Witam Was na moim blogu
- niegdyś - story-the-wanted.blogspot.com !
W archiwum znajdziecie opowiadanie o The Wanted (rozdziały 1-59).
Zapraszam do czytania i komentowania!
Claudia Xyz

piątek, 27 grudnia 2013

Rozdział 4

W firmie od samego rana panował wielki chaos. Mnóstwo spraw do załatwienia, telefonów i ogólnie rzecz ujmując wszyscy chcieli skomplikować mi życie. Biegałam po całym 8 piętrze od księgowej do sekretarki wstępując po drodze do działu PR. Tego dnia nawet nie przysługiwała mi przerwa na lunch. Był nawet taki moment, gdy wydawało mi się, że pracy w ogóle mi nie ubywa i będę musiała przenocować w agencji, by podołać wszystkiemu.
-Pełne sprawozdanie ze wszystkimi poprawkami. -położyłam gruby plik papierów na biurku Bet.
-A egzemplarz dla prezesa i księgowej? -spojrzała na mnie jakby czekała na moje potknięcie.
-Już na biurku. -opadłam bezsilnie na krzesło i wygodnie się w nim usadowiłam. Szefowa przyglądała mi się bacznie. -Coś się stało? -otworzyłam szerzej oczy.
-Może ty mi powiedz. -blondynka oparła się o swój wygodny, skórzany fotel.
-Błagam, jeżeli to nic związanego z pracą to daruj mi, proszę. -wsparłam głowę na ręce i wbiłam wzrok w podłogę. Byłam tak zmęczona, że oczy same mi się zamykały.
-Chodź, odwiozę cię do domu.
-Przejdę się... -wymamrotałam.
-Daj spokój. Jadę akurat do... no w tamtą stronę, co mi szkodzi. -zabrała torebkę i wyszła z gabinetu, a ja powlokłam się za nią. Po kilkunastu minutach byłyśmy już pod moim mieszkaniem.
-Może wejdziesz? -zaproponowałam tylko z czystej grzeczności, jednak nie miałam ochoty nikogo widzieć, z nikim rozmawiać, marzyłam wyłącznie o łóżku i poduszce.
-Nie, innym razem. -Bet spojrzała na wyświetlacz telefonu. -Jutro przyjdź później do pracy, odeśpij dzisiejszy dzień i zjedz coś.
-Mam pustą lodówkę... zakupy! -oprzytomniałam, uderzyłam ręką w czoło i zaczęłam szukać w torbie
portfela z listą długą na kilometr. -Zapomniałam. Nie mam nawet masła. -jęknęłam na myśl, że będę musiała jeszcze biegać pomiędzy sklepowymi półkami, a następnie ciągnąć za sobą kilka reklamówek z produktami do domu. -Chyba sobie kucharkę zatrudnię co będzie mi pichciła i robiła zakupy.
-Taki przystojny kucharzyk w samym fartuszku gotujący pyszny krem z dyni... -Betti oparła się o samochód i spojrzała w niebo.
-Nie ma tak dobrze! Do sklepu, a potem do garów. -powiedziałam poirytowana długością listy. Przez chwilę zastanawiałam się czy aby na pewno potrzebne jest mi to wszystko.
-Dobry wieczór. -usłyszałam dobrze już mi znany męski głos.
-Cześć. -spojrzałam na szatyna, który nieco zmęczony podbiegł do nas w czarno czerwonym dresie z butelką wody w ręce. -A, to jest Betti, moja szefowa, Bet to jest Damond. -przedstawiłam ich sobie, a blondynka mało co nie pożarła wzrokiem chłopaka.
-Jogging? -spytała uważnie przyglądając się każdemu mężczyźnie.
-Tak, kilka razy w tygodniu i człowiek czuje się jak nowo narodzony. -odkręcił butelkę i przyłożył ją do ust. -Też biegasz?
-Nie, wolę rowerek i pilates. -Bet przeczesała włosy palcami uśmiechając się przy tym tak, że gdyby tylko odrobinę pociągały mnie dziewczyny już bym jej uległa. -Może dla odmiany wybierzesz się kiedyś na siłownię?
-Z przyjemnością, ale póki jest pogoda zostanę przy bieganiu. -Damond uśmiechnął się i poprawił kaptur przy bluzie. Miałam dosyć patrzenia na ich „słodzenie” i „spijanie sobie z dziubków”. Bolały mnie nogi, plecy w sumie co mnie nie bolało?!
-Ja spadam, do jutra Bet. -skierowałam się na schody i weszłam do budynku. Po chwili obok mnie pojawił się Damond.
-Fajna ta twoja szefowa. -powiedział, gdy ja siłowałam się z zamkiem, który widocznie się na mnie obraził tego wieczora.
-Nie musiałeś jej od razu podrywać. -powiedziałam wciąż szarpiąc kluczem w dziurce.
-Sama zaczęła flirtować, ja tylko chciałem być miły. -odsunął mnie od drzwi i sam sprawnie je otworzył. -Proszę... -przepuścił mnie w drzwiach. Od razu weszłam do sypialni i bez żadnego przebierania, rozbierania, położyłam się na łóżko. Miałam dosyć tego piekielnego dnia. -To ja coś zamówię do jedzenia i skoczę po zakupy. - chłopak zamknął lodówkę, w której nawet światło nie chciało świecić, a ja w tym czasie zasnęłam.

Obudziłam się dosyć wcześnie, jak nigdy czułam się wyspana i wypoczęta. Betti pozwoliła mi się „spóźnić” tego dnia do pracy, więc z czystym sumieniem mogłam wyleżeć się w ciepłym łóżeczku. Spacerkiem udałam się do biznesowej dzielnicy, w której czuć było zapach świeżo parzonej kawy. Sama zdecydowałam się na wstąpienie do jednej z urokliwych knajpek i zamówiłam białą kawę na wynos. Usiadłam przy stoliku na dworze i spoglądałam na słońce, które tego dnia było łaskawe dla wszystkich mieszkańców Londynu. Do stolika naprzeciwko mnie usiadł jakiś wysoki, przystojny brunet. Nasze spojrzenia spotkały się, uśmiechnął się, odłożył torbę z laptopem na krzesło, a sam usiadł naprzeciw mnie. Przymknęłam oczy i spojrzałam w słońce.
Od zawsze marzyłam o idealnym facecie, który byłby dla mnie wsparciem, podporą, osobą, z którą mogłabym dzielić każdy dzień, wzloty i upadki, płacz i śmiech. Nigdy nie wiedziałam i wciąż nie wiem, dlaczego nie potrafię znaleźć sobie chłopaka tak, jak inne moje koleżanki. Moja mama cały czas twierdziła, że to przez mój wygląd, a w szczególności przez moją wagę. Jednak przed studniówką zrzuciłam sporo zbędnych kilogramów. Faktem jest, że wtedy kilku chłopaków chciało koniecznie iść ze mną ten wyjątkowy bal, jednak ja nie chciałam ich znać, bo wiedziałam, że dla nich liczy się tylko wygląd, a nie charakter, osobowość. Mimo to nie udało mi się jeszcze znaleźć tej drugiej połówki, może za bardzo tego chcę, może za bardzo szukam, rozglądam się, może jestem ślepa, może najciemniej jest pod latarnią, ale którą latarnią? Jestem osobą z natury bardzo zorganizowaną, uporządkowaną, umiem zarządzać i przekonywać rzesze ludzi, mam silną osobowość. Kiedyś ktoś powiedział mi, że faceci właśnie boją się takich dziewczyn jak ja, które nie okazują słabości, są silne, potrafią zjednać sobie wielu ludzi, być w centrum, panować nad własnym życiem, że dla takich jak ja potrzeba kogoś z silnym ramieniem, jeszcze silniejszą psychiką, który będzie mnie wspierał, a (rzekomo) takich mężczyzn jest nie wielu. Większość z nich woli dziewczyny, które są delikatne, kruche, nie wiele wysiłku będzie potrzeba, by je utrzymać przy sobie i zadbać o nie. Stwierdziłam, że może warto byłoby się zmienić, ale po co? Po co udawać przed kimś, kogoś kim zupełnie nie jesteśmy? To, że mam silną osobowość nie oznacza, że nie płaczę, że nie potrzebuję wsparcia i wtulenia się w drugą osobę. Rzadko kiedy okazuję swój smutek, łzy, nawet gdy moje serce płacze, umiera z bólu, potrafię pójść między ludzi i sypać żartami na prawo i lewo, śmiać się i dyskutować, a zmartwienia trzymam w głębi siebie. Czy to oznacza, że będę na zawsze sama?
Zerknęłam na chłopaka, który pił już zamówioną wcześniej kawę i czytał jakiś męski magazyn o samochodach i ubraniach. Zastanawiałam się, czy tak może wyglądać mój przyszły partner, czy może być aż tak przystojny, ubierać się z takim gustem, codziennie układać włosy na piankę i zakładać markowy zegarek. Może mój będzie zupełnie inny? Codziennie będzie przywdziewał jeansy z lat młodości, w które cudem będzie się mieścił, na grzbiet będzie zakładał koszulkę polo, a cały poranek zacznie od papierosa i przeglądu gazety z wyszczególnieniem rubryki sport. Wzięłam łyk białego napoju i zerknęłam na zegarek, na moim nadgarstku. Dochodziła 10. Spojrzałam na ulice, które wcale nie pustoszały, wciąż ludzie gonili do swoich miejsc pracy obładowani stertami papierów, segregatorów i teczek, ale gdzieś pomiędzy tym wszystkim znajdował się kubek kawy, która miała sprawić, by ten dzień, ten poranek był piękniejszy, pełen siły i wigoru. Chyba trzeba było wejść do apteki i kupić zgrzewkę witamin, a nie raczyć się używkami od samego rana. Jeszcze raz spojrzałam na przyczynę moich rozmyślań, tajemniczy i nieznany mi mężczyzna wciąż siedział na swoim miejscu, wciąż czytał gazetę i wciąż nie wiedział, że zamieszał w mojej głowie w ten piękny, cudowny poranek. Zabrałam swoje rzeczy i wolnym krokiem udałam się do firmy, gdzie wszyscy już pracowali na pełnych obrotach. Uśmiechnęłam się pod nosem. Byłam w 100% przekonana, że żadna z tych osób, która teraz męczyła się z ksero, komputerem czy umowami nie wypiła tak wspaniałej kawy, to czyniło mnie wyjątkową, ale tylko pod tym względem, tylko w tej kwestii i niestety, tylko w mojej głowie, bo zaraz po przekroczeniu drzwi gabinetu czekały na mnie umowy i kolejne spotkania z klientami.
_______________________________
Witajcie. Wybaczcie, że nawet nie złożyłam Wam świątecznych życzeń, ale tuż przed tymi magicznymi dniami w domu panował chaos. Pakowanie, sprzątanie, sporo tego było. Cztery dni, w tym same święta, spędziłam w cudownym hotelu, gdzie "dopieszczali" nas przez te kilka dni, a wieczorem, siedząc na parapecie apartamentu ze szklanką grzanego wina, oglądaliśmy filmy. Było wspaniale! W 2-gi dzień świąt odwiedziliśmy babcię, a wieczorem rozpakowywanie. 
Jak Wam minęły święta? Dostaliście jakieś wyśnione i wymarzone prezenty? 


4 komentarze:

  1. Wymarzony prezent to może nie, ale to co chciałam to dostałam i nawet trochę więcej xD

    Podoba mi się, że w swoim opowiadaniu masz, no wiesz, "normalnych" ludzi, a nie piosenkarzy, czy aktorów.
    Dobra przyznaje, że do Damonda sobie kogoś przypisałam, gdy tylko tańczył i już nie mogę tego cofnąć, ale kto to, to już nie ważne :D

    Czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jestem bardzo ciekawa o kim pomyślałaś :)
      to opowiadanie, to odzwierciedlenie w 100% mojej osoby. wątki z mojego prywatnego życia właśnie tutaj można znaleźć. każdy rozdział piszę pod wpływem jakiegoś impulsu, wydarzenia. czasami to będą same dialogi, akcja będzie posuwała się na przód, a nie raz same przemyślenia, smutki, żale, radości.
      ciszę się, że przeczytałaś i do następnego :)

      Usuń
  2. faktycznie twoje opowiadanie mimo tego, że nie ma nikogo sławnego ma to coś, co prawda tak w zasadzie jeszcze nie znam dokładnej fabuły, ani co czeka naszych bohaterów, a wiem, że to nie będzie pitolenie o "moim wspaniałym życiu w Londynie", więc z niecierpliwością wyczekuje kolejnych rozdziałów
    weny Kochanie i do następnego <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za tak ciepłe słowa. Motywujesz i to bardzo.
      Masz rację, to nie będzie "pitolenie", trochę fabuły, trochę jakiś "życiowych prawd", chwila refleksji (nie tylko mojej podczas pisania, ale mam nadzieję, że i Waszej).
      Do następnego :)

      Usuń