Witam Was na moim blogu
- niegdyś - story-the-wanted.blogspot.com !
W archiwum znajdziecie opowiadanie o The Wanted (rozdziały 1-59).
Zapraszam do czytania i komentowania!
Claudia Xyz

wtorek, 4 lutego 2014

Rozdział 10

Nagle ze zwykłej dziewczyny, która tylko na chwilę wpadła do Paryża, stałam się mamą. Tesim zachowywał się tak, jakbym wróciła tylko z kilkudniowej nieobecności. Jego zasób słownictwa nie był za bogaty, ale pokazał mi cały ośrodek, swoich kolegów i ulubione zabawki. Za każdym razem, gdy spoglądał na mnie, obdarowywując mnie wspaniałym uśmiechem, tak bardzo przypominał mi Charls'a.
-Jedziemy do taty?- kucnęłam przed nim, a jego oczy roześmiały się.
-Tata, tak! Tak!- zaczął podskakiwać i klaskać w swoje malutkie dłonie. Jego śmiech rozniósł się po pustych korytarzach ośrodka, wypełniając to miejsce po same futryny okien, a nawet cały ogród wokół swoją dziecięcą miłością.
To było jak wyzwanie. Przebranie dziecka, ubranie, nakarmienie. Chłopiec wciąż się uśmiechał, mimo że wkładanie koszulki wcale mi nie wychodziło, ale on jakby to rozumiał. Siedział cierpliwie i machając nóżkami wciąż wpatrywał się we mnie.
-Mama...- pociągnął mnie za szyję tak, że teraz mówił do mojego ucha, cichutko i spokojnie.- Tesim wiedział, że mama przyjdzie.- pocałował mnie w policzek i zszedł z krzesła po swoją zabawkę- Pana Królika.
Pojechaliśmy do szpitala. Po cichu otworzyliśmy drzwi sali 12 i weszliśmy do środka.
-Mój Boże...- mama Charls'a spojrzała na nas. Skryła twarz w dłoniach i wybuchnęła płaczem.
-Charls...- spojrzałam na chłopaka.- Chciałam ci kogoś przedstawić.
-On jest tutaj?- chłopak usiłował podnieść głowę, by zobaczyć maluszka, stojącego za oparciem łóżka.
-To jest nasz synek, Tesim.- wzięłam chłopca na ręce. Charls rozpłakał się.
-To Tesim.- malec wskazał na siebie.- To ma-ma, to ta-ta.- pokazał kolejno na mnie i na Charls'a. Wszyscy płakaliśmy ze wzruszenia, bo ten mały człowieczek był dla nas najważniejszy przez tyle lat, a teraz okazało się jak bardzo wszyscy za nim tęskniliśmy i... niestety, jak wiele straciliśmy. Już po chwili mały siedział obok Charls'a na łóżku wraz z Panem Królikiem i opowiadał o różnych rzeczach. Moja rodzina.
Nagle wszystko się skończyło. Poczułam jak tracę równowagę, powoli osuwam się na podłogę, a wszystko wokół mnie się rozmazuje. Przed oczami tylko szarość... ciemność...koniec.
-Claudia, wstawaj, bo zaraz kończą się śniadania, ale się dobrze spało, ha, kto, by pomyślał!- nagle otworzyłam oczy. Damond zmieniał koszulkę i krzątał się po łazience w pośpiechu poprawiając włosy i myjąc zęby. Ja leżałam na kanapie przykryta kocem. Czułam jak moje serce mocno biło, a policzki miałam mokre od łez. Rozglądałam się po pokoju, nie wiedziałam co się dzieje, co się wydarzyło.
-Damond...- spojrzałam na chłopaka.
-No laska, zbieraj się, no! Śnia-da-nie!- rzucił we mnie mokrym ręcznikiem. Przetarłam nim twarz i spojrzałam na widok za oknem.
-To tylko sen.- szepnęłam sama do siebie. Wciąż byłam roztrzęsiona i z niemałym trudem powstrzymywałam się od łez. To musiał być sen.

Siedzieliśmy w malutkiej kawiarence na rogu kamienicy z widokiem na wieżę. Siedzieliśmy w ciszy, popijając latte i delektując się pysznym kokosowym ciastem. Spoglądałam na Damond'a. W mojej głowie panował wielki chaos.
-Chciałeś kiedyś być...- zaczęłam. Spojrzał na mnie rozweselony i przysunął się do stolika.- detektywem?
-Detektywem?!- wybuchnął śmiechem, trzymając się za brzuch.- Nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać. Haha, detektywem, dobre. Skąd ty w ogóle na to wpadłaś?
-Tak jakoś...eh, mniejsza oto.- zamieszałam łyżeczką w szklance i oblizałam ją. Przed oczami wciąż miałam Charls'a. Usilnie przekonywałam sama siebie, że wcale za nim nie tęsknie, że nawet gdybyśmy się spotkali to z pewnością nie rzucilibyśmy się sobie w ramiona, że nic już nas nie łączy. Fakt, przeżyliśmy wspaniałych kilka miesięcy, nie wiadomo jak potoczyłoby się nasze życie gdyby nie ten wypadek. Może gdybyśmy zawalczyli o nas, rodzice pozwoliliby nam być razem, ale zbyt zmęczeni byliśmy tęsknotą za dzieckiem. Wszystko się zmieniło, wszystko się rozeszło, wszystko się skończyło.
Siedzieliśmy tam dobrych kilka godzin. Zjedliśmy obiad i wciąż napawaliśmy się widokiem na miasto. Dopiero po deserze zdecydowaliśmy się na zwiedzenie Luwru.
Wspaniałe miejsce wypełnione po brzegi historią, którą można poczuć, dotknąć, zobaczyć. Obrazy, rzeźby, eksponaty. Przesyt, skromność, prostota i ogrom. Wszystko to w jednym miejscu. Od mumii po zwierzęta, od prehistorii do współczesności, a w tym wszystkim my. My z tabletami i smartfonami. Przyglądamy się, usiłujemy na własny sposób zinterpretować postacie, malowidła i co robimy? Pstrykamy fotkę i … noga za nogą przesuwamy się do przodu po drewnianej podłodze, która swój wiek określa pojedynczymi skrzypnięciami. Muzeum.
Gdy wyszliśmy już z tego cudownego miejsca, bogatsi o znajomość nowych dzieł i historii na dworze się ściemniało. Ludzie wciąż jednak spacerowali po ulicach i podziwiali to miasto.

-Obowiązują stroje oficjalne.- Damond wyciągał z torby koszulę.
-Oficjalne?- spojrzałam na niego zdziwiona.
-O nic nie pytaj tylko się szykuj, bo wychodzimy za... pół godziny.- uśmiechnęłam się pod nosem i niespiesznie udałam się do łazienki. Wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy, zrobiłam lekki makijaż i udałam się po sukienkę, która cierpliwie czekała na odpowiedni moment w mojej torbie.
-Gotowa?
-Daj mi chwilę!- krzyknęłam z łazienki, wkładając sukienkę. Niestety zamek z tyłu w ogóle nie chciał ze mną współpracować.- Dobra, spokojnie.- powiedziałam sama do siebie i spryskałam się perfumami. Wyszłam do pokoju, by włożyć szpilki i wróciłam do łazienki, by rozprawić się z zamkiem.
-Pomóc?- Damond stanął w drzwiach. Wyglądał nieziemsko w idealnie skrojonym garniturze i białej koszuli rozpiętej pod szyją. Jego włosy były starannie ułożone, a mankiety perfekcyjnie zwieńczone spinkami. Podszedł do mnie i delikatnie pociągnął zamek ku górze. Poczułam zapach jego perfum, które były dosyć wyraziste. Świat na chwilę zwolnił bieg, rozpłynął się w atmosferze zmieszanych damskich i męskich perfum, naszych niepewnych spojrzeń i uśmiechów. Jego silne, ale tym razem delikatne i czułe dłonie pociągnęły leciutko zamek, jednak nie zamierzały odejść, spoczywały teraz na moich biodrach, a my spoglądaliśmy w swoje odbicie w lustrze. -Jesteś...- Damond przysunął się do mnie i chwycił mnie dłońmi w talii.- Fan... fajna babka.- uśmiechnął się pod nosem.
-Babka?- spojrzałam, unosząc brwi do góry.- Babka... no to chodźmy już... dziadku.- pociągnęłam go za rękę w stronę wyjścia.

Podążałam według wskazówek mężczyzny, moje oczy zasłonięte były czarną chustką, która dokładnie dbała o to, bym nie widziała nic przed sobą. Trzymałam go za ręce i miałam nadzieję, że bezpiecznie dotrzemy do celu, jednak nie ukrywajmy się, byłam cholernie ciekawa gdzie idziemy. Moje wszystkie myśli uśpił widok na nocny Paryż z pierwszego piętra wieży Eiffla. Wszystko skąpane było w ciemnych chmurach i jasnych światłach latarni, a nad wszystkim górował wspaniały księżyc, który dumnie, pełnią tarczy oświetlał tę noc, to miasto, najmniejsze zakątki okolicy. Staliśmy. On stał tylko kilka milimetrów za mną i obejmował mnie w pasie, czułam jego oddech na mojej szyi i woń jego wspaniałych perfum. Mogliśmy tak trwać wiecznie. Przymknęłam na chwilę oczy i przypomniałam sobie Damond'a, gdy pierwszy raz zobaczyłam go tańczącego w jego mieszkaniu. Uśmiechnęłam się pod nosem. Zaledwie kilka tygodni sprawiło, że stał się dla mnie kimś wyjątkowym. Próbowałam znaleźć odpowiednie słowa, by nazwać to, co nas łączyło. Jednak nic nie przychodziło mi do głowy. Miłość? Czy to nie za dużo? Przyjaciel? Czy to nie za mało? Co chwilę ściskałam jego dłoń, by upewnić się, że jest tu, że wciąż przy mnie jest... był. Odwróciłam się do niego i spojrzałam w jego wspaniałe oczy. Przyglądał mi się, moim oczom, policzkom, szyi, dekoltowi, po prostu pochłaniał każdy kawałek mojego ciała. Oto przede mną stał idealny mężczyzna, o którym chyba nigdy nie śniłam. Nie chciałam, by ta chwila się skończyła, chciałam stać tak już do końca życia, patrzeć w jego rozpromienione oczy i zastanawiać się o czym myśli. Pokochałam go? Zauroczyłam się? Czy właśnie tak wygląda miłość? Czy mam szansę ją odnaleźć, poznać na nowo? Znów mieć nadzieję, mieć szczęście i czułe, bezpieczne ramiona, które ochroniłyby mnie przed całym złem? Czy to możliwe? Tak... nie... tak... nie... A może jednak?

______________________________________
Moje życie zaczyna wyglądać jak jakaś telenowela ;-/ i do tego całkiem słaba...
W niedzielę byłam na stoku. Z wielką nadzieją, że wreszcie ogarnę deskę siedziałam sobie po pierwszym zjeździe na dole i już miałam się podnosić, a tu jakiś frajer na nartach wjechał celowo na mnie. Upadłam na prawą rękę, bolało, ale było ok, dzisiaj spuchnięta i do lekarza... oby tylko gipsu nie zakładali ;p 
Ah, po południu jeszcze mam sesję i chyba na dzisiaj wystarczy tych wrażeń.
Jednak co do tej telenoweli to... Napiszę tylko "powierzchownie". Mam kolegę- żonaty (nazwijmy go pan Y) i spotkaliśmy się na pogaduszki. Wszystko było ok, pięknie i wgl. Wróciłam do domu i mama przynosi mi newsy (czyt. plotki) z pracy i mówi, że jest jakaś "akcja", bo jakaś "pani" zdradziła swojego męża i wgl no plotki, plotki, plotki. Mnie to nigdy jakoś nie ciekawi, ale cóż... Przychodzi następnego dnia i mówi, że ja znam tego faceta. Okazało się, że to chodzi o Y i jego żonę. Wmurowało mnie w podłogę, w kuchni... dodatkowo wiele plotek mówi, że Y jest bardzo poważnie chory. Tutaj dla mnie świat się na chwilę zatrzymał. Y sam zadzwonił do mnie kilka dni później i znowu się umówiliśmy. Nie wiedziałam jak się zachować. Chciałam udawać, że o niczym nie wiem, ale nie potrafiłam. Patrzyłam tylko jak wypala papierosa za papierosem. Rozmawiając o jakiś pierdołach doszliśmy do wniosku, że niektóre rzeczy trzeba załatwiać "klin klinem" - "jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie". Sama nie wiem jak to się stało, no, ale się normalnie całowaliśmy... Sama nie wiem jak mogłam dopuścić do tego. Y powiedział, że jest w kropce. Mają jakieś ogromne długi, jego lekarstwa kosztują setki złotych i nie ma pojęcia co robić. Najbardziej boi się tego, że choroba może go w każdej chwili przykuć do wózka. Nie mogę sobie z tym wszystkim poradzić. Cały czas o nim myślę... Najgorsze jest to, że jego żona, zdradziła go z moim dobrym kumplem. Paranoja!
Wy też macie tak "pochrzanione" życie?

18 komentarzy:

  1. Great post. I wwas checking continuously thіs blog aոd I'm impressed!
    Ѵery helpful informatiօn specially tҺe last part :) Ι care for sucɦ
    info muϲh. I wwas seeking tɦіs ρarticular іnformation fօr a long time.
    Thanmk yοu and good luck.

    bra aand panties ()

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, znowu trochę spóźniona :(
    Mam nadzieję, że mi wybaczysz, bo jeszcze nie przeczytałam rozdziału i nie wiem kiedy to zrobię, mam mało czasu, ale na pewno jeszcze skomentuję ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak coś to ja, wielka fanka tego opowiadania ;P zmieniłam tylko trochę nazwę i zdj. :D

      Usuń
    2. hah, spokojnie juz rozdzial dodany to na pewno nie zniknie ;p

      Usuń
  3. Dobra, udało mi się teraz przeczytać :)
    i...
    Co?! Tylko sen?! Żartujesz?!
    Ale przynajmniej było miło z Damond'em xD

    Co do "telenoweli" to nie mam takiego "pochrzanionego" życia, ale miałam, tylko w trochę inny sposób. Skomplikowane.

    Mam nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży, ręka się zagoi, no i kolega jakoś da radę :)

    Dzisiaj trochę krótko, ale na prawdę muszę spadać :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raz dłużej, raz krócej, ważne, że w ogóle tu zajrzałaś i przeczytałaś :)
      Dziękuję za poświęcony czas :*

      Usuń
    2. Nie ma za co :D
      Zawsze chętnie tu zaglądam ;)

      Usuń
  4. wow wow wow, sen :o nie wpadlabym na to O.o
    genialny rozdzial, koncowka mnie rozjechala *.*
    dziwna sprawa z tym kolega, poczekamy zobaczymy co z tego wyjdzie...
    zdrowia zycze..!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sen :) tak jakoś wyszło (trudno byłoby mi pociągnąć fakt pojawienia się dziecka)
      Co do kolegi to spać po nocach nie mogę, chciałabym mu jakoś pomóc, ale kompletnie nie wiem jak.

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Juz jestem :P hahaha :D masakra ..... zaskoczyłas mnie ,nie powiem, ze nie :D ale rozdział ,że o ja pierdziuuuu :D i ten wcześniejszy tez ... normalnie zgon !!!! uwielbiam cie kocie pisz dalej ;P i musisz mi wybaczyc opoźnione komentowanie, ale mama ma jakies problemy z tym, ze siedze na laptopie i uwaza ze sie nie ucze -,- mówiłam już , ze rodzice są kochani hahahaha :P wenyy miśku :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Kochana, że mimo nieprzychylnego, matczynego oka mimo wszystko tu zaglądasz. Moja mamcia również nie jest zadowolona, widząc mnie przy laptopie, ale oceny mam dobre, więc wie, że kiedyś się uczyć muszę, skoro zagrożeń nie mam ;p
      Do następnego ! :*

      Usuń
  7. Wow, takiego obrotu spraw się nie spodziewałam. Po przeczytaniu poprzedniego rozdziału zastanawiałam się, jak ona sobie teraz poradzi? Jak pogodzi dziecko z pracą? A tu "boom" i okazuje się, że to był sen. Jednym słowem wow, umiesz człowieka zaskoczyć i to nie jeden raz :D :)
    No no ciekawie się dzieje z Claudią i Damond'em :D

    Kurcze, to powrotu do zdrowia, a ten faceta ze stoku to jednym słowem grrr, głupek i tyle -.-
    Co do kolegi, to trzeba mieć nadzieję, że się jakoś to wszystko ułoży. No nie powiem życie czasem nieźle zaskakuje.

    Trzymaj się :*
    S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze powiedziawszy na początku chciałam to "pociągnąć", ale to byłoby baaardzo trudne, więc ujęłam to jako sen :) Mimo to, cieszę się, że się podobało. Będzie się działo, oj będzie :)

      Na tym stoku to się wystraszyłam jak nigdy, myślałam, że zginę pod nim, ale jakoś udało mi się wyjść bez większego szwanku.

      Kolega nie może sobie ze wszystkim poradzić, dla niego najprostszym wyjściem jest rzucenie się w wir pracy, wypalanie papierosów i picie wódki... jednak tak długo nie może funkcjonować. Eh, życie.

      Dziękuję i do następnego :)

      Usuń
  8. o kurczę, nie zazdroszczę Tobie tej "telenoweli" :(

    co do rozdziału to naprawdę DOBRZE, że ta cała sytuacja z dzieckiem jest fikcją, bo jakoś sobie nie wyobrażałam co teraz może się dziać w opowiadaniu, że zmierzy w jakimś dziwnym kierunku, ale na szczęście jest coś co nazywa się snem i jest naprawdę popieprzone, cholera, sny są ... głupie ...

    no ... ale ten Damond, kurdę, romantyk "fajna babka" hahahaha leżę i nie wstanę ;D haha

    do następnego ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eh, telenowela ciągnie się dalej... końca nie widać.

      Sama już miałam usuwać ten rozdział, bo też się bałam, że z tego nie wybrnę, ale wszystko się da zrobić. Z Damond'em będzie jeszcze wiele fajnych akcji.

      Do następnego :)

      Usuń
  9. O matko!
    Sen? To bylo takie realistyczne!
    Mmm nie moge sie doczekac co bedzie sie dzialo jeszcze w Paryzu :D
    Bo koncowka ^_^
    Czekam ;))
    I zapraszam do mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze wydarzy się kilka rzeczy. Na pewno nudno nie będzie :)

      Usuń