Witam Was na moim blogu
- niegdyś - story-the-wanted.blogspot.com !
W archiwum znajdziecie opowiadanie o The Wanted (rozdziały 1-59).
Zapraszam do czytania i komentowania!
Claudia Xyz

sobota, 9 listopada 2013

57

Nasze poszukiwania zaczęliśmy od razu. Niestety tylko ja, Amy i Tom byliśmy wstanie normalnie myśleć, więc wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy pod wielką karuzelę, symbol tego miasta. Obeszliśmy cały obiekt kilkanaście razy, ale Max'a nigdzie nie było.
-Szukają państwo kogoś? -jeden z pracowników karuzeli podszedł do nas.
-Kolegi... -powiedzieliśmy bez namysłu.
-Może takiego łysawego w skórzanej kurtce i białej koszuli ? -spojrzeliśmy ze zdziwieniem na mężczyznę. -Chodźcie. -zaprowadził nas do niewielkiej budki, w której ochroniarze mieli swoją „kanciapę”. Na kanapie pod oknem leżał Max.
-Znaleźliśmy go nad ranem, był na jednym z najwyższych koszy na karuzeli. Nie mam pojęcia jak on się tam znalazł. A, i to miał jeszcze przy sobie. -podał nam dużą, pustą butelkę po szampanie.
-Bardzo pana przepraszam... -Tom podniósł Max'a i zaprowadził go do samochodu.
-Co za dzień, jeden frajer też w nocy usiłował wejść, ale policja go ściągnęła... to znaczy z samolotu linę spuszczali i w ogóle dużo zamieszania było,a tego to nikt nie widział jak wchodził. -spojrzałam jednoznacznie na Amy. Wróciliśmy do domu. Panowie zerwali niezły wykład na temat minionego wieczoru, jednak i tak uśmialiśmy się przy tym jak nigdy. Kaca leczyliśmy do końca tego wspaniałego dnia.

Pozostało magiczne 5 dni do naszego Big Day. Wszyscy mówili o tylko o tym, każdy z przejęciem zastanawiał się czy wszystko jest już gotowe, czy aby o czymś nie zapomnieliśmy. Po południu przyjechała mama, by zabrać mnie do naszego domu, gdzie miałam odpocząć i zregenerować siły. Zabrałyśmy wszystkie moje szpargały i pojechałyśmy do posiadłości. Kilka dni bez tego szaleństwa powinno dobrze mi zrobić, ostatnio nawet ból głowy nie daje mi spokoju, ale czemu się dziwić? Organizacja wesela i praca magisterska to dosyć sporo obowiązków. Max również miał wieczorem pojechać do swoich rodziców i spędzić trochę czasu z rodziną.
Wieczorem byłyśmy już na miejscu. Po domu rozchodził się zapach pieczeni i świeżych przypraw.
-Claudia, upolowaliśmy z sąsiadem wspaniałego, genialnego jelonka! -tata wyskoczył z kuchni z zawiązanym na szyi fartuszkiem i czapką kucharza na głowie, a w ręce trzymał wielki nóż.
-Musi być przepyszny! -wykrzyknęłam i jeszcze raz nabrałam dużo powietrza, by poczuć ten wspaniały zapach.
-Zjemy na tarasie! -ojciec wykrzyknął i niemalże w podskokach udał się do kuchni.
Noc była ciepła i spokojna. Niebo rozgwieżdżone, a księżyc ogromny jak nigdy. Raczyliśmy się kolejnymi kawałkami pysznej dziczyzny z wyśmienitymi warzywami. Śmialiśmy się i rozmawialiśmy jak nigdy. Było przyjemnie spędzić trochę czasu z własnymi rodzicami. Uświadomiłam sobie, że moje wielkie wejście w dorosłość było tak szybkie, tak stresujące i pożerające mnie, że relacje z rodzicami zatarły się jak nigdy. Już nie pamiętam gdy mama robiła mi śniadanie, tata zaganiał do obowiązków w jego gabinecie, a szef ochrony nie ganiał za mną po całym ogródku. Uśmiechnęłam się pod nosem. Tak wiele wody upłynęło już w naszym jeziorze, tak wiele owoców zrodziły drzewa w naszym grodzie, tak wiele wschodów i zachodów słońca widział ten dom, czas leci, a my razem z nim...
-Nie idziesz spać? -mama spojrzała na mnie, gdy wkładałam bluzę.
-Nie, pójdę się przejść. -zeszłam po schodach wprost na miękką, zieloną trawę. Udałam się na pomost. Deski lekko zaskrzypiały, a z sitowia wyleciały kaczki. Usiadłam na końcu mostu i spoglądałam na taflę wody, w której odbijały się gwiazdy i księżyc.
-Kiedyś siedzieliście tutaj do 3, a czasem to do 4 nad ranem z wielkim pudełkiem ciastek, butelką mleka i rozmawialiście całą noc...-obok mnie usiadł Math – wcześniej wspomniany szef ochrony.-nie mam zielonego pojęcia o czym takie smrody mogły rozmawiać dzień w dzień.
-W sumie to godziny nam jakoś same uciekały, nie trzeba było mieć garść tematów do rozmów. A skąd ty w ogóle wiesz, że my tu z tymi ciastkami...
-Hah, oglądaliśmy was sobie na monitoringu jak tu rajcowaliście, ogólnie to... my widzieliśmy wszystko. -spojrzał na mnie z roześmianymi oczami. -To za tujami też. -dodał po chwili i spojrzał w stronę drzew. Przypomniałam sobie, gdy miałam jakieś 11 no może 12 lat i właśnie w tych tujach pierwszy raz się pocałowaliśmy. Potem robiliśmy co raz częściej wraz z wiekiem. Przyjemnie było przypomnieć sobie jego miękkie, jedwabne usta, które niemalże każdego wieczora żegnały mnie tuż przed snem, a rano witały w blasku słońca, mgły i rosy, która spowijała każdą gałązkę ozdobnych drzewek. W blasku słońca i księżyca, nic nie przeszkodziło nam, by chodź na chwilę przylgnąć pragnącymi bliskości ustami do siebie, zapomnieć się na chwilę.
-A no było...- uśmiechnęłam się pod nosem. Jeszcze długo siedzieliśmy na brzegu i wspominaliśmy moje dzieciństwo. Ja pamiętałam wiele rzeczy, a on pamiętał je z nagrań monitoringu.

Z samego rana w domu panował wielki chaos. Przyleciała rodzina z Polski, Darek z rodzicami, ciotki i cioteczki, wujkowie i stryjkowie, było tam zaledwie 17 osób! Jeszcze smacznie spałam, gdy limuzyny podjechały pod dom. Obudził mnie klakson jednej z nich. Mama szybko zbiegła na dół, by ich przywitać. Wyjrzałam przez okno wprost na podjazd. Mama jak zwykle była już wyszykowana, ubrana w eleganckie spodnie i ulubioną białą bluzkę z koronką, którą kiedyś sprawialiśmy jej z tatą pod choinkę. Tata wyszedł tuż za nią, nieco zaspany, ale jak zwykle nienagannie ubrany w siwy garnitur. Spojrzałam w lustro mojej toaletki – ja nie świeciłam przykładem. Porozciągany dres, każdy włos w inną stronę, rozmazany makijaż. Postanowiłam szybko to zmienić. Włożyłam beżowe rurki i luźną tunikę, do tego balerinki no i oczywiście makijaż i ułożone włosy w niewielkiego irokeza.
-Już lepiej. -powiedziałam sama do siebie i poprawiłam koszulkę. Usłyszałam pukanie do drzwi. -Proszę! -powiedziałam nieco głośniej.
-Wszyscy już są. -Math wszedł niepewnie do środka.
-Idę, no idę... -jeszcze w pośpiechu przeciągnęłam błyszczykiem po ustach i udałam się w stronę wyjścia. Zeszliśmy na dół. Wszyscy śmiali się i żartowali. Jeszcze dobrze nie stanęłam na parterze domu, a już wszyscy przylgnęli do mnie, by mnie wycałować.
-Zapraszam do ogrodu, zjemy coś. -mama wskazała na wyjście, na taras. Usiedliśmy przy ogromnym stole. Rozmów nie było końca! Siedzieliśmy tak przez cały dzień z niewielkimi przerwami na zjedzenie obiadu, podwieczorku i kolacji. Co chwila ktoś odchodził, by się przejść czy udać do pokoju na odpoczynek. Dzień minął nam dosyć szybko. Wieczorem z młodszym gronem siedzieliśmy nad jeziorem, piliśmy i bawiliśmy się do białego rana. Zbliżała się jakaś 5 może 6 nad ranem, gdy usłyszeliśmy zbliżający się helikopter. Po chwili był już nad naszymi głowami, a niecałą minutę później lądował po drugiej stronie jeziora.
-To wy tu macie lą...lądowisko? -wujaszek chwiejnym krokiem skierował się na pomost. Po chwili zobaczyłam mężczyznę wysiadającego ze śmigłowca.
-Lee! -wykrzyknęłam i pobiegłam w stronę chłopaka.
-Przywiozłam Ci jeszcze jednego gościa. -chłopak wskazał na Xavier'a, który wysiadł z wielkim pucharem w ręce.
-Mistrzostwo w grupie Junior! -wykrzyknął i uniósł swoje trofeum do góry.
-Po...pogratulować. -zakręciło mi się w głowie, jednak Lee w porę schwytał mnie za ramię. Obaj udali się do domu, a my dalej bawiliśmy się na pomoście.

Trzy dni do ślubu, a przygotowania zastygły. Wszyscy spaliśmy w moim pokoju porozrzucani po wszystkich kątach.
-Claudia...-usłyszałam szept.
-Hmm...-jęknęłam z zamkniętymi oczami.
-Za godzinę przyjeżdża trener. - tata złapał mnie za ręce i z impetem przeciągnął mnie przez cały pokój, a na koniec z hukiem rzucił na korytarz.
-Już...już. -usiadłam oparta o ścianę i spojrzałam na ojca. -Jaki trener?! Czy ja jestem gruba?! A zresztą, na odchudzanie to już chyba za późno.
-Wszystko z tobą ok'ej, ale mały sparing nikomu jeszcze nie zaszkodził. Z resztą, idę z tobą, muszę sprawdzić czy masz dobrą, starą kondycję. -ojciec zaczął podskakiwać i ściągnął bluzę od dresów. Podniosłam się ospale i udałam po dres, który ledwo co wygrzebałam z końca szafy. Szczerze powiedziawszy dopięłam się! Związałam swoje krótkawe włosy w prowizoryczny kucyk i grzywkę podpięłam kilkoma spinkami. Wyszłam za dom dom. Obok basenu tata już podskakiwał i robił przysiady.
-No, rozgrzej się troszkę! -teraz robił skłony i pajacyki na zmianę.
-Matko... - powiedziałam przez zęby i zaczęłam kręcić biodrami, ale ręce wciąż trzymałam w kieszeni.
-Witam Państwa! Dzisiaj troszkę po boksujemy. -mężczyzna przyszedł ze stertą sprzętu do boksu.
-Świetnie! -ojciec zaczął wymachiwać rękami.
-Jestem Steve. - chłopak podszedł do mnie i wyciągnął rękę. Spojrzałam na niego. Jego tors mało nie wyskoczył z obcisłej koszulki, bicepsy były wielkie jakby w ramiona powkładał arbuzy, a umięśnione nogi sexownie wyglądały w luźnych, sportowych bokserkach.
-Claudia... - uśmiechnęłam się jednak wiedziałam, że to będzie ciężki sparing na kacu. Ten cholerny trener był bezwzględny! Przez ponad 2,5 godziny biegaliśmy, skakaliśmy i nie wiadomo co jeszcze robiliśmy! Ten człowiek nie miał dla mnie litości! Przez ostatnią godzinę boksowania myślałam, że wypluję sobie płuca! Niestety musiałam wytrwać do końca. Szczerze to byłam pod wrażeniem kondycji mojego ojca, który w tym wieku był lepszy sprawnościowo ode mnie. Spocona usiadłam na jednym z leżaków i wypiłam całe 2 litry wody. Miałam dosyć tego dnia!

Magiczne odliczanie dobiega końca – jutro nadchodzi ten dzień. Dzisiaj już cała rodzina w komplecie gościla się przy wielkim stole w jadalni. Smakołyków nie było końca. Mama była zadowolona jak nigdy, a tata chodził dumny jak paw! Ten dzień chciałam spędzić w ciszy i spokoju, dlatego z samego rana zapakowałam się do mojego kabrioletu i pojechałam do pobliskiego spa.
Tam czekała już na mnie przesympatyczna pani, która wypełniła mój dzień przeróżnymi zabiegami i masażami. Chwila zapomnienia dobrze mi zrobiła!
___________________________________
Nie wierzę, nie wierzę! Jeszcze dwa rozdziały i koniec. Dziwnie się z tym czuję, nie wiem dlaczego. Mam wrażenie jakbym wyrzuciła to wszystko z mojej głowy, jakbym na prawdę się z kimś rozstała. Zaczynam prace nad kolejnym blogiem, w nieco innej odsłonie z innymi bohaterami, raczej nie będzie już to zespół The Wanted. 
Komentujcie i bądźcie na bieżąco :)


5 komentarzy:

  1. ej jaki koniec ?!! to nie jest śmieszne !!! proszę cię ja tutaj snuje jakieś historie, ze coś się stanie na ślubie a ty tu z "KONIEC" wyjeżdżasz ??!! matko nieeeeee , proszę ,ja sie nie zgadzam na koniec i pewnie reszta też nie !!! :P a rodzial jak zwykle cud, miód i orzeszki ^^ :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeszcze 2 rozdziały, a ostatni wyszedł mi na 5 stron - obiecuję, będzie się działo :)

      Usuń
  2. o jejuu no koniec ;C
    co ja bede wnukom czytac jak skonczysz???
    a moze tak druga czesc? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. z takim zakończeniem jakie mi wyszło trudno będzie o 2 część, ale obiecuję, że zacznę pisać nowe opo, może nie koniecznie z chłopakami z TW, ale mam nadzieję, że inni bohaterowie też sie Wam spodobają. :)

      Usuń
  3. No wiesz co ja tu czytam się rozkręcam a tu nagle patrze i ostatni rozdział w archiwum. A muszę powiedzieć że opowiadanie mi się bardzo podoba wszystkie rozdziały przeczytałam w jeden dzień a rzadko tak mam z opowiadania jeżeli już to naprawdę muszą mi się spodobać i proszę daj następny rozdział plis

    OdpowiedzUsuń