Od
samego rana padał śnieg. Przez okno nie było widać nic, tylko
tysiące małych, śnieżnych gwiazdek tańczących w powietrzu.
Siedziałam na kuchennym blacie z kubkiem kakao w ręce i
przyglądałam się jak bezbronna śnieżynka uderzała w szybę i po
chwili stawała się malutką kroplą wody. Tak działo się z każdą,
bez względu na to czy była piękna, bardziej wymyślna czy też
prosta i piękna. W skroniach poczułam silny ból. To z pewnością
od tych nocnych pogaduszek w towarzystwie alkoholu. Sięgnęłam do
szafki po zielonkawą tabletkę i wciąż przyglądając się
śniegowi za oknem, czekałam aż farmaceutyczny specyfik zacznie
działać. Tego dnia nigdzie mi się nie spieszyło, nie miałam
żadnego zaproszenia w gości, a wszystkie koperty na ślub zostały
już wręczone.
-Wszystkie
loty zostały odwołane z powodu śnieżycy. -usłyszałam komunikat
dobiegający z telewizora.
-Oby do
jutra to się zmieniło. -powiedziałam sama do siebie i poszłam
poszukać ulotki z restauracji, by zamówić coś pysznego.
Po
godzinie siedziałam już nad styropianowym pudełkiem, w którym
uśmiechał się do mnie kurczak z warzywami w sosie słodko –
kwaśnym, ryż i surówka. Było pyszne! Po południu musiałam
zacząć się pakować. Okazało się, że torba zamiast lżej się
zapiąć, za żadne skarby nie chciała dojść do jakiegoś
porozumienia z zamkiem. Ponad 100 tysięcy kombinacji ułożenia
ubrań i innych szpargałów, w końcu poskutkowały i wypchana
walizka stanęła w przedpokoju.
-Adrian,
nie, bez picia. Błagam. -chłopak punktualnie pojawił się w moich
drzwiach.
-Spokojnie.
Dzisiaj mam soczek z pomarańczy i ciasto. -bez żadnych ceregieli
wszedł do kuchni i zaczął kroić placka. -Jutro wyjeżdżasz?
-No, o
ile ta pogoda się poprawi.
-Poprawi,
poprawi. Czyli widzimy się na ślubie?
-Oczywiście,
Twoja obecność jest obowiązkowa! -tym razem przegadaliśmy
zaledwie pół nocy. Nareszcie miałam okazję się wyspać.
Z samego
rana przyjechał pan z salonu i zabrał samochód,a kilka minut po
nim zjawił się Darek z Natalią. Zapakowaliśmy się do samochodu i
pojechaliśmy na lotnisko. Na całe nasze szczęście loty
przywrócono do harmonogramu i punktualnie o 12.15 samolot odleciał.
-No, to
wracamy do naszych przystojniaków. -Natalia wierciła się w fotelu.
-Ano
wracamy. -spojrzałam na wyświetlacz telefonu, na którym widniało
zdjęcie Max'a.
Londyn
zaśnieżony jak nigdy. Z tej okazji nawet pozamykali szkoły.
Niestety zimowa sesja na uczelni nie mogła nas ominąć. Kilka
zarwanych nocy i trzeba było stawić się w sali, gdzie przy wielkim
biurku zawalonym papierami siedział on, profesor, człowiek, któremu
trzeba było nadskakiwać i modlić się, by miał w tym dniu dobry
humor. Usiadłam na krześle i czekałam aż zada mi pierwsze
pytanie.
-Pani ma
swoją firmę, prawda? -spojrzał na mnie znad swoich okrągłych,
grubych jak denko od kufla do piwa, okularów.
-Tak.
-zdziwiłam się tym pytaniem.
-Czy
mogłaby mi Pani powiedzieć jak radzi sobie Pani z kadrami,
podziałem obowiązków w firmie? -w tym momencie usłyszał wykład
na ponad 15 minut. -Słyszałem, że była Pani menadżerem zespołu,
mogłaby mi Pani przybliżyć zakres Pani obowiązków, podejmowanych
działań i decyzji? - tutaj również moja wypowiedź trwała grubo
ponad kwadrans. Profesor zaczął bazgrać po moim schludnym
indeksie, gdzie najgorszymi ocenami były zaledwie dwie trójki z
plusem.
-Jutro
się Pani do mnie wstawi i podam Pani temat pracy magisterskiej.
-wyciągnął rękę z książeczką w moją stronę.
-A
licencjat?! Przecież miałam zaczynać go pisać... - ze zdziwieniem
spojrzałam na tego przedziwnego mężczyznę.
-Decyzją
wszystkich wykładowców oraz dziekana stwierdziliśmy, że Pani
wyniki w nauce, frekwencja na zajęciach, zaangażowanie oraz sam
fakt, że pracuje już Pani, a wręcz ma swoją firmę, daje Pani
przepustkę do otrzymania tytuły magistra w przeciągu niecałych
dwóch miesięcy.
-Dwa
miesiące?! -spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
-Dobra,
albo dwa miesiące i ma Pani całe te studia z głowy, albo jeszcze
pół roku do licencjatu i i całe 2 lata magisterki, to jak?
-Ale
dlaczego?
-Przecież
Pani już wszystko wie o tym, czego my tutaj uczymy, a nawet lepiej,
Pani zna to z praktycznego punktu widzenia. Co my mamy Panią uczyć
jak zarządzać kadrami, finansami podczas gdy Pani firma
konsultingowa jest jedną z najlepszych chyba w całej Brytanii !
-Jutro
będę na pewno. -zdezorientowana wyszłam z sali i udałam się na
parking.
-No i
jak? Piąteczka? -Max stał zniecierpliwiony przy samochodzie.
-Za dwa
miesiące mam magisterkę. -powiedziałam i wsiadłam do samochodu.
-Dwa
miesiące?! A ślub? -spojrzał na mnie nieco zaniepokojony.
-Musimy
się po prostu nieźle z tym wszystkim ogarnąć. -skwitowałam i
zapięłam pas. Wciąż nie docierało do mnie jak wiele pracy muszę
teraz włożyć, by napisać pracę magisterską i zorganizować
ślub.
Od
samego rana sterczałam przy pokoju profesora i czekałam aż ten
pojawi się z moim tematem. Po chwili pojawił się z wielką,
skórzaną torbą w ręce, a w drugiej trzymał jakieś dokumenty.
-Proszę.
-wręczył mi teczkę i zniknął za drzwiami pokoju. W środku
znalazłam tylko jeden temat, jeden, jedyny, nawet żadnej szansy
wyboru! Jednak na kolejnych kartkach widniały różne, przydatne
zagadnienia do napisania tej pracy, jakby... plan wydarzeń.
Uśmiechnęłam się pod nosem i poczułam, że gdzieś za tymi
wielkimi binoklami kryje się prawdziwy człowiek, który chce mi dać
szansę. Od razu popędziłam do biblioteki i zaczęłam pisać.
Książki i dokumenty piętrzyły się wokół mnie. Nawet nie
zauważyłam jak minął niemal cały dzień. Z tego transu wyrwał
mnie dzwoniący telefon.
-Halo?
-No
laska my tu czekamy na ciebie, no! -usłyszałam głos Sharl.
-Co,
gdzie?! -wyprostowałam się i przeczesałam palcami grzywkę.
-No nie
mów, że zapomniałaś! Miałyśmy wybrać czy tam zaprojektować
suknie! Ogarnij się! Za 20 minut widzę Cię w salonie! -wykrzyczała
mi do słuchawki. Szybko spakowałam moje naukowe pomoce i popędziłam
do samochodu. Na całe szczęście salon był zaledwie kilka
przecznic od uczelni.
Porozstawiane
manekiny, setki sukien i sukieneczek, białe, czerwone, beżowe,
czarne, do wyboru do koloru.
-Nareszcie.
-dziewczyny siedziały zniecierpliwione przy stoliku i piły kawę.
-Sorki,
ale zaczęłam pisać i tak jakoś się przed...- nagle z
przymierzalni wyszła moja mama ubrana w przeogromną suknię balową.
-Tadam !
-wykrzyknęła.
-Czy
ty... -spojrzałam na nią z lekką dezaprobatą.
-Oh, już
starej matkowinie nic się od życia nie należy? Wskakuj teraz ty.
-kiwnęła głową w stronę przymierzalni, a sama usiadła niczym
księżniczka na swoim tronie.
-Claudia,
w ogóle jaką ty byś chciała suknię, co ? -Natalia podała mi
kilka gazet.
-Hm,
myślałam o kilku wersjach. No nie wiem, na przykład do kościoła
chciałabym taką bardziej balową, szerszą z długim trenem, a na
wesele coś bardzo prostego i skromnego.
-Chyba
mam kilka projektów, które się Pani spodobają, zaraz przyniosę
podobne suknie. -ekspedientka zniknęła za drzwiami magazynu.
Przymierzanie setek sukni zajęło nam sporo czasu. Na szczęście
opłaciło się to. Obie suknie zostały zaprojektowane, a wykonanie
ich miało zająć nieco ponad miesiąc. Również wybrałam buty,
bieliznę i wszelkie inne dodatki.
-To co,
chyba wybierzemy się na jakiegoś drinka, żeby opić twoją suknię?
-Amy oparła się o Sharl.
-Wiecie
co, ja muszę iść pisać dalej. Idźcie beze mnie. Wypijcie chociaż
za mnie z jednego głębszego! -wsiadłam do samochodu i pojechałam
do domu. Od razu popędziłam do pokoju i rozłożyłam się na całym
łóżku z papierami. Szczerze to nawet szybko sklecałam słowa,
znajdowałam potrzebne mi fragmenty czy wykresy. Max wrócił grubo
po północy, a ja wciąż ślęczałam nad książkami. Byłam tak
skoncentrowana, że nawet nie zauważyłam, kiedy wybiła 5.00 na
zegarku. Spojrzałam za okno. Znów padał śnieg. Jacyś ludzie
powolnym krokiem zmierzali przez nasze osiedle, z pewnością szli do
nowo otwartej piekarni w pobliżu. Naszła mnie ochota na pyszną,
chrupiącą bułeczkę z pomarańczowym dżemem i szklanką świeżego
soku. Ubrałam dresy, zarzuciłam na siebie sportową kurtę, czapkę
i rękawiczki, i wyszłam z domu najciszej jak to się dało. Rześkie
powietrze od razu pobudziło mnie, moje oczy stały się
wyraźniejsze, zaczęłam głęboko oddychać. Na ulicach jeszcze
zapalone były latarnie. Wyciągnęłam rękę przed siebie i łapałam
spadające śnieżynki, co chwila zatrzymywałam się, by móc każdą
z nich obejrzeć za nim roztopi się na moich ciepłych rękawiczkach.
Po chwili ujrzałam ciemną kamienice. Na dole znajdowały się różne
sklepy, tylko w jednym z nich zapalone były światła. Już z daleka
czuć było zapach świeżego pieczywa, które wabiło do piekarni
okolicznych mieszkańców. Pchnęłam lekko drzwi, jednocześnie
usłyszałam dzwoneczek, który oznajmiał kolejnego klienta więcej.
Spojrzałam na gabloty, w których pięknie poukładane były
ciastka, rogaliki, bułeczki. Stanęłam w kolejce i z
niecierpliwością czekałam na swoją kolej. Po kilku minutach
miałam już pełną reklamówkę przysmaków.
-Claudia...
-właśnie zamykałam drzwi tego pełnego życia miejsca mimo
wczesnej godziny, gdy ktoś złapał mnie za rękę. Serce zaczęło
mi mocniej bić.
_______________________________
Nogi mi z tyłka odpadają, niespodziewanie musiałam fotografować zagraniczną delegację, a potem uczestniczyć w rozmowach z władzami i oprowadzać ich po szkole. Hah, no i ta epicka rozmowa z przystojnymi panami z zagranicy, z których jeden umiał w miarę po polsku, a drugi ni hu hu :p
-Panowie długo będą w Polsce?
-Do końca tego tygodnia.
-To wspaniale.
-Byłoby lepiej, gdybyś nas odwiedziła w pokoju 112.
-To wy macie razem pokój!?
-But I don't sleep with this men. -tu nastąpiła długa przerwa na niekontrolowany śmiech ;)
dobre :)
OdpowiedzUsuńcos czuje ze to juz jest koncowka...
heh, jeszcze nie.
OdpowiedzUsuńostatnio wzięło mnie na pisanie, więc mnożą się te rozdziały ;)
ŚWIETNE XD czekan na nexta ♥
OdpowiedzUsuńrozdział jest świetny tak jak wszystkie poprzednie
OdpowiedzUsuńczytałam je tylko że zawsze brakowało czasu na to by skomentować
liceum, nowa szkoła, dużo nauki dużo by pisać
czekam na kolejne rozdziały
weny!!!
no i zapraszam do mnie jeśli chcesz http://as-long-you-love-me.blogspot.com/
jak tam w liceum? rozumiem, że to 1. klasa. ja swoją wspominam bardzo dobrze, ale tylko pod względem poznanych ludzi, niestety nauki było przesadnie dużo ;)
UsuńTak to 1 klasa już czuję się jakbym uczyła się tam bardzo długo. Dużo nowo poznanych osób. Szkoła mi się bardzo podoba. I zgadzam się z tym że nauki jest zbyt dużo, ale jakoś to będzie. Na razie siedzę codziennie w książkach i mam nadzieję że będę miała taki zapał do końca liceum. :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńProsze daj.szybciutko next :* uwielbiam to opowiadanie :)
OdpowiedzUsuń