Nadszedł ten dzień. Tak, premiera.
Czerwony dywan, paparazzi, dziennikarze, kamery. Najpierw nieco
oficjalnie, a potem after party.
Czarna, wysoka limuzyna podjechała pod
klub. Chłopaki wysiedli i od razu zostali oblężeni przez fanki.
Stałam zaraz przy wejściu i z uśmiechem przyglądałam się tej
scenerii. Wyglądało to trochę zabawnie. Jakby małe dzieci
proszące o coś rodziców „mamo kup no, no proszę, proszę!”.
Po chwili zespół skierował się w moją stronę. Przyglądali mi
się bardzo uważnie. To było spowodowane chyba koktajlową sukienką
i szpilkami. Patrzyli się na mnie jak na łakomy kąsek.
Weszliśmy do środka. Ponad 300 gości,
a wśród nich menadżer, który na mój widok zaczął mnie ściskać
i dziękować. Chłopaki na początku wykonali swój najnowszy
przebój. Szczerze powiedziawszy to nawet nie było w stylu
„śmieciowego grania”, a zdecydowanie coś na wyższym poziomie.
-Bardzo dziękujemy wszystkim za
przybycie. Świetnie, że możemy świętować takie wydarzenie w tak
zacnym gronie, ale to wszystko za sprawą pewnej osoby.- Siva lekko
zdyszany ze sceny szukał w tłumie mojej osoby. Nagle wszystkie
światła zostały skierowane na mnie.- Proszę o wielkie brawa dla
Claudii, która zorganizowała to dzisiejsze spotkanie. Claudia,
dziękujemy!- po sali rozległy się gromkie brawa. Stałam lekko
zawstydzona, gdy ludzie zaczęli mi gratulować. Wtedy rozpoczęła
się już zabawa bez dziennikarzy i paparazzi. Każdy z chłopaków
zarezerwował jeden taniec ze mną. Nogi mało mi nie odpadły, tym
bardziej, że nie jestem przyzwyczajona do tańczenia w 14 cm
szpilkach. Przy kawałku w stylu chach'y z Tom'em zdjęłam buty.
Ostatni w kolejce do tańca był Max. Akurat stanęliśmy naprzeciw z
nastawieniem, że będziemy wywijać do jakiegoś szybkiego kawałka.
Pech chciał, że puścili „wolnego”. Nie było jak się z tego
wymigać. Więc objęłam ramionami szyję Max'a i zaczęliśmy bujać
się w rytm muzyki. Oparłam głowę o jego ramię. Poczułam spokój
i ukojenie. Czułam jak jego silne ręce delikatnie trzymają mnie w
talii.
-Skąd taki smutek w twych oczach?- Max
wyszeptał mi do ucha. Ocknęłam się jak ze snu. Poprawiłam
grzywkę i spojrzałam na chłopaka.
-No przecież widzę, wszyscy to
widzimy.- nigdy nie podejrzewałabym, że ktoś może zauważyć mój
zły nastrój. Zawsze udawało mi się to ukryć.
-To nic takiego. - przymknęłam lekko
oczy, by nie zauważył napływających łzów do mych oczu.
-Jak będziesz chciała, to zawsze
możesz do mnie zadzwonić.- chłopak przysunął swój policzek do
mojego.
-Max, dziękuje ci, ale nie mogę. -
odwróciłam się i udałam się w stronę wyjścia. W ręce
trzymałam buty. Czekałam na taksówkę. Łzy spływały mi po
policzku. Zaczęłam tak panicznie się bać tego, że mogę stracić
Marc'a na zawsze. Serce tak szybko mi biło. Miałam wielką ochotę
położyć się spać, bo następnego dnia mieliśmy sfinalizować
umowę z The Wanted, ale wiedziałam, że muszę ratować swój
związek. Pojechałam do domu, by znaleźć adres najlepszego kumpla
Marc'a, u którego z pewnością się zatrzymał. To było nasze
wspólne mieszkanie, więc trudno było, by któreś z nas wyrzucało
drugie. O dziwo w mieszkaniu zastałam chłopaka.
-To tak się spędza samotne wieczory.-
Marc przeglądał dokumenty w segregatorze.
-Byłam w pracy.- ze zrezygnowaniem
odłożyłam torebkę na barek.
-W pracy, no tak, gdzie ty indziej
mogłabyś być? Przecież ty nie masz niczego innego niż praca.
-Jak to nie mam? A ty, a my do
cholery?!
-Nas już skarbie nie ma.- chłopak
podszedł do mnie i pogłaskał mnie po policzku przy tym ironicznie
się uśmiechając.
-Chcesz mi coś powiedzieć?- stałam
wystraszona, przerażona, nie wiedziałam czego się mam spodziewać.
-Ja? Gdybyś tylko miała troszkę
więcej czasu dla mnie to ciekawe czy byś się zorientowała.- Marc
wciąż patrzył na mnie z tym głupim uśmieszkiem.
-Zdradziłeś mnie?- wyszeptałam. Nogi
ugięły się pode mną. Byłam jak małe, bezbronne dziecko.
-Od 3 miesięcy jestem z inną kobietą.
Nigdy byś nie zauważyła, bo zawsze była twoja praca. Gdy tylko
wspomniałem o dziecku ty zaraz broniłaś się karierą. Chciałem
ślub, nie bo twoja praca. Teraz już mnie to nie obchodzi.
-Od miesięcy sypiasz ze mną... a masz
inną kobietę...- nie mogłam pozbierać myśli. Myślałam, że to
jakaś cholerna łamigłówka, żart.
-Byłaś tylko moją s.ką. Nikim
więcej. -wybuchłam płaczem, nie mogłam się powstrzymać. Byłam
winna temu wszystkiemu. 3 lata zaprzepaściłam na własne życzenie.
-Nie weźmiesz mnie teraz na litość.
Nawet nie próbuj.- nie mogłam opanować łez. Cała się trzęsłam,
wiedziałam, że jestem na straconej pozycji.
-Zamknij się! Mieszkanie jest twoje,
wezmę tylko połowę kasy z konta, na dniach przyjdzie papier, że
nie jestem już pełnomocnikiem twojego konta. - wciąż nie
wierzyłam.
-Zamknij się! Zamknij! - chłopak
rozbił pięścią szklaną mozaikę, która rozsypała się na cały
salon i kuchnię, przewrócił potężny wazon jednocześnie
rozbijając stolik i telewizor. Spojrzał na mnie i rzucił się w
moim kierunku. Przycisnął mnie do ściany.
-Kochałem cię, chciałem z tobą
spędzić całe życie, chciałem kłaść się i budzić się przy
tobie. Nie widziałem świata poza tobą. Ale ty robiłaś co
chciałaś. - mówił ściskając coraz mocniej moje nadgarstki. Po
chwili zakręciło mi się w głowie, poczułam ból na prawym
policzku, potem na lewym. Osunęłam się na podłogę. On zabrał
wcześniej spakowane walizki i jak gdyby nigdy nic wyszedł. Leżałam
na podłodze. Czułam jak po twarzy płynie mi strużka krwi, po
rozgrzanych policzkach spływały łzy, które łagodziły ten ból.
Uświadomiłam sobie, że nie mam do kogo zadzwonić, by prosić o
pomoc. Wykręciłam numer do Amy, przyjaciółki ze studiów, nie
odbierała, Katy, koleżanka z pierwszej pracy również nie
podnosiła słuchawki. Leżałam na zimnej podłodze pełnej odłamków
szkła myśląc, że tak właśnie skończę swój pobyt po tej
stronie świata. Nie miałam siły wstać, ani poruszyć się, dłonie
wciąż były sine. Brakowało mi tchu. Zamknęłam oczy, tak było o
wiele lepiej. Pomyślałam, że może gdy na chwilę zasnę nabiorę
sił, by choć opatrzyć ranę. Nie chciałam dzwonić po pogotowie,
zaraz zatrzymaliby Marc'a, ale on miał rację, to moja wina. To
przeze mnie nasz związek się rozpadł. Usłyszałam pukanie do
drzwi. Ktoś znów zapukał. „Idź sobie”- modliłam się w
duchu, aby to nie był Marc, ale nie, on by wszedł bez pukania.
Nagle drzwi się otworzyły i rozległy się rozmowy i śmiech.
-Ciicho, to ma być niespodzianka.-
szepty dobiegały z klatki schodowej-dobra, wchodzimy, otwarte- do
mieszkania ktoś wszedł.
-Tak sobie pomyśleliśmy, że nie damy
ci uciec i oblejemy tutaj tą nową płytę!- usłyszałam krzyk
Nathan'a. Jako pierwszy wszedł do salonu. Stanął jak wryty. Nagle
reszta wpadła na niego. Znieruchomieli na widok bałaganu.
-Claudia!- Max rzucił się w moją
stronę.- Dzwońcie po karetkę! Claudia, słyszysz mnie?- mulat
lekko potrząsnął mną. Tylko trochę otworzyłam oczy. Chciałam
się do niego uśmiechnąć, żeby wiedział, że nie jest tak źle,
jak to wygląda. -Przynieście jakiś koc.-Max zaniósł mnie na
kanapę.
-Spójrz na jej ręce- Siva pokazał na
moje sine dłonie.
-Boże, co on jej zrobił.- Jay
rozglądał się po pomieszczeniu. Po 10 minutach przyjechało
pogotowie, została wezwana też policja.
Z tamtej nocy pamiętam tylko błogi
sen w szpitalnym łóżku, które było o wiele wygodniejsze od
terakoty w kuchni. Tak, sen ze świadomością, że następnego dnia
nie zadzwoni budzik i nie trzeba jechać do pracy przyniósł mi
największe ukojenie od niepamiętnych czasów.
_________________________________________________________________________________
Zaczynam się rozkręcać.
Jeżeli będzie min. 3 komentarze to dodam jeszcze dzisiaj kolejny rozdział, mały szantaż, ale wasze opinie są dla mnie najcenniejsze.
Krytyka mile widziana ;-)
Mega rozdział!!! Czytam dalej;p
OdpowiedzUsuń