczą, którą rzucał o
podłogę w naszym wspólnym gniazdku. Czy kiedykolwiek powróci mój
Marc? Może właśnie taki teraz stoi przed mną, a może taki sam,
jak w dniu naszej kłótni? Czemu mi tak zależy, żeby się tego
dowiedzieć?
-Kilka
dni temu wyszedłem z aresztu. Wynająłem mieszkanie kilka ulic
dalej. -spojrzałam na niego przestraszonym wzrokiem.
-Spokojnie.
Za kilka miesięcy lecę do Nowego Jorku, na zawsze. - uśmiechnął
się.
-To...
fajnie... -wbiłam wzrok w zaśnieżony chodnik.
-Dużo o
tobie myślałem, o nas...
-O nas?
-spojrzałam na niego. Jego oczy były inne. On był inny. Dziwnie
spokojny, wyciszony.
-Ja
chciałbym żebyś wiedziała, że ja... ja wtedy nie chciałem.
Przepraszam. Błagam cię, wybacz mi. Ja wiem, że popełniłem
wielki błąd, ja to wszystko wiem. Nawet nie wiesz jak bardzo tego
żałuję. Już nigdy nie spotkam takiej dziewczyny jak ty, już
nigdy nie będę kochał tak, jak kochałem ciebie. Tylko przez swoją
własną głupotę zmarnowałem szansę na bycie z tobą.
-Po co
mi to mówisz?
-Chcę
żebyś wiedziała, że... przepraszam. Ja chciałbym...
-To jest
nie ważne czego ty chcesz! Nic cię nie usprawiedliwi, nic! Kopałeś
mnie nawet wtedy, gdy już leżałam , nawet wtedy, gdy polała się
krew! Nic i nikt nie jest w stanie cię wybronić! Chciałabym żebyś
poczuł się tak, jak ja wtedy! Tak, życzę ci wszystkiego...
najgorszego! -ominęłam go i szybkim krokiem skierowałam się w
stronę domu. Nie gonił mnie, nie krzyczał za mną, nie dorwał
mnie i nie pobił do nieprzytomności. Zlitował się nade mną. Dał
mi po prostu odejść. Próbowałam się opanować, uspokoić, ale na
nic się to zdało. Rzuciłam reklamówkę na kuchenny blat i
pobiegłam do pokoju. Max właśnie wkładał koszulkę gdy wpadłam
do pokoju. Rzuciłam się mu na szyję i zaczęłam płakać. Moje
serce rozdzierał wielki ból, niewiarygodny ból, nie mogłam złapać
oddechu, zaczęłam się dusić, a miałam jeszcze większą ochotę
płakać.
-Ciii...
-Max trzymał mnie mocno. Po kilkunastu minutach byłam wstanie
normalnie oddychać. -Co się stało? -Max usadowił mnie na łóżku.
-Marc...
-wyszlochałam. -On prosił mnie żebym mu wybaczyła, ale ja... ja
nie umiem. -łzy same spływały mi po policzkach.
-Nie
masz takiego obowiązku. Nie musisz mu wybaczać. -Max przytulił
mnie do siebie.
Do
samego południa męczyłam się nad magisterką. Sharl i Amy
siedziały w pokojach i również zakuwały do ostatnich egzaminów,
a Natalia męczyła się na uczelni od samego rana. Tom i Jay
pojechali do studia, a Nathan, Siv'a i Max obijali się w domu.
-Zamawiamy
coś? -Max usiadł za mną na łóżku i zaczął przeglądać ulotkę
z restauracji.
-No,
czemu nie. -mruknęłam pomiędzy jedną książką a drugą.
-To może
spaghetti z krewetkami ?
-Yhy...
-gryzłam ołówek.
-I do
tego świeża bazylia?
-Yhy...
-nawet smaczny był ten ołówek.
-To może
jeszcze kufel piwa i schlejemy się do nieprzytomności ? -Max oparł
głowę o moje ramię.
-Co, coś
mówiłeś ?- spojrzałam na niego i przetarłam oczy.
-Nie
ważne. Spaghetti ?
-Tak,
tak. -wróciłam do swoich zajęć. Tego dnia w domu było wyjątkowo
cicho. Każdy zamknięty w swojej fortecy siedział zajęty swoimi
sprawami. Tylko dźwięk dzwonka wyrwał wszystkich z pokoi i zwabił
na dół.
-Obiad!
-Max wrzasnął na cały dom. Chwila odpoczynku wszystkim dobrze
zrobiła. Siedzieliśmy przy stole i zajadaliśmy pyszny makaron.
Naszą rodzinną sielankę przerwał kolejny dzwonek do drzwi.
-Pewnie
chłopaki kluczy zapomnieli. - Siv'a poszedł otworzyć. Po chwili
wrócił z wielkim koszem wypełnionym po brzegi czerwonych róż.
-To dla
mnie? Skarbie nie musiałeś! -Amy ucałowała swojego męża, który
stał nieco zdziwiony.
-No
właśnie, nie dla ciebie. -Siva postawił przede mną ten wielki
bukiet.
-Dla
mnie?! -spojrzałam zdziwiona na chłopaka. W środku znalazłam
malutką karteczkę. -”Będę robił wszystko, żebyś mi
wybaczyła” - przeczytałam na głos.
-No może
jeszcze ku.wa do mnie wróciła?! -Max zerwał się, zabrał kwiaty,
wyszedł z domu i z impetem wrzucił je do kosza. Stał tam przez
chwilę oparty o śmietnik. Włożyłam kurtkę i podeszłam do
niego.
-Nie
warto. -wzięłam go za rękę. -Chodź bo się przeziębisz.
-pociągnęłam go w stronę domu.
-Co,
trudno jest taką szma.ę utrzymać przy sobie, co?! -nie wiadomo
skąd pojawił się Marc. Stał przed naszym domem i z głupim
uśmieszkiem przyglądał się nam.
-Nie
wytrzymam. -Max zacisnął pięści.
-Ona
taka jest, pierwszy lepszy i hyc do łóżka! Zobaczysz, że do mnie
wróci!
-Zabiję
gnoja. -Max rzucił się na Marc'a. Zaczęli okładać się
pięściami. Siva i Nath'an próbowali ich jakoś rozdzielić, jednak
nie dawali sobie rady z dwoma napakowanymi chłopakami.
-Dzwoń
po policję !-krzyknęłam do Amy. Po kilku minutach przyjechała
policja. Zabrała ich do radiowozu i odjechali. Ja i Siva
pojechaliśmy za nimi. Na komisariacie siedzieliśmy dobrą godzinę
za nim wypuścili Max'a. Był zmęczony i cały posiniaczony.
-Pan
Marc wróci do aresztu, złamał zakaz zbliżania się do Pani.
-funkcjonariusz poinformował mnie.
-Chodźmy
do domu. -Max wziął mnie za rękę i pojechaliśmy. Do końca dnia
nikt nie był w nastroju do żartów i wygłupów. Siedzieliśmy w
salonie, w ciszy i skupieniu. Każdy spoglądał na siebie i nic nie
mówił. To była beznadziejna sytuacja, powróciły wspomnienia i
ból towarzyszący tamtym czasom. Zamykając oczy, przypominałam
sobie nasze wspólne podróże, wieczory przed telewizorami. Uśmiech
sam malował się na twarzy, jednak ostatnie miesiące naszego
związku były zbyt bolesne, by móc z roześmianą twarzą wspominać
nasze życie. Długo zastanawiałam się, co by zrobił, gdybym
powiedziała, że mu wybaczam. Może lepiej nie wiedzieć?
Dni
mijały, a my pogrążeni byliśmy albo w planowaniu wesela, albo Max
z chłopakami jeździli na wywiady, koncerty, a ja skrzętnie pisałam
pracę magisterską. Znów powróciliśmy do normalności. Dom pełen
ludzi. Od nowa zaczęły się dziwne sytuacje i zdarzenia, jak na
przykład pranie ubrań w zmywarce czy suszenie ubrań na wiatraku
przy żyrandolu. Nasze, rodzinne, normalne życie.
_______________________________________
Bardzo nie ładnie, oglądalność spora, a komentarzy tyle co kot na płakał, nie ładnie.
Pisałam wcześniej, że już niebawem koniec, jednak powoli, powili mnożą się mi te rozdziały, jeszcze trochę Was pomęczę moimi tekstami ;)
Co u Was Robaczki ?
Swietneee ♥ dawaj nexta *.*
OdpowiedzUsuńmecz mecz mecz, jakos nam to nie przeszkadza ^^
OdpowiedzUsuńzajebiste to jest :) pozdrawiam
Pisz pisz jak najdluzej :-P rozdz. super :-*
OdpowiedzUsuńnie było mnie tu przez pewien czas, ale już nadrobiłam zaległości
OdpowiedzUsuńprzykro mi z powodu twojego dziadka [*]
bardzo fajnie to wszystko ułożyłaś i ten Marc ... uff jak ja nie cierpię tego gnoja xD
ślub, magisterka ... jak ta dziewczyna znajdzie czas na siebie i Max'a ?
koniec ? o joj
do następnego i weeeny ;*
nieźle mnie te studia wciągnęły no ale w końcu znalazłam chwilkę żeby nadrobić całkiem spore zaległości i niezmiernie cieszy mnie to że te rozdziały Ci się tak mnożą ( jak dla mnie mogą w nieskończoność:D ) także bez żadnych skrupułów męcz nas dalej:) rozdział jak zwykle zaskakujący oby tak dalej:D czekam na next:)
OdpowiedzUsuńŚwietne, bardzo mi się podoba twój blog :) Zapraszam do mojego nowego bloga http://opowiadanie-o-thevamps.blogspot.com/ sorki za spam :p
OdpowiedzUsuń