Witam Was na moim blogu
- niegdyś - story-the-wanted.blogspot.com !
W archiwum znajdziecie opowiadanie o The Wanted (rozdziały 1-59).
Zapraszam do czytania i komentowania!
Claudia Xyz

wtorek, 1 października 2013

52

*Ten rozdział napisałam około 16 września tego roku, mój dziadek zmarł w tą niedzielę... Dodaję dzisiaj ten rozdział (w dniu pogrzebu), właśnie taki, bez zmian, bo właśnie taki był mój dziadek - cichy, spokojny, zamknięty w sobie... zmarł tak, jak chyba każdy z nas, by chciał - po cichu, bez bólu, we śnie... *
Nowy rok, nowe wyzwania, wydarzenia, przeżycia, emocje... wzloty... i upadki. Nasz nowy rok rozpoczął się od wizyty w restauracji, gdzie miało odbyć się wesele.
-Dobrze, w takim razie w jakich kolorach wyobrażacie sobie salę? -właściciel i konsultant siedzieli przed nami ze stertą papierów.
-No... myśleliśmy o bieli. Samej bieli. -powiedziałam rozglądając się po sali.
-Jakie kwiaty do dekoracji? Róże... tulipany, jakie będziesz miała w bukiecie?
-Róże?! -Max wyprostował się i spojrzał na mnie. -Róże?! To mają być białe oleandry, zatrzęsienie oleandrów! Wszędzie oleandry!
-Oleandry? -obaj panowie spojrzeli na nas z niemałym zdziwieniem.
-Tak. -Max wziął mnie za rękę. -Białe oleandry. -wiedział jak bardzo kocham te kwiaty. Praktycznie zawsze stały u nas w pokoju w szklanym wazonie wypełnionym po brzegi mlekiem.
Rozmowy dotyczące wyglądu sali i menu trwały całą wieczność.

Zaproszenia do rodziny z Polski postanowiłam zawieźć osobiście. Jednak Max nie mógł ze mną pojechać, bo z zespołem mieli dużo pracy nad nowym klipem. Natalia postanowiła wybrać się ze mną i przy okazji odwiedzić rodziców.
Samolot wzbił się w powietrze i już byłyśmy w drodze do Polski. Ojczystego kraju, ale czy wciąż naszego? Nie wiem. Ale czy mogę traktować ten kraj jako mój? Jestem... człowiekiem, zawieszonym pomiędzy dwiema narodowościami. Zamknęłam oczy i wygodnie ułożyłam się w fotelu klasy biznes. Wspomnienia wróciły. Wakacje spędzane w Polsce, ludzie, przyjaźnie, miłości... Wylane łzy w tęsknocie za rodziną i znajomymi.
Wylądowałyśmy. Brat Natalii już na nas czekał. Wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy do dziadków.
Dom był zupełnie inny. Bardziej szary, może nawet i mniejszy. Grządki, które kiedyś zajmowały niemal ¾ działki koło domu, teraz były malutkimi powierzchniami. Tylko niegdyś małe orzechy i jabłonie urosły i zasłoniły dom, podwórko. Teraz w to styczniowe popołudnie w oknach świeciły się światła, a wszystko dookoła wydawało się ciemne. Wreszcie stanęłam przed ciemno fioletowymi drzwiami i nacisnęłam klamkę. Moje policzki otuliło ciepłe powietrze i od razu usłyszałam „pykające” grzejniki. Od progu czuć było zapach pieczonego ciasta, rodzynek.
-Claudia! -Babcia uśmiechnęła się do mnie. Była zupełnie inna. Zgarbiona, siwiutka, tylko jej oczy wciąż błyszczały. -Szybko się rozbierajcie i siadajcie do stołu. -na talerzu starannie poukładane były obarzanki i rogaliki. -Zagrzeję Wam kakao. Zaraz wstawię zupę, ale musicie chwilę poczekać. -babcia od razu stanęła przy kuchence i postawiła garnek na gazie. Z pokoju wyszedł dziadek. Pochylony, pomarszczony, biały...
-Cześć Dziadek! -uścisnęłam mu dłoń. Zawsze się tak witaliśmy. Jego oczy były zgaszone, nieobece. Usiedliśmy do stołu. Jedząc pyszne bułeczki przyglądałam się im. Babcia powolutku mieszała zupę w garnku, wsparta jedną ręką o blat stołu. Dziadek trzęsącymi rękami wyciągał sztućce. Tak wiele przegapiłam, tak wiele czasu straciłam. Powstrzymywałam się, by nie wybuchnąć płaczem.
-Mam dla Was zaproszenie na mój ślub. -powiedziałam, gdy babcia postawiła przed nami gorący talerz zupy.
-Mama już dzwoniła i mówiła nam wszystko. -dziadek siedział na krześle oparty o parapet.
-Ale my dziecko się nie nadajemy już na takie wyprawy. -babcia zniknęła w pokoju. -Masz tutaj, tyle ile mogliśmy, ale dziękujemy za zaproszenie. -babcia położyła kopertę przede mną.
-Nie, nie trzeba. -odsunęłam papier od siebie i zajęłam się zupą.
Przed oczami pojawiły się wspólne wakacje, spędzane u nich. Ja z rodzeństwem, bawiący się w ogrodzie, w same południa, gdy było najgoręcej siedzieliśmy pod niewielkimi orzechami i lipami, i słuchaliśmy opowiadań dziadka. Wspominał swoje lata dziecięce, młodość i czasy, gdy był cenionym murarzem w całej okolicy. On zawsze wypytywał nas o szkołę, znajomych, nasze zainteresowania, albo po prostu rozmawialiśmy o życiu. Najciekawsze były opowiadania z jego młodzieńczych lat, gdy musiał pracować na polu, nie raz znajdował niewypały z wojny, albo wręcz pistolety rozrzucone po polu. Czasami Jego jedno zdanie, wyraz twarzy, skinienie wyrażało więcej niż cały wykład profesora czy wizyta u psychologa. Nigdy nie lubił oglądać programów na żywo, albo tych z typu: reality show, bo jak twierdził "bawią się za nasze pieniądze". Wspólnie oglądaliśmy mecze, ale zawsze dziadek rezygnował po pierwszej połowie, a następnego dnia dopytywał mnie o szczegóły drugiej. Ah, a gdy w telewizji nie było nic konkretnego, oglądał programy przyrodnicze albo też westerny. Tak, taki był. Nigdy się nie złościł, nie krzyczał...
Do późnego wieczora siedzieliśmy w ciepłej kuchni dziadków. Dużo rozmawialiśmy, ale tego straconego czasu już nigdy nie nadrobię. Nie usłyszę wszystkich wspomnień dziadka, historii babci, już nigdy.

Darek i Natalia zwieźli mnie do mieszkania, w którym kiedyś pomieszkiwaliśmy z rodzicami w trakcie wakacji, a teraz zajmują się nim nasi sąsiedzi. Malutkie mieszkanko było takie samo jak zawsze. Nic się nie zmieniło, niczego nie przybyło, ani nie ubyło. Stwierdziłam, że pójdę do sąsiadów i przywitam się.
-Dobry wieczór. -uśmiechnęłam się na widok sąsiadki.
-Claudia, co za niespodzianka! -zostałam od razu usadowiona w salonie przy stole, który w minutę zapełnił się przysmakami.
-Zaraz przyjdzie Adrian. Poleciał gdzieś ze znajomymi. -sąsiadka rozkładała talerze. Przypomniałam sobie Adriana. Tak. Jak to chłopak z sąsiedztwa. Wiele wspomnień, wygłupy, miłostki. Nasz kontakt stopniowo zanikał. W końcu większość dzieciństwa przeżyłam z Anthonym.
-No kogo ja widzę?! -do pokoju wszedł wysoki, wysportowany chłopak.
-Nie no, gdzie się podział umorsany w błocie Adrian?! -wykrzyknęłam na widok przystojniaka.
-Gdzie się podziała ta smarkula, z którą całowałem się w krzakach tuż za garażami? -od zawsze podkreślał to, że jest ode mnie zaledwie 2 lata starszy. Wtedy czuł się po prostu odpowiedzialny za mnie, prawie jak starszy brat. Przegadaliśmy całą noc. On również otrzymał zaproszenie na ślub.

Obudziłam się w fotelu, w pokoju Adriana. Bolały mnie plecy i kark. Chłopak spał oparty o łóżko.
-Z czego się tam chichrolisz? -spojrzałam na jego twarz, na której malował się uśmiech.
-Żebyś ty siebie teraz zobaczyła. -zaczął się śmiać i turlać po całym pokoju.
-O jezu no, jeden włos w tą drugi w tą. Daj spokój. -poprawiałam włosy w ekranie komputera. Sąsiadka przygotowała śniadanie, na które zostałam zaproszona po czym wróciłam do swojego mieszkanka. Wzięłam szybki prysznic i się przebrałam. Miałam do rozdania jeszcze kilkanaście zaproszeń, nie zwlekając zadzwoniłam do salonu samochodowego i wypożyczyłam autko na kilka dni. Po niecałej godzinie samochód z pełnym bakiem stał już pod blokiem i czekał na mnie. Na obiad zostałam zaproszona do ciotki, co było jednoznaczne z tym, że większość rodziny już tam będzie. Po zapakowaniu zaproszeń i kilku butelek alkoholu od taty do bagażnika mogłam ruszyć w niedaleką drogę. Po niecałych 30 minutach wjechałam na żużlówkę, która prowadziła wprost do domu cioci. Na podwórku stało całe mnóstwo samochodów. Wcisnęłam gdzieś pomiędzy wielką gruszką, a budynkiem gospodarczym moje autko i z torbami udałam się do domu. Nikt nawet nie usłyszał, że wchodzę. W przedpokoju słychać było głośne rozmowy i śmiechy. Nagle drzwi od pokoju się otworzyły i ukazał się mój brat cioteczny – Wojtek, który z pustym półmiskiem miał donieść wędliny.
-Siostrunia! -złapał mnie za szyję i mocno do siebie przyciągnął.
-Och, nigdy z tego nie wyrośniesz! -wyswobodziłam się z jego uścisku i otworzyłam mu drzwi do kuchni. Cała rodzinka już spoglądała na mnie z rozpromienionymi twarzami.
-Dzień dobry. -powiedziałam i niepewnym krokiem weszłam do salonu.
-No nareszcie! Już się doczekać nie mogliśmy! -ciocia podstawiła krzesło do stołu, niemalże w samym centrum tak, aby każdy mógł mnie dobrze obejrzeć. -Siadaj, siadaj. Już ci podaję zupkę, zaraz będą sznycelki. -wujek podstawił mi kieliszek i nalał wódki aż po same brzegi.
-Siostra, a gdzie ten szczęśliwiec? - Grzesiek, brat rodzony Wojtka z wielką uwagą czytał etykietkę na butelce wina.
-Musiał zostać w Londynie.
-No nie ładnie, nie ładnie. -Wojtek mruknął pod nosem.
-Wy już byście chcieli go tutaj oblukać od stóp do głów. -skwitowałam.
-No, musimy w końcu wiedzieć czy dobra z niego partia, czy też nie. -Wojtek i Grześ oparli się obaj o blat stołu i wbili we mnie swoje oczyska.
-Ma nagranie z zespołem.
-Z zespołem?! -spojrzeli po sobie.
-Oj wy to się nadajecie! Jej chłopak, a w sumie to już narzeczony jest wokalistą w tym zespole no... yy, cholera te zagraniczne nazwy, no! The Wanted! O, widzisz. Max, prawda? -ciotka postawiła przede mną dymiący półmisek z mięsem i ziemniakami.
-Racja. -uśmiechnęłam się i zaczęłam konsumować te wszystkie przysmaki. Siedziałam tam do samego wieczora. Najadłam się i napiłam chyba na cały tydzień! Z tego wszystkiego Grzesiek musiał odwieść mnie do domu, a sam stwierdził, że odwiedzi kilku znajomych.
Cisza i spokój w mieszkaniu były dla mnie zbawcze. Usadowiłam się wygodnie w sypialnie rodziców na dużym łóżku, włączyła telewizor i laptopa, i czekałam na połączenie od Max'a.
-Cześć Łysolku. -uśmiechnęłam się na widok zmęczonego chłopaka, który tak samo jak ja leżał już w łóżku.
-Nie zaczynaj, nawet nie mam siły się bronić.
-Aż tak źle?
-Źle. Na planie nas wymęczyli i to jeszcze nie koniec! Źle, bo nie ma tutaj Ciebie... usycham, chyba widać. -zrobił smutną minę.
-No, widać. Jeszcze kilka dni i jestem z powrotem. -w tym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi. -Czekaj, ktoś się do mnie dobija.
-Pogadamy jutro, padam na twarz.
-Kocham Cię, pa. -zamknęłam laptop i popędziłam do drzwi. -Nie, nie, tylko mi nie mów, że masz jakieś jedzenie! -krzyknęłam na widok Adriana.
-Eee, nie. Tylko zgrzewkę piwa. -wyciągnął zza siebie paczkę puszek.
-Uf, całe szczęście. Wchodź. -rozłożyliśmy się na łóżku i rozpoczęliśmy sączenie piwa. Godziny mijały bardzo szybko, a nam nie kończyły się tematy do rozmów. Siedzieliśmy tak aż do samego świtu, w końcu zasnęliśmy spici alkoholem i nieco zmęczeni wielogodzinną konwersacją.


Wstałam koło południa. Adrian ulotnił się z samego rana, ale przed pracą zdążył przynieść mi świeże pieczywo, jogurt, topiony serek i pyszne powidła. Uraczyłam się takim oto śniadanio – obiadem i po odświeżeniu się pojechałam do Natalii. Ciocia, niestety, przygotowała wielką ucztę. Darek z politowaniem patrzył na moją skacowaną twarz, gdy po raz kolejny wujek usiłował namówić mnie na niezobowiązujący kieliszek wina. Na szczęście zwyciężyła moja obrona – przyjechałam samochodem. I tak o to znów minął mi kolejny dzień. Wieczorem znów przyszedł Adrian i znów siedzieliśmy przy browarze, i znów zastał na ranek.  

4 komentarze:

  1. Matko, bardzo mi przykro z powodu Twojego dziadka , ale na pewno byl dumny ze ma taki skarb czyli ciebie ;) rozdzial jak zwykle cudowny, dziekuje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci. Mój Dziadek nigdy nie mówił mi, że jest dumny ze mnie. Jednak dzień przed śmiercią, ostatni raz gdy z nim rozmawiałam, pochwaliłam Mu się, że jestem fotografem szkolnym. Wtedy mówił, że to bardzo odpowiedzialne zadanie, że muszę być bardzo dobra w tym, co robię. Teraz zdaję sobie sprawę jak ważny był dla mnie ten uśmiech, który widziałam na Jego twarzy, gdy o tym mówił. Wtedy byłam tak zadowolona, że mogłam z nim porozmawiać sam na sam. Jego ostatnie słowa to: trzymaj się. Następnego dnia rano już go nie było.
      Bardzo Ci dziękuję za przeczytanie rozdziału.

      Usuń
  2. kiedy przeczytałam notatkę we wstępie od razu przypomniał mi się dzień w którym widziałam śmierć dziadka na własne oczy... choć minęło 5 lat pamiętam jakby to było wczoraj i rozumiem co czujesz... w każdym bądź razie dziękuję za ten piękny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzo mi przykro z powodu smierci Twojego Dziadka, trzymaj sie jakos...
    rozdzial jest cudowny, taka melancholia ze mam lzy w oczach...
    To: "Tak wiele przegapiłam, tak wiele czasu straciłam. " wiele mowi. Czas tak zapier*ala ze nie zdajemy sobie z tego sprawy... smutne

    OdpowiedzUsuń