Okazało się, że to moja mama
wydzwania do mnie od samego, bladego świtu. Musiałam z nią chwilę
porozmawiać, jednak ledwo co siedziałam na łóżku. Po skończonej
rozmowie udałam się pod prysznic. Tym razem był długi i ciepły
jak nigdy. Owinęłam się dużym, beżowym ręcznikiem, włosy
przeczesałam palcami i udałam się do kuchni, by wstawić wodę na
kawę. Otworzyłam też okna, dzień zapowiadał się na bardzo
gorący. Włączyłam laptopa i zaczęłam przeglądać zdjęcia z
nocnego spaceru. Od razu kilka z nich nieco
ulepszyłam, wydrukowałam
i przyczepiłam na ścianie w salonie. Od zawsze chciałam mieć
właśnie takie miejsce w domu, gdzie mogłabym w dowolnej kolejności
poprzyczepiać różne zdjęcia. Stwierdziłam, że muszę wyposażyć
się w lampki, którymi będę mogła ozdobić ten fragment ściany.
Usiadłam na kuchennym blacie, popijałam kawę i przyglądałam się
ścianie, na której widniały również zdjęcia mojej rodzinki,
znajomych i innych ludzi z Polski. Kawałek wspomnień, przeżyć,
ważnych dla mnie ludzi spoglądał na mnie ze ściany mojego salonu.
Od razu poczułam się lepiej. Moje rozmyślenia przerwał dzwonek do
drzwi. Pobiegłam otworzyć.
-Upiekłeś coś o tej porze?
-spojrzałam na Damond'a, który stał z niewielkim pudełkiem przed
moimi drzwiami.
-No, można tak to powiedzieć... ja
tylko byłem w cukierni za rogiem. -uśmiechnął się i bez żadnych
ceregieli wszedł do kuchni, wyciągnął talerze i wyłożył na nie
apetyczne rogale.
-Myślisz, że ja tego nie widzę.
-powiedziałam do niego, gdy ten co chwila zerkał na mnie i
uśmiechał się pod nosem. Było tak gorąco, że nie miałam ochoty
zakładać ubrań, które i tak za chwilę byłyby mokre, więc
paradowałam w ręczniku. Damond tym razem miał na sobie białe,
materiałowe shorty i blado – różową koszulę, a do tego białe
mokasyny, wyglądał bardzo szarmancko. Siedzieliśmy więc tak we
dwoje, on ubrany jak normalny człowiek, a ja tylko owinieta
zwilżonym ręcznikiem (gdyby tylko moja mama się o tym
dowiedziała!), pijąc kawę i zajadając się świeżymi wypiekami,
przyglądaliśmy się tak sobie nawzajem. Oboje uśmiechaliśmy się
pod nosem, a w naszych głowach rodziły się niewyobrażalne
sytuacje. Za każdym razem gdy na niego patrzyłam, rozbierałam go z
tych eleganckich ubrań i usiłowałam przypomnieć sobie jego klatę,
gdy tańczył w salonie kilka dni temu. Patrząc na jego minę, też
coś kombinował, był skupiony, jednak na jego twarzy co chwila
pojawiał się uśmiech. W niektórych momentach byłam przerażona,
w mojej głowie pojawiała się chwila zastanowienia, przecież znam
go dopiero jeden dzień! Jednak po chwili uświadamiałam sobie, że
tylko raz się żyje, carpe diem, raz kozie śmierć, a co! Damond
wypił kawę i odstawił kubek do zlewu. Zatrzymał się obok mnie.
Czułam na sobie jego oddech, wzrok, po moim ciele przeszły ciarki.
Myślałam, że za chwilę eksploduję! Czekałam na jego ruch, na
jego gest, słowo...
-Wieczorem robię spaghetti, wpadniesz?
-powiedział, zabierając portfel i kluczyki z blatu.
-Z miłą chęcią. -oderwałam usta od
kubka. Wyszedł. Cała byłam roztrzęsiona, nie mogłam zebrać
myśli, skupić się. Włożyłam na siebie sportową koszulkę i
spodnie, włosy podwiązałam bandamką i zabrałam się za
sprzątanie. To nic, że była niedziela, ale w mieszkaniu obok też
słyszałam dźwięk odkurzacza.
Zbliżało się południe, gdy udało
mi się doprowadzić mieszkanie do normalnego stanu. Przy okazji
zrobiłam niewielkie przemeblowanie i w 100% poczułam, że jest to
tylko moje gniazdko. Po południu zadzwoniła do mnie Bet z
zapytaniem czy udało mi się samodzielnie przeżyć drugą dobę w
tym zwariowanym mieście. Przez kilka dobrych godzin plotkowałyśmy
o Damond'zie. Blondynka stwierdziła, że musi go koniecznie poznać,
a w szczególności zobaczyć jak tańczy. Z trudem przyszło nam się
rozłączyć, jednak zwyciężył argument, że muszę wybrać jakiś
strój na wieczór. Udałam się na szybki prysznic i stanęłam
przed szafą. Nie zbyt lubiłam sukienki i spódnice, więc nie
miałam ich zbyt wiele, a nawet jeśli były to w starej formie,
sprzed kilku lat. Dałam sobie spokój i postawiłam na ubrania, w
których byłam sobą. Tym razem padło na cienkie, brązowe spodnie
7/8 i koszulkę z rękawem ¾ w beżowym kolorze. Włożyłam
balerinki, wyprostowałam włosy, makijaż i byłam gotowa. Miałam
już wychodzić, gdy w mojej głowie pojawiły się dziwne
wątpliwości. Nie poznawałam sama siebie. Dziewczyna, która od
zawsze stroniła od imprez, na własną studniówkę wymigiwała się,
by nie pójść (jednak pod groźbą mamy musiałam pójść), nigdy
nie związała się z żadnym chłopakiem na dłuższy i poważniejszy
związek, a tym bardziej do sex'u nie było jej spieszno, teraz
leciała jak na skrzydłach do obcego faceta, który wygląda jak
bóg, a na dodatek ma idealny charakter. Nie, otrząsnęłam się i
stwierdziłam, że kto nie ryzykuje ten nic nie zyskuje. W końcu
jedna, no dobra, dwie kolacje do niczego nie zobowiązują, stracić
nie mogę wiele, a zyskać... to się jeszcze okaże.
Do jego drzwi trafiłam bez problemu.
Zapukałam i po chwili zobaczyłam sąsiada z fartuszkiem na szyi i
wielką, drewnianą chochlą w sosie pomidorowym, którą trzymał w
ręce.
-O, widzę, że praca wre.
-uśmiechnęłam się i wyciągnęłam z torebki butelkę szampana i
pudełko truskawek.
-Szykuje się prawdziwa uczta. Makaron
będzie za... -podszedł do garnka i spróbował jedną nitkę. -4
minuty.
-No nie wiem czy wytrzymam. Nawet nie
miałam czasu, by zjeść obiad. -usiadłam na stołku przy wyspie i
przyglądałam się chłopakowi.
-W takim razie zaczynam się bać o
własne życie.
-Dlaczego?
-No, jeszcze mnie zjesz na przystawkę.
-puścił do mnie oczko, a ja kompletnie nie wiedziałam o co mu
chodzi.
-To ci nie grozi. Wyglądasz na
bardzo... -wkopałam się! Czemu ja zawsze palnę tak coś bez
zastanowienia?! Czemu?! Damond spojrzał na mnie i uniósł brwi,
oczekując na dokończenie mojej myśli, ale w mojej głowie
zapanowała pustka. Co bym nie powiedziała to i tak było skazane na
moją porażkę. -na bardzo słodkiego, nie chciałabym się
zasłodzić przed daniem głównym.
-W takim razie pójdę na deser.
-poprawił włosy, a ja z tych nerwów zaczęłam się śmiać.
Bardzo zręcznie poradził sobie z odcedzeniem makaronu, nałożył
sos, mięso i dla dekoracji starł odrobinę parmezanu, a z doniczki,
stojącej na parapecie, urwał świeże listki bazylii.
-Podano do stołu! -usiadł naprzeciwko
mnie i z zadowoleniem przyglądał się daniu na talerzu. Smakołyki
znikały z talerzy w bardzo szybkim tempie. Wszystko było tak dobre,
że szkoda nam było tracić czas na rozmowę, delektowaliśmy się w
ciszy na każdym smaku i aromacie dania.
-Mam trochę filmów, ale wszystkie to
horror'y. Co wybierasz? -podał mi wielką stertę opakowań.
-Horror'y... -powiedziałam pod nosem.
Boję się tych wszystkich scen, w których muzyka zaczyna dobijać
do naszych uszu, główny bohater nerwowo oddycha i rozgląda się aż
nagle za jego plecami pojawia się tajemnicza postać. To nie mogło
się tak skończyć, nie!
-Boisz się takich filmów? -spytał,
gdy już wybrałam płytkę, z której opisu wynikało, że nie
będzie aż tak straszny.
-Ależ skąd! Przecież to wszystko to
fikcja... reżyserska fikcja! -połknęłam całą truskawkę, a w
duchu modliłam się, by stało się coś, co przeszkodzi nam w
oglądaniu tego filmu. Niestety, moje modły nie powiodły się, film
się zaczął, a ja dygałam się już na obsadzie filmu. Minuty
mijały, ja sama nakręcałam się jeszcze bardziej. Tak o to po
niecałych 20 minutach siedziałam cała roztrzęsiona i właśnie
nadeszła moja „ukochana” scena. Bohaterka wybiegła z domu w
samej piżamie na bosaka, w lesie tuż przed nią dostrzegła światła
i zdaje jej się, że coś widzi, nagle, ktoś chwyta ją za ramię
i... zgasło światło. Cała dzielnica pogrążyła się w egipskich
ciemnościach.
-No to się naoglądaliśmy. -Damond
wstał i udał się po coś, czym moglibyśmy oświetlić salon.-Mam
tylko jedną, małą, zapachową świeczkę. -zapalił ją i postawił
na szklanym stoliku przed kanapą.
-Jasno... nie ma co. -wydukałam.
-W sumie to dobrze, że tak się stało,
bo jeszcze minuta i byś padła ze strachu przed tym telewizorem.
-zaczął się śmiać jak opętany. -Żebyś zobaczyła swoją minę!
-Czy normalny człowiek jest w stanie
się nie bać czegoś takiego?! - oburzona odwróciłam się od niego
i wtuliłam twarz w poduszkę. Wokół panowała przeraźliwa cisza.
Słychać było cykanie zegara i kapanie wody z niedokręconego
kranu, i oczywiście śmiech tego palanta, który układał się ze
śmiechu na podłodze. Postanowiłam przemilczeć tą sprawę. Nagle
chłopak zamilkł. Nie widziałam go w blasku ognia.
-Co ty kombinujesz? -wyprostowałam się
i zaczęłam nerwowo rozglądać, niestety było tak ciemno, że nie
widziałam nawet swojej dłoni wyciągniętej przed siebie. -Zabiję
cię jak mnie wystraszysz! -wrzasnęłam, gdy usłyszałam szmer w
kuchni. Moje serce mało mi nie wyskoczyło i plackiem nie spadło na
podłogę. Nagle do moich uszu dobiegł dźwięk sztućców. Jezu, a
jeśli on mnie teraz zabije?! Na jaką cholerę ja tutaj
przychodziłam?! Matko jedyna! Ratunku! Wpadłam w nieopisaną
panikę, jeszcze nigdy nie czułam się tak przerażona. Nie znałam
jego mieszkania, nie wiedziałam dokładnie, w którą stronę
znajduję się wyjście i gdzie on może być. Już miałam się
zerwać i rzucić na oślep przed siebie, gdy...
-Mam pyszny serniczek, skusisz się? -w
świetle świeczki dostrzegłam widelec, który spoczywał na
talerzyku obok apetycznego ciasta. -Wszystko w porządku? -przysunął
się do mnie i spojrzał mi prosto w oczy.
-Jasne. Uwielbiam sernik. -wzięłam
talerz i wpakowałam do buzi od razu połowę kawałka, który przez
długi czas przeżuwałam. Chciałam zapomnieć o wcześniejszej
sytuacji. Na całe szczęście koło północy światło powróciło.
Zdecydowałam się jednak, że pora wracać do domu. Damond zapakował
mi kawałek ciasta i udałam się do swojego mieszkania.
-I-dio-tka! -wrzasnęłam, gdy tylko
weszłam do domu. Jak można być tak beznadziejnym jak ja?! Mogłam
przeżyć tej nocy najwspanialszy sex z boskim Damond'em, a ja
wystraszyłam się horror'u i ciemności! Takiej kretynki jak ja to
już chyba nie ma na świecie!
___________________________________
Mam wielką siłę w sobie, mam nareszcie cel w życiu. Znów czuję się nie zniszczalna, nie pokonana. Wiem, że mogę teraz osiągnąć wszystko. Chwilo trwaj! Tak silna, tak pewna siebie, tak niezależna i odważna. Błagam! Niech to wiecznie trwa.
Nareszcie odcięłam się od mojego dawnego życia. Moja przeszłość już nie wystaje pod moimi drzwiami, nie dzwoni, nie pisze - zrozumiał, że to koniec, definitywny. Własnie teraz wiem, że sama sobie poradzę, a w chwili zwątpienia poszukam wsparcia u rodziców, przyjaciół. Facet? Nie, dziękuję.
Agencje złożyły mi konkurencyjne oferty, czekamy. Kariera (niepewna) czy szkoła? Jedno i drugie? Zobaczymy.
Stwierdzam fakt. Wiem czego chcę, nikt mi tego nie zabierze.
Podoba się rozdział ?
Jestem pierwsza? Fajnie.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba, czekam na następny rozdział ;)
Pierwsza :)
UsuńNext już niebawem. Zapraszam
ale faajneee :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się podoba :)
UsuńHaha jakie myśli ;D
OdpowiedzUsuńI jak na siebie nakrzyczała ^^
Świetny :)
Weny ;*
Miło, że się spodobało :) Ja osobiście tak robię często ;p
UsuńDo następnego
Podoba się? Mało powiedziane :D Jest genialny :)
OdpowiedzUsuńHaha, niektóre momenty były śmieszne,
Kurcze już nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Świetny ^^
Aa i Wesołych Świąt! :*
Pozdrawiam :)
Heh, miło mi :) jednak nie uznaję siebie za geniusza sztuki pisarskiej ;p
UsuńNastępny może jeszcze przed świętami, o ile ogarnę się czasowo :)
Wesołych !
hej ! rozdzialik bardzo przyjemny, czekam na nexta, a ty żyj chwilą <3
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za poświęcenie chwili mojemu blogowi. Staram się żyć chwilą :)
Usuńwiem wiem, dawno nie bylam, ale wróciłam ;P pewnie, że się podobało :P uwielbiam :D
OdpowiedzUsuńdawno to i ja nie dodałam nic, więc Cię w 100% rozumiem. Cieszę się, że Ci się podobało. Ja jeszcze dzisiaj szukam pendriva z kolejnymi rozdziałami i dodaję.
Usuń