Wiosna
zawitała już na dobre w naszym mieście. Zimowe kurtki i buty udały
się na zasłużony odpoczynek w głąb szafy. Słońce ogrzewało
wszystko dookoła, ptaki radośnie oznajmiały przybycie cudownej
pory roku. Otworzyłam oczy i zorientowałam się, że za równy
miesiąc o tej porze, będę szykowała się do własnego ślubu.
Przekręciłam się na drugi bok, by spojrzeć na śpiącego,
przyszłego pana młodego, jednak zamiast niego, na poduszce leżał
ogromny bukiet kolorowych tulipanów. Przysunęłam do twarzy kwiaty
i wzięłam głęboki wdech. Cudowny zapach delikatnie pobudził
wszystkie moje zmysły. W środku zobaczyłam małą karteczkę, na
której widniał napis: „jeszcze miesiąc”. Uśmiechnęłam się
sama do siebie. Wiosna za oknem, wiosna w moim łóżku i w moim
sercu. Czy może być lepiej?
W kuchni
Max siedział z laptopem i pił kawę. Przywitał mnie promiennym
uśmiechem i podstawił kubek z gorącą latte.
-Och
dziękuję. -pocałowałam go w policzek i usiadłam obok niego. -Co
się stało, że masz taki dobry humor ?
-A to,
że mam ciebie. -przysunął się do mnie i pocałował. -Czy to nie
wystarczający powód, by się cieszyć?
-No,
wystarczający. Max... jest jeszcze coś co powinniśmy zrobić już
dawno.
-Mieć
dwójkę wspaniałych bobasków, ale i to nadrobimy. -chłopak
odstawił szklankę do zlewu. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem,
nigdy w końcu nie rozmawialiśmy o dzieciach...
-Ja nie
o tym. Musimy zdecydować kogo bierzemy za naszych świadków.
-Proponuję
Toma i... Amy ?
-Jesteś
pewny?
-No,
jeżeli masz kogoś innego na myśli to mów.
-Nie no,
jest ok.
-No to
ok. Lecę zaraz na przymiarkę garnituru, pa! -zabrał jabłko i
wyszedł z domu. Zaczęłam się zastanawiać nad wizją gromadki
dzieci, o której wspomniał Max. Zawsze chciałam poczekać z tym do
skończenia studiów, ale skoro już za kilka dni zdobędę magistra
to może jest to odpowiedni moment, by o tym pomyśleć ? Trzeba się
zastanowić...
Nareszcie
nadszedł tak wyczekiwany dzień, jakim jest oczywiście magisterka.
Ubrałam się w czarne rurki, tak, by czuć się swobodnie i
wygodnie, białą koszulę z elementami czarnej koronki na
kołnierzyku oraz czarną marynarkę z jasnymi mankietami. Wzięłam
w dłoń teczkę i pojechałam na uczelnię. Komisja już siedziała
w gabinecie dziekana i czekali na mnie. Niepewnie zapukałam do drzwi
i poczekałam na „proszę”. Skinęłam głową do profesorów i
podałam im moją pracę. Spojrzeli, przejrzeli, każdy z nich
przeczytał jakiś fragment. Nadszedł czas na zadanie mi kilku
magicznych pytań. Jak się okazało nie było to nic trudnego,
pierwsze trzy znajdowały się w tej samej kolejności na kartce,
którą przekazał mi nieoficjalnie profesor, a pozostałe dwa to
tylko luźna pogawędka na temat źródeł, z których czerpałam
informacje i dane statystyczne. Po jakiś 30 minutach miałam swój
upragniony tytuł z oceną bardzo dobrą. Studia uważam za
ukończone! Z wielką ulgą opuściłam budynek uczelni.
-Claudia!
-przy samochodzie zobaczyłam mamę, która zniecierpliwiona
wymachiwała do mnie rękami. -I co!?
-Piątunia
mamunia! -krzyknęłam i pokazałam jej dyplom.
-No to
zasłużyłaś sobie na pyszny obiad, ale najpierw …. przymiarka
sukni. -udałyśmy się do salonu, gdzie czekała już na mnie moja
wymarzona i wyśniona kreacja, a raczej dwie, bo jedna była na
wesele, a druga na ślub. Obie zrobiły na mamie wielkie wrażenie,
że aż moja rodzicielka rozpłakała się na dobre. Po ekscytującej
przymiarce pojechałyśmy do naszej ulubionej restauracji, gdzie
zamówiłyśmy ulubionego kurczaka w sosie słodko – kwaśnym i
dużą porcję ryżu. Miło spędziłyśmy to popołudnie razem.
W domu
wszyscy już siedzieli przed telewizorem i oglądali jakiś serial.
Brakowało mi Max'a, który rzekomo poszedł spać. Nieco mnie to
zdziwiło, bo jego zagonić wcześnie spać to niemal niemożliwe. Po
cichu weszłam do pokoju.
-Śpisz?
-zapytałam.
-Chyba
mnie ta wiosna chce wykończyć... -wymamrotał. Dotknęłam jego
czoła. Cały był rozgrzany. Z szafki wyciągnęłam termometr. Miał
prawie 39 stopni. Oczywiście nie chciał iść do lekarza, jednak po
moim krótkim i treściwym wykładzie nie miał zbytnio wyjścia.
Pojechaliśmy do przychodni, gdzie lekarz przepisał mu całą torbę
leków i nakazał leżeć w łóżku przez najbliższych kilka dni.
-To ty
tutaj leż, a ja idę ci zrobić herbaty. -przykryłam go już chyba
3 kocem i udałam się do kuchni.
Dni
mijały, Max wciąż leżał w łóżku i walczył z nieznośnym
przeziębieniem. Zachowywał się jak małe dziecko, nie chciał brać
leków, bo były zbyt gorzkie, nie pił syropu, bo pomarańczowego
smaku to nie lubi.
-Claudiaa...
-siedziałam przy biurku i przeglądałam internet.
-Co tam?
-Daaj
pilotaaa...-Max zachrypiał swoim głosem. Spojrzałam na niego z
roześmianymi oczami.
-Moje
maleństwo! Co, za daleko wyciągnąć rękę na drugi brzeg łóżka?
-chłopak leżał owinięty kołdrą i kocem jak mumia.
-Wyjmę
rękę to zamarznę. Nie to nie. -zamknął oczy, co oznaczało, że
strzelił focha.
-Moje
biedactwo! -położyłam się obok niego i wsunęłam rękę pod
kołdrę, i zaczęłam gładzić go po torsie.
-Nie
zaczynaj... -mruknął przytulając się do mnie. Pocałował mnie w
czoło.
-Wee, bo
mnie zarazisz jeszcze, fu! -wytarłam się i oswobodziłam z jego
uścisku. Pobiegłam do kuchni i zaczęłam pichcić rosół według
przepisu mojej babci. Zapach roznosił się po całym. Tak bardzo
dotknęła mnie inwencja gotowania, że nawet skusiłam się na
makaron własnej roboty. Po godzinie smakowita woń zupy i przypraw
zwabiła wszystkich mieszkańców naszego domu do kuchni. Wielki gar
wypełniony po brzegi magiczną potrawą pustoszał z minuty na
minutę. Razem z Sharl i Rozalią na szybko wykombinowałyśmy sos z
kurczakiem na wywarze z zupy do pysznej kaszy. Każdy z pełnym
brzuchem odszedł od stołu.
-Sprzątacie...
-spojrzałam na chłopaków przeciskających się w drzwiach z
nadzieją, że uda im się uciec od zmywania.
-No,
ale... -Nathan posmutniał.
-My
robiłyśmy, wy sprzątacie! -wskazałam palcem na stół zastawiony
talerzami. -No, Max jedynie może być zwolniony, ale wy sobie dacie
świetnie radę w czterech. -pociągnęłam Max'a do pokoju,
zostawiając resztę płci męskiej z wielkim bałaganem.
Wieczór
panieński zaplanowaliśmy tydzień przed ślubem, by mieć pewność,
że wszyscy się ogarnął do ceremonii. Max czuł się o wiele
lepiej i nie żył już w towarzystwie setek chusteczek. Panowie
zdecydowali się na sportowy klub, a my na ekskluzywny lokal w
centrum.
-Będą
striptizerki ? - malowałam usta, gdy Max wkładał koszulę.
-Nie
wiem... ja tego nie organizuję.
-Tylko
żebyście cali wrócili.
-Spokojna
twoja rozczochrana. -podszedł do mnie i pocałował w policzek.
-Miłej zabawy. - zabrał skórzaną kurtkę i wyszedł. My jeszcze
kilka minut czekałyśmy na samochód, który miał nas zawieźć do
naszego lokalu.
Nie
minęła nawet godzina od otwarcia imprezy, a my już tańcowałyśmy
jak szalone na parkiecie, porywając do tańca każdego napotkanego
faceta. Wszyscy przyglądali się naszym wygłupom, jednak my nie
przejmowałyśmy się tym, a DJ jeszcze bardziej zachęcał nas do
zabawy. Zaś po niecałych dwóch godzinach na nasz koszt
postawiłyśmy wszystkim facetom po dwie kolejki czystej wódki.
Oczywiście nasza impreza trwała o wiele dłużej. Koło północy
udałyśmy się do naszej loży, gdzie czekało na nas pięciu
mięśniaków w strojach oficerów i maskami na twarzach. Rozpoczęli
swoje ponętne pląsy przed nami. Z każdą minutą było co raz
goręcej, a gdy zrzucili z siebie ciuszki i zostali w skąpych
slipach poziom hałasu jaki z siebie wydałyśmy przekraczał
wszystkie normy. Na końcu wszyscy ściągnęli maski, oprócz
jednego, który przez cały czas był moim „towarzyszem”.
Zaprotestowałam, bo też chciałam poznać tego greckiego boga.
Podeszłam do niego i ściągnęłam maskę. Zamarłam.
-Chris?
-spojrzałam na chłopaka z niedowierzaniem.
-Tak, to
ja... -chłopak włożył koszulę i spodnie. -Miłej nocy życzę
paniom. -ukłonił się i wyszedł. Pobiegłam za nim. Złapałam go
na schodach.
-Powiedz,
co u ciebie, co z twoim synem?
-Dostałem
wyłączne prawa rodzicielskie nad nim, mama mi pomaga... jak widzisz
tak sobie dorabiam, by dać mu wszystko, czego tylko chce, a na co
dzień pracuję w korporacji.
-Jesteś
sam ?
-Mam
syna... Cieszę się, że ty jesteś szczęśliwa i tobie się udało.
-spojrzał na mnie swoimi cudownymi oczami.
-Powodzenia.
-pocałowałam go w policzek i udałam się w stronę loży.
Dziewczyny już otwierały kolejnego szampana i butelkę wódki, a
puste szkło po whisky leżało w kącie pomieszczenia. Zabawa trwała
dalej. Sharl i Amy przyprowadziły jakiś przystojnych kolesi.
Byłyśmy tak pijane, że żadna z nas nie potrafiła powiedzieć nic
sensownego oprócz wybuchów śmiechu i zdania „komu polać”?
Nasi ochroniarze koło 5 nad ranem odprowadzili nas do samochodu i
zawieźli pod sam dom. Tam zobaczyłyśmy jak przed drzwiami stoi
Tom, a na nim oparty Jay.
-Celuj...
w lewo bardziej, nie, w prawo, w twoje prawo!
-Przecież
moje prawo i twoje prawo to to samo prawo... -obaj usiłowali
otworzyć drzwi.
-Ale
moje lewo jest twoje prawo...
-A
h.j...
-A h.j
to zawsze pośrodku... -Tom wciąż usiłował trafić do dziurki.
Amy bezprecedensowo odepchnęła ich od drzwi, nacisnęła klamkę i
po prostu weszła do środka.
-Ja...
wiedziałem, że jest coś nie tak z tymi wrotami... -Jay zachwiał
się i wszedł do środka. Od razu poszłam do pokoju i położyłam
się, niestety do łóżka nie zdążyłam dojść.
Przebudziłam
się koło 14. Głowa ciążyła mi niemiłosiernie. Bolały mnie
plecy i kark. Usiadłam i oparłam się o ścianę. Ściągnęłam
szpilki i z wielkim trudem się podniosłam. Max'a nie było w
pokoju. Zeszłam na dół, gdzie na kuchennym blacie stało sześć
zgrzewek wody. Przy stole siedział Nathan i trzymał dwie butelki.
Gdy tylko mnie zobaczył przystawił palec do ust na znak, aby się
nie odzywała. Usiadłam obok niego w mojej wymiętej sukience i
przyssałam się do butelki.
-Widzieliście
gdzieś Siv'ę? -Amy weszła do kuchni z potarganymi włosami.
-Max'a
też nie ma... -powiedziałam przełykając wodę. Po kilkunastu
minutach większość była na dole i w ciszy opróżniała butelki.
Brakowało tylko Siv'y i Max'a. Do wieczora wszyscy już
wytrzeźwieliśmy.
-Gdzie
ich wcięło? -Amy próbowała dodzwonić się do swojego męża,
jednak nie odbierał. Nikt nie był wstanie powiedzieć gdzie
ostatnio ich widział, bo każdemu urwał się film. Siedzieliśmy
jak na szpilkach i czekaliśmy na jakiś znak, wiadomość. Nagle po
domu rozległ się dźwięk dzwonka. Razem z Amy pobiegłyśmy
otworzyć.
-Dobry
wieczór. -policjant skinął głową. -Czy ten obywatel tutaj
mieszka? -wskazał na Siv'ę stojącego tuż za nim. Przytaknęłyśmy.
-Proszę następnym razem przypilnować kolegę, a i tutaj jest
mandat do uregulowania. -podał nam kwitek. Siva zmęczony opadł na
kanapę.
-Gdzie
Max?
-Nie
wiem...
-Coś ty
zrobił?! Niszczenie mienia? -Amy przeczytała na mandacie.
-Rzekomo
usiłowałem wejść na londyńskie oko... -tu nastała dłuższa
przerwa, gdyż Siv'a ugasił swoje pragnienie całą butelką wody.
-A Max?
-No on
chyba był ze mną, ale ja w sumie nie wiem... - przez ponad godzinę
chłopcy usiłowali skleić swoje urywki do jednej całości i
ustalić przebieg wydarzeń. Jednak zamiast całej relacji mieliśmy
tylko pojedyncze punkty, małe wskazówki.
___________________________________
Podoba się ?
Tyle zleceń na sesje, że się ogarnąć nie mogę. Czuję nagły przypływ sił, ale nie do nauki (buhaha), tylko do walki z samą sobą. Oby tak dalej i jak najdłużej!
Oczywiscie ze sie podoba !!!! ;* czekam na next :*
OdpowiedzUsuńGdzie jest Max?
OdpowiedzUsuńGdzie on jest do cholery?
Nie podoba mi się to Claudia^^
Coś czuję, że maczał w tym palce Marc..
Swoją drogą nieźle się chłopaki schlali xd
Dziewczyny z resztą też nie gorzej ;D
Czekam na nexta :) ;*
Wpadnij - http://together-we-can-keep-our-love-alive.blogspot.com/
ja pierdzi**e Kac Vegas normalnie xD
OdpowiedzUsuńswietne swietne swietne ^^
czekam na nn :)
ciągle nie mogę się nadziwić temu skąd ty bierzesz tyle nowych pomysłów... co rozdział to jakaś nowa intryga... normalnie szacun!!!
OdpowiedzUsuńmam nadzieję że Max nie narozrabiał za bardzo;P
genialny rozdział!!!! no i jak zwykle w takim momencie się akcja urwała że z niecierpliwością czekam na next:D
OdpowiedzUsuń56 year-old Accountant III Aurelie Chewter, hailing from Pine Falls enjoys watching movies like "Low Down Dirty Shame, A" and Fashion. Took a trip to San Marino Historic Centre and Mount Titano and drives a Ferrari 250 SWB Berlinetta. wizyta
OdpowiedzUsuń