Witam Was na moim blogu
- niegdyś - story-the-wanted.blogspot.com !
W archiwum znajdziecie opowiadanie o The Wanted (rozdziały 1-59).
Zapraszam do czytania i komentowania!
Claudia Xyz

środa, 12 lutego 2014

Rozdział 11

Kiedyś ktoś powiedział mi, że mężczyźni boją się być z takimi kobietami, jak ja. Żaden z nich nie lubi mieć przy sobie dziewczyny o silnym charakterze, pewnej siebie, niepokazującej słabości i takiej, która sama kieruje całym swoim życiem. Trzeba dobrze mnie poznać, by dowiedzieć się o moich słabych stronach i przekonać się, że ja też potrzebuję silnego ramienia, które dawałoby mi schronienie i wsparcie. Czy to znaczy, że już na zawsze będę sama? Czy dla mnie nie ma mężczyzny, który mógłby odważyć się, zadać sobie trud poznania mnie? Nie. Nie dość, że mój charakter jest tak poprany to Bóg nie dał mi nawet szczupłej i smukłej sylwetki bym mogła kusić mężczyzn swym wyglądem. Utrudnił mi jeszcze bardziej życie.
Bóg nigdy nie był dla mnie łaskawy. Wszystko co osiągnęłam w swoim życiu było tylko moją ciężką pracą okupioną łzami, nerwami i nieprzespanymi nocami. Nigdy nikt nie wyciągnął pomocnej dłoni, wręcz przeciwnie, to jeszcze ja sama musiałam ratować świat. Czemu? Dlaczego jednym Bóg daje i urodę, i talent, i szczęście, innych każe tak jak mnie, a jeszcze innym zabiera zdrowie, skazuje na śmierć? Wiem, że niektórzy mają gorzej ode mnie, zdaję sobie z tego sprawę, ale jak trudno jest samemu przeżyć każdy dzień, stawić czoła wszystkim przeciwnościom.
Miałam wtedy 13 lat. To był czas, kiedy nic się w moim życiu nie układało. Kontakt z rodzicami się zacierał, wokół tylko kłótnie i pretensje. Jedna jedyna kąpiel. Zamknięte drzwi łazienki. Maszynka do golenia. Długo obracałam ją w dłoniach. Łzy spływały po moich policzkach i skapywały wprost do wanny. Chwyciłam ją mocno i przycisnęłam do nadgarstka. Upuściłam ją i roztrzęsiona schowałam twarz w dłonie. Nie wierzyłam, że życie sprowadziło mnie do tego. Chwyciłam ją ponownie z większą odwagą. „Przecież mama będzie rozpaczać...”- pomyślałam, ale przecież byłam tak na nią wściekła. „Jak ona sobie poradzi?” Odłożyłam maszynkę i zobaczyłam mocno fioletowe żyły. Roztrzęsiona wyszłam z wanny, próbowałam opanować łzy. Do dzisiaj, gdy patrzę na nadgarstek widać blizny i uświadamiam sobie, że mam mocny charakter, że jestem silna, bo odważyłam się przeciwstawić życiu, losowi i walczę z nim, a przecież miałam szansę, próbowałam pozbawić się życia. Nawet gdybym przez mój charakter, mój wygląd i Bóg wie co jeszcze, miała całe swoje życie przeżyć sama, bez „silnego ramienia” to... było warto. Było warto odłożyć maszynkę i spróbować zmierzyć się ze wszystkim, a nie wybrać drogę na skróty.
-Wiesz... było warto.- szliśmy powoli do hotelu w blasku ulicznych latarni.
-Zawsze jest warto.- Damond zdjął marynarkę i położył ją na moich ramionach. Zatrzymaliśmy się.- Żałujesz?
-Odkąd mieszkam w Londynie niczego nie żałuję...- uśmiechnęłam się i dotknęłam dłonią jego policzka.
-A ja żałuję...- chwycił moją rękę i przyciągnął mnie do siebie.- Żałuję, że jeszcze nigdy cię nie pocałowałem.- czułam jego szybki i krótki oddech. Staliśmy z opartymi o siebie czołami i spoglądaliśmy na siebie.
-Żyj tak, żeby niczego nie żałować...- szepnęłam i pocałowałam go. Cały świat wokół zatrzymał się, nic innego nie liczyło się jak tylko ta chwila, ten moment, to uczucie, które towarzyszyło naszemu pocałunkowi. Tacy piękni, w eleganckich strojach staliśmy na przedmieściach Paryża, w tle wieża, a dookoła nas atmosfera jak nie z tego świata.
-Koch...- przyłożyłam palec do jego ust.
-Nie warto... nie teraz... nie już. To zobowiązuje.- powolnym krokiem odeszłam od niego, pozostawiając go samego w tym cudownym miejscu.
-Masz rację.- podbiegł do mnie i chwycił mnie za rękę.- Może kiedyś.- spojrzał na rozgwieżdżone niebo i uśmiechnął się. Wróciliśmy do hotelu i zasnęliśmy... każdy w swoim pokoju.

Z samego rana udaliśmy się na śniadanie. Siedzieliśmy na przepięknym tarasie hotelu, z którego mieliśmy widok na całe miasto. Wokół porozstawiane były wielkie donice z pelargoniami i cudownymi różami, a wszystko to dopełniała fontanna pośrodku balkonu przystrojona tymi samymi kwiatami, z której dzieci wychlapywały wodę. Delektowaliśmy się świeżo pieczoną bagietką i wszelakimi serami pleśniowymi oraz pysznym sokiem ze świeżo wyciśniętych pomarańczy. Zerkaliśmy na siebie, nie mówiąc nic. To właśnie byliśmy my. Każde z nas myślało o drugim, jednak nikt się nie odezwał, nawet nie udawał, że zależy mu na rozmowie, jednak żadnemu z nas nie przeszkadzała ta cisza. Nasze spojrzenia nie były zobowiązujące. Nie musiałam odwracać wzroku za każdym razem, gdy on przyłapałam mnie na tym, że patrzę na niego, nie, on robił to samo. W tych momentach nie musieliśmy się uśmiechać, bo tylko w naszych głowach roiły się różne pytania, odpowiedzi, myśli, o których wiedzieliśmy tylko my.

-Idziemy do Notre-Dam, potem zahaczymy o dworzec i wrócimy na obiadokolację.- Damond stał z folderami przy recepcji i z wielkim skupieniem je przeglądał.
-Tak jest, panie pilocie.- oparłam się o jego ramię.
-W takim razie nogi za pas i idziemy.- starannie złożył niewielką mapę i pociągnął mnie w stronę wyjścia. Tego dnia było wyjątkowo gorąco. Ukojenie przyniosły nam zimne mury katedry, w której przez dłuższą chwilę przyglądaliśmy się surowemu wnętrzu. Potem wedle planów weszliśmy na stary dworzec, który przepełniony był atmosferą z poprzednich lat. Jakby czas zatrzymał się w tym miejscu. Z wielką łatwością można było sobie wyobrazić podróżnych w brązowych płaszczach i kapeluszami na głowach, niosących wielkie, skórzane walizki, spieszących się na pociąg, który właśnie ustawiał się przy pierwszym peronie. Gdzieś w górze, można usłyszeć było głos sympatycznego pana, który oznajmiał odjazd pociągu. Wszystko to sprawiło tylko zamknięcie oczu, głęboki oddech i chwila w tym niecodziennym miejscu.
-Claudia?- usłyszałam znajomy mi głos. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła.
-Charls?- zobaczyłam chłopaka tuż przed sobą. To musiał być sen. Po raz kolejny widziałam go przed sobą, ale to nie mogło być prawdą! Tak wielkie miasto i jedna moja wycieczka tutaj nie może zaraz spowodować, że tak przez przypadek się spotkaliśmy!
-Damond!- krzyknęłam i zaczęłam rozglądać się za chłopakiem. Po chwili pojawił się z mapą i z zaciekawieniem przyglądał się blondynowi. Myślałam, że szatyn zaraz stanie się prywatnym detektywem i to tylko będzie oznaczało sen, ale nie. Damond stał i pytająco spoglądał na mnie, i na chłopaka.
-Co ty tu robisz...- wydusiłam z siebie.
-Moja firma ma biura na górze...ale, co ty tu robisz?
-Nie ważne. Fajnie było cię spotkać i pogadać.- ominęłam go i udałam się do wyjścia.
-Claudia!- chłopak pobiegł za mną.- Błagam cię, nie traktuj mnie tak. Nie udawajmy, że nigdy nic nas nie łączyło.
-Łączyło, ale już nie łączy.- pchnęłam mocno drzwi.
-Ja nic nie mogłem zrobić, rozumiesz? Twoi rodzice tak szybko cię zabrali, mnie wywieźli do ciotki na południe, nie miałem z nikim kontaktu przez wiele miesięcy. Przez ten czas byłem przekonany, że... że on żyje, że zabrałaś go do Polski, ale dopiero ojciec powiedział mi prawdę. Wiem, wiem, że nie tak to powinno się skończyć... ale ty wciąż jesteś dla mnie ważna. Nie jestem w stanie z nikim się związać, myślę o...
-Czy ty myślisz, że mi jest łatwo?! Straciłam dziecko, które przez tyle miesięcy nosiłam pod sercem! Nie ma dnia żebym o nim nie myślała, nie ma nocy bez łez! A na dodatek ty mnie zostawiłeś! Nie zadzwoniłeś, nie napisałeś, nic! Tyle miesięcy, lat... jak mogłeś? Wierzyłam, miałam nadzieję, że przyjedziesz, że zabierzesz mnie, a ty nawet nie napisałeś?! Zniknij, zapomnij o mnie i uwolnij się od tego! Ty skończyłeś ze mną w chwili gdy mnie zostawiłeś w szpitalu. Nic nie jest w stanie cię usprawiedliwić.
-Wiem...
-Obyśmy już nigdy więcej się nie spotkali.- odwróciłam się i odeszłam. Łzy spływały po moich policzkach, a w głowie panował chaos.
-Claudia...- Damond biegł za mną. Złapał mnie w talii i mocno przytulił do siebie. O nic nie pytał tylko trzymał mnie silnymi ramionami.
-Wracajmy do Londynu.- wyszlochałam.

Po kilku godzinach byliśmy już w „domu”. Nasze mieszkania nic się nie zmieniły. Wszystko jakby zastygło do czasu naszego przyjazdu. Tylko sekretarka przy telefonie swoim czerwonym światełkiem oznajmiała, że wielu ludzi usiłowało złapać ze mną kontakt.

-Masz 36 nieodebranych wiadomości.- usłyszałam i bezsilnie opadłam na kanapę, by w skupieniu wysłuchać ich wszystkich. Siedziałam z notesem i zapisywałam do kogo mam zadzwonić, do kogo pojechać, komu jakie papiery przygotować. Powróciłam do rzeczywistości, skończył się Paryż, skończyło się leniuchowanie, czas wracać do pracy.
______________________________________
Nowy rozdział się pojawił co oznacza, że... zdałam egzamin wewnętrzny na prawko! Co prawda wczoraj i to za pierwszym razem, ale czas nie pozwolił mi zajrzeć tutaj nawet na chwilkę. Dzisiaj miałby być gotowe papiery do zabrania, ale jeszcze jakiś podpisików brakuje i z pewnością już w następnym tygodniu czeka mnie egzamin teoretyczny w WORD'zie. 
Zapraszam Was na nowego bloga, który powoli będzie nabierał moich prywatnych notek :) 

5 komentarzy:

  1. Ten początek taki prawdziwy i wgl, przemówił do mnie ;)
    Damond prawie TO powiedział *.*
    Było tak romantycznie <3 a tu nagle Charls o.o Szok!

    Gratuluję zdania egzaminu i powodzenia na następnym :)

    Cieszę się, że pojawił się blog :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Początek jest prosto z mojego życia. Tak kiedyś ktoś mi powiedział i chyba miał rację...
      Do następnego :)

      Usuń
  2. NO TO PIEKNIE, JESTESMY DUMNI! <3
    rozdzial jest cudowny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. piękne! naprawdę super!
    przy okazji zapraszam do mnie:
    http://theeternalkids.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń