Przebudziłam się z samego rana, ale
Brad'a już nie było. Pozostała po nim starannie zapisana kartka:
'Dzisiaj poradzę sobie sam, spakuj się i do zobaczenia jutro
rano.” Przeciągnęłam się i
spojrzałam za okno. Poranna mgła powoli ukazywała zaspane jeszcze
miasto, a w oknach kamienic gdzieniegdzie odsłaniały się żaluzje.
Damond najwidoczniej jeszcze spał. Jego okna zasłonięte były
ciemnymi zasłonami i tylko okno w kuchni było nieco uchylone.
Włączyłam ekspres i przyglądałam jak tworzy moje ulubione Latte
Macchiato. Najpierw wlał aromatyczną kawę, odrobinę mleka, które
spienił, a na uwieńczenie szklanki dołożył nieco śmietanki.
Wsypałam kilka łyżeczek cukru i zburzyłam trzy warstwowy napój.
Usiadłam na parapecie i spoglądałam na ulicę. Sąsiedzi
wychodzili z domów, wsiadali w samochody i odjeżdżali, inni
wybierali rower, a pozostali szli po prostu pieszo. Jeszcze raz
zerknęłam w okna przyjaciela- zasłon już nie było, widocznie
wstał, być może pije kawę tak samo jak ja. Nagle drzwi jego
kamienicy otworzyły się, a on wyszedł z niej w towarzystwie
długonogiej blondynki. Wyglądała jak ósmy cud świata! Była
szczupła, a wręcz przesadnie chuda, miała na sobie shorty,
koszulkę mgiełkę i wysokie szpilki. W ręce trzymała czarną
kopertówkę, a na nosie znajdowały się okulary a'la Paris Hilton.
Była po prostu atrakcyjna. Oboje wsiedli do jego sportowego auta i
odjechali. W jednej chwili poczułam jakbym utraciła całą swoją
siłę, coś, co do tej pory trzymało mnie na nogach i motywowało
do wstawania z łóżka, funkcjonowania, życia... Sama nie
rozumiałam siebie. Przecież kilka dni temu on chciał wyznać mi
miłość, a ja... odrzuciłam go? Czy mógł się tak poczuć-
odrzucony? Straciłam miłość swojego życia, przyjaciela i
kompana? Jednym łykiem dokończyłam picie kawy. Spojrzałam na
zegarek- zbliżała się ósma. Przypomniałam sobie, że miałam
rozmawiać z mamą przez Skypa, więc włączyłam laptopa i czekałam
na połączenie. Siedząc naprzeciwko ściany ze zdjęciami
spoglądałam na Damond'a, który uśmiechał się do mnie.
Przecierałam łzy z policzka i modliłam się w duchu, abym go nie
straciła. Nagle na monitorze pojawiła się ikonka „Dom”,
nacisnęłam zieloną słuchawkę i zobaczyłam mamę.
-Cześć.-
powiedziałam, uśmiechając się przy tym szeroko.
-Jak
ja dawno cię nie widziałam!- mama rozpoczęła prowadzić swój
wywiad na temat mojej pracy, sukcesów i dalszej kariery menagera.
Jednak nie obyło się bez kłótni, byłoby zbyt pięknie.- A
jakiegoś chłopaka masz?- łzy zapełniły moje oczy na myśl o
Damond'zie, którego najprawdopodobniej straciłam.
-Ni...
nie.- powiedziałam niepewnie.
-W
Polsce nie mogłaś sobie nikogo znaleźć i tutaj też nic?! Weź ty
się jakoś ogarnij! Twoje koleżanki już śluby biorą, dzieci
rodzą, a ty nawet faceta nie masz?! Zarabiasz, weź zapisz się na
jakąś siłownię, nie wiem, zamów dietetyczny catering, zrób coś
z sobą! Zobacz jak ty wyglądasz! Oczy podkrążone, twarz okrągła,
no może schudłaś ciut, ale nie na tyle, żeby być młodą i
atrakcyjną kobietą! Zostaniesz starą panna i tyle!
-A co
z zasadą, że nie warto brać pierwszego lepszego, że dziecko mogę
mieć z probówki i wychować je sama?! Już nie pamiętasz jak
mówiłaś, że facet to nie wszystko, że najpierw szkoła, potem
praca, a na końcu rodzina? Już nie pamiętasz?
-Pierwszego
lepszego nie każę ci brać, ale żeby żadnego nie brać?! Co ja,
babcią zostanę jak już bliżej mi do grobu będzie?!
-Daj
mi spokój z tymi dziećmi! Ja mam dopiero 19 lat!
-I nie
miałaś nawet chłopaka!
-Miałam!
Dobrze o tym wiesz, że byłabyś już babcią od dwóch lat!
-Byłabym
gdybyś nie puszczała się z pierwszym francuzikiem na horyzoncie!
-Ha,
widzisz! Czyli jednak miałam faceta! Ja miałam wszystko. Miałam,
tylko wy mi to wszystko odebraliście!
-Dziecka
nikt ci nie zabierał!- zamknęłam laptop i wybuchnęłam płaczem.
Cały świat się zatrzymał. Nic innego nie liczyło się jak tylko
płacz i łzy. Nic nie mogło nie powstrzymać, nic nie mogło mi
pomóc, nic nie mogło uleczyć mój ból. Siedziałam jak bezbronne
dziecko i płakałam. Moje ręce trzęsły się, ból w klatce
piersiowej był nie do zniesienia, a w głowie panował wielki chaos.
Wyciągnęłam z szafy siwe spodnie dresowe i białą koszulkę z
nadrukiem, do tego założyłam adidasy i, zabierając ze sobą
wyłącznie klucze i wyszłam z domu. Sama nie wiedziałam gdzie
pójść, co zrobić. Chodziłam wzdłuż Tamizy i co chwilę
zatrzymywałam się, i przyglądałam płynącej wodzie.
Godziny
mijały, a ja bez celu szłam prosto przed siebie. Mijałam domki na
wodzie, a w ich oknach widziałam swoje odbicie. Może faktycznie to
wszystko przez mój wygląd? Jestem gruba, nazywajmy rzeczy po
imieniu, ale nie na tyle, że fałdy tłuszczu wylewają się spod
spodni i koszulek. Mam tu i tam nieco więcej niż inni, ale nie pocę
się po wejściu na 2 piętro i jazda na rowerze nie sprawia mi
kłopotu. Odkąd pamiętam, zawsze miałam kilka nadprogramowych
kilogramów i chyba tak pozostanie. Chyba usiłuję się
usprawiedliwiać, ale z drugiej strony nikt nie nazwał mnie
grubasem, pulpetem czy czymkolwiek innym. Nie. Jestem gruba i to
wszystko. Mama ma racje.
Słońce
powoli kryło się za horyzontem, a ja zawędrowałam w jakieś
odległe zakątki Londynu. Zorientowałam się, że minęło prawie
osiem godzin od wyjścia z domu, a ja wciąż szłam i nie odczuwałam
zmęczenia. Kompletnie nie wiedziałam jak mam wrócić do domu, nie
wzięłam też pieniędzy i nie miałam telefonu, by zadzwonić po
taksówkę. Dopiero po kilku godzinach zaczęłam rozpoznawać
budynki i dzielnice. Niebo zaczęły pokrywać ciemne chmury, które
zapowiadały ulewę, ja jednak powoli zmierzałam w kierunku domu.
-Co ty
tu robisz?- czarny jeep zatrzymał się obok mnie, a za kierownicą
siedział Brad.
-Spaceruję.-
szłam ze spuszczoną głową.
-Dzwoniłem
do ciebie.- wysiadł z samochodu i szedł za mną.
-Zostawiłam
telefon w domu.- nie zatrzymałam się nawet na chwilę.
-Wszystko
w porządku?- złapał mnie za rękę i zatrzymał. Chwycił mój
podbródek i spojrzał mi w oczy.- Płakałaś...
-Wydaje
ci się.- odsunęłam jego dłoń i powstrzymywałam się, by nie
wybuchnąć płaczem.
-Aha...
to może wpadniesz do mnie na kubek gorącej czekolady, a potem
odwiozę cię do domu?- w mojej głowie panowała tylko jedna myśl
„usiąść i odpocząć”. Sama nie wiem czemu, ale zgodziłam
się. Po kilku minutach byliśmy już na miejscu. Obolała wysiadłam
z auta i weszłam do domu.
-Betti,
zrobisz nam gorącą czekoladę?
-Claudia?
Jak miło cię widzieć! Już robię.- kobieta uścisnęła mnie
serdecznie i zniknęła za drzwiami kuchni. Tym razem, wyjątkowo nie
siedzieliśmy w salonie, lecz w jego salonie połączonym z
sypialnią, garderobą i łazienką, w której kilka dni temu
wspólnie się suszyliśmy. Kubek czekolady był ukojeniem
całodniowego wędrowania po mieście.
-Mogę
cię o coś spytać?- Brad usiadł na stoliku przede mną.
-Tak.-
odsunęłam kubek od ust.-Pytaj.
-Kto
cię zranił tak bardzo, że cały dzień przepłakałaś?
-Ja
wcale nie płakałam.- wysiliłam się na uśmiech.
-Jesteś
tak zmęczona, że nawet nie czujesz jak łzy spływają po twoich
policzkach.- w tym momencie otarł kilka z nich.
-Mama...-
wyszeptałam.
-Nie
możliwe. Z pewnością jest z ciebie dumna, bo to, co ty osiągnęłaś
w tak młodym wieku zasługuje na jakąś nagrodę! Na pewno tęskni
za tobą i nie może doczekać się twojego ślubu, wnuków...
-Ty
też uważasz, że powinnam mieć faceta i dzieci?!
-Nie,
ja...
-Myślałam,
że ty mnie jakoś zrozumiesz, że najpierw praca, kariera, a
potem...- odstawiłam kubek i skierowałam się do wyjścia.- Jesteś
taki sam jak ona.- rzuciłam i wybiegłam z domu. Na dworze
rozszalała się burza. Wiał silny wiatr i padał gęsty deszcz-
normalne o tej porze roku. Nareszcie nie było widać moich łez, nie
było słychać mojego szlochu i rozdzierającego bólu. Biegłam
przed siebie i czułam jak moja bezsilność bierze górę.
Silniejszy podmuch wiatru mógł mnie przewrócić na ziemię.
-Claudia!-
usłyszałam za sobą wołanie. Nie zatrzymałam się, chodź
wiedziałam, że i tak mnie dogoni, bo słabłam z każdym
pokonywanym metrem. Przed moimi oczami miałam Chris'a, pierwsze usg
naszego maluszka i moment wypadku, w tym momencie czułam tylko ból
jaki towarzyszył mi po utracie dziecka. Pozostał mi po nim tylko
ból i stłumiony krzyk. No tak, i łzy.
-Przepraszam,
ja nie chcia...- Brad chwycił mnie i przycisnął do latarni
stojącej obok.
-On
miałby teraz dwa lata. On biegałby i grał w piłkę. On chciałby
słuchać moich bajek i śpiewać razem ze mną piosenki. On płakałby
i śmiałby się razem ze mną. Jednego dnia straciłam wszystko.
Rodziców, chłopaka i dziecko. A teraz własna matka oczekuje ode
mnie wnuków, chce mojego ślubu, dla niej tamto nie miało
znaczenia, nie istniało, ale to ja nosiłam go przez siedem miesięcy
pod sercem, to ja czułam jego każdy, najmniejszy ruch, to ja z nim
rozmawiałam i śpiewałam mu. Od tamtej pory nie mam nikogo...
nikogo. Własna matka stała się moim wrogiem...- Brad stał cały
przemoczony i wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem.- Wracajmy do
domu.- wyszeptałam. Wróciliśmy. Zasnęłam w jego sypialni, w jego
piżamie, w jego łóżku, a on- na kanapie.
______________________________
Nawet nie wiecie jak wiele radości sprawiają mi Wasze mail'e i komentarze z prośbą o kolejny rozdział.
Pisany pod wpływem chwili.Wybaczcie, jeżeli Was zawiodłam.
Hejo geniuszu moj ! ;D
OdpowiedzUsuńahhh czyli wena wrocila ;*
Buziaki kochana ;*
wena we mnie wstąpiła, bo chyba ktoś chce mi dać szansę na rozwój i wierzy we mnie :) pozostała tylko do przekonania mama, bo tata zawsze mnie popiera :)
UsuńMowilam ze bd dobrze !! ; D
Usuńdo tego, żeby było dobrze, jeszcze daleka droga, ale chyba zaczynam układać swoje życie w miarę realny sposób, zaczynam stawiać sobie realne cele, których już nie mogę doczekać się realizacji. teraz najbardziej zależy mi na znalezieniu pracy na wakacje, bo firmę najprawdopodobniej założę po maturze, czyli za rok, a obecny czas to możliwość wzięcia udziału w konkursach i jeszcze lepszym rozeznaniu się w branży :)
UsuńRozdział cudny :) :)
OdpowiedzUsuńMama na pewno się przekona, bo świetnie piszesz. Taka córka to skarb :)
Nie zawiodłaś, bardzo lubię czytać Twoje opowiadanie. Jest dla mnie taką odskocznią od codzienności :)
Trzymaj się :*
S.
cieszę się, że Ci się podobało :)
OdpowiedzUsuńheh, moja mama raczej nigdy nie dowie się, że coś takiego piszę, bo dla niej to strata i marnowanie czasu, lepiej żebym wzięła się za naukę, a nie pisała jakieś głupoty - tak, by mi powiedziała, no chyba, że zarabiałabym na tym pieniądze hah, ona taka jest, jeżeli z czegoś nie ma nauki, doświadczenia czy pieniędzy to nie wart jest to zachodu (nie wliczamy oczywiście wakacji, wyjazdów, bo to typowa forma relaksu i marnowania czasu ;p).
chcę założyć firmę event menager'ską - mam nadzieję, że się uda :)
jedno wielkie WOW!
OdpowiedzUsuńgenialne :o
Skromnie - dziękuję :)
UsuńJestem pod wrażeniem. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! Życzę dalszej weny. ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam również do nas:
http://from-my-sleeve.blogspot.com/
Dziękuję Kochana :*
UsuńJaki smutny rozdział ;'(
OdpowiedzUsuńMiły ten Brad, taki pomocny i w ogóle, jestem ciekawa co dla niego wymyśliłaś, jaką postacią jest w tym opowiadaniu, czy ma jakieś głębsze znaczenie, albo zadanie ? ;)
Damond pewnie wyrwał taką laskę, żeby się pocieszyć po odrzuceniu. Jestem pewna, że ta dziunia to nic poważnego.
Pisz szybko kochana next'a, bo chcę się dowiedzieć co dalej ;)
Hah, każda postać nie pojawia się tu bez znaczenia, każde zdanie nie jest tylko po to, by tylko zapełnić stronę. Myślcie jakie zadanie będzie mia Brad, jaką będzie postacią, co stanie się z Damond'em. Już niebawem kolejny rozdział.
UsuńYоu rереаt thіѕ fоr
OdpowiedzUsuńѕеvеn dауѕ а
nd уоu wіll nоtісе thе fruіtѕ.
Today, lots of websites and blogs bring in unheard of income for their owners merely by promoting another's company on their web pages.
A internet marketing business, in a nutshell, a business that's designed to run on
the internet via a website.
Have a look at my page: http://www.expost24.com
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać nn<3
Pozdrawiam :*
Dajcie mi kilka dni na napisanie kolejnego :)
Usuń