Witam Was na moim blogu
- niegdyś - story-the-wanted.blogspot.com !
W archiwum znajdziecie opowiadanie o The Wanted (rozdziały 1-59).
Zapraszam do czytania i komentowania!
Claudia Xyz

środa, 21 listopada 2012

4


Powoli otworzyłam oczy. Promienie słońca ogrzewały moją twarz. Czułam się taka wyspana, poczułam lekki ucisk na nadgarstkach, spojrzałam na nie. Obie ręce był zabandażowane prawie po same łokcie. Nie pamiętałam co dokładnie się stało, jak długo już jestem w szpitalu. W mojej głowie utkwiło tylko jedno zdanie „co on jej zrobił”. Nie wiem kto je wypowiedziałam, nie wiedziałam wielu rzeczy. W drzwiach sali ukazała mi się biała postać, obraz miałam rozmazany.
-Dzień dobry.- pielęgniarka pochyliła się nade mną i odłączyła kroplówkę.
-Jak długo … - głos stanął mi w gardle. Dopiero teraz zorientowałam się jak jestem słaba.
-Dwa dni. Budziła się pani wcześniej, ale może pani nic nie pamiętać. - kobieta uśmiechnęła się do mnie, ale w jej oczach widziałam litość. Patrzyła na mnie ze smutkiem, ale jednocześnie chciała mnie pocieszyć, że nie jest źle, zawsze mogło być gorzej. - Policja chciałaby z panią porozmawiać, a i gdyby mogłaby pani powiedzieć swoim kolegom żeby już nie okupywali automatu z kawą tylko pojechali do domu się przespać, bo jeszcze trochę to będziemy tutaj mieć pięć zawałów. - dopiero wtedy zobaczyłam, że jedna ze ścian jest przeszklona, a za szybą stała piątka chłopaków. Do sali weszło dwóch policjantów. Pytali się o wszystko, nie byłam im w stanie opisać dokładnie co się stało tamtego wieczora, tylko jakieś urywki, fragmenty. Aspirant powiedział, że Marc został już zatrzymany. Wspomniał też o świadkach, którzy już zeznali, z pewnością miał na myśli chłopaków. Gdy policjanci wyszli miałam chwilę, by móc to wszystko jakoś „ogarnąć”. Do tej pory wierzyłam w to, że ja jestem wszystkiemu winna, ale to nie była prawda. Wina leżała po dwóch stronach, po równo. Marc sam jeszcze mnie namawiał na firmę, sam pomagał mi w tym wszystkim, obiecywał, że mi pomoże i w studiach i w pracy, ale już wiem. Wszystko zaczęło się właśnie kilka miesięcy temu, gdy dostałam potężne zlecenie, musiałam wyjechać na drugi koniec kraju. Nie protestował, nie tęsknił, nie dzwonił, teraz wiem co robił. To był jego wybór. Ja za jego decyzje tylko poniosłam karę, ale teraz to jego kariera stoi pod znakiem zapytania. Po ojcu przejął firmę deweloperską, a teraz siedzi w areszcie... Myślę, że los jest sprawiedliwy. Już nigdy nie podniesie ręki na kobietę. Uśmiechnęłam się sama do siebie. „Teraz robię wszystko to, na co mam ochotę. Nikt mnie nie kontroluje, jestem wolna, sama, ale szczęśliwa.”- postanowiłam unieść głowę wysoko w stronę słońca i cieszyć się życiem. Do sali weszła banda przystojniaków.
-Panowie, ale nie wszyscy naraz. Spokojnie, może po dwóch, panowie.- pielęgniarka chciała, aby zbytnio mnie nie przemęczali.
-Niech wejdą- skinęłam głową do kobiety. Zrezygnowała, zniknęła za drzwiami.
-Jak się czujesz?- Jay usiadł na stołku tuż koło łóżka.
-Wyśmienicie! Mogę leżeć do woli, jeść dadzą – wskazałam na kroplówkę- czego chcieć więcej?- podniosłam ręce do góry, skrzywiłam się, bo poczułam ucisk bandaży, ale wciąż uśmiech nie schodził mi z ust. Spojrzałam na przestraszone i jednocześnie zmęczone miny chłopaków.
-Głowa do góry! Jak tylko stąd wyjdę idziemy na porcję dużych lodów. Mmm, tak z bitą śmietaną i ananasem- przymknęłam oczy i wyobrażałam sobie wielki puchar lodów. - idźcie do domu, wyśpijcie się. Pewnie niedługo mnie wypuszczą no, chłopaki uśmiechnijcie się!- szturchnęłam Jay'a w ramię. Wszyscy wysilili się na uśmiech.
-Claudia, Claudia, matko święta! - do sali wpadły dwie dziewczyny. Blondynka – Amy i brunetka -Katy. Przedarły się przez chłopaków i dopadły do mojego łóżka.
-Jak ja mogłam wtedy nie odebrać!- Katy w pośpiechu wyciągała z torby owoce, gazety i jakieś ciastka.
-Nic mi nie jest.- usiłowałam się nieco podnieść, bo zaczynałam się czuć nieswojo, gdy wszyscy stali, a ja leżałam. -To jest Amy, a to Katy- przedstawiłam chłopakom dziewczyny.
-Dobra, miło mi Was tam poznać, kiedyś się wymienimy numerami telefonów, no, jesteście tacy przystojni jak w telewizji, hmm no może ty Siva wydajesz się nieco wyższy.- Amy niemalże wyrzuciła ich z sali. Zaczęłam się śmiać. Tak, tego mi brakowało. - nie będę wnikała skąd ich znasz, ale skombinujesz mi numer do Tom'a hmm?- blondynka spojrzała na mnie pytająco.
-Nie piernicz, pomóżcie mi lepiej wstać, muszę się doprowadzić do ładu.- wyciągnęłam ręce w stronę dziewczyn. Jak malutkie dziecko, przy asekuracji doszłam do umywalki i lustra. Zobaczyłam posiniaczoną twarz i plaster na połowę czoła. Moje włosy były niepoukładane, cała twarz była nieco opuchnięta. Miałam ochotę zakryć się rękoma i rozpłakać jak dziecko. Powstrzymałam się, musiałam być silna.
Dziewczyny jeszcze długo siedziały ze mną. Rozmawiałyśmy o wszystkim i niczym. Nadrabiałyśmy ten stracony czas. Pożegnałyśmy się wieczorem, tuż przed obchodem. Po kolacji przyszło 4 lekarzy. Przeglądali wszystkie moje wyniki i co 5 minut pytali się jak się czuję. Oglądali moje nadgarstki i głowę. Miałam ochotę ich wyrzucić, bo zaczynało się to już robić trochę upierdliwe. W końcu doktor powiedział, że jutro zostanę wypisana. Niezmiernie się ucieszyłam. Zbliżała się 22, czytałam jakieś czasopismo, gdy do sali wszedł Nathan i Tom.
-Co wy tu robicie ? - zapytałam szeptem na widok chłopaków.
-Przekupiliśmy pielęgniarkę potężną bombonierką.- Nathan usiadł na łóżku, a nogi oparł o krzesło. Tom kręcił się na stołku po mojej drugiej stronie.
-Co teraz zrobisz?- Tom nie przestawał się bawić.
-Sprzedam mieszkanie, do czasu nim coś kupię nowego pomieszkam w hotelu, ale najpierw pojadę do rodziców. - powiedziałam jednym tchem. To właśnie zdanie rozpoczęło zupełnie nowy rozdział w moim życiu. Nathan spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
-O co ci chodzi?- usiadłam po turecku i spoglądałam to na jednego, to na drugiego.
-Jak chcesz możesz u nas zamieszkać, to znaczy, dopóki czegoś nie znajdziesz.- Nath powiedział to tak cicho, jakby się bał, że pokrzyczę go za tą propozycję.
-To decyzja całej piątki ?- spojrzałam na Tom'a, on wydał mi się bardziej rozsądniejszy od Nath'a.
-Tak. Możesz z nami mieszkać ile chcesz. I tak kilka pokoi stoi zupełnie pustych. - zaczęli się tłumaczyć i jednocześnie przekonywać mnie, że zupełnie nie ma problemu, abym z nimi zamieszkała. Uświadomiłam sobie, że nareszcie mam kogoś kto się mną naprawdę interesuje. Oprócz piątki uroczych chłopców miałam jeszcze dwie przyjaciółki. Z chłopakami obgadaliśmy wszystkie szczegóły naszego wspólnego mieszkania. Następnego dnia mieliśmy z Tom'em pojechać do mojego mieszkania, bym zabrała swoje rzeczy, potem z walizkami mieliśmy pojechać do domu TW, a potem Tom miał zawieźć mnie do moich rodziców. Wszystko zaczynało się układać, jakoś, ale zawsze.

Już o 7 Tom był u mnie. Pomógł spakować mi rzeczy, bo moje nadgarstki jeszcze były unieruchomione. Dostaliśmy wypis i pojechaliśmy do mojego mieszkania. Od strażnika dostałam klucze, bo jak się okazało, po tym zdarzeniu spółdzielnia zmieniła zamki, bo nie wiedzieli komu mają zwrócić klucz. Gdy weszłam do salonu wszystko wróciło. Przypomniałam sobie wszystko to, co zdarzyło się tamtego wieczora.
-Chodź, poszukamy jakiś walizek.- Tom objął mnie w pasie i zaciągnął do pokoju, tak jakby chciał oderwać mnie od widoku tego bałaganu. Chyba zauważył, że to wszystko do mnie wróciło. Szybko się spakowałam i pojechaliśmy na dzielnicę, gdzie znajdował się dom zespołu.
-Wielka chata- powiedziałam stojąc przed potężnym domem.
-Mieszkamy tu już kawał czasu, a chyba jeszcze we wszystkich kątach nie byliśmy.- weszliśmy do środka. Wejście było połączone z wielkim salonem. Po środku stały dwie kanapy i dwa fotele. Obok był duży telewizor plazmowy i półki z grami na x-boxa i filmy. Po prawej stronie było wejście do kuchni i jadalni, a na lewo znajdowały się ogromne schody. Z kuchni nagle wypadł Max oplątany rurą od odkurzacza i szczotką w ręce.
-Atlantyda się znalazła!- krzyknął na cały dom, a z kieszeni wystawał mu sportowy but.- mój bucik, mój kochany bucik!- zaczął podskakiwać jak 4-letnia dziewczynka.
-But?- spojrzałam na Tom'a, który skierował się w stronę schodów.
-Ze 3 tygodnie temu była akcja szukania buta. - Tom popatrzył na Max'a i puknął się w czoło.
-Wiesz gdzie był? W zmywarce! W zmywarce, czaisz to?!- mulat podszedł do mnie i powiedział na ucho – miło, że tu jesteś.
Spojrzałam na niego, nie wiedząc o co chodzi. Chłopak zniknął w małym pomieszczeniu, gdzie zapewne trzymali sprzęty gospodarstwa domowego.
Mój pokój był dosyć przytulnym miejscem. Zaraz na wprost wejścia było duże łóżko, po jego lewej stronie stała mała komoda i fotel. Po prawej stronie było biurko i krzesło oraz zabudowana szafa wnękowa. Tuż obok niej były drzwi prowadzące do łazienki. Szybko rozpakowałam swoje rzeczy. Za godzinę mieliśmy wyjeżdżać do moich rodziców. Bałam się reakcji rodziców na to wszystko, ale wiedziałam, że zawsze mogę na nich liczyć.

Droga szybko nam minęła. Zatrzymaliśmy się przed wielką bramą ozdobioną złotymi liśćmi paproci.
-Dzień dobry.- nasz strażnik zajrzał przez otwarte okno do samochodu.- O, witaj Claudia, dawno cię u nas nie było. - otworzył nam bramę i alejką dojechaliśmy do domu.
-O kurcze, ładnie tu masz.- Tom wysiadł z samochodu i zaczerpnął świeżego powietrza.
-Z tyłu jest jeziorko i mały las, później cię tam zabiorę. - poklepałam go po ramieniu i skierowaliśmy się do drzwi. Nacisnęłam dzwonek. W drzwiach ukazała się moja mama. Gdy mnie zobaczyła promieniała, ale po chwili struchlała widząc bandaże na dłoniach i na czole. Zobaczyła też Tom'a, który czaił się za mną.
-George, Claudia przyjechała … z chłopakiem!- mama krzyknęła tak, że kryształki przy żyrandolu się poruszyły. Na schodach zobaczyłam ojca, jego mina nie wróżyła niczego dobrego...

1 komentarz: