Witam Was na moim blogu
- niegdyś - story-the-wanted.blogspot.com !
W archiwum znajdziecie opowiadanie o The Wanted (rozdziały 1-59).
Zapraszam do czytania i komentowania!
Claudia Xyz

środa, 30 października 2013

55

Tego dnia za oknem nie padał śnieg, wręcz przeciwnie, słońce ogrzewało wszystko dookoła i śnieg powoli znikał z ulic i chodników. Słychać było ptaki, które wesoło oznajmiały, że kończy się już zima. Koniec lutego, początek marca. Na termometrze temperatura na plusie. Spojrzałam na śpiącego Max'a. On jeszcze nie wiedział, że właśnie dzisiaj przyszła wiosna, spał i beztrosko jeszcze hasał po krainie snów. Co chwila na jego twarzy malował się uśmiech. Na biurku leżała już pięknie obłożona moja praca magisterska w aż czterech egzemplarzach. Teraz pozostało mi tylko oddać ją do konsultacji i przygotować się do ewentualnych pytań.

Na uczelni było jak zwykle mnóstwo ludzi. Każdy biegł gdzieś i z czymś. W ksero jak zwykle kilometrowa kolejka. Co chwilę ktoś przewracał się na schodach i rozrzucał wszystkie swoje papiery. Studenckie życie, ah. Skierowałam się do gabinetu profesora. Akurat siedział przed komputerem.
-No witam, witam! -uśmiechnął się do mnie i wskazał na krzesło koło biurka. -No to zabieramy się za sprawdzanie i zobaczymy co tu z tego wyjdzie. -bez żadnych ceregieli wziął się za szczegółowe sprawdzenie mojej pracy. W moim mniemaniu trwało to wieczność. Każda minuta dłużyła się niesamowicie. W końcu skończył. Nareszcie!
-No, no. Dobrze, dobrze. Tutaj zaznaczę parę kwestii do ewentualnej poprawy i to wszystko.
-Jakich pytań mogę się spodziewać na egzaminie?
-No to w każdej kwestii może coś Pani usłyszeć. -no to mi pomógł. Znów dostałam tajemniczą teczkę, którą otworzyłam zaraz na korytarzu. Były tam różne szczególiki, które mogły świetnie uzupełnić magisterkę oraz cała pula pytań, które mogą mi zadać. Od razu udałam się do biblioteki, by wprowadzić poprawki i pozostałe szczegóły, po czym zaczęłam wypisywać sobie odpowiedzi na pytania. Znów zastała mnie noc na uczelni.

Mój mózg już się przegrzewał. To był kolejny tydzień pod tytułem „zdobądź magistra!”. Musiałam zrobić sobie chwilę przerwy. Coś mnie podkusiło, by odwiedzić brata zaledwie dwa pokoje dalej. Zapukałam do drzwi i nacisnęłam klamkę.
-Mogę? Spojrzałam na chłopaka, który siedział z laptopem na kolanach.
-No jasne, siadaj. -zrobił mi miejsce na fotelu, na którym wygodnie się usadowiłam. -Co tam słychać u ciebie bracie?
-Czy to jakieś podchwytliwe pytanie?
-A skąd! Po prostu chcę pogadać. -Tom nie odrywał wzroku od komputera.
-Wszystko jest spoczko. -uśmiechał się do monitora jak mysz do sera.
-Ehe, jasne, jasne. Z kim tak romansujesz?
-Ja?! Z nikim. Wydaje ci się. To takie tam, koleżanka. -spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Dawno nie widziałam go tak rozradowanego jak teraz.
-Ok. Pogadamy innym razem. -zebrałam się i wyszłam. Nie zatrzymywał mnie co oznacza, że naprawdę pisał z kimś ważnym, bardziej ważnym od koleżanki.

Wieczór zapowiadał się naprawdę cudownie. Niebo było rozgwieżdżone, a księżyc dostojnie się prezentował. Postanowiliśmy z Max'em przejść się na spacer. Powietrze było dosyć chłodne i wiał lekki wiatr. Co chwilę musieliśmy omijać większe i mniejsze kałuże, pozostałości po śniegu. Już w niektórych ogródkach gdzieniegdzie widać było przebiśniegi, a krokusy wyjątkowo licznie zdobiły trawniki.
-To nie Tom? -Max zatrzymał się i spoglądał na dwoje ludzi całujących się przy fontannie.
-No coś ty... -odepchnęłam lekko chłopaka, by się upewnić. -To on i... -przymknęłam oczy, by móc lepiej zobaczyć twarz tajemniczej, drugiej postaci.
-Rozalia! -Max spojrzał na mnie.
-Faktycznie. Dobra, chodź, zmywamy się. Niech się tam nacieszą sobą. -powiedziałam.
-No nie, tylko nie wy! -usłyszałam głos Tom'a, który zorientował się, że ich obserwujemy. Poczułam się jakbym nakryła własne dziecko na całowaniu się ze swoją drugą połówką.
-Tak sobie przechodziliśmy... -Max zaczął nerwowo gestykulować.
-Jasne. Wy się już znacie. -Tom złapał w pasie Rozalię i przytulił ją do siebie. Uśmiechnęłam się do dziewczyny. Głupia sytuacja, no, ale cóż, bywa. Przez chwilę rozmawialiśmy, ale w końcu rozeszliśmy się w swoje strony. Tom jak nigdy promieniał na kilometr. Widać było, że ta dziewczyna, to odpowiednia kandydatka dla niego.
Wróciliśmy tuż po północy do naszych ciepłych czterech ścian. Nie chciało nam się spać, siedzieliśmy na parapecie i patrzeliśmy w niebo. Było cudownie milczeć tak we dwoje. Co chwilę spoglądaliśmy na siebie i uśmiechaliśmy do siebie. Na kalendarzu, stojącym na biurku czerwonym markerem wykreślone były dni, wielkie odliczanie trwało. Właśnie tak spędziliśmy całą noc. Na horyzoncie pojawiły się pierwsze promienie słońca. Przebraliśmy się i zeszliśmy na dół, na śniadanie. Zapowiadał się piękny dzień.

W kuchni już czuć było świeżo mieloną kawę, ciepłe croissanty i konfitury. Nasi domownicy już ucztowali przy syto zastawionym stole. Nasza wielka Rodzina, jak szybko się zorientowałam, powiększyła się o jedną, nową osobę – Rozalię. Dziewczyna siedziała obok Thomasa i spoglądając na ludzi dookoła uśmiechała się. Nagle zrozumiałam, że każdy z nas nareszcie znalazł ukojenie w poszukiwaniu swojej drugiej połówki. Tyle wydarzeń, radości, łez, spotkań i nieprzespanych nocy zaowocowały namiętnymi romansami, przyjaźniami na całe życie i radością. Właśnie w tym momencie zamknął się pewien rozdział naszego życia. Jednak ważniejsze jest to, że jednocześnie otwieramy kolejne, niezapisane strony naszego życia, którym my sami kierujemy. Ciekawe co przyniosą nam kolejne dni, miesiące, lata...

Po południu siedziałam zamknięta w pokoju i, jak w transie, pisałam kolejne strony pracy magisterskiej. Była już prawie na ukończeniu, prawie. Ogrom informacji jakie ładowałam do swojego mózgu w tak krótkim czasie był niesamowity. Sama dziwiłam się, że tak wiele rzeczy umiem, rozumiem i potrafię je nazwać, podczas gdy przed każdym kolokwium obawiałam się, że czegoś zapomnę, coś pominę... Moją zaciekłą walkę z książkami przerwał dzwonek do drzwi. Miałam cichą nadzieję, że ktoś w domu jest oprócz mnie i uda się, by otworzył, jednak dzwonek uporczywie wydzwaniał melodyjkę. Z książką i kilkoma długopisami pobiegłam na dół, wciąż nie odrywając wzroku od magicznego wykresu.
-Kate?! -spojrzałam na dziewczynę za progiem. -Gdzieś ty się tyle czasu podziewała!?
-Eh, długo, by opowiadać. Mam nadzieję, że jeszcze o mnie nie zapomniałaś? -blondynka weszła do salonu. Ostatni raz, gdy się widziałyśmy, było to w szpitalu, zaraz po całej przygodzie z Marc'iem.
-Siadaj i opowiadaj! -postawiłam na szklanym stoliku kubek z kawą i wygodnie usadowiłam się na fotelu.
-To wszystko jest nieco skomplikowane. -Kate spuściła wzrok i zaczęła lekko kręcić kubkiem z napojem.
-Nie rozumiem. Stało się coś? -spojrzałam na nią. Teraz zobaczyłam, że po jej policzkach spływają łzy. -Nie no, Kate, nie płacz, mów, co się dzieje? -usiadłam obok niej i objęłam ją ramieniem.
-Ja nie chciałam... -wyszlochała.
-No mów do cholery! -zaniepokoiłam się. Nie miałam pojęcia czego się spodziewać, co ona zaraz mi powie. Bałam się tego, co za chwilę usłyszę.
-To ja, to przeze mnie Marc odszedł.
-Co ty mówisz? -spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
-Spotykaliśmy się, to trwało kilka miesięcy. On mi obiecał, że się z tobą rozstanie, że będzie tylko ze mną. Tygodnie mijały, a on wciąż był z Tobą, w końcu kazałam mu wybierać. Ja nie wiedziałam, że on..., że on tak cię potraktuje, myślałam, że on to zrobił tylko po to, by się z tobą rozstać, ale... kiedy wyszedł z więzienia, przyszedł do mnie, wrócił, jednak i mnie pobił. Ja wierzyłam, że on jest dobrym człowiekiem, że wtedy, cała ta sytuacja z tobą, to pobicie to tylko jeden, jedyny wybryk! Ja nie chciałam... to wszystko to moja wina. Gdybym tak nie naciskała, gdybym się z nim nie umawiała... bylibyście nadal razem... - nie wierzyłam w to, co ta dziewczyna do mnie mówiła. Moja najlepsza przyjaciółka odbiła mi faceta, ba, ona zmusiła go do rozstania ze mną. Opadłam na kanapę i próbowałam to sobie jakoś poukładać. Nie byłam na nią zła. Przecież całe tamto zdarzenie dało mi się wyrwać z rąk tego nienormalnego człowieka. Gdybym z nim została, być może teraz byłabym zwykła kurą domową, którą mąż biłby za najmniejsze przewinienie. Spojrzałam na nią. Ją też bił, znęcał się, katował. Skoro ją kochał, a może wciąż kocha, dlaczego tak postąpił, jeszcze nie tak dawno wydawało mi się, że jego uczucie do mnie nie wygasło, jednak nie musiałam długo czekać, by przekonać się o jego prawdziwej naturze. Czemu kilkanaście dni temu zapewniał mnie, że żałuje tego, po czym zwyzywał mnie? Teraz jej współczułam. Zakochała się w facecie, który przez siniaki i rozbitą wargę wyrażał do niej swoje uczucia.
-Kate, bardzo ci współczuję. Może i jestem trochę zła, że „teoretycznie” mi go odbiłaś, ale gdyby nie ta sytuacja ja wciąż bym z nim była... Rozumiem, że już z nim nie jesteś... Trafiłyśmy na złego faceta...
-Na prawdę nie jesteś zła? -blondynka spojrzała na mnie.
-Nie. Może gdybym teraz była sama z pewnością miałabym do ciebie pretensje, ale mam wspaniałego faceta, który, jestem tego pewna, nie podniesie na mnie ręki. -mocno ją przytuliłam.
-Przepraszam cię... -dziewczyna otarła łzy.
-No, koniec tego mazania! Poczekaj chwilę, ubiorę się i skoczymy na jakieś zakupy, nie ma nic lepszego niż wydać kupę kasy! -pobiegłam na górę i zarzuciłam pierwsze lepsze ubrania. Po godzinie byłyśmy już w centrum handlowym, gdzie spędziłyśmy kilka dobrych godzin.

_______________________
Komentujcie Robaczki Kochane ! ;-)

2 komentarze:

  1. Czekalam , czekalam, czekalam i buum :* uwielbiam to opowiadanie !!!! :*** juz sie nie moge doczekac nexta <3<3<3

    OdpowiedzUsuń
  2. jejujejujeju x.x
    geniusz, fakin geniusz :D

    OdpowiedzUsuń