Powoli otworzyłam oczy. Promienie
słońca ogrzewały moją twarz. Czułam się taka wyspana, poczułam
lekki ucisk na nadgarstkach, spojrzałam na nie. Obie ręce był
zabandażowane prawie po same łokcie. Nie pamiętałam co dokładnie
się stało, jak długo już jestem w szpitalu. W mojej głowie
utkwiło tylko jedno zdanie „co on jej zrobił”. Nie wiem kto je
wypowiedziałam, nie wiedziałam wielu rzeczy. W drzwiach sali
ukazała mi się biała postać, obraz miałam rozmazany.
-Dzień dobry.- pielęgniarka pochyliła
się nade mną i odłączyła kroplówkę.
-Jak długo … - głos stanął mi w
gardle. Dopiero teraz zorientowałam się jak jestem słaba.
-Dwa dni. Budziła się pani wcześniej,
ale może pani nic nie pamiętać. - kobieta uśmiechnęła się do
mnie, ale w jej oczach widziałam litość. Patrzyła na mnie ze
smutkiem, ale jednocześnie chciała mnie pocieszyć, że nie jest
źle, zawsze mogło być gorzej. - Policja chciałaby z panią
porozmawiać, a i gdyby mogłaby pani powiedzieć swoim kolegom żeby
już nie okupywali automatu z kawą tylko pojechali do domu się
przespać, bo jeszcze trochę to będziemy tutaj mieć pięć
zawałów. - dopiero wtedy zobaczyłam, że jedna ze ścian jest
przeszklona, a za szybą stała piątka chłopaków. Do sali weszło
dwóch policjantów. Pytali się o wszystko, nie byłam im w stanie
opisać dokładnie co się stało tamtego wieczora, tylko jakieś
urywki, fragmenty. Aspirant powiedział, że Marc został już
zatrzymany. Wspomniał też o świadkach, którzy już zeznali, z
pewnością miał na myśli chłopaków. Gdy policjanci wyszli miałam
chwilę, by móc to wszystko jakoś „ogarnąć”. Do tej pory
wierzyłam w to, że ja jestem wszystkiemu winna, ale to nie była
prawda. Wina leżała po dwóch stronach, po równo. Marc sam jeszcze
mnie namawiał na firmę, sam pomagał mi w tym wszystkim, obiecywał,
że mi pomoże i w studiach i w pracy, ale już wiem. Wszystko
zaczęło się właśnie kilka miesięcy temu, gdy dostałam potężne
zlecenie, musiałam wyjechać na drugi koniec kraju. Nie protestował,
nie tęsknił, nie dzwonił, teraz wiem co robił. To był jego
wybór. Ja za jego decyzje tylko poniosłam karę, ale teraz to jego
kariera stoi pod znakiem zapytania. Po ojcu przejął firmę
deweloperską, a teraz siedzi w areszcie... Myślę, że los jest
sprawiedliwy. Już nigdy nie podniesie ręki na kobietę.
Uśmiechnęłam się sama do siebie. „Teraz robię wszystko to, na
co mam ochotę. Nikt mnie nie kontroluje, jestem wolna, sama, ale
szczęśliwa.”- postanowiłam unieść głowę wysoko w stronę
słońca i cieszyć się życiem. Do sali weszła banda
przystojniaków.
-Panowie, ale nie wszyscy naraz.
Spokojnie, może po dwóch, panowie.- pielęgniarka chciała, aby
zbytnio mnie nie przemęczali.
-Niech wejdą- skinęłam głową do
kobiety. Zrezygnowała, zniknęła za drzwiami.
-Jak się czujesz?- Jay usiadł na
stołku tuż koło łóżka.
-Wyśmienicie! Mogę leżeć do woli,
jeść dadzą – wskazałam na kroplówkę- czego chcieć więcej?-
podniosłam ręce do góry, skrzywiłam się, bo poczułam ucisk
bandaży, ale wciąż uśmiech nie schodził mi z ust. Spojrzałam na
przestraszone i jednocześnie zmęczone miny chłopaków.
-Głowa do góry! Jak tylko stąd wyjdę
idziemy na porcję dużych lodów. Mmm, tak z bitą śmietaną i
ananasem- przymknęłam oczy i wyobrażałam sobie wielki puchar
lodów. - idźcie do domu, wyśpijcie się. Pewnie niedługo mnie
wypuszczą no, chłopaki uśmiechnijcie się!- szturchnęłam Jay'a w
ramię. Wszyscy wysilili się na uśmiech.
-Claudia, Claudia, matko święta! - do
sali wpadły dwie dziewczyny. Blondynka – Amy i brunetka -Katy.
Przedarły się przez chłopaków i dopadły do mojego łóżka.
-Jak ja mogłam wtedy nie odebrać!-
Katy w pośpiechu wyciągała z torby owoce, gazety i jakieś
ciastka.
-Nic mi nie jest.- usiłowałam się
nieco podnieść, bo zaczynałam się czuć nieswojo, gdy wszyscy
stali, a ja leżałam. -To jest Amy, a to Katy- przedstawiłam
chłopakom dziewczyny.
-Dobra, miło mi Was tam poznać,
kiedyś się wymienimy numerami telefonów, no, jesteście tacy
przystojni jak w telewizji, hmm no może ty Siva wydajesz się nieco
wyższy.- Amy niemalże wyrzuciła ich z sali. Zaczęłam się śmiać.
Tak, tego mi brakowało. - nie będę wnikała skąd ich znasz, ale
skombinujesz mi numer do Tom'a hmm?- blondynka spojrzała na mnie
pytająco.
-Nie piernicz, pomóżcie mi lepiej
wstać, muszę się doprowadzić do ładu.- wyciągnęłam ręce w
stronę dziewczyn. Jak malutkie dziecko, przy asekuracji doszłam do
umywalki i lustra. Zobaczyłam posiniaczoną twarz i plaster na
połowę czoła. Moje włosy były niepoukładane, cała twarz była
nieco opuchnięta. Miałam ochotę zakryć się rękoma i rozpłakać
jak dziecko. Powstrzymałam się, musiałam być silna.
Dziewczyny jeszcze długo siedziały ze
mną. Rozmawiałyśmy o wszystkim i niczym. Nadrabiałyśmy ten
stracony czas. Pożegnałyśmy się wieczorem, tuż przed obchodem.
Po kolacji przyszło 4 lekarzy. Przeglądali wszystkie moje wyniki i
co 5 minut pytali się jak się czuję. Oglądali moje nadgarstki i
głowę. Miałam ochotę ich wyrzucić, bo zaczynało się to już
robić trochę upierdliwe. W końcu doktor powiedział, że jutro
zostanę wypisana. Niezmiernie się ucieszyłam. Zbliżała się 22,
czytałam jakieś czasopismo, gdy do sali wszedł Nathan i Tom.
-Co wy tu robicie ? - zapytałam
szeptem na widok chłopaków.
-Przekupiliśmy pielęgniarkę potężną
bombonierką.- Nathan usiadł na łóżku, a nogi oparł o krzesło.
Tom kręcił się na stołku po mojej drugiej stronie.
-Co teraz zrobisz?- Tom nie przestawał
się bawić.
-Sprzedam mieszkanie, do czasu nim coś
kupię nowego pomieszkam w hotelu, ale najpierw pojadę do rodziców.
- powiedziałam jednym tchem. To właśnie zdanie rozpoczęło
zupełnie nowy rozdział w moim życiu. Nathan spojrzał na mnie i
uśmiechnął się.
-O co ci chodzi?- usiadłam po turecku
i spoglądałam to na jednego, to na drugiego.
-Jak chcesz możesz u nas zamieszkać,
to znaczy, dopóki czegoś nie znajdziesz.- Nath powiedział to tak
cicho, jakby się bał, że pokrzyczę go za tą propozycję.
-To decyzja całej piątki ?-
spojrzałam na Tom'a, on wydał mi się bardziej rozsądniejszy od
Nath'a.
-Tak. Możesz z nami mieszkać ile
chcesz. I tak kilka pokoi stoi zupełnie pustych. - zaczęli się
tłumaczyć i jednocześnie przekonywać mnie, że zupełnie nie ma
problemu, abym z nimi zamieszkała. Uświadomiłam sobie, że
nareszcie mam kogoś kto się mną naprawdę interesuje. Oprócz
piątki uroczych chłopców miałam jeszcze dwie przyjaciółki. Z
chłopakami obgadaliśmy wszystkie szczegóły naszego wspólnego
mieszkania. Następnego dnia mieliśmy z Tom'em pojechać do mojego
mieszkania, bym zabrała swoje rzeczy, potem z walizkami mieliśmy
pojechać do domu TW, a potem Tom miał zawieźć mnie do moich
rodziców. Wszystko zaczynało się układać, jakoś, ale zawsze.
Już o 7 Tom był u mnie. Pomógł
spakować mi rzeczy, bo moje nadgarstki jeszcze były unieruchomione.
Dostaliśmy wypis i pojechaliśmy do mojego mieszkania. Od strażnika
dostałam klucze, bo jak się okazało, po tym zdarzeniu spółdzielnia
zmieniła zamki, bo nie wiedzieli komu mają zwrócić klucz. Gdy
weszłam do salonu wszystko wróciło. Przypomniałam sobie wszystko
to, co zdarzyło się tamtego wieczora.
-Chodź, poszukamy jakiś walizek.- Tom
objął mnie w pasie i zaciągnął do pokoju, tak jakby chciał
oderwać mnie od widoku tego bałaganu. Chyba zauważył, że to
wszystko do mnie wróciło. Szybko się spakowałam i pojechaliśmy
na dzielnicę, gdzie znajdował się dom zespołu.
-Wielka chata- powiedziałam stojąc
przed potężnym domem.
-Mieszkamy tu już kawał czasu, a
chyba jeszcze we wszystkich kątach nie byliśmy.- weszliśmy do
środka. Wejście było połączone z wielkim salonem. Po środku
stały dwie kanapy i dwa fotele. Obok był duży telewizor plazmowy
i półki z grami na x-boxa i filmy. Po prawej stronie było wejście
do kuchni i jadalni, a na lewo znajdowały się ogromne schody. Z
kuchni nagle wypadł Max oplątany rurą od odkurzacza i szczotką w
ręce.
-Atlantyda się znalazła!- krzyknął
na cały dom, a z kieszeni wystawał mu sportowy but.- mój bucik,
mój kochany bucik!- zaczął podskakiwać jak 4-letnia dziewczynka.
-But?- spojrzałam na Tom'a, który
skierował się w stronę schodów.
-Ze 3 tygodnie temu była akcja
szukania buta. - Tom popatrzył na Max'a i puknął się w czoło.
-Wiesz gdzie był? W zmywarce! W
zmywarce, czaisz to?!- mulat podszedł do mnie i powiedział na ucho
– miło, że tu jesteś.
Spojrzałam na niego, nie wiedząc o co
chodzi. Chłopak zniknął w małym pomieszczeniu, gdzie zapewne
trzymali sprzęty gospodarstwa domowego.
Mój pokój był dosyć przytulnym
miejscem. Zaraz na wprost wejścia było duże łóżko, po jego
lewej stronie stała mała komoda i fotel. Po prawej stronie było
biurko i krzesło oraz zabudowana szafa wnękowa. Tuż obok niej były
drzwi prowadzące do łazienki. Szybko rozpakowałam swoje rzeczy. Za
godzinę mieliśmy wyjeżdżać do moich rodziców. Bałam się
reakcji rodziców na to wszystko, ale wiedziałam, że zawsze mogę
na nich liczyć.
Droga szybko nam minęła.
Zatrzymaliśmy się przed wielką bramą ozdobioną złotymi liśćmi
paproci.
-Dzień dobry.- nasz strażnik zajrzał
przez otwarte okno do samochodu.- O, witaj Claudia, dawno cię u nas
nie było. - otworzył nam bramę i alejką dojechaliśmy do domu.
-O kurcze, ładnie tu masz.- Tom
wysiadł z samochodu i zaczerpnął świeżego powietrza.
-Z tyłu jest jeziorko i mały las,
później cię tam zabiorę. - poklepałam go po ramieniu i
skierowaliśmy się do drzwi. Nacisnęłam dzwonek. W drzwiach
ukazała się moja mama. Gdy mnie zobaczyła promieniała, ale po
chwili struchlała widząc bandaże na dłoniach i na czole.
Zobaczyła też Tom'a, który czaił się za mną.
-George, Claudia przyjechała … z
chłopakiem!- mama krzyknęła tak, że kryształki przy żyrandolu
się poruszyły. Na schodach zobaczyłam ojca, jego mina nie wróżyła
niczego dobrego...
czekam na next :-) fajny rozdział
OdpowiedzUsuń