*Ten rozdział napisałam około 16 września tego roku, mój dziadek zmarł w tą niedzielę... Dodaję dzisiaj ten rozdział (w dniu pogrzebu), właśnie taki, bez zmian, bo właśnie taki był mój dziadek - cichy, spokojny, zamknięty w sobie... zmarł tak, jak chyba każdy z nas, by chciał - po cichu, bez bólu, we śnie... *
Nowy
rok, nowe wyzwania, wydarzenia, przeżycia, emocje... wzloty... i
upadki. Nasz nowy rok rozpoczął się od wizyty w restauracji, gdzie
miało odbyć się wesele.
-Dobrze,
w takim razie w jakich kolorach wyobrażacie sobie salę? -właściciel
i konsultant siedzieli przed nami ze stertą papierów.
-No...
myśleliśmy o bieli. Samej bieli. -powiedziałam rozglądając się
po sali.
-Jakie
kwiaty do dekoracji? Róże... tulipany, jakie będziesz miała w
bukiecie?
-Róże?!
-Max wyprostował się i spojrzał na mnie. -Róże?! To mają być
białe oleandry, zatrzęsienie oleandrów! Wszędzie oleandry!
-Oleandry?
-obaj panowie spojrzeli na nas z niemałym zdziwieniem.
-Tak.
-Max wziął mnie za rękę. -Białe oleandry. -wiedział jak bardzo
kocham te kwiaty. Praktycznie zawsze stały u nas w pokoju w szklanym
wazonie wypełnionym po brzegi mlekiem.
Rozmowy
dotyczące wyglądu sali i menu trwały całą wieczność.
Zaproszenia
do rodziny z Polski postanowiłam zawieźć osobiście. Jednak Max
nie mógł ze mną pojechać, bo z zespołem mieli dużo pracy nad
nowym klipem. Natalia postanowiła wybrać się ze mną i przy okazji
odwiedzić rodziców.
Samolot
wzbił się w powietrze i już byłyśmy w drodze do Polski.
Ojczystego kraju, ale czy wciąż naszego? Nie wiem. Ale czy mogę
traktować ten kraj jako mój? Jestem... człowiekiem, zawieszonym
pomiędzy dwiema narodowościami. Zamknęłam oczy i wygodnie
ułożyłam się w fotelu klasy biznes. Wspomnienia wróciły.
Wakacje spędzane w Polsce, ludzie, przyjaźnie, miłości... Wylane
łzy w tęsknocie za rodziną i znajomymi.
Wylądowałyśmy.
Brat Natalii już na nas czekał. Wsiedliśmy w samochód i
pojechaliśmy do dziadków.
Dom był
zupełnie inny. Bardziej szary, może nawet i mniejszy. Grządki,
które kiedyś zajmowały niemal ¾ działki koło domu, teraz były
malutkimi powierzchniami. Tylko niegdyś małe orzechy i jabłonie
urosły i zasłoniły dom, podwórko. Teraz w to styczniowe
popołudnie w oknach świeciły się światła, a wszystko dookoła
wydawało się ciemne. Wreszcie stanęłam przed ciemno fioletowymi
drzwiami i nacisnęłam klamkę. Moje policzki otuliło ciepłe
powietrze i od razu usłyszałam „pykające” grzejniki. Od progu
czuć było zapach pieczonego ciasta, rodzynek.
-Claudia!
-Babcia uśmiechnęła się do mnie. Była zupełnie inna. Zgarbiona,
siwiutka, tylko jej oczy wciąż błyszczały. -Szybko się
rozbierajcie i siadajcie do stołu. -na talerzu starannie poukładane
były obarzanki i rogaliki. -Zagrzeję Wam kakao. Zaraz wstawię
zupę, ale musicie chwilę poczekać. -babcia od razu stanęła przy
kuchence i postawiła garnek na gazie. Z pokoju wyszedł dziadek.
Pochylony, pomarszczony, biały...
-Cześć
Dziadek! -uścisnęłam mu dłoń. Zawsze się tak witaliśmy. Jego
oczy były zgaszone, nieobece. Usiedliśmy do stołu. Jedząc pyszne
bułeczki przyglądałam się im. Babcia powolutku mieszała zupę w
garnku, wsparta jedną ręką o blat stołu. Dziadek trzęsącymi
rękami wyciągał sztućce. Tak wiele przegapiłam, tak wiele czasu
straciłam. Powstrzymywałam się, by nie wybuchnąć płaczem.
-Mam dla
Was zaproszenie na mój ślub. -powiedziałam, gdy babcia postawiła
przed nami gorący talerz zupy.
-Mama
już dzwoniła i mówiła nam wszystko. -dziadek siedział na krześle
oparty o parapet.
-Ale my
dziecko się nie nadajemy już na takie wyprawy. -babcia zniknęła w
pokoju. -Masz tutaj, tyle ile mogliśmy, ale dziękujemy za
zaproszenie. -babcia położyła kopertę przede mną.
-Nie,
nie trzeba. -odsunęłam papier od siebie i zajęłam się zupą.
Przed oczami pojawiły się wspólne wakacje, spędzane u nich. Ja z rodzeństwem, bawiący się w ogrodzie, w same południa, gdy było najgoręcej siedzieliśmy pod niewielkimi orzechami i lipami, i słuchaliśmy opowiadań dziadka. Wspominał swoje lata dziecięce, młodość i czasy, gdy był cenionym murarzem w całej okolicy. On zawsze wypytywał nas o szkołę, znajomych, nasze zainteresowania, albo po prostu rozmawialiśmy o życiu. Najciekawsze były opowiadania z jego młodzieńczych lat, gdy musiał pracować na polu, nie raz znajdował niewypały z wojny, albo wręcz pistolety rozrzucone po polu. Czasami Jego jedno zdanie, wyraz twarzy, skinienie wyrażało więcej niż cały wykład profesora czy wizyta u psychologa. Nigdy nie lubił oglądać programów na żywo, albo tych z typu: reality show, bo jak twierdził "bawią się za nasze pieniądze". Wspólnie oglądaliśmy mecze, ale zawsze dziadek rezygnował po pierwszej połowie, a następnego dnia dopytywał mnie o szczegóły drugiej. Ah, a gdy w telewizji nie było nic konkretnego, oglądał programy przyrodnicze albo też westerny. Tak, taki był. Nigdy się nie złościł, nie krzyczał...
Do
późnego wieczora siedzieliśmy w ciepłej kuchni dziadków. Dużo
rozmawialiśmy, ale tego straconego czasu już nigdy nie nadrobię.
Nie usłyszę wszystkich wspomnień dziadka, historii babci, już
nigdy.
Darek i
Natalia zwieźli mnie do mieszkania, w którym kiedyś
pomieszkiwaliśmy z rodzicami w trakcie wakacji, a teraz zajmują się
nim nasi sąsiedzi. Malutkie mieszkanko było takie samo jak zawsze.
Nic się nie zmieniło, niczego nie przybyło, ani nie ubyło.
Stwierdziłam, że pójdę do sąsiadów i przywitam się.
-Dobry
wieczór. -uśmiechnęłam się na widok sąsiadki.
-Claudia,
co za niespodzianka! -zostałam od razu usadowiona w salonie przy
stole, który w minutę zapełnił się przysmakami.
-Zaraz
przyjdzie Adrian. Poleciał gdzieś ze znajomymi. -sąsiadka
rozkładała talerze. Przypomniałam sobie Adriana. Tak. Jak to
chłopak z sąsiedztwa. Wiele wspomnień, wygłupy, miłostki. Nasz
kontakt stopniowo zanikał. W końcu większość dzieciństwa
przeżyłam z Anthonym.
-No kogo
ja widzę?! -do pokoju wszedł wysoki, wysportowany chłopak.
-Nie no,
gdzie się podział umorsany w błocie Adrian?! -wykrzyknęłam na
widok przystojniaka.
-Gdzie
się podziała ta smarkula, z którą całowałem się w krzakach tuż
za garażami? -od zawsze podkreślał to, że jest ode mnie zaledwie
2 lata starszy. Wtedy czuł się po prostu odpowiedzialny za mnie,
prawie jak starszy brat. Przegadaliśmy całą noc. On również
otrzymał zaproszenie na ślub.
Obudziłam
się w fotelu, w pokoju Adriana. Bolały mnie plecy i kark. Chłopak
spał oparty o łóżko.
-Z czego
się tam chichrolisz? -spojrzałam na jego twarz, na której malował
się uśmiech.
-Żebyś
ty siebie teraz zobaczyła. -zaczął się śmiać i turlać po całym
pokoju.
-O jezu
no, jeden włos w tą drugi w tą. Daj spokój. -poprawiałam włosy
w ekranie komputera. Sąsiadka przygotowała śniadanie, na które
zostałam zaproszona po czym wróciłam do swojego mieszkanka.
Wzięłam szybki prysznic i się przebrałam. Miałam do rozdania
jeszcze kilkanaście zaproszeń, nie zwlekając zadzwoniłam do
salonu samochodowego i wypożyczyłam autko na kilka dni. Po niecałej
godzinie samochód z pełnym bakiem stał już pod blokiem i czekał
na mnie. Na obiad zostałam zaproszona do ciotki, co było
jednoznaczne z tym, że większość rodziny już tam będzie. Po
zapakowaniu zaproszeń i kilku butelek alkoholu od taty do bagażnika
mogłam ruszyć w niedaleką drogę. Po niecałych 30 minutach
wjechałam na żużlówkę, która prowadziła wprost do domu cioci.
Na podwórku stało całe mnóstwo samochodów. Wcisnęłam gdzieś
pomiędzy wielką gruszką, a budynkiem gospodarczym moje autko i z
torbami udałam się do domu. Nikt nawet nie usłyszał, że wchodzę.
W przedpokoju słychać było głośne rozmowy i śmiechy. Nagle
drzwi od pokoju się otworzyły i ukazał się mój brat cioteczny –
Wojtek, który z pustym półmiskiem miał donieść wędliny.
-Siostrunia!
-złapał mnie za szyję i mocno do siebie przyciągnął.
-Och,
nigdy z tego nie wyrośniesz! -wyswobodziłam się z jego uścisku i
otworzyłam mu drzwi do kuchni. Cała rodzinka już spoglądała na
mnie z rozpromienionymi twarzami.
-Dzień
dobry. -powiedziałam i niepewnym krokiem weszłam do salonu.
-No
nareszcie! Już się doczekać nie mogliśmy! -ciocia podstawiła
krzesło do stołu, niemalże w samym centrum tak, aby każdy mógł
mnie dobrze obejrzeć. -Siadaj, siadaj. Już ci podaję zupkę, zaraz
będą sznycelki. -wujek podstawił mi kieliszek i nalał wódki aż
po same brzegi.
-Siostra,
a gdzie ten szczęśliwiec? - Grzesiek, brat rodzony Wojtka z wielką
uwagą czytał etykietkę na butelce wina.
-Musiał
zostać w Londynie.
-No nie
ładnie, nie ładnie. -Wojtek mruknął pod nosem.
-Wy już
byście chcieli go tutaj oblukać od stóp do głów. -skwitowałam.
-No,
musimy w końcu wiedzieć czy dobra z niego partia, czy też nie.
-Wojtek i Grześ oparli się obaj o blat stołu i wbili we mnie swoje
oczyska.
-Ma
nagranie z zespołem.
-Z
zespołem?! -spojrzeli po sobie.
-Oj wy
to się nadajecie! Jej chłopak, a w sumie to już narzeczony jest
wokalistą w tym zespole no... yy, cholera te zagraniczne nazwy, no!
The Wanted! O, widzisz. Max, prawda? -ciotka postawiła przede mną
dymiący półmisek z mięsem i ziemniakami.
-Racja.
-uśmiechnęłam się i zaczęłam konsumować te wszystkie
przysmaki. Siedziałam tam do samego wieczora. Najadłam się i
napiłam chyba na cały tydzień! Z tego wszystkiego Grzesiek musiał
odwieść mnie do domu, a sam stwierdził, że odwiedzi kilku
znajomych.
Cisza i
spokój w mieszkaniu były dla mnie zbawcze. Usadowiłam się
wygodnie w sypialnie rodziców na dużym łóżku, włączyła
telewizor i laptopa, i czekałam na połączenie od Max'a.
-Cześć
Łysolku. -uśmiechnęłam się na widok zmęczonego chłopaka, który
tak samo jak ja leżał już w łóżku.
-Nie
zaczynaj, nawet nie mam siły się bronić.
-Aż tak
źle?
-Źle.
Na planie nas wymęczyli i to jeszcze nie koniec! Źle, bo nie ma
tutaj Ciebie... usycham, chyba widać. -zrobił smutną minę.
-No,
widać. Jeszcze kilka dni i jestem z powrotem. -w tym momencie
usłyszałam dzwonek do drzwi. -Czekaj, ktoś się do mnie dobija.
-Pogadamy
jutro, padam na twarz.
-Kocham
Cię, pa. -zamknęłam laptop i popędziłam do drzwi. -Nie, nie,
tylko mi nie mów, że masz jakieś jedzenie! -krzyknęłam na widok
Adriana.
-Eee,
nie. Tylko zgrzewkę piwa. -wyciągnął zza siebie paczkę puszek.
-Uf,
całe szczęście. Wchodź. -rozłożyliśmy się na łóżku i
rozpoczęliśmy sączenie piwa. Godziny mijały bardzo szybko, a nam
nie kończyły się tematy do rozmów. Siedzieliśmy tak aż do
samego świtu, w końcu zasnęliśmy spici alkoholem i nieco zmęczeni
wielogodzinną konwersacją.
Wstałam
koło południa. Adrian ulotnił się z samego rana, ale przed pracą
zdążył przynieść mi świeże pieczywo, jogurt, topiony serek i
pyszne powidła. Uraczyłam się takim oto śniadanio – obiadem i
po odświeżeniu się pojechałam do Natalii. Ciocia, niestety,
przygotowała wielką ucztę. Darek z politowaniem patrzył na moją
skacowaną twarz, gdy po raz kolejny wujek usiłował namówić mnie
na niezobowiązujący kieliszek wina. Na szczęście zwyciężyła
moja obrona – przyjechałam samochodem. I tak o to znów minął mi
kolejny dzień. Wieczorem znów przyszedł Adrian i znów
siedzieliśmy przy browarze, i znów zastał na ranek.
Matko, bardzo mi przykro z powodu Twojego dziadka , ale na pewno byl dumny ze ma taki skarb czyli ciebie ;) rozdzial jak zwykle cudowny, dziekuje :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci. Mój Dziadek nigdy nie mówił mi, że jest dumny ze mnie. Jednak dzień przed śmiercią, ostatni raz gdy z nim rozmawiałam, pochwaliłam Mu się, że jestem fotografem szkolnym. Wtedy mówił, że to bardzo odpowiedzialne zadanie, że muszę być bardzo dobra w tym, co robię. Teraz zdaję sobie sprawę jak ważny był dla mnie ten uśmiech, który widziałam na Jego twarzy, gdy o tym mówił. Wtedy byłam tak zadowolona, że mogłam z nim porozmawiać sam na sam. Jego ostatnie słowa to: trzymaj się. Następnego dnia rano już go nie było.
UsuńBardzo Ci dziękuję za przeczytanie rozdziału.
kiedy przeczytałam notatkę we wstępie od razu przypomniał mi się dzień w którym widziałam śmierć dziadka na własne oczy... choć minęło 5 lat pamiętam jakby to było wczoraj i rozumiem co czujesz... w każdym bądź razie dziękuję za ten piękny rozdział!
OdpowiedzUsuńbardzo mi przykro z powodu smierci Twojego Dziadka, trzymaj sie jakos...
OdpowiedzUsuńrozdzial jest cudowny, taka melancholia ze mam lzy w oczach...
To: "Tak wiele przegapiłam, tak wiele czasu straciłam. " wiele mowi. Czas tak zapier*ala ze nie zdajemy sobie z tego sprawy... smutne