Z tabletem w ręku niemalże biegłam
do centrum handlowego, gdzie miałam spotkać chłopaków z zespołu.
Ciągle odbierałam telefony z firmy, bo w ciąż pojawiały się
nowe problemy z organizacją premiery. Tuż przed wejściem
zobaczyłam piątkę mężczyzn, którzy rozdawali autografy, jak
można się było domyśleć, swoim fankom.
-No dobra, koniec tego
zbiegowiska!-krzyknęłam na rozwrzeszczane dziewczyny, które
chciały jeszcze „jedno” zdjęcie. Chłopcy spojrzeli na mnie z
niedowierzaniem, że nie jestem dla nich milutka jak wszyscy. Fanki w
mgnieniu oka rozeszły się patrząc na mnie jak na najgorszego
człowieka pod słońcem. -Bez niepotrzebnego owijania, idziemy
szukać Wam jakiś strojów na sobotnią imprezę. Jesteśmy już
spóźnieni do Jacobs'a, więc nogi za pas i idziemy!- wysunęłam
się na prowadzenie tej „wycieczki”.
-Co to za laska, matko jedyna.-
słyszałam szepty chłopaków. Byłam wściekła, bo jeden z
najlepszych projektantów specjalnie dla mnie odwołał kilka swoich
spotkań, by móc okiełznać tą piątkę, a my się na dodatek
spóźniamy! Wreszcie weszliśmy do butiku. Jacobs już siedział
przy stoliku pijąc małą latte.
-Przepraszam za spóźnienie. Wybacz,
ale taki szalony dzisiaj mam dzień.- przywitałam się z brunetem
całusem w policzek.
-To nasi modele?- mężczyzna spojrzał
na zdezorientowanych chłopaków znad swoich dużych, czarnych
okularów.
-Musisz ich jakoś ubrać na premierę
nowej płyty.- upadłam na fotel i zatopiłam się w miękkim
materiale, którym był obszyty.
-Zapraszam panowie do przymierzalni.-
przez 4 godziny stroili się w jakieś ciuszki, od kolorów i wzorów
mieniło mi się w oczach. Nie mogliśmy się na nic zdecydować.
Garnitury były fajne, ale podobały nam się zwykłe jeansy, niczego
sobie były marynarki, ale świetnie wyglądały turkusowe koszule. W
końcu stanęło na srebrnych garniturach, białych koszulach i
butach typu sportowego. Jeszcze kilka małych detali i chłopcy
wyglądali jak z okładki.
-No dobra, teraz jestem wam winna małe
przeprosiny – gdy wyszliśmy ze sklepu stanęłam przed chłopakami.
Oni otworzyli oczy szeroko ze zdumienia.
-Przeprosiny?- jeden z nich, nawet nie
wiedziałam kto, jak ma na imię, zapytał.
-Ten pośpiech, ale to nie moja wina.
Londyn to miasto korków i tutaj doba nie ma na pewno 24 godzin!-
uśmiechnęłam się.
-To może zacznijmy od nowa- wysoki,
wysportowany chłopak wyciągnął do mnie rękę- Max. A to Nathan,
Siva, Jay i Tom.
-Claudia, chodźcie, zjedzmy coś
dobrego- udaliśmy się do chińskiej restauracji na parterze
galerii.
Śmialiśmy się i gadaliśmy bez
opamiętania. Wyglądało to, jakbyśmy byli paczką znajomych ze
szkoły. Nagle w restauracji pojawił się Marc.
-Cześć- chłopak położył swoją
dłoń na moim ramieniu.
-O hej! Co ty tu robisz?- wstałam i
pocałowałam go.- To jest mój chłopak, Marc, Marc to The Wanted.-
wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
-Widzę, że chyba muszę być
zazdrosny, ty jedna w takim towarzystwie.- chłopak objął mnie w
pasie, jakby chciał pokazać, że jestem jego, a oni mogą wyłącznie
na mnie popatrzeć.
-Daj spokój.- uderzyłam go po
ramieniu.- Przysiądziesz się?
-Mam tu zaraz spotkanie z inwestorem,
zobaczymy się w domu.-Marc udał się do drugiej części sali.
-Długo się znacie?- chłopaki zaraz
zaczęli wypytywać.
-Od 3 lat jesteśmy ze sobą. Nie
ważne, jutro spotykamy się u mnie w firmie i pojedziemy oglądać
lokale, ok'ej? Pasuje wam o 8.30?- wstałam i zaczęłam zbierać
swoje rzeczy.
-O 8.30?! -Tom zerwał się na równe
nogi- to przecież będziemy musieli pójść spać o 22, żeby wstać
o 6, żeby jeszcze zjeść śniadanie to o 5.40 i jeszcze... może o
9.30?- brunet patrzył na swoich kolegów, ale oni wiedzieli, że ze
mną tak łatwo nie będzie.
-O 9 chcę was widzieć!- krzyknęłam
wychodząc z restauracji. Pojechałam do domu. Byłam tak zmęczona,
że zasnęłam w ubraniu na kanapie.
Obudziłam się o 6 w łóżku. Miałam
na sobie tylko bieliznę i wczorajszą koszulkę. Obok mnie spał
Marc. Po cichu wstałam i poszłam wziąć prysznic. Właśnie
kończyłam układać włosy, gdy do łazienki wparował Marc.
-Czy ty wiesz, która jest godzina?!-
chłopak był bardzo zdenerwowany.
-Godzina 6 minut 45 i 34 sekundy o 35
sekund- spojrzałam najpierw na zegarek, potem na niego.
-Dziewczyno, przystopuj! Ciągle gdzieś
biegniesz, mijamy się w drzwiach, a to w jakiś knajpach spotykamy
się na 3 minuty! Tak nie da się żyć! Kiedy my zjedliśmy wspólnie
kolację?
-O co ci chodzi? Przecież u nas było
tak zawsze. Ty, wielki pan deweloper latasz na te swoje budowy, a ja
biegam za swoją firmą. Nic na to nie poradzę. - wymachiwałam mu
szczotką przed nosem. Nie rozumiałam jego uniesienia. U nas zawsze
było tak, że spotykaliśmy się tylko w nocy, w łóżku. Czasami
zdarzyły się nam wspólne popołudnia. Nigdy to mu nie
przeszkadzało, nigdy.
-Po prostu powiedz, że nie chcesz ze
mną być, no powiedz to!- wściekłam się. Przez przypadek
strąciłam okrągłe lustereczko z komody. Rozbiło się na tysiące
małych kawałeczków. W pośpiechu zabrałam torbę i kluczki od
auta, i z trzaskiem drzwi opuściłam mieszkanie.
-Witam Państwa, Claudia czeka już na
Was- Natsha wskazała duże drzwi do mojego gabinetu boysbend'owi.
-Jak ty się tutaj urządziłaś!- Jay
rozglądał się po pokoju. Faktycznie, moje biuro było wyjątkowe.
Dwie potężne ściany były przeszklone, a za nimi rozpościerał
się widok na centrum Londynu. Tuż przy oknie stało duże biurko,
wzdłuż jednej ze ścian poustawiane były szafki, a po drugiej
stronie stała kanapa, dwa fotele, stolik i mały barek.
Przez cały ten dzień obejrzeliśmy
chyba około 10 sal. W końcu zdecydowaliśmy, że impreza odbędzie
się w klubie P3. Kosztowało mnie to długiego przekonywania
właściciela, aby odwołał jakąś inną potańcówkę tego dnia.
Na całe moje szczęście udało się go przekabacić na właściwą
stronę. Rozstałam się z chłopakami późnym popołudniem.
Wiedziałam już, że ta impreza się odbędzie. Brakowało nam tylko
kilku małych szczegółów.
W domu byłam na 20. Cały dzień nie
miałam czasu nawet pomyśleć o porannej kłótni z Marc'iem. Nie
chciałam dalszej konfrontacji, więc postanowiłam, że od razu udam
się do łóżka. Tak jak przewidywałam, Marc był już w domu.
Siedział przed laptopem ze stertą papierów. Nawet na mnie nie
spojrzał, gdy weszłam do domu. Rzuciłam mu tylko krótkie „cześć”
i zniknęłam za drzwiami sypialni. Właśnie przebierałam się w
piżamę, gdy ten wparował do pokoju.
-Tylko tyle masz mi do powiedzenia?
-Marc daj spokój. Padam na twarz,
jutro mam jeszcze tyle załatwień.
-Ty masz zawsze ważniejsze sprawy ode
mnie, od nas!
-Nie mów tak. Widzisz dostałam
zlecenie na premierę tego zespołu co widziałeś ich w restauracji,
jeszcze jedna młoda para chce za wszelką cenę żebym zajęła się
ich ślubem.- bez żadnych emocji mówiłam, chciałam pokazać
chłopakowi, że to nie jest najlepszy moment na kłótnię.
-A co z naszym ślubem?! Co z nami?!
Kiedy wreszcie przyjmiesz zlecenie na nasze życie?! - chłopak
zabrał kluczyki od auta i zatrzaskując drzwi wyszedł z domu. Nie
miałam siły ani żeby płakać, ani za nim biec. Nie tym razem.
Premiera zbliżała się wielki
krokami, wszystko było już dopięte na ostatni guzik. Wszyscy nie
mogli doczekać się soboty i potańcówki. Marc nie wrócił do domu
od tamtej kłótni, wiem, że był w mieszkaniu, gdy ja byłam w
pracy. Nie wracał na noc. Pierwszy raz od 3 lat musiałam spać
sama. Nie, nie spałam, płakałam. Tylko i wyłącznie przez egoizm.
Przez te dni zatracałam się w pracy, uciekałam myślami do tego
czy krewetki będą świeże, czy chłopaki nie zapomną o krawatach.
To dawało mi chwilową ulgę, wolałam siedzieć z nimi i uśmiechać
się, niż zamartwiać się nad własnym życiem.
fajne opowiadanie
OdpowiedzUsuńpodoba mi się twój styl pisania tego opowiadania :D
czekam na kolejny rozdział
zycze weny ;)
fajny rozdział :-)
OdpowiedzUsuńWeny :)
oo lubię too :) dodawaj kolejny :P
OdpowiedzUsuńSUPPPEEER!!!! Juz nie moge doczekać sie nexta!!!
OdpowiedzUsuńSzybciutko go pisz bo nam mało czasu zostało!!!
Bo...bo...bo przecie niedługo koniec świata ;(
Szkoda ;(
Ale to przeie nie nasza wina ;)
Weny!!!
PS:Masz fejsa??? Jak tak to daj mi linka to cie zaprosze ;)